CRISTINA
Rodzice od rana siedzą w
klinice, a ja siedzę w domu. Z nudów trochę posprzątałam, a
nawet ugotowałam obiad. Nudziłam się jak mops. Chodziłam po całym
domu i ogrodzie, leżałam na kanapie, słuchałam muzyki, oglądałam
telewizję, a nawet do łazienki chodziłam z telefonem w dłoni.
Wcześniej codziennie dzwonił przynajmniej dwa albo trzy razy
dziennie z nadzieją, że odbiorę, a dziś nic! Minęła już
czternasta, a tu nic! Ja sama już trzy razy próbowałam wybrać
jego numer, ale coś mnie cholera powstrzymywało. Wstydziłam się
za to, że mu nie uwierzyłam, a teraz tak nagle mi się odwidziało.
Kocham go i tyle. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi i zerwałam się
z kanapy, jakby to miałbyć sam król. Pośpiesznie otworzyłam
drzwi i zobaczyłam...
- Dzień dobry, przesyłka kurierska
dla państwa Velmy i Vincente Malave. - powiedział facet z lekkim
uśmiechem, podając mi pudełko i na nim kartkę i długopis, bym
pokwitowała odbiór. Podpisałam i oboje życzyliśmy sobie miłego
dnia. Położyłam paczkę na komodzie i wróciłam na kanapę.
Włączyłam galerię w swojej komórce i zaczęłam przeglądać
nasze wspólne zdjęcia. Większość była archiwalna, bo robiliśmy
głupie miny czy całowaliśmy się. Znalazło się też kilka z
Bruno. Przy każdym obrazku się szeroko uśmiechałam. Chciałabym
żeby tu teraz przy mnie był, ale ja przecież się cykam do niego
zadzwonić! Znów usłyszałam dzwonek i pobiegłam do drzwi. W progu
stało dwóch chłopaków, pewnie w moim wieku.
- Sprzedajemy piękne wiklinowe kosze.
Chciałabyś może kupić? - wyszczerzył się jeden, podnoszą taki
kosz do góry.
- Nie dziękuję. - pokręciłam
głową.
- A może jednak? - namawiał drugi. -
Mamy różne wielkości i wszystkie są bardzo wytrzymałe. -
zachwalał.
- Naprawdę nie potrzebuje, dziękuję.
- powiedziałam i zamknęłam im drzwi przed nosem. Nie będą mi tu
głowy zawracać jakimiś koszami... Ledwo doszłam do kanapy i znów
usłyszałam dzwonek. Myślałam, że wyskoczę z siebie.
Zdenerwowałam się i odwróciłam na pięcie, drepcząc do drzwi. -
Nie przyjmuję żadnych akwi... - przerwałam, szeroko otwierając
oczy i wstrzymując oddech. - Thiago. - szepnęłam. Czułam się
jakbym wrosła w te panele w przedpokoju. Stałam i patrzyłam na
niego.
- Wpuścisz mnie? - zapytał, a ja
tylko skinęłam głową i przesunęłam się, by mógł wejść. -
Cristina, posłuchaj... - zaczął, ale ja nie czekając na ciąg
dalszy, mocno się w niego wtuliłam.
- Tęskniłam. - szepnęłam mu do
ucha, zamykając oczy.
- Czyli już mi wierzysz?
- Wierzę, przepraszam. Stworzyłam
niepotrzebne zamieszanie. - oparłam głowę o jego ramię.
- Martwiłem się o ciebie - pogłaskał
mnie po głowie. - Myślałem, że ci się coś stało. Ale na
szczęście Lola mi wszystko wyjaśniła.
- Bo to wszystko było głupie. Zamiast
porozmawiać z tobą, to uwierzyłam gazetom. - westchnęłam i
złapałam go za dłoń. Usiedliśmy na kanapie. - Przecież gdybym
spotkała nagle Tylera to też bym się uśmiechała.
- I ja bym się zachował dokładnie
tak jak ty - zaśmiał się cicho. - Ale musisz mi obiecać, że już
nigdy więcej nie wykręcisz takiego numeru!
- Obiecuję! - odparłam od razu i
tuliłam się w jego ramię. - Będziemy o wszystkim rozmawiać. Po
prostu do głowy przyszła mi wtedy taka głupota.
- Dobrze wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał, a tym bardziej nie zdradził. - powiedział pewnie.
- Ja głupia wtedy w to zwątpiłam. - posmutniałam.
- Dobrze wiesz, że nigdy bym cię nie okłamał, a tym bardziej nie zdradził. - powiedział pewnie.
- Ja głupia wtedy w to zwątpiłam. - posmutniałam.
- Ale teraz na szczęście możemy
wrócić do bycia najszczęśliwszą parą na świecie - mruknął
zmysłowo do mojego ucha i delikatnie musnął moją szyję swoimi
ustami.
- Moi rodzice w każdej chwili mogą
wrócić z kliniki. - zaśmiałam się.
- Twój ojciec na pewno nie będzie
miał nic przeciwko - mruknął i uśmiechnął się cwanie.
- On coś cię chyba za bardzo lubi...
- spojrzałam na niego podejrzliwie. - A wiesz, że Lola jest w
ciąży?
- Co? Przecież mieli brać rozwód!
- I tak nie wierzyłam w to, że wezmą.
Są dla siebie stworzeni, są małżeństwem, a teraz jeszcze rodzina
im się powiększy. Pogodzili się tu, w Maladze i praktycznie pod
moim domem. - zaśmiałam się.
- Szkoda, że nie masz kamery przed
domem! Isco na pewno zrobił show - również się zaśmiał.
- Zaczął krzyczeć na całe gardło,
że zostanie ojcem. - położyłam głowę na jego ramieniu.
- To musi być wspaniała chwila -
uśmiechnął się lekko. - Też bym chciał zostać ojcem, kiedyś.
- Może o tym pomyślimy? - delikatnie
musnęłam jego wargi.
- Możemy nawet teraz - wyszeptał.
- Jesteś w gorącej wodzie kąpany. -
zaśmiałam się, a on wpił się w moje usta i delikatnie ułożył
na kanapie. Zwisał nade mną i delikatnie muskał swoimi wargami
moją szyję i usta. Włożył ręce pod moją koszulkę i po woli
zaczął ją podciągać do góry. Nie widziałam go tydzień, nie
czułam jego dotyku, a nawet się na niego boczyłam. Tęskniłam za
nim jak cholera. Podniosłam się lekko, by mógł zdjąć ze mną
bluzkę.
- Cristina, zdawało mi się, że kurier był. - usłyszeliśmy głos mojej mamy i oboje jakby zamarliśmy, otwierając szeroko oczy i patrząc na siebie. W tym momencie poczułam się jak nastolatka, która właśnie została nakryta ze swoim tajemniczym chłopakiem. - Emmm, dobra, nie widzę. - zmieszała się. - Biorę paczkę, i... I... Już mnie nie ma. - dodała i wyszła, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
- Kocham cię. - uśmiechnął się szeroko i oparł czoło o moje.
- Cristina, zdawało mi się, że kurier był. - usłyszeliśmy głos mojej mamy i oboje jakby zamarliśmy, otwierając szeroko oczy i patrząc na siebie. W tym momencie poczułam się jak nastolatka, która właśnie została nakryta ze swoim tajemniczym chłopakiem. - Emmm, dobra, nie widzę. - zmieszała się. - Biorę paczkę, i... I... Już mnie nie ma. - dodała i wyszła, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
- Kocham cię. - uśmiechnął się szeroko i oparł czoło o moje.
- Też cię kocham. - szepnęłam i
położyłam dłoń na jego policzku. - Dziękuję.
- Za co? - zdziwił się Thiago.
- Za bramkę. - uśmiechnęłam się. -
Ucieszyłam się bardzo wtedy.
- To dobrze. - zaśmiał się i wtedy
na mnie opadł. - Nie chce mi się ruszać. Za dobrze mi tu z tobą.
- mówił. Uśmiechnęłam się i położyłam dłonie na jego
plecach, obejmując go. - Mam cię z powrotem i jestem szczęśliwy.
- szepnął mi do ucha, a ja pogładziłam go po włosach.
Następny dzień miał być
ostatnim wolnym, bo my musieliśmy wracać do Manchesteru, a Lola z
Isco do Madrytu. Postanowiliśmy wykorzystać ten czas wspólnie i
umówiliśmy się w centrum miasta. Szłam za rękę z moim
chłopakiem, za którym wszyscy się oglądali. Dlaczego to raczej
było pewne. Thiago ciągle na mnie zerkał i uśmiechał się pod
nosem. Robił to, bo stała się rzecz bardzo rzadka. Mianowicie,
ubrałam sukienkę. Uwielbiał gdy to robiłam. Doszliśmy w umówione
miejsce, gdzie czekało już na nas młode małżeństwo.
- Hej. - uśmiechnęłam się do nich.
- Cześć - Lola wyszczerzyła się do
nas, a Isco skinął głowa. Usiedliśmy naprzeciwko nich.
- Mówcie co słychać? Jak tam
informacja o zostaniu dziadkami? - spojrzałam na Isco.
- Wszyscy są tacy szczęśliwi! -
uśmiechnął się szeroko. - Moja mama jest w siódmym niebie.
- Potwierdzam - zaśmiała się cicho blondynka.
- Potwierdzam - zaśmiała się cicho blondynka.
- Moi rodzice też się cieszą. -
zaśmiałam się. - A jak tam emocje przyszłego tatusia?
- Jestem najszczęśliwszym facetem na
świecie - wyszczerzył się i ucałował blondynkę w policzek.
- Wiecie, że on gada do mojego brzucha? - rzuciła w naszą stronę Lola.
- Wiecie, że on gada do mojego brzucha? - rzuciła w naszą stronę Lola.
- Już?! - zaśmiał się Thiago. - Co
takiego jej albo jemu opowiadasz?
- Że tatuś kocha dzidziusia - odparł
całkiem poważnie.
- Wie o dziecku dwie doby i już
świruje? - uśmiechnęłam się. - Jestem ciekawa co będzie
później.
- Potem to on tego dziecka nawet Loli nie odda. - dorzucił roześmiany Alcantara.
- Potem to on tego dziecka nawet Loli nie odda. - dorzucił roześmiany Alcantara.
- Oddam, jak będzie mu trzeba zmienić
pieluszkę - powiedział ze śmiechem i zajrzał do menu. - Co sobie
zjemy? - zapytał nas.
- Coś dobrego - odpowiedziała mu żona.
- Coś dobrego - odpowiedziała mu żona.
- Pamiętasz Lola jak zawsze tu
uciekałyśmy coś zjeść, gdy moja babcia zajmowała u mnie
kuchnie? - spojrzałam na przyjaciółkę.
- A co? Źle gotowała? - zapytał Thiago.
- Nie, ale zawsze wmuszała w nas potrójne porcje. - odpowiedziała Lola.
- A co? Źle gotowała? - zapytał Thiago.
- Nie, ale zawsze wmuszała w nas potrójne porcje. - odpowiedziała Lola.
- Teraz to dla ciebie idealne -
wyszczerzył się Isco, ale po chwili dostał od Loli w łeb. -
Żartowałem tylko - puścił do nas oczko.
- Lola, a co z twoimi rodzicami? Chyba
powinni wiedzieć, że zostaną dziadkami?
- Chce im to powiedzieć osobiście,
więc będę musiała polecieć do Nowego Jorku - mruknęła cicho,
bo nasi mężczyźni właśnie zamawiali dla nas jedzenie. -
Wyobrażasz sobie reakcję mojej mamy?
- Chyba nie. Po niej to nigdy nic nie
wiadomo. - powiedziałam do niej. - Wkurzy się jeszcze bardziej,
albo lepiej dla was, uda się ją przekonać.
- Ona nie wygląda na kobietę, która
lubi dzieci - dodał Isco.
- Nie dołuj żony - posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Nie dołuj żony - posłałam mu mordercze spojrzenie.
- No przestań, przecież urodziła i
wychowała Lolę, prawda? - odezwał się Thiago.
- Byłam wpadką! - wypaliła Lola i od
razu zaczęła jeść, bo przystojny kelner dostarczył nam talerze z
jedzeniem.
- Ale udaną. - wyszczerzył się Isco
i cmoknął ją w policzek.
- Jest słodki, prawda? - zaśmiała
się i spojrzała na mnie oraz Thiago. - Cieszę się, że już ze
sobą rozmawiacie.
- Dzień dłużej i pewnie bym wyszła
z siebie, a to przez tatę i Isco. - wskazałam na niego. - Za co
jestem im wdzięczna. - dodałam szybko, całując Thiago w
policzek.
- Ja tylko chciałem wam pomóc -
próbował się bronić Alarcon.
- I bardzo dobrze zrobiłeś - Lola pogłaskała go po dłoni.
- I bardzo dobrze zrobiłeś - Lola pogłaskała go po dłoni.
- Zrobił idealnie. - uśmiechnął się
Thiago, puszczając do mnie oczko. - Ledwo skończył się mecz, a ja
już chciałem tu przyjechać, jednak trener puścił mnie dopiero na
następny dzień.
- Właśnie! Wyciągnęliście coś od
Alvaro?
- Nie miał wyjścia. - wyszczerzył
się Isco. - Jak go dorwaliśmy to wyśpiewał wszystko. Podobno ją
puknął!
- Co?! - prawie co nie zakrztusiłam się swoją wodą.
- W sensie na światłach, w samochód. - powiedział szybko Thiago. - Podobno stała i się na niego darła, a ten niczym sierotka Marysia i na nią patrzył jak w obrazek.
- Co?! - prawie co nie zakrztusiłam się swoją wodą.
- W sensie na światłach, w samochód. - powiedział szybko Thiago. - Podobno stała i się na niego darła, a ten niczym sierotka Marysia i na nią patrzył jak w obrazek.
- Pokazał wam jakieś zdjęcia? Jak ma
na imię? Ile ma lat? Pracuje czy studiuje? Ile są razem? - Lola
zaczęła zadawać mnóstwo pytań.
- Ej, ej! Spokojnie. - zaśmiał się
Isco. - Ma na imię Lisa.
- I podobno zanim wyjechał zaproponował jej chodzenie, ale ta mu nie odpowiedziała, a później przed meczem napisała mu SMS-a, że się zgadza. Był przeszczęśliwy. - mówił Thiago.
- I co najważniejsze! - Isco podniósł palec. - Woody ją polubił. - powiedział poważnie, a ja i Lola wybuchnęłyśmy śmiechem.
- I podobno zanim wyjechał zaproponował jej chodzenie, ale ta mu nie odpowiedziała, a później przed meczem napisała mu SMS-a, że się zgadza. Był przeszczęśliwy. - mówił Thiago.
- I co najważniejsze! - Isco podniósł palec. - Woody ją polubił. - powiedział poważnie, a ja i Lola wybuchnęłyśmy śmiechem.
- No tak, bo akceptacja przez pupila
jest najważniejsza - blondynka uśmiechnęła się szeroko.
- Taka prawda. Gdyby Messi cię nie polubił, to bylibyśmy już po rozwodzie - odpowiedział Isco.
- Taka prawda. Gdyby Messi cię nie polubił, to bylibyśmy już po rozwodzie - odpowiedział Isco.
- Czyli każda twoja dziewczyna nie
musiała być akceptowana przez rodziców, ale przez psa? - Lola
spojrzała na niego pytająco.
- A może ja nie miałem wiele
dziewczyn, co?
- Miałeś modliszkę - dodałam szybko.
- Miałeś modliszkę - dodałam szybko.
- Modliszka była błędem. -
odpowiedział.
- I dobrze. Ja już miałam jej dość pierwszego dnia, kiedy ją poznałam. - zauważyłam.
- I dobrze. Ja już miałam jej dość pierwszego dnia, kiedy ją poznałam. - zauważyłam.
- Ja też! - wyszczerzyła się Lola.
- Czyli tylko ja ją lubiłem? - zapytał Isco poważnie, a nasza trójka się na niego spojrzała. - No co?
- Czyli tylko ja ją lubiłem? - zapytał Isco poważnie, a nasza trójka się na niego spojrzała. - No co?
- Ja już ją znałam i wiedziałam co
to za ziółko i nigdy nie pomyślałam, że któryś z waszej paczki
na nią chociaż spojrzy.
- Facet ma swoje potrzeby - odparł
Alarcon i uśmiechnął się do żony dwuznacznie.
- Ty może coś insynuujesz? - zapytała
blondynka.
- Porozmawiamy o tym w domu - pocałował
ją w usta i spojrzał na nas. - A wy wracacie do Manchesteru?
- Jutro wsiadamy do samolotu i wracamy.
- odparłam i upiłam trochę wody ze szklanki.
- My też. Najpierw Madryt, a później
Nowy Jork - powiedziała Lola z lekkim uśmiechem na ustach. - To
lecicie razem? - zapytał mój ukochany.
- Jasne. Muszę mieć go przy sobie cały czas - zaśmiała się cicho blondynka i objęła jego ramię, na którym po chwili położyła głowę.
- Jasne. Muszę mieć go przy sobie cały czas - zaśmiała się cicho blondynka i objęła jego ramię, na którym po chwili położyła głowę.
- No to trzymamy za was kciuki. -
uśmiechnęłam się i przytuliłam do Thiago.
- Przyda się. - odpowiedział Isco.
- Przyda się. - odpowiedział Isco.
- Nie będzie tak źle. Myślę, że
rodzice się ucieszą - Lola próbowała przekonać Isco, by nie był
tak wrogo nastawiony do teściów. - Moja mama w końcu cię
zaakceptuje.
LOLA
Po powrocie od rodziców Isco byliśmy
w Madrycie zaledwie kilka godzin. Zabraliśmy najpotrzebniejsze
rzeczy i wylecieliśmy do Nowego Jorku, aby zobaczyć się z moimi
rodzicami.
Bałam się tego spotkania, co nie
uszło uwadze mojego męża. Cały czas mi powtarzał, że wszystko
będzie dobrze i cokolwiek się stanie, on zawsze będzie ze mną.
Znaczy się z nami.
Po długogodzinnym locie zatrzymaliśmy
się w hotelu w samym centrum Nowego Jorku. Znałam to miasto, jak
własną kieszeń, więc nie było problemu z poruszaniem się.
Najpierw chciałam mu pokazać kilka miejsc, ale on stwierdził, że
powinniśmy mieć spotkanie z rodzicami z głowy.
Przebrałam się więc w sukienkę i
dobrałam do tego kilka dodatków. Francisco również postawił na
elegancję i ubrał koszulę, ciemne spodnie oraz nałożył
marynarkę.
- Wow, to tutaj mieszkałaś? -
zapytał, kiedy zatrzymaliśmy się przed ogromnym domem moich
rodziców.
- Tak - uśmiechnęłam się lekko i
zadzwoniłam do drzwi. - Moi rodzice ciężko na to pracowali.
- Widzę, że bardzo ciężko. -
westchnął i złapał mnie za dłoń. - Idziemy?
- Yhym. Jestem gotowa - odparłam i
weszłam do domu. - Mamo? Tato? - zawołałam, lecz odpowietrzała
nam głucha cisza.
- Może ich nie ma?
- Może ich nie ma?
- Lola?! Dziecko, to ty? - usłyszałam
po chwili głos dobiegający z piętra. Po chwili z góry zbiegła
moja matka. - Och... - zatrzymała się. - Myślałam, że
przyjechałaś sama.
Spojrzałam na Isco, który ledwo się
hamował. Widziałam po jego minie, że najchętniej by stąd
wyszedł.
- Przyjechałam ze swoim mężem - zakomunikowałam jej i rozejrzałam się po ogromnym salonie. - Taty nie ma?
- Jest na górze. Pracuje - odparła sucho i gestem ręki wskazała byśmy usiedli na kawowej kanapie. - Napijecie się czegoś?
- Poproś Dorotę, aby zrobiła mi latte - uśmiechnęłam się do niej lekko.
- Przyjechałam ze swoim mężem - zakomunikowałam jej i rozejrzałam się po ogromnym salonie. - Taty nie ma?
- Jest na górze. Pracuje - odparła sucho i gestem ręki wskazała byśmy usiedli na kawowej kanapie. - Napijecie się czegoś?
- Poproś Dorotę, aby zrobiła mi latte - uśmiechnęłam się do niej lekko.
- A twój mąż? - zapytała oschle.
- Może wody - powiedział cicho i
ścisnął moją dłoń.
- Dobrze - skinęła głową i skierowała się w stronę kuchni.
- Jest jeszcze bardziej przerażająca - wyszeptał Francisco, a ja cicho zachichotałam.
- Dobrze - skinęła głową i skierowała się w stronę kuchni.
- Jest jeszcze bardziej przerażająca - wyszeptał Francisco, a ja cicho zachichotałam.
- Mogę prosić o kolejną kawę? -
usłyszeliśmy bas mojego ojca, schodzącego po schodach. - O!
Dzieci! - uśmiechnął się szeroko o podszedł do nas. Najpierw
mocno uścisnął mnie, a później Isco. - Jak miło was widzieć.
- Pana również - odparł Isco.
- Mów mi tato - puścił do niego oczko.
- Tato.. - usłyszałam z tyłu głos mojej matki, która miała na sobie idealnie pasującą sukienkę.
- Mów mi tato - puścił do niego oczko.
- Tato.. - usłyszałam z tyłu głos mojej matki, która miała na sobie idealnie pasującą sukienkę.
- Gracio, masz coś przeciwko temu? -
ojciec zmarszczył brew.
- Chyba znasz moją odpowiedź -
odparła lodowatym tonem. - Ale nie o tym będziemy rozmawiać. Co
was do nas sprowadza? - przeniosła swój wzrok na naszą dwójkę.
- To bardzo ważna sprawa - pierwszy odezwał się Isco.
- Nie pana pytałam!
- To bardzo ważna sprawa - pierwszy odezwał się Isco.
- Nie pana pytałam!
- Mamo, możesz przynajmniej na chwilę
przestać i nas wysłuchać? - spojrzałam na nią błagalnym
wzrokiem. Przewróciła oczami i usiadła. Wtedy gosposia moich
rodziców wniosła tacę i tam nasze napoje. Uśmiechnęłam się
lekko do niej gdy wychodziła.
- O czym chcieliście z nami porozmawiać? - zapytał ojciec.
- O czym chcieliście z nami porozmawiać? - zapytał ojciec.
- Ja to zrobię - mruknął Isco i
głośno westchnął. - Wiem, że pani nie potrafi zaakceptować
naszego małżeństwa i mnie jest to naprawdę obojętne, ale dla
mojej żony to bardzo wiele znaczy - zaczął, spoglądając na moją
matkę. - Jednak teraz sytuacja się bardzo zmieniła.
- Daruj sobie to kazanie i mów o co chodzi - warknęła.
- Będziemy mieli dziecko - powiedział ledwo słyszalnie.
- Daruj sobie to kazanie i mów o co chodzi - warknęła.
- Będziemy mieli dziecko - powiedział ledwo słyszalnie.
- Co proszę?! Chyba się
przesłyszałam! - wołała moja mama.
- Jestem w ciąży. Będziemy mieli dziecko. - powiedziałam głośniej. - Chciałam żebyście wiedzieli.
- Kochanie, to wspaniale! - tata wstał i mocno mnie uścisnął. Wiedziałam, że zawsze u niego miałam pełne wsparcie, a w szczególności teraz. To było dla mnie naprawdę ważne.
- Jestem w ciąży. Będziemy mieli dziecko. - powiedziałam głośniej. - Chciałam żebyście wiedzieli.
- Kochanie, to wspaniale! - tata wstał i mocno mnie uścisnął. Wiedziałam, że zawsze u niego miałam pełne wsparcie, a w szczególności teraz. To było dla mnie naprawdę ważne.
- Zawsze marzyłam o tej chwili -
powiedziała mama ze łzami w oczach. - Ale nigdy nie sądziłam, że
ojcem mojego wnuka będzie mężczyzna, którego nie potrafię
zaakceptować.
- Mamo, nie mów tak - westchnęłam i spojrzałam na męża. Widziałam, że było mu ciężko i wcale mu się nie dziwiłam. Starał się mi pokazać, że jest twardy, ale bolały go słowa mojej matki.
- Nie przesadzaj, Gracio. Francisco uszczęśliwia naszą córkę - mruknął tato i przytulił mamę. - Nie płacz, kochanie.
- Mamo, nie mów tak - westchnęłam i spojrzałam na męża. Widziałam, że było mu ciężko i wcale mu się nie dziwiłam. Starał się mi pokazać, że jest twardy, ale bolały go słowa mojej matki.
- Nie przesadzaj, Gracio. Francisco uszczęśliwia naszą córkę - mruknął tato i przytulił mamę. - Nie płacz, kochanie.
- Mamo. - szepnęłam. - Proszę, daj
mu szansę. Kocham go i wiem, że będzie wspaniałym ojcem.
- Chodźcie tu do mnie - mruknęła
cicho i posłała mi lekki uśmiech. Po chwili przytuliła nas oboje.
- Cieszę się, że zostaniecie rodzicami.
- Dziękuje, mamo - wyszeptałam jej do ucha.
- Dziękuje, mamo - wyszeptałam jej do ucha.
- W końcu. - tata klasnął w dłonie.
- Musimy to jakoś uczcić!
- Może pójdziemy na jakiś obiad? -
zapytała mama, spoglądając na nas. - Później możemy pokazać
Francisco miasto.
- To nie jest konieczne - uśmiechnął się lekko.
- No tak. Na pewno planowaliście jakiś romantyczny dzień we dwoje.
- To nie jest konieczne - uśmiechnął się lekko.
- No tak. Na pewno planowaliście jakiś romantyczny dzień we dwoje.
- Ale na wspólny obiad możemy iść.
- uśmiechnęłam się, ściskając dłoń męża. Mogłam teraz
skakać z radości. Mama zaakceptowała Isco. Jestem w pełni
szczęśliwa!
- Super - ucieszyła się. - Więc..
Jak wam się układa?
- Dobrze, bardzo dobrze.
- To widać - zaśmiał się tata.
Udaliśmy się z moimi rodzicami na
obiad do jednej z ulubionych restauracji mamy. Pozwoliliśmy jej
wybrać, bo był to szczególny dla nas oraz niej dzień. Wreszcie
zaakceptowała mojego męża i nasze małżeństwo, co było nas mnie
najważniejsze. W końcu byłam kompletnie szczęśliwa.
CRISTINA
Kilka dni później znów
przywiało nas do Madrytu. Urwaliśmy się, bo Thaisa ze swoją
drużyną grały finał młodzików damskiej piłki koszykowej. Nie
mogliśmy tego przegapić. Prosto z lotniska pojechaliśmy na halę i
znaleźliśmy miejsce obok Rafy, Bruno i ich rodziców.
Przyjechaliśmy na styk. Minęło kilka minut i nastolatki wyszły na
boisko. Thaisa gdy nas tylko zobaczyła, szeroko się uśmiechnęła.
Ja mówiłam, to jest u nich rodzinne! Z resztą w przyszłości to
nie miałabym nic przeciwko temu żeby nasze dzieci to odziedziczyły.
To jest słodkie!
Mecz zakończył się wygraną
drużyny siostry Thiago, więc wszyscy bardzo się cieszyliśmy, a w
szczególności sama dziewczyna. Po meczu razem z drużyną i ich
rodzinami udaliśmy się na jakąś salę, gdzie tam nastolatki miały
świętować. Następnie udaliśmy się do hoteli.
Zanim zasnęliśmy, zadzwoniliśmy
jeszcze do Loli i Isco. We czwórkę uknuliśmy genialnie szatański
plan, który mieliśmy wprowadzić jutro z samego rana.
Nazajutrz, obudziliśmy się
naprawdę wcześnie. Ubraliśmy się i zjedliśmy śniadanie.
Trzymając się za ręce, spacerem udaliśmy się pod
apartamentowiec, w którym mieszkał Alvaro. Poczekaliśmy może z
pięć minut, gdy dołączyli do nas także nasi wspólnicy.
- Cześć. - szeroko się uśmiechnęłam
i uścisnęłam Lolę. - Wyglądasz pięknie. Ciąża ci służy
kochana.
- Chciałabym to samo powiedzieć
tobie, ale na to muszę jeszcze poczekać - zaśmiała się i puściła
oczko do Thiago.
- Zawsze coś można na to zaradzić. -
zaśmiał się, a ja uderzyłam go lekko łokciem w żebro.
- Pewnie, że można. Tylko musisz to
inteligentnie rozegrać - powiedział z szerokim uśmiechem Isco,
którzy trzymał za dłoń swoją żonę.
- To dobra rada. - zauważył Thiago, a
ja jedynie przewróciłam oczami.
- I jak, gotowi? - wskazałam na wejście do budynku.
- I jak, gotowi? - wskazałam na wejście do budynku.
- Pewnie - odparła Lola i ruszyliśmy
w stronę wejścia. - Alvaro nas zabije!
- Zasłonimy się tobą. Ciężarnej
nie pobije. - wyszczerzyłam się.
- Niech tylko spróbuje! - krzyknął
Isco.
- Dobra, to kto na pierwszy ogień? -
zaśmiał się Thiago, gdy staliśmy już pod drzwiami mieszkania
Vazqueza.
- Mogę ja. - Isco wyciągnął dłoń i nacisnął na klamkę. Drzwi okazały się otwarte, więc po cichu weszliśmy do środka.
- Mogę ja. - Isco wyciągnął dłoń i nacisnął na klamkę. Drzwi okazały się otwarte, więc po cichu weszliśmy do środka.
- Czuje się jak na jakieś misji -
wyszeptała cicho blondynka.
- Oj misja, nie misja... - zaśmiałam
się pod nosem i wtargnęłam do pierwszego lepszego pokoju.
- Gdzie oni są? - zapytała Lola,
kiedy w tym pokoju ich nie było.
- Zapewne w sypialni - zaśmiał się cicho Isco i objął blondynkę ramieniem. - Gdyby nie ta misja, to pewnie też bym tam był.
- Zapewne w sypialni - zaśmiał się cicho Isco i objął blondynkę ramieniem. - Gdyby nie ta misja, to pewnie też bym tam był.
- Alarcon, nie marudź. - zaśmiałam
się i nacisnęłam klamkę do następnych drzwi. Zajrzałam do
środka i bingo! W łóżku leżał Alvaro i przytulał do swojego
boku drobną szatynkę. Oboje spali.
- Jak ich budzimy?
- Wylanie na nich wiadra wody byłoby
za brutalne? - wyszczerzył się Isco.
- Zdecydowanie - Lola skinęła głową
i uśmiechnęła się szeroko. - Słodko razem wyglądają.
- W końcu widzę Alvaro z dziewczyną.
To jest genialny widok. - rozmarzyłam się i wtedy chłopak zaczął
się wiercić.
- Co wy tu robicie? - wymamrotał
cicho.
- A wpadliśmy poznać twoją dziewczynę - wyszczerzył się Isco.
- A wpadliśmy poznać twoją dziewczynę - wyszczerzył się Isco.
- Co? - zmarszczył czoło. Widać, że
do końca się jeszcze nie obudził! Po chwili ogarnął i zaczął
naciągać na nią bardziej kołdrę.
- Zostaw to, zostaw - Alarcon
uśmiechnął się szeroko i podszedł bliżej łóżka, by obejrzeć
wybrankę kumpla. - Ładna, nawet bardzo - ocenił.
- Isco, wypad! Masz Lolę! - warknął
cicho i spojrzał na Lisę. - Dajcie mi minutę i zaraz do was wyjdę.
- złożył ręce jak do modlitwy.
- Pykniesz ją w minutę? - zapytał
Isco.
- A czy ty się czasem nie zapominasz? - zapytała Lola, która pokazała mu drzwi od pokoju.
- A czy ty się czasem nie zapominasz? - zapytała Lola, która pokazała mu drzwi od pokoju.
- Może chodźmy. - zaśmiałam się i
pociągnęłam obu panów za rękawy, wychodząc na korytarz. Lola
wyszła za nami i zamknęła drzwi.
- Ej, gdzieś tu powinien się wałęsać sławny Woody. - zaśmiała się blondynka.
- Ej, gdzieś tu powinien się wałęsać sławny Woody. - zaśmiała się blondynka.
- Z tego co widziałem na Instagramie
Vazqueza jego ulubionym miejscem jest kanapa - powiedział Thiago i
skierował się do salonu.
- I miejmy nadzieję, że go nie
zmienił. - zaśmiałam się i ruszyłam za swoim chłopakiem. - I
jest. - uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam kociaka zwiniętego w
kulkę i śpiącego na kanapie.
- Jest śliczny! - zapiszczała Lola.
- I jest mój - usłyszeliśmy za sobą głos Alvaro. - Pochrzaniło was?! - warknął i spojrzał na Thiago oraz Isco.
- I jest mój - usłyszeliśmy za sobą głos Alvaro. - Pochrzaniło was?! - warknął i spojrzał na Thiago oraz Isco.
- Chcieliśmy ci zrobić
niespodziewankę! - wyszczerzył się Alarcon.
- I w końcu poznać twoją dziewczynę. - uśmiechnęłam się.
- I w końcu poznać twoją dziewczynę. - uśmiechnęłam się.
- Poznalibyście ją w odpowiednim
czasie - westchnął i podrapał się po nagim torsie. - Gdybyś nie
była w ciąży, to twój mąż dawno by już oberwał - zwrócił
się do Loli.
- Nie wiedziałam, że jesteś taki agresywny - za nim pojawiła się drobniutka szatynka.
- Nie wiedziałam, że jesteś taki agresywny - za nim pojawiła się drobniutka szatynka.
- Cześć. - szepnął i objął ją
ramieniem, całując w czubek głowy. - Dla Alarcona nie ma litości.
- zaśmiał się.
- Ej! - zawołał Isco z oburzoną minął.
- No to może się poznacie? - zaproponował. - To jest Lisa, moja dziewczyna. Lisa, kochanie poznaj moich przyjaciół. Lola, Cristina, Thiago i Isco. - wskazał na nas po kolei.
- Ej! - zawołał Isco z oburzoną minął.
- No to może się poznacie? - zaproponował. - To jest Lisa, moja dziewczyna. Lisa, kochanie poznaj moich przyjaciół. Lola, Cristina, Thiago i Isco. - wskazał na nas po kolei.
- Miło mi was poznać - uśmiechnęła
się szeroko i każdemu z nas podała dłoń na przywitanie. - Alavro
bardzo dużo opowiada o swoich znajomych. Szczególnie o was.
- Ciekawe co takiego mówił.. - mruknęła cicho Lola.
- Widziałam już waszą seks taśmę - spojrzała się na młode małżeństwo.
- Ciekawe co takiego mówił.. - mruknęła cicho Lola.
- Widziałam już waszą seks taśmę - spojrzała się na młode małżeństwo.
- Oj, chyba muszę poważnie
porozmawiać z Marciem. - Isco zmarszczył brew.
- Bardzo poważnie - dodała Lola i
przytuliła się do męża. - Rozumiem, że wakacje spędzamy razem?
Na Ibizie? - dodała ze śmiechem.
- Do wakacji jest jeszcze mnóstwo czasu - przypomniał jej Alvaro.
- To nic, kochaniutki - puściła do niego oczko.
- Do wakacji jest jeszcze mnóstwo czasu - przypomniał jej Alvaro.
- To nic, kochaniutki - puściła do niego oczko.
- Teraz będzie cię miał kto
pilnować. - zaśmiał się Thiago i objął mnie ramieniem.
- To może wy sobie gdzieś pójdziecie
- Lola spojrzała na chłopaków. - A my sobie porozmawiamy z Lisą.
- Mam się bać? - zapytała cicho.
- Nie, nie - pokręciłam przecząco głową.
- Mam się bać? - zapytała cicho.
- Nie, nie - pokręciłam przecząco głową.
- To chyba ja powinienem? - mruknął
Alvaro, drapiąc się po głowie.
- Oj przestań. Przecież na obu wyjazdach byłeś bardzo grzeczny. - poklepałam go po ramieniu.
- Dobra Romeo, ubieraj się i idziemy. Nasze damy nas tu nie chcą. - westchnął Isco.
- Oj przestań. Przecież na obu wyjazdach byłeś bardzo grzeczny. - poklepałam go po ramieniu.
- Dobra Romeo, ubieraj się i idziemy. Nasze damy nas tu nie chcą. - westchnął Isco.
- Twoja dama ma cię dość - blondynka
posłała mu całusa w powietrzu i uśmiechnęła się szeroko.
- Policzymy się w domu! - odpowiedział jej.
- Już nie mogę się doczekać - powiedziała ze śmiechem i usiadła na kanapie.
- Policzymy się w domu! - odpowiedział jej.
- Już nie mogę się doczekać - powiedziała ze śmiechem i usiadła na kanapie.
- Isco, ty zawsze tylko o jednym. -
zaśmiałam się i razem z Lisą usiadłyśmy obok Loli.
- Nie masz pojęcia o czym myślałem -
wyszczerzył się do mnie.
- Idź już! - krzyknęła Lola i po chwili nasi mężczyźni zniknęli za drzwiami. - No, to opowiadaj - szturchnęła łokciem wystraszoną Lisę.
- Idź już! - krzyknęła Lola i po chwili nasi mężczyźni zniknęli za drzwiami. - No, to opowiadaj - szturchnęła łokciem wystraszoną Lisę.
- Ale co? - zaśmiała się dziewczyna.
- No jak to było z wami od początku! - wyszczerzyła się blondynka.
- Na początku? Na początku to uważałam go za idiotę, ale później okazał się słodki. - zachichotała.
- No jak to było z wami od początku! - wyszczerzyła się blondynka.
- Na początku? Na początku to uważałam go za idiotę, ale później okazał się słodki. - zachichotała.
- Słyszałyśmy tylko coś o puknięciu
- wyszczerzyłam się. - Alvaro zawsze powtarzał, że nikogo nie
chce, więc byłyśmy zdziwione, kiedy strzelił dla ciebie bramkę!
- Ja też byłam zdziwiona, ale również i szczęśliwa - uśmiechnęła się lekko. - Uszczęśliwia mnie.
- Ja też byłam zdziwiona, ale również i szczęśliwa - uśmiechnęła się lekko. - Uszczęśliwia mnie.
- Bo Alvaro to fajny facet. -
uśmiechnęłam się.
- Wiem. - odpowiedziała. - A mnie bardzo zaintrygowały wasze historie miłosne. - dodała.
- Wiem. - odpowiedziała. - A mnie bardzo zaintrygowały wasze historie miłosne. - dodała.
- Tylko mi nie mów, że on ci wszystko
opowiedział! - powiedziała szybko Lola.
- Tyler, Noel, Monica, ślub... chyba
tak. - skinęła głową. - Ale nie miejcie mu tego za złe, bo ja go
ciągnęłam za język. - spojrzała na nas. - Jesteście ze swoimi
facetami po rocznej przerwie, to jest przecież piękne.
- Masz rację - pokiwałam twierdząco
głową. - Obie dużo przeszłyśmy, ale teraz jesteśmy szczęśliwe.
- Nawet bardzo, a Lola to nawet
podwójnie. - zachichotałam.
- To początek drugiego miesiąca -
uśmiechnęła się lekko i pogłaskała po brzuchu, który jeszcze
był płaski. - Marzę o córeczce!
- I na pewno ją będziesz miała -
zaśmiała się Lisa. - Bardzo się cieszę, że mogłam was poznać.
- No i jeszcze zostały ci Llorena, Viola i Maite. - dodała Lola.
- No i jeszcze zostały ci Llorena, Viola i Maite. - dodała Lola.
- Ale nie martw się. Dziewczyny są
świetne!
- Mamy Lisę, czyli kolejna pomoc do
wyswatania Camacho. - wyszczerzyła się Lola.
- Nie zapominajmy o Rafie. Też na razie jest wolny. - zaśmiałam się.
- Nie zapominajmy o Rafie. Też na razie jest wolny. - zaśmiałam się.
- Nie do końca ich rozróżniam -
wtrąciła nieśmiało Lisa. - Ale damy radę, prawda? - uśmiechnęła
się szeroko.
- E, przy nas i przy Alvaro za niedługo
rozpoznasz każdego piłkarza. - poklepałam ją po plechach. -
Matko... - westchnęłam i oparłam się. - Vazquez, wieczny kawaler
ma dziewczynę.
- Świat się kończy - zachichotała
Lola i spojrzała na drzwi, które właśnie się otwarły.
Uśmiechnęła się szeroko, więc przypuszczam, że był to jej
mąż.
- Nie mamy się gdzie podziać, więc
wróciliśmy. - zakomunikował i usiadł obok Loli.
- Mam ci przypomnieć, że nasze
mieszkanie właśnie stoi puste? - zapytała go.
- Ale to za daleko!
- Właśnie - poparł go Thiago. - Woleliśmy wrócić do was - pocałował mnie delikatnie w policzek.
- Ale to za daleko!
- Właśnie - poparł go Thiago. - Woleliśmy wrócić do was - pocałował mnie delikatnie w policzek.
- Jesteście słodcy. - zaśmiała się
Lisa.
- Jak to? A ja nie jestem? - oburzył się Vazquez i usiadł obok niej, wpijając się w jej usta.
- Jak to? A ja nie jestem? - oburzył się Vazquez i usiadł obok niej, wpijając się w jej usta.
- Może powinniśmy się już zbierać?
- zapytał Isco i spojrzał na całującą się parę.
- To co mieliśmy załatwić, już
załatwiliśmy. - zaśmiał się Thiago.
- Więc będziemy uciekać. - dodałam, gdy Alvaro odczepił się od Lisy.
- Więc będziemy uciekać. - dodałam, gdy Alvaro odczepił się od Lisy.
- A to się bardzo dobrze składa -
wyszczerzył się i przytulił swoją dziewczynę. - Alę dziękuje
za odwiedziny.
- Bądź grzeczny - puścił do niego oczko Isco i złapał Lolę za dłoń.
- Ty też.
- Ja muszę - spojrzał wymownie na brzuch żony.
- Bądź grzeczny - puścił do niego oczko Isco i złapał Lolę za dłoń.
- Ty też.
- Ja muszę - spojrzał wymownie na brzuch żony.
- My za to nie musimy. - wyszczerzył
się Thiago i pocałował mnie w policzek.
- My też nie! Przecież nie jestem
jeszcze słoniem - powiedziała zadowolona Lola.
- Ale to może zaszkodzić dziecku - zakomunikował nam Isco.
- Gadasz pierdoły, Alarcon. Chodźmy już - mruknęła blondynka i pożegnała się z Alvaro oraz Lisą. - Wpadnijcie raz do nas.
- Na pewno to zrobimy - odpowiedziała jej szatynka.
- Ale to może zaszkodzić dziecku - zakomunikował nam Isco.
- Gadasz pierdoły, Alarcon. Chodźmy już - mruknęła blondynka i pożegnała się z Alvaro oraz Lisą. - Wpadnijcie raz do nas.
- Na pewno to zrobimy - odpowiedziała jej szatynka.
- Oni są genialni! - zaśmiałam się,
gdy wychodziliśmy z budynku.
- Masz rację. To fajnie, ze Alvaro się zakochał. - dodała mi Lola.
- Masz rację. To fajnie, ze Alvaro się zakochał. - dodała mi Lola.
- Przeżywacie to bardziej od nich -
jęknął Isco i objął Lolę w pasie. - Wybaczcie, ale jutro
wyjeżdżam na bardzo długie zgrupowanie z Realem i muszę pożegnać
się z żoną.
- Jasne. Rozumiemy - wyszczerzył się Thiago.
- Jasne. Rozumiemy - wyszczerzył się Thiago.
- Pa kochana! - przytuliłam się do
Loli. - Thiago jutro rano też ma samolot do Manchesteru. -
powiedziałam, gdy Isco i Thiago ściskali swoje dłonie.
- Zadzwoń później - wyszeptała i
spojrzała na nich. - Jak tylko się ich pozbędziemy to wyruszymy
gdzieś razem.
- Pewnie. Do zobaczenia. - pocałowałam
ją w policzek i chwyciłam za dłoń mojego chłopaka. Patrzyliśmy
jeszcze jak wsiadali do samochodu i odjeżdżali, a po chwili i my
ruszyliśmy spacerkiem w stronę hotelu.
- Ty też się ze mną pożegnasz? - uśmiechnął się cwaniacko.
- A jakżeby inaczej? Przyjadę dopiero za tydzień, więc też się za tobą stęsknię. - wyszczerzyłam się i skradłam mu całusa w usta. Mocno mnie do siebie przytulił i objął ręką.
- Ty też się ze mną pożegnasz? - uśmiechnął się cwaniacko.
- A jakżeby inaczej? Przyjadę dopiero za tydzień, więc też się za tobą stęsknię. - wyszczerzyłam się i skradłam mu całusa w usta. Mocno mnie do siebie przytulił i objął ręką.
***
I w końcu się zmobilizowałam do dodania rozdziału :)
Jak po losowaniu?
Ps. Dziś urodzinowo! Wszystkiego najlepszego dla Jordiego Alby, Jordiego Amata oraz Ronaldinho!