piątek, 21 marca 2014

Dwudziesty dziewiąty: Nie przyjmuję żadnych akwizytorów!

CRISTINA

  Rodzice od rana siedzą w klinice, a ja siedzę w domu. Z nudów trochę posprzątałam, a nawet ugotowałam obiad. Nudziłam się jak mops. Chodziłam po całym domu i ogrodzie, leżałam na kanapie, słuchałam muzyki, oglądałam telewizję, a nawet do łazienki chodziłam z telefonem w dłoni. Wcześniej codziennie dzwonił przynajmniej dwa albo trzy razy dziennie z nadzieją, że odbiorę, a dziś nic! Minęła już czternasta, a tu nic! Ja sama już trzy razy próbowałam wybrać jego numer, ale coś mnie cholera powstrzymywało. Wstydziłam się za to, że mu nie uwierzyłam, a teraz tak nagle mi się odwidziało. Kocham go i tyle. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi i zerwałam się z kanapy, jakby to miałbyć sam król. Pośpiesznie otworzyłam drzwi i zobaczyłam...
   - Dzień dobry, przesyłka kurierska dla państwa Velmy i Vincente Malave. - powiedział facet z lekkim uśmiechem, podając mi pudełko i na nim kartkę i długopis, bym pokwitowała odbiór. Podpisałam i oboje życzyliśmy sobie miłego dnia. Położyłam paczkę na komodzie i wróciłam na kanapę. Włączyłam galerię w swojej komórce i zaczęłam przeglądać nasze wspólne zdjęcia. Większość była archiwalna, bo robiliśmy głupie miny czy całowaliśmy się. Znalazło się też kilka z Bruno. Przy każdym obrazku się szeroko uśmiechałam. Chciałabym żeby tu teraz przy mnie był, ale ja przecież się cykam do niego zadzwonić! Znów usłyszałam dzwonek i pobiegłam do drzwi. W progu stało dwóch chłopaków, pewnie w moim wieku. 
   - Sprzedajemy piękne wiklinowe kosze. Chciałabyś może kupić? - wyszczerzył się jeden, podnoszą taki kosz do góry. 
   - Nie dziękuję. - pokręciłam głową. 
   - A może jednak? - namawiał drugi. - Mamy różne wielkości i wszystkie są bardzo wytrzymałe. - zachwalał.
   - Naprawdę nie potrzebuje, dziękuję. - powiedziałam i zamknęłam im drzwi przed nosem. Nie będą mi tu głowy zawracać jakimiś koszami... Ledwo doszłam do kanapy i znów usłyszałam dzwonek. Myślałam, że wyskoczę z siebie. Zdenerwowałam się i odwróciłam na pięcie, drepcząc do drzwi. - Nie przyjmuję żadnych akwi... - przerwałam, szeroko otwierając oczy i wstrzymując oddech. - Thiago. - szepnęłam. Czułam się jakbym wrosła w te panele w przedpokoju. Stałam i patrzyłam na niego. 
   - Wpuścisz mnie? - zapytał, a ja tylko skinęłam głową i przesunęłam się, by mógł wejść. - Cristina, posłuchaj... - zaczął, ale ja nie czekając na ciąg dalszy, mocno się w niego wtuliłam. 
   - Tęskniłam. - szepnęłam mu do ucha, zamykając oczy. 
   - Czyli już mi wierzysz?
   - Wierzę, przepraszam. Stworzyłam niepotrzebne zamieszanie. - oparłam głowę o jego ramię. 
   - Martwiłem się o ciebie - pogłaskał mnie po głowie. - Myślałem, że ci się coś stało. Ale na szczęście Lola mi wszystko wyjaśniła.  
   - Bo to wszystko było głupie. Zamiast porozmawiać z tobą, to uwierzyłam gazetom. - westchnęłam i złapałam go za dłoń. Usiedliśmy na kanapie. - Przecież gdybym spotkała nagle Tylera to też bym się uśmiechała.  
   - I ja bym się zachował dokładnie tak jak ty - zaśmiał się cicho. - Ale musisz mi obiecać, że już nigdy więcej nie wykręcisz takiego numeru! 
   - Obiecuję! - odparłam od razu i tuliłam się w jego ramię. - Będziemy o wszystkim rozmawiać. Po prostu do głowy przyszła mi wtedy taka głupota.
   - Dobrze wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał, a tym bardziej nie zdradził. - powiedział pewnie.
   - Ja głupia wtedy w to zwątpiłam. - posmutniałam. 
   - Ale teraz na szczęście możemy wrócić do bycia najszczęśliwszą parą na świecie - mruknął zmysłowo do mojego ucha i delikatnie musnął moją szyję swoimi ustami. 
   - Moi rodzice w każdej chwili mogą wrócić z kliniki. - zaśmiałam się. 
   - Twój ojciec na pewno nie będzie miał nic przeciwko - mruknął i uśmiechnął się cwanie.
   - On coś cię chyba za bardzo lubi... - spojrzałam na niego podejrzliwie. - A wiesz, że Lola jest w ciąży? 
   - Co? Przecież mieli brać rozwód!
   - I tak nie wierzyłam w to, że wezmą. Są dla siebie stworzeni, są małżeństwem, a teraz jeszcze rodzina im się powiększy. Pogodzili się tu, w Maladze i praktycznie pod moim domem. - zaśmiałam się.
   - Szkoda, że nie masz kamery przed domem! Isco na pewno zrobił show - również się zaśmiał.
   - Zaczął krzyczeć na całe gardło, że zostanie ojcem. - położyłam głowę na jego ramieniu. 
   - To musi być wspaniała chwila - uśmiechnął się lekko. - Też bym chciał zostać ojcem, kiedyś.
   - Może o tym pomyślimy? - delikatnie musnęłam jego wargi.  
   - Możemy nawet teraz - wyszeptał. 
   - Jesteś w gorącej wodzie kąpany. - zaśmiałam się, a on wpił się w moje usta i delikatnie ułożył na kanapie. Zwisał nade mną i delikatnie muskał swoimi wargami moją szyję i usta. Włożył ręce pod moją koszulkę i po woli zaczął ją podciągać do góry. Nie widziałam go tydzień, nie czułam jego dotyku, a nawet się na niego boczyłam. Tęskniłam za nim jak cholera. Podniosłam się lekko, by mógł zdjąć ze mną bluzkę.
   - Cristina, zdawało mi się, że kurier był. - usłyszeliśmy głos mojej mamy i oboje jakby zamarliśmy, otwierając szeroko oczy i patrząc na siebie. W tym momencie poczułam się jak nastolatka, która właśnie została nakryta ze swoim tajemniczym chłopakiem. - Emmm, dobra, nie widzę. - zmieszała się. - Biorę paczkę, i... I... Już mnie nie ma. - dodała i wyszła, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
   - Kocham cię. - uśmiechnął się szeroko i oparł czoło o moje. 
   - Też cię kocham. - szepnęłam i położyłam dłoń na jego policzku. - Dziękuję. 
   - Za co? - zdziwił się Thiago. 
   - Za bramkę. - uśmiechnęłam się. - Ucieszyłam się bardzo wtedy. 
   - To dobrze. - zaśmiał się i wtedy na mnie opadł. - Nie chce mi się ruszać. Za dobrze mi tu z tobą. - mówił. Uśmiechnęłam się i położyłam dłonie na jego plecach, obejmując go. - Mam cię z powrotem i jestem szczęśliwy. - szepnął mi do ucha, a ja pogładziłam go po włosach. 
  Następny dzień miał być ostatnim wolnym, bo my musieliśmy wracać do Manchesteru, a Lola z Isco do Madrytu. Postanowiliśmy wykorzystać ten czas wspólnie i umówiliśmy się w centrum miasta. Szłam za rękę z moim chłopakiem, za którym wszyscy się oglądali. Dlaczego to raczej było pewne. Thiago ciągle na mnie zerkał i uśmiechał się pod nosem. Robił to, bo stała się rzecz bardzo rzadka. Mianowicie, ubrałam sukienkę. Uwielbiał gdy to robiłam. Doszliśmy w umówione miejsce, gdzie czekało już na nas młode małżeństwo. 
   - Hej. - uśmiechnęłam się do nich. 
   - Cześć - Lola wyszczerzyła się do nas, a Isco skinął głowa. Usiedliśmy naprzeciwko nich.
   - Mówcie co słychać? Jak tam informacja o zostaniu dziadkami? - spojrzałam na Isco.     
   - Wszyscy są tacy szczęśliwi! - uśmiechnął się szeroko. - Moja mama jest w siódmym niebie.
   - Potwierdzam - zaśmiała się cicho blondynka.    
   - Moi rodzice też się cieszą. - zaśmiałam się. - A jak tam emocje przyszłego tatusia?  
   - Jestem najszczęśliwszym facetem na świecie - wyszczerzył się i ucałował blondynkę w policzek.
   - Wiecie, że on gada do mojego brzucha? - rzuciła w naszą stronę Lola. 
   - Już?! - zaśmiał się Thiago. - Co takiego jej albo jemu opowiadasz? 
   - Że tatuś kocha dzidziusia - odparł całkiem poważnie.
   - Wie o dziecku dwie doby i już świruje? - uśmiechnęłam się. - Jestem ciekawa co będzie później.
   - Potem to on tego dziecka nawet Loli nie odda. - dorzucił roześmiany Alcantara. 
   - Oddam, jak będzie mu trzeba zmienić pieluszkę - powiedział ze śmiechem i zajrzał do menu. - Co sobie zjemy? - zapytał nas.
   - Coś dobrego - odpowiedziała mu żona.
   - Pamiętasz Lola jak zawsze tu uciekałyśmy coś zjeść, gdy moja babcia zajmowała u mnie kuchnie? - spojrzałam na przyjaciółkę.
   - A co? Źle gotowała? - zapytał Thiago.
   - Nie, ale zawsze wmuszała w nas potrójne porcje. - odpowiedziała Lola.       
   - Teraz to dla ciebie idealne - wyszczerzył się Isco, ale po chwili dostał od Loli w łeb. - Żartowałem tylko - puścił do nas oczko. 
   - Lola, a co z twoimi rodzicami? Chyba powinni wiedzieć, że zostaną dziadkami? 
   - Chce im to powiedzieć osobiście, więc będę musiała polecieć do Nowego Jorku - mruknęła cicho, bo nasi mężczyźni właśnie zamawiali dla nas jedzenie. - Wyobrażasz sobie reakcję mojej mamy?   
   - Chyba nie. Po niej to nigdy nic nie wiadomo. - powiedziałam do niej. - Wkurzy się jeszcze bardziej, albo lepiej dla was, uda się ją przekonać.
   - Ona nie wygląda na kobietę, która lubi dzieci - dodał Isco.
   - Nie dołuj żony - posłałam mu mordercze spojrzenie.
   - No przestań, przecież urodziła i wychowała Lolę, prawda? - odezwał się Thiago. 
   - Byłam wpadką! - wypaliła Lola i od razu zaczęła jeść, bo przystojny kelner dostarczył nam talerze z jedzeniem. 
   - Ale udaną. - wyszczerzył się Isco i cmoknął ją w policzek. 
   - Jest słodki, prawda? - zaśmiała się i spojrzała na mnie oraz Thiago. - Cieszę się, że już ze sobą rozmawiacie.
   - Dzień dłużej i pewnie bym wyszła z siebie, a to przez tatę i Isco. - wskazałam na niego. - Za co jestem im wdzięczna. - dodałam szybko, całując Thiago w policzek.  
   - Ja tylko chciałem wam pomóc - próbował się bronić Alarcon.
   - I bardzo dobrze zrobiłeś - Lola pogłaskała go po dłoni.  
   - Zrobił idealnie. - uśmiechnął się Thiago, puszczając do mnie oczko. - Ledwo skończył się mecz, a ja już chciałem tu przyjechać, jednak trener puścił mnie dopiero na następny dzień. 
   - Właśnie! Wyciągnęliście coś od Alvaro?  
   - Nie miał wyjścia. - wyszczerzył się Isco. - Jak go dorwaliśmy to wyśpiewał wszystko. Podobno ją puknął!
   - Co?! - prawie co nie zakrztusiłam się swoją wodą.
   - W sensie na światłach, w samochód. - powiedział szybko Thiago. - Podobno stała i się na niego darła, a ten niczym sierotka Marysia i na nią patrzył jak w obrazek. 
   - Pokazał wam jakieś zdjęcia? Jak ma na imię? Ile ma lat? Pracuje czy studiuje? Ile są razem? - Lola zaczęła zadawać mnóstwo pytań.
   - Ej, ej! Spokojnie. - zaśmiał się Isco. - Ma na imię Lisa.
   - I podobno zanim wyjechał zaproponował jej chodzenie, ale ta mu nie odpowiedziała, a później przed meczem napisała mu SMS-a, że się zgadza. Był przeszczęśliwy. - mówił Thiago.
   - I co najważniejsze! - Isco podniósł palec. - Woody ją polubił. - powiedział poważnie, a ja i Lola wybuchnęłyśmy śmiechem. 
   - No tak, bo akceptacja przez pupila jest najważniejsza - blondynka uśmiechnęła się szeroko.
   - Taka prawda. Gdyby Messi cię nie polubił, to bylibyśmy już po rozwodzie - odpowiedział Isco.
   - Czyli każda twoja dziewczyna nie musiała być akceptowana przez rodziców, ale przez psa? - Lola spojrzała na niego pytająco. 
   - A może ja nie miałem wiele dziewczyn, co?
   - Miałeś modliszkę - dodałam szybko.
   - Modliszka była błędem. - odpowiedział.
   - I dobrze. Ja już miałam jej dość pierwszego dnia, kiedy ją poznałam. - zauważyłam. 
   - Ja też! - wyszczerzyła się Lola.
   - Czyli tylko ja ją lubiłem? - zapytał Isco poważnie, a nasza trójka się na niego spojrzała. - No co?
   - Ja już ją znałam i wiedziałam co to za ziółko i nigdy nie pomyślałam, że któryś z waszej paczki na nią chociaż spojrzy. 
   - Facet ma swoje potrzeby - odparł Alarcon i uśmiechnął się do żony dwuznacznie.
   - Ty może coś insynuujesz? - zapytała blondynka. 
   - Porozmawiamy o tym w domu - pocałował ją w usta i spojrzał na nas. - A wy wracacie do Manchesteru?
   - Jutro wsiadamy do samolotu i wracamy. - odparłam i upiłam trochę wody ze szklanki. 
   - My też. Najpierw Madryt, a później Nowy Jork - powiedziała Lola z lekkim uśmiechem na ustach. - To lecicie razem? - zapytał mój ukochany.
   - Jasne. Muszę mieć go przy sobie cały czas - zaśmiała się cicho blondynka i objęła jego ramię, na którym po chwili położyła głowę.
   - No to trzymamy za was kciuki. - uśmiechnęłam się i przytuliłam do Thiago.
   - Przyda się. - odpowiedział Isco.
   - Nie będzie tak źle. Myślę, że rodzice się ucieszą - Lola próbowała przekonać Isco, by nie był tak wrogo nastawiony do teściów. - Moja mama w końcu cię zaakceptuje.
        
LOLA

  Po powrocie od rodziców Isco byliśmy w Madrycie zaledwie kilka godzin. Zabraliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i wylecieliśmy do Nowego Jorku, aby zobaczyć się z moimi rodzicami.
Bałam się tego spotkania, co nie uszło uwadze mojego męża. Cały czas mi powtarzał, że wszystko będzie dobrze i cokolwiek się stanie, on zawsze będzie ze mną. Znaczy się z nami.
Po długogodzinnym locie zatrzymaliśmy się w hotelu w samym centrum Nowego Jorku. Znałam to miasto, jak własną kieszeń, więc nie było problemu z poruszaniem się. Najpierw chciałam mu pokazać kilka miejsc, ale on stwierdził, że powinniśmy mieć spotkanie z rodzicami z głowy.
Przebrałam się więc w sukienkę i dobrałam do tego kilka dodatków. Francisco również postawił na elegancję i ubrał koszulę, ciemne spodnie oraz nałożył marynarkę.
   - Wow, to tutaj mieszkałaś? - zapytał, kiedy zatrzymaliśmy się przed ogromnym domem moich rodziców.
   - Tak - uśmiechnęłam się lekko i zadzwoniłam do drzwi. - Moi rodzice ciężko na to pracowali.
   - Widzę, że bardzo ciężko. - westchnął i złapał mnie za dłoń. - Idziemy? 
   - Yhym. Jestem gotowa - odparłam i weszłam do domu. - Mamo? Tato? - zawołałam, lecz odpowietrzała nam głucha cisza.
   - Może ich nie ma?    
   - Lola?! Dziecko, to ty? - usłyszałam po chwili głos dobiegający z piętra. Po chwili z góry zbiegła moja matka. - Och... - zatrzymała się. - Myślałam, że przyjechałaś sama.  
Spojrzałam na Isco, który ledwo się hamował. Widziałam po jego minie, że najchętniej by stąd wyszedł.
   - Przyjechałam ze swoim mężem - zakomunikowałam jej i rozejrzałam się po ogromnym salonie. - Taty nie ma?
   - Jest na górze. Pracuje - odparła sucho i gestem ręki wskazała byśmy usiedli na kawowej kanapie. - Napijecie się czegoś?
   - Poproś Dorotę, aby zrobiła mi latte - uśmiechnęłam się do niej lekko.
   - A twój mąż? - zapytała oschle. 
   - Może wody - powiedział cicho i ścisnął moją dłoń.
   - Dobrze - skinęła głową i skierowała się w stronę kuchni.
   - Jest jeszcze bardziej przerażająca - wyszeptał Francisco, a ja cicho zachichotałam. 
   - Mogę prosić o kolejną kawę? - usłyszeliśmy bas mojego ojca, schodzącego po schodach. - O! Dzieci! - uśmiechnął się szeroko o podszedł do nas. Najpierw mocno uścisnął mnie, a później Isco. - Jak miło was widzieć. 
   - Pana również - odparł Isco.
   - Mów mi tato - puścił do niego oczko.
   - Tato.. - usłyszałam z tyłu głos mojej matki, która miała na sobie idealnie pasującą sukienkę.
   - Gracio, masz coś przeciwko temu? - ojciec zmarszczył brew. 
   - Chyba znasz moją odpowiedź - odparła lodowatym tonem. - Ale nie o tym będziemy rozmawiać. Co was do nas sprowadza? - przeniosła swój wzrok na naszą dwójkę.
   - To bardzo ważna sprawa - pierwszy odezwał się Isco.
   - Nie pana pytałam!
   - Mamo, możesz przynajmniej na chwilę przestać i nas wysłuchać? - spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem. Przewróciła oczami i usiadła. Wtedy gosposia moich rodziców wniosła tacę i tam nasze napoje. Uśmiechnęłam się lekko do niej gdy wychodziła.
   - O czym chcieliście z nami porozmawiać? - zapytał ojciec. 
   - Ja to zrobię - mruknął Isco i głośno westchnął. - Wiem, że pani nie potrafi zaakceptować naszego małżeństwa i mnie jest to naprawdę obojętne, ale dla mojej żony to bardzo wiele znaczy - zaczął, spoglądając na moją matkę. - Jednak teraz sytuacja się bardzo zmieniła.
   - Daruj sobie to kazanie i mów o co chodzi - warknęła.
   - Będziemy mieli dziecko - powiedział ledwo słyszalnie.
   - Co proszę?! Chyba się przesłyszałam! - wołała moja mama.
   - Jestem w ciąży. Będziemy mieli dziecko. - powiedziałam głośniej. - Chciałam żebyście wiedzieli.
   - Kochanie, to wspaniale! - tata wstał i mocno mnie uścisnął. Wiedziałam, że zawsze u niego miałam pełne wsparcie, a w szczególności teraz. To było dla mnie naprawdę ważne. 
   - Zawsze marzyłam o tej chwili - powiedziała mama ze łzami w oczach. - Ale nigdy nie sądziłam, że ojcem mojego wnuka będzie mężczyzna, którego nie potrafię zaakceptować.
   - Mamo, nie mów tak - westchnęłam i spojrzałam na męża. Widziałam, że było mu ciężko i wcale mu się nie dziwiłam. Starał się mi pokazać, że jest twardy, ale bolały go słowa mojej matki.
   - Nie przesadzaj, Gracio. Francisco uszczęśliwia naszą córkę - mruknął tato i przytulił mamę. - Nie płacz, kochanie.           
   - Mamo. - szepnęłam. - Proszę, daj mu szansę. Kocham go i wiem, że będzie wspaniałym ojcem.  
   - Chodźcie tu do mnie - mruknęła cicho i posłała mi lekki uśmiech. Po chwili przytuliła nas oboje. - Cieszę się, że zostaniecie rodzicami.
   - Dziękuje, mamo - wyszeptałam jej do ucha.  
   - W końcu. - tata klasnął w dłonie. - Musimy to jakoś uczcić!
   - Może pójdziemy na jakiś obiad? - zapytała mama, spoglądając na nas. - Później możemy pokazać Francisco miasto.
   - To nie jest konieczne - uśmiechnął się lekko.
   - No tak. Na pewno planowaliście jakiś romantyczny dzień we dwoje.
   - Ale na wspólny obiad możemy iść. - uśmiechnęłam się, ściskając dłoń męża. Mogłam teraz skakać z radości. Mama zaakceptowała Isco. Jestem w pełni szczęśliwa!   
   - Super - ucieszyła się. - Więc.. Jak wam się układa?
   - Dobrze, bardzo dobrze.
   - To widać - zaśmiał się tata.
  Udaliśmy się z moimi rodzicami na obiad do jednej z ulubionych restauracji mamy. Pozwoliliśmy jej wybrać, bo był to szczególny dla nas oraz niej dzień. Wreszcie zaakceptowała mojego męża i nasze małżeństwo, co było nas mnie najważniejsze. W końcu byłam kompletnie szczęśliwa.
  
CRISTINA

   Kilka dni później znów przywiało nas do Madrytu. Urwaliśmy się, bo Thaisa ze swoją drużyną grały finał młodzików damskiej piłki koszykowej. Nie mogliśmy tego przegapić. Prosto z lotniska pojechaliśmy na halę i znaleźliśmy miejsce obok Rafy, Bruno i ich rodziców. Przyjechaliśmy na styk. Minęło kilka minut i nastolatki wyszły na boisko. Thaisa gdy nas tylko zobaczyła, szeroko się uśmiechnęła. Ja mówiłam, to jest u nich rodzinne! Z resztą w przyszłości to nie miałabym nic przeciwko temu żeby nasze dzieci to odziedziczyły. To jest słodkie! 
  Mecz zakończył się wygraną drużyny siostry Thiago, więc wszyscy bardzo się cieszyliśmy, a w szczególności sama dziewczyna. Po meczu razem z drużyną i ich rodzinami udaliśmy się na jakąś salę, gdzie tam nastolatki miały świętować. Następnie udaliśmy się do hoteli. 
Zanim zasnęliśmy, zadzwoniliśmy jeszcze do Loli i Isco. We czwórkę uknuliśmy genialnie szatański plan, który mieliśmy wprowadzić jutro z samego rana. 
 Nazajutrz, obudziliśmy się naprawdę wcześnie. Ubraliśmy się i zjedliśmy śniadanie. Trzymając się za ręce, spacerem udaliśmy się pod apartamentowiec, w którym mieszkał Alvaro. Poczekaliśmy może z pięć minut, gdy dołączyli do nas także nasi wspólnicy. 
   - Cześć. - szeroko się uśmiechnęłam i uścisnęłam Lolę. - Wyglądasz pięknie. Ciąża ci służy kochana. 
   - Chciałabym to samo powiedzieć tobie, ale na to muszę jeszcze poczekać - zaśmiała się i puściła oczko do Thiago.  
   - Zawsze coś można na to zaradzić. - zaśmiał się, a ja uderzyłam go lekko łokciem w żebro. 
   - Pewnie, że można. Tylko musisz to inteligentnie rozegrać - powiedział z szerokim uśmiechem Isco, którzy trzymał za dłoń swoją żonę. 
   - To dobra rada. - zauważył Thiago, a ja jedynie przewróciłam oczami.
   - I jak, gotowi? - wskazałam na wejście do budynku. 
   - Pewnie - odparła Lola i ruszyliśmy w stronę wejścia. - Alvaro nas zabije!
   - Zasłonimy się tobą. Ciężarnej nie pobije. - wyszczerzyłam się. 
   - Niech tylko spróbuje! - krzyknął Isco.
   - Dobra, to kto na pierwszy ogień? - zaśmiał się Thiago, gdy staliśmy już pod drzwiami mieszkania Vazqueza.
   - Mogę ja. - Isco wyciągnął dłoń i nacisnął na klamkę. Drzwi okazały się otwarte, więc po cichu weszliśmy do środka. 
   - Czuje się jak na jakieś misji - wyszeptała cicho blondynka.
   - Oj misja, nie misja... - zaśmiałam się pod nosem i wtargnęłam do pierwszego lepszego pokoju. 
   - Gdzie oni są? - zapytała Lola, kiedy w tym pokoju ich nie było.
   - Zapewne w sypialni - zaśmiał się cicho Isco i objął blondynkę ramieniem. - Gdyby nie ta misja, to pewnie też bym tam był.
   - Alarcon, nie marudź. - zaśmiałam się i nacisnęłam klamkę do następnych drzwi. Zajrzałam do środka i bingo! W łóżku leżał Alvaro i przytulał do swojego boku drobną szatynkę. Oboje spali. 
   - Jak ich budzimy?
   - Wylanie na nich wiadra wody byłoby za brutalne? - wyszczerzył się Isco. 
   - Zdecydowanie - Lola skinęła głową i uśmiechnęła się szeroko. - Słodko razem wyglądają.
   - W końcu widzę Alvaro z dziewczyną. To jest genialny widok. - rozmarzyłam się i wtedy chłopak zaczął się wiercić.  
   - Co wy tu robicie? - wymamrotał cicho.
   - A wpadliśmy poznać twoją dziewczynę - wyszczerzył się Isco.
   - Co? - zmarszczył czoło. Widać, że do końca się jeszcze nie obudził! Po chwili ogarnął i zaczął naciągać na nią bardziej kołdrę.   
   - Zostaw to, zostaw - Alarcon uśmiechnął się szeroko i podszedł bliżej łóżka, by obejrzeć wybrankę kumpla. - Ładna, nawet bardzo - ocenił.
   - Isco, wypad! Masz Lolę! - warknął cicho i spojrzał na Lisę. - Dajcie mi minutę i zaraz do was wyjdę. - złożył ręce jak do modlitwy. 
   - Pykniesz ją w minutę? - zapytał Isco.
   - A czy ty się czasem nie zapominasz? - zapytała Lola, która pokazała mu drzwi od pokoju. 
   - Może chodźmy. - zaśmiałam się i pociągnęłam obu panów za rękawy, wychodząc na korytarz. Lola wyszła za nami i zamknęła drzwi.
   - Ej, gdzieś tu powinien się wałęsać sławny Woody. - zaśmiała się blondynka. 
   - Z tego co widziałem na Instagramie Vazqueza jego ulubionym miejscem jest kanapa - powiedział Thiago i skierował się do salonu. 
   - I miejmy nadzieję, że go nie zmienił. - zaśmiałam się i ruszyłam za swoim chłopakiem. - I jest. - uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam kociaka zwiniętego w kulkę i śpiącego na kanapie. 
   - Jest śliczny! - zapiszczała Lola.
   - I jest mój - usłyszeliśmy za sobą głos Alvaro. - Pochrzaniło was?! - warknął i spojrzał na Thiago oraz Isco. 
   - Chcieliśmy ci zrobić niespodziewankę! - wyszczerzył się Alarcon.
   - I w końcu poznać twoją dziewczynę. - uśmiechnęłam się. 
   - Poznalibyście ją w odpowiednim czasie - westchnął i podrapał się po nagim torsie. - Gdybyś nie była w ciąży, to twój mąż dawno by już oberwał - zwrócił się do Loli.
   - Nie wiedziałam, że jesteś taki agresywny - za nim pojawiła się drobniutka szatynka.  
   - Cześć. - szepnął i objął ją ramieniem, całując w czubek głowy. - Dla Alarcona nie ma litości. - zaśmiał się.
   - Ej! - zawołał Isco z oburzoną minął.
   - No to może się poznacie? - zaproponował. - To jest Lisa, moja dziewczyna. Lisa, kochanie poznaj moich przyjaciół. Lola, Cristina, Thiago i Isco. - wskazał na nas po kolei. 
   - Miło mi was poznać - uśmiechnęła się szeroko i każdemu z nas podała dłoń na przywitanie. - Alavro bardzo dużo opowiada o swoich znajomych. Szczególnie o was.
   - Ciekawe co takiego mówił.. - mruknęła cicho Lola.
   - Widziałam już waszą seks taśmę - spojrzała się na młode małżeństwo.
   - Oj, chyba muszę poważnie porozmawiać z Marciem. - Isco zmarszczył brew.  
   - Bardzo poważnie - dodała Lola i przytuliła się do męża. - Rozumiem, że wakacje spędzamy razem? Na Ibizie? - dodała ze śmiechem.
   - Do wakacji jest jeszcze mnóstwo czasu - przypomniał jej Alvaro.
   - To nic, kochaniutki - puściła do niego oczko.
   - Teraz będzie cię miał kto pilnować. - zaśmiał się Thiago i objął mnie ramieniem. 
   - To może wy sobie gdzieś pójdziecie - Lola spojrzała na chłopaków. - A my sobie porozmawiamy z Lisą.
   - Mam się bać? - zapytała cicho.
   - Nie, nie - pokręciłam przecząco głową.
   - To chyba ja powinienem? - mruknął Alvaro, drapiąc się po głowie.
   - Oj przestań. Przecież na obu wyjazdach byłeś bardzo grzeczny. - poklepałam go po ramieniu.
   - Dobra Romeo, ubieraj się i idziemy. Nasze damy nas tu nie chcą. - westchnął Isco. 
   - Twoja dama ma cię dość - blondynka posłała mu całusa w powietrzu i uśmiechnęła się szeroko.
   - Policzymy się w domu! - odpowiedział jej.
   - Już nie mogę się doczekać - powiedziała ze śmiechem i usiadła na kanapie.
   - Isco, ty zawsze tylko o jednym. - zaśmiałam się i razem z Lisą usiadłyśmy obok Loli. 
   - Nie masz pojęcia o czym myślałem - wyszczerzył się do mnie.
   - Idź już! - krzyknęła Lola i po chwili nasi mężczyźni zniknęli za drzwiami. - No, to opowiadaj - szturchnęła łokciem wystraszoną Lisę.    
   - Ale co? - zaśmiała się dziewczyna.
   - No jak to było z wami od początku! - wyszczerzyła się blondynka.
   - Na początku? Na początku to uważałam go za idiotę, ale później okazał się słodki. - zachichotała. 
   - Słyszałyśmy tylko coś o puknięciu - wyszczerzyłam się. - Alvaro zawsze powtarzał, że nikogo nie chce, więc byłyśmy zdziwione, kiedy strzelił dla ciebie bramkę!
   - Ja też byłam zdziwiona, ale również i szczęśliwa - uśmiechnęła się lekko. - Uszczęśliwia mnie.     
   - Bo Alvaro to fajny facet. - uśmiechnęłam się.
   - Wiem. - odpowiedziała. - A mnie bardzo zaintrygowały wasze historie miłosne. - dodała. 
   - Tylko mi nie mów, że on ci wszystko opowiedział! - powiedziała szybko Lola.
   - Tyler, Noel, Monica, ślub... chyba tak. - skinęła głową. - Ale nie miejcie mu tego za złe, bo ja go ciągnęłam za język. - spojrzała na nas. - Jesteście ze swoimi facetami po rocznej przerwie, to jest przecież piękne. 
   - Masz rację - pokiwałam twierdząco głową. - Obie dużo przeszłyśmy, ale teraz jesteśmy szczęśliwe.
   - Nawet bardzo, a Lola to nawet podwójnie. - zachichotałam.  
   - To początek drugiego miesiąca - uśmiechnęła się lekko i pogłaskała po brzuchu, który jeszcze był płaski. - Marzę o córeczce!
   - I na pewno ją będziesz miała - zaśmiała się Lisa. - Bardzo się cieszę, że mogłam was poznać.
   - No i jeszcze zostały ci Llorena, Viola i Maite. - dodała Lola. 
   - Ale nie martw się. Dziewczyny są świetne!
   - Mamy Lisę, czyli kolejna pomoc do wyswatania Camacho. - wyszczerzyła się Lola.
   - Nie zapominajmy o Rafie. Też na razie jest wolny. - zaśmiałam się. 
   - Nie do końca ich rozróżniam - wtrąciła nieśmiało Lisa. - Ale damy radę, prawda? - uśmiechnęła się szeroko.
   - E, przy nas i przy Alvaro za niedługo rozpoznasz każdego piłkarza. - poklepałam ją po plechach. - Matko... - westchnęłam i oparłam się. - Vazquez, wieczny kawaler ma dziewczynę. 
   - Świat się kończy - zachichotała Lola i spojrzała na drzwi, które właśnie się otwarły. Uśmiechnęła się szeroko, więc przypuszczam, że był to jej mąż.   
   - Nie mamy się gdzie podziać, więc wróciliśmy. - zakomunikował i usiadł obok Loli. 
   - Mam ci przypomnieć, że nasze mieszkanie właśnie stoi puste? - zapytała go.
   - Ale to za daleko!
   - Właśnie - poparł go Thiago. - Woleliśmy wrócić do was - pocałował mnie delikatnie w policzek.     
   - Jesteście słodcy. - zaśmiała się Lisa.
   - Jak to? A ja nie jestem? - oburzył się Vazquez i usiadł obok niej, wpijając się w jej usta.  
   - Może powinniśmy się już zbierać? - zapytał Isco i spojrzał na całującą się parę. 
   - To co mieliśmy załatwić, już załatwiliśmy. - zaśmiał się Thiago.
   - Więc będziemy uciekać. - dodałam, gdy Alvaro odczepił się od Lisy. 
   - A to się bardzo dobrze składa - wyszczerzył się i przytulił swoją dziewczynę. - Alę dziękuje za odwiedziny.
   - Bądź grzeczny - puścił do niego oczko Isco i złapał Lolę za dłoń.
   - Ty też.
   - Ja muszę - spojrzał wymownie na brzuch żony.     
   - My za to nie musimy. - wyszczerzył się Thiago i pocałował mnie w policzek. 
   - My też nie! Przecież nie jestem jeszcze słoniem - powiedziała zadowolona Lola.
   - Ale to może zaszkodzić dziecku - zakomunikował nam Isco.
   - Gadasz pierdoły, Alarcon. Chodźmy już - mruknęła blondynka i pożegnała się z Alvaro oraz Lisą. - Wpadnijcie raz do nas.
   - Na pewno to zrobimy - odpowiedziała jej szatynka.
   - Oni są genialni! - zaśmiałam się, gdy wychodziliśmy z budynku.
   - Masz rację. To fajnie, ze Alvaro się zakochał. - dodała mi Lola. 
   - Przeżywacie to bardziej od nich - jęknął Isco i objął Lolę w pasie. - Wybaczcie, ale jutro wyjeżdżam na bardzo długie zgrupowanie z Realem i muszę pożegnać się z żoną.
   - Jasne. Rozumiemy - wyszczerzył się Thiago.
   - Pa kochana! - przytuliłam się do Loli. - Thiago jutro rano też ma samolot do Manchesteru. - powiedziałam, gdy Isco i Thiago ściskali swoje dłonie. 
   - Zadzwoń później - wyszeptała i spojrzała na nich. - Jak tylko się ich pozbędziemy to wyruszymy gdzieś razem.      
   - Pewnie. Do zobaczenia. - pocałowałam ją w policzek i chwyciłam za dłoń mojego chłopaka. Patrzyliśmy jeszcze jak wsiadali do samochodu i odjeżdżali, a po chwili i my ruszyliśmy spacerkiem w stronę hotelu.
   - Ty też się ze mną pożegnasz? - uśmiechnął się cwaniacko.
   - A jakżeby inaczej? Przyjadę dopiero za tydzień, więc też się za tobą stęsknię. - wyszczerzyłam się i skradłam mu całusa w usta. Mocno mnie do siebie przytulił i objął ręką. 

***
I w końcu się zmobilizowałam do dodania rozdziału :) 
Jak po losowaniu? 

Ps. Dziś urodzinowo! Wszystkiego najlepszego dla Jordiego Alby, Jordiego Amata oraz Ronaldinho!