CRISTINA
Otworzyłam oczy, bo poczułam
dotyk rąk na swojej talii i po chwili ciepłe usta mojego męża na
brzuchu. Oczywiście nie było go obok, bo siedział pod kołdrą i
zachciało mu się miło mnie obudzić. Pocałował po chwili miejsce
na samym dole mojego brzucha, gdzie miałam wytatuowane dwie małe
daty, naszego ślubu oraz dzień, w którym na świat przyszli Rafael
z Rosario i troszkę większe imiona moich dzieci. Zrobiłam to zaraz
po tym, jak Thiago dorzucił to samo do swojej kolekcji, ale już na
drugiej ręce. Zaśmiałam się cicho, a on zamruczał.
- Mamo! - usłyszałam i nagle oboje
zastygliśmy. Spojrzałam w stronę drzwi, a tam w progu stała Rosi,
oparta o framugę. Uśmiechnęłam się do niej, a ona podeszła do
łóżka. Wgramoliła się na materac, a wtedy Thiago wyszedł spod
kołdry, strasząc naszą córkę.
- Aaaa! Potwór! - zapiszczała, a
Thiago zaczął ją łaskotać, ale po chwili przestał i położył
się obok, mocno ją przytulając.
- Gdzie twój brat? - zapytałam,
przykrywając ich kołdrą.
- Chyba jeszcze śpi. - powiedziała. -
Tato, a co ty robiłeś pod tą kołdrą? - spojrzała na niego, a ja
zaczęłam się śmiać.
- Szukałem okruszków. - odpowiedział
po chwili.
- Okruszków? - zapytała, szeroko się
uśmiechając. - Znalazłeś?
- Tak, ale szybko je stamtąd
wygoniłem, bo nas w nocy gryzły. - zaśmiał się i pocałował ją
w czoło. Rosario wtedy zaczęła wodzić palcami po rękach Thiago,
oglądając dokładnie jego tatuaże. Uwielbiała to robić. Była
nimi zafascynowana.
- Ja też takie będę mieć, jak będę
duża! - powiedziała pewnie.
- A co chcesz sobie wytatuować? -
zapytałam z uśmiechem.
- Jeszcze pomyślę. - mruknęła.
- Tylko mam jedną prośbę.
- Jaką? - zainteresowała się.
- Nie tak dużo jak ma tata, dobrze? -
zaśmiałam się i pocałowałam ją w czoło.
- Dlaczego nie? - mruknął oburzony, a
ja cicho zachichotałam. - Nie podobają ci się moje tatuaże? -
spojrzał na mnie badawczo.
- Są cudowne, ale uwierz, do dziewczyn
nie pasuje aż tyle. - pokazałam mu język, a po chwili dołączył
do nas zaspany Raf. Wgramolił się na nasze łóżko i położył
obok mnie, po środku. Zaczął ziewać i trzeć oczka.
- Cześć, kochanie - pocałowałam go
w czoło. Po chwili to samo zrobił Thiago.
- Cześć. - mruknął cicho i jeszcze
zamknął oczy.
- Śpioch! - zaśmiała się Ros.
- Ale kochany śpioch - mruknęłam z
szerokim uśmiechem.
- Dzieci to nam się udały. -
uśmiechnął się i przybliżył, kradnąc mi szybkiego całusa.
- Fuuuuu! - dwójka zerwała się na
równe nogi, a my zaczęliśmy się śmiać.
- Moja mama! - Thiago przytulił się
do mnie, ale dzieci od razu zareagowały. Znów wpadły pomiędzy nas
i Ros wtuliła się w swojego ojca, a Rafael we mnie.
- Nieprawda! Mamusia jest tylko moja! -
zapiszczał nasz synek.
- Moja też! - dodała ze śmiechem
Rosario.
- No dobra, jestem was wszystkich. -
zaśmiałam się.
- A ja? - zapytał głośno Thiago.
- Ty jesteś mój - puściłam do niego
oczko.
- Mamusiu, jestem głodna. - odezwała
się dziewczynka.
- I ja też! - zawtórował się Raf.
- Zaraz zrobimy śniadanko. -
pocałowałam oboje w czółka.
- A pamiętacie gdzie idziemy dziś
wieczorem? - zapytał Thiago.
- Na boisko! - zawołali równo.
- Musicie nam obiecać, że będziecie
grzeczni - spojrzałam na nich. Oboje pokiwali główką na znak
zrozumienia.
- Obiecujemy - powiedzieli ze śmiechem,
ale widziałam jak chowają ręce do tyłu.
- Cwaniaki! Ja nie wiem po kim to one
mają. - Thiago pokręcił głową.
- Jak to po kim? Po twoim kochanym braciszku i po części po tobie. - zaśmiałam się.
- Jak to po kim? Po twoim kochanym braciszku i po części po tobie. - zaśmiałam się.
- Wszystko co złe to po nas? Nie, nie
- pokręcił głową ze śmiechem.
- Oczywiste, wszystko co najlepsze to
po mamusi. - pokazałam mu język.
- Dobra jest - powiedział i wstał z
łóżka. - Pogadamy sobie później - posłał mi całusa w
powietrzu.
- Zobaczymy, zobaczymy, a teraz bądź
tak dobry i zrób nam śniadanie. - wtuliłam się w bliźniaki i
udałam, że zasypiam.
- Co ja z wami mam - mruknął i
zniknął za drzwiami. Jestem szczęśliwa, że mam takiego męża,
że mam wspaniałe dzieci. Znalazłam dobrą pracę w Barcelonie i
wszystko kręci się po mojej myśli, czyli tej najlepszej. Wokół
mamy rodzinę, przyjaciół i znajomych. Thiago już sezon znów gra
dla Blaugrany i jest z tego powodu zadowolony, ale i nie tylko on.
Wszyscy. Chciałabym, żeby to nasze szczęście trwało wiecznie.
LOLA
Ustawiłam na tacy talerz z owocami
oraz szklanki z sokiem. Skierowałam się w stronę tarasu, bo
właśnie tam przesiadywał mój mąż z trójką naszych dzieci.
Sześcioletnia Maria biegała po trawniku razem z Alvaro, który za
kilka miesięcy skończy dwa latka, a Isco siedział na bujanej
ławeczce z trzymiesięczną Franciscą. Skończył się sezon i
mogliśmy pozwolić sobie na kilka dni w rodzinnym gronie, bo już
niedługo rozpocznie się Euro 2020 i Francisco będzie musiał nas
opuścić.
- Mama! - krzyknęła nasza córeczka,
kiedy pojawiłam się w progu. Postawiłam tacę na stoliku i zajęłam
miejsce obok swojego męża.
- Uważaj na Alvaro, dobrze? -
mruknęłam w jej stronę i uśmiechnęłam się szeroko. Maria była
bardzo dobrą starszą siostrą. Uwielbiała bawić się z Alvaro,
który całkiem niedawno nauczył się chodzić.
- Dobrze! - uśmiechnęła się i
porwała ziarenko winogrona. Oparłam głowę na ramieniu swojego
męża i przymknęłam oczy. Dziś pogada w Anglii nas rozpieszczała,
bo świeciło piękne słoneczko.
- Rodzice się pytali czy ich
odwiedzisz z dziećmi - mruknął Isco i objął mnie.
- Pewnie tak. - odparłam. - Wiesz też,
że obowiązkowo muszę odwiedzić Cristinę. - uśmiechnęłam się
i po chwili spojrzałam na swoją najmłodszą córkę.
- Wiem, wiem - zaśmiał się cicho i
również na nią spojrzał. - Zasnęła kilka minut temu -
zakomunikował mi.
- To nie będziemy jej budzić. Za
dobrze jej chyba na tych rączkach u tatusia. - uśmiechnęłam się
szeroko.
- I pomyśleć, że tak się bałem
tego trzeciego dziecka. A jednak dajemy sobie radę.
- Mówiłam, że tak będzie. Maria jest już dużą dziewczynką, a Alvaro nie sprawia problemów - pocałowałam go w policzek. - Ale czwartego już nie chcę - dodałam ze śmiechem.
- Mówiłam, że tak będzie. Maria jest już dużą dziewczynką, a Alvaro nie sprawia problemów - pocałowałam go w policzek. - Ale czwartego już nie chcę - dodałam ze śmiechem.
- Do drużyny piłkarskiej to nam
jeszcze ósemki brakuje. - zaśmiał się.
- Możesz sobie o tym pomarzyć -
wyszczerzyłam się i spojrzałam na Alvaro, który dreptał w naszą
stronę. - Chodź do mnie - wyciągnęłam w jego stronę ręce.
- Mama! - uśmiechnął się i podszedł
bliżej, a ja wzięłam go na kolana.
- Zaraz będziemy jeść. - pogłaskałam go po główce. - Już twoja pora, skarbie.
- Zaraz będziemy jeść. - pogłaskałam go po główce. - Już twoja pora, skarbie.
- Tatuś też jest głodny - wtrącił
się Isco. Nie minęła minuta, a obok nas usiadła nasza najstarsza
pociecha. Oczywiście obok tatusia.
- Ty też jesteś głodna? -
uśmiechnęłam się do niej, wstając z Alvaro na rękach.
- Tak - uśmiechnęła się lekko.
- To wskakuj do środka - mruknął Isco i również wstał. Włożył Franciscę do nosidełka i skierował się w stronę wejścia do domu.
- To wskakuj do środka - mruknął Isco i również wstał. Włożył Franciscę do nosidełka i skierował się w stronę wejścia do domu.
- Rodzino, na co mamy ochotę? -
zawołałam, wchodząc do kuchni.
- Na ciebie - usłyszałam za sobą
głos męża.
- Jak to? Zjemy mamę? - zachichotała
Maria.
- Tatuś mówi głupoty - odwróciłam
się i posłałam jej szeroki uśmiech.
- E tam! Jakie znów głupoty?! -
zaśmiał się Isco, przykrywając kocykiem Francisce. - Sama
prawda.
- Ale nie możemy zjeść mamusi -
Maria pokręciła główką i usiadła przy stole. Ja włożyłam
Alvaro do jego siedziska i otworzyłam lodówkę.
- Masz rację, nie możecie - zaśmiałam się cicho.
- Masz rację, nie możecie - zaśmiałam się cicho.
- No widzisz tatusiu? Nie możemy! Kto
wtedy czytałby mi bajki jak ty jesteś na meczach?!
- Nie martw się. Znajdziemy kogoś na
jej zastępstwo - zaśmiał się cicho i puścił do mnie oczko.
- Już ja ci dam zastępstwo - pogroziłam mu palcem. - Może być lasagne? - spojrzałam na nich.
- Już ja ci dam zastępstwo - pogroziłam mu palcem. - Może być lasagne? - spojrzałam na nich.
- Tak! Bardzo ją lubię! - ucieszyła
się Maria, a Isco kiwnął głową. Nawet Alvaro z niewiadomych
przyczyn zaczął się śmiać, chociaż i tak zaraz dostanie swoje
jedzonko.
- No to super - uśmiechnęłam się i
włożyłam naczynie z makaronem do mikrofali. Dobrze, że rano
zdążyłam coś upichcić, kiedy dzieci i Isco jeszcze spali.
- Pomogę ci - obok mnie pojawił się
Isco i wyjął z szafek talerze. Isco nigdy nie pchał się do
kuchni, ale często pomagał mi przy dzieciach. W sumie nie miał
innego wyboru.
- Nagle taki chętny w kuchni? -
zaśmiałam się. - Liczysz może na coś?
- Na obiad - powiedział i przybliżył
się do mnie. - Myślę, że ten blat miałby też inne zastosowanie
- wyszeptał mi do ucha seksownym tonem.
- A może z tym jeszcze trochę
zaczekasz? - zaśmiałam się i lekko go odepchnęłam.
- Do wieczora. Aż dzieci zasną -
poruszył śmiesznie brwiami.
- Na razie zjedz obiad - mruknęłam i wyłączyłam mikrofale. Wyjęłam z niej naczynie i rozdzieliłam na trzy talerze, które Isco od razu przeniósł na stół.
- Na razie zjedz obiad - mruknęłam i wyłączyłam mikrofale. Wyjęłam z niej naczynie i rozdzieliłam na trzy talerze, które Isco od razu przeniósł na stół.
- Smakuje ci? - zapytałam i podeszłam
do Alvaro z jego jedzonkiem. - Głodny? - zapytałam go i usiadłam
na krześle. Zaczął się uśmiechać i już chciał włożyć
swoje łapki do jedzenia, ale w ostatniej chwili go powstrzymałam ze
śmiechem. Ubrałam trochę na łyżeczkę i wsadziłam mu do buzi.
Uwielbiałam takie dnie jak dziś. Byłam szczęśliwa, kiedy miałam
przy sobie Isco oraz moje trzy słoneczka. Tylko oni nadawali mojemu
życiu sens.
CRISTINA
Na ogromnej tablicy widniał
cudowny wynik z dużą wygraną dla gospodarzy, w co miał swój
wkład mój mąż, swoją strzeloną bramką. Usłyszeliśmy gwizdek
sędziego, kończący drugą połowę. Chłopcy zaczęli sobie
gratulować i wymieniać koszulkami. Po chwili skierowali się do
szatni, a to był znak, że mogłam już z dziećmi zejść z trybun
i razem z innymi partnerkami, poczekać aż wrócą świętować.
Przede mną dumnie kroczyli Rafael i Rosario w koszulkach z imieniem
i numerkiem swojego taty. Obok mnie kroczyła Viola z małym Danielem
na rękach, maleńką pociechą jej i Marca. Wyglądał słodko w
bordowo-granatowej koszulce. Po mojej drugiej stronie kroczyła
narzeczona mojego szwagra, ładna blondynka, dla której Rafa stracił
całkowicie głowę.
W końcu chłopcy wyszli na
murawę i Thiago od razu do nas podbiegł. Pocałował mnie
przelotnie i złapał swoje dzieci za ręce. Podeszli do grupy, a tam
Raf wziął na ręce małego Rafa, a Thiago swoją córkę. Marc też
genialnie wyglądał z Danim! Staliśmy i patrzyliśmy w gwieździste
niebo, które rozjaśniały fajerwerki.
- Jakie to piękne! - zaśmiałam się
do dziewczyn.
- Fajerwerki czy widok naszych facetów
z dziećmi? - zapytała mnie Viola.
- Piękniejsze jest to co stoi teraz na
murawie. - spojrzałam na piłkarzy.
- Zgadzam się - pokiwała głową
blondynka i uśmiechnęła się szeroko. - Za rok Rafa będzie mógł
przyprowadzić tutaj dzidziusia - pogłaskała swój płaski
brzuch.
- Naprawdę?! - otworzyłam szeroko
oczy i spojrzałam na Kat. - Gratulację! - mocno ją przytuliłam. -
Ale nadal nie wyobrażam sobie Rafinhy jako ojca.
- Wy sobie nawet nie wyobrażacie jaki
on potrafi być kochany i czuły - zachichotała cicho.
- Tak samo Bartra. Niby nadal jest takim samym idiotą, jak był, ale widać, że wydoroślał - dodała Viola.
- Tak samo Bartra. Niby nadal jest takim samym idiotą, jak był, ale widać, że wydoroślał - dodała Viola.
- Ogólnie nasi chłopcy wydorośleli,
ustatkowali się. Przyszedł w końcu na nich czas. - nie odrywałam
wzroku ze swoich dzieci i męża.
- Ale fajnie jest wracać na Ibizę i
oderwać się od rzeczywistości.
- Myślicie, że za dwadzieścia lat
nasze dzieci też tam będą jeździć? - tuż za nami pojawiły się
Llorena i Maite.
- To bardzo możliwe - zaśmiałam się.
- Już trochę tych dzieci się uzbierało.
- I jeszcze się nazbiera. - zaśmiała
się Maite i puściła oczko do Katiny.
- Ty też?! - zawołałam.
- Ty też?! - zawołałam.
- Widać, że chłopcy zabrali się do
pracy - Viola pokazała im język.
- I to ostro - zaśmiałam się.
- I to ostro - zaśmiałam się.
- Nie chcą czekać i później być
ojcami jako dziadziusie. - uśmiechnęła się Llorena.
- To na co czeka Tello? Może ma mu
ktoś pomóc? - zapytała ze śmiechem Katina.
- Da radę sam, spokojnie. - zapewniała
nas Lopez.
- No tylko żeby nie był tym dziadziusiem na emeryturze. - zaśmiałam się.
- No tylko żeby nie był tym dziadziusiem na emeryturze. - zaśmiałam się.
- Pracujemy nad tym, dobra? - pokazała
nam język.
- No i to się rozumie - mruknęła Viola, która odeszła do Bartry i swojego synka. Całą resztą ruszyłyśmy za nią, każda do swojej małej rodzinki. Drużyna właśnie wracała ze spaceru wokół boiska i mogłyśmy do nich podejść. Wzięłam na ręce Rafe i z Thiago i Rosi podeszliśmy do pucharu by zrobić sobie z nim zdjęcie.
- No i to się rozumie - mruknęła Viola, która odeszła do Bartry i swojego synka. Całą resztą ruszyłyśmy za nią, każda do swojej małej rodzinki. Drużyna właśnie wracała ze spaceru wokół boiska i mogłyśmy do nich podejść. Wzięłam na ręce Rafe i z Thiago i Rosi podeszliśmy do pucharu by zrobić sobie z nim zdjęcie.
- Mamo, aparat! - zawołał nasz synek
i zaczął robić głupie miny. Tak, to ma po wujku.
- Oj Rafa, Rafa. - zaśmiałam się i
pogłaskałam go po główce. Dzieci później pobiegły do innych
maluchów, a ja z Thiago stałam na środku i mocno się do niego
przytuliłam.
- Jestem taki szczęśliwy - wyszeptał
mi do ucha.
- Ja też. Cieszę się, że mam ciebie
i dzieci. - uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego ramię. - Kocham
cię.
- Ja ciebie też. Najmocniej na świecie
- pocałował mnie w czubek głowy.
- Dobrze mi z tobą. - mruknęłam.
Zawsze w jego ramionach czułam błogi spokój i swój odnaleziony
azyl.
- Wiem, że to głupie, ale mógłbym
tutaj z tobą stać godzinami - zaśmiał się cicho.
- To nie jest głupie. To jest bardzo
romantyczne. - podniosłam głowę i musnęłam jego wargi.
- Wiedziałem, że jestem typem
romantyka - westchnął teatralnie i spojrzał w moje oczy.
- Tylko szkoda, że częściej tego nie
przejawiasz. - zaśmiałam się cicho.
- Jak to nie? - zapytał ze śmiechem.
- Kupuje ci kwiaty i..
- I na tym się kończy!
- I na tym się kończy!
- Więc, obiecuję, ze któregoś dnia
podrzucimy dzieci Thaisie albo mojej mamie i zabiorę cię na bardzo
romantyczną kolację!
- Trzymam za słowo - powiedziałam i
złożyłam na jego ustach szybkiego całusa.
- Nie musisz się martwić. -
uśmiechnął się. - Będziesz tęsknić gdy będę w którymś z
tych trzynastu miast? - wyszczerzył się.
- Jeszcze się o to pytasz? - walnęłam
go w ramię. - Będę umierać z tęsknoty!
- Chciałem się tylko upewnić. -
zaśmiał się. - Też będę bardzo za wami tęsknić. - mocniej
mnie przytulił.
- Ale i tak masz dawać z siebie wszystko.
- Ale i tak masz dawać z siebie wszystko.
- Zawsze daje. Dla waszej trójki -
najpierw spojrzał na mnie, a później próbował wypatrzeć nasze
pociechy.
- Są kochani. - jęknęłam, patrząc
jak bawią się wstążkami, które wcześniej wybuchły na murawę.
- Muszą być, skoro mają takich
wspaniałych rodziców - puścił do mnie oczko.
- Mają najlepszego, cudownego,
kochanego, przystojnego i seksownego ojca. - uśmiechnęłam się
szeroko.
- Chyba będę musiał się odwdzięczyć
za takie słowa - mruknął mi do ucha i uścisnął mój pośladek.
- Thiago! Tutaj jest pełno fotoreporterów - zaśmiałam się.
- Thiago! Tutaj jest pełno fotoreporterów - zaśmiałam się.
- I co? Napiszą, że obściskuję
swoją żonę? To chyba nic dziwnego. - poruszył zabawnie brwiami.
- Przy tysiącach kibiców!
- No to jestem zmuszony poczekać aż
wrócimy do domu. - mruknął zrezygnowany.
- I uśpimy bliźniaki! - dopowiedziałam.
- I uśpimy bliźniaki! - dopowiedziałam.
- Może jednak nie? - zapytał i
spojrzał na nich. - Biegają, więc na pewno się zmęczą i szybko
padną.
- Jesteś za bardzo pewny siebie! -
zaśmiałam się głośno.
- Pewny, bo chcę być ciągle przy tobie. - mruknął i znów pocałował mnie w głowę. Nie wiem co mu się zebrało na takie wyznania, ale mi się to podobało. Nawet bardzo. Mam cudownego męża i tego się trzymajmy! Ja też chcę być z nim już na zawsze.
- Pewny, bo chcę być ciągle przy tobie. - mruknął i znów pocałował mnie w głowę. Nie wiem co mu się zebrało na takie wyznania, ale mi się to podobało. Nawet bardzo. Mam cudownego męża i tego się trzymajmy! Ja też chcę być z nim już na zawsze.
LOLA
Pogłaskałam Alvaro po główce i
uśmiechnęłam się pod nosem. Po dwugodzinnej walce z tym małym
diabełkiem w końcu mogłam odetchnął z ulgą, bo zasnął.
Pozostałą dwójką miał się zająć Isco, ale byłam pewna, że
sobie poradzi. Wystarczy, że nakarmił mlekiem Franciscę, a Marii
przeczytał bajkę i mógł spokojnie iść spać. Ja zawsze musiałam
się męczyć z naszym rodzynkiem.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się
na dół, by zabrać butelkę wody i wrócić do naszej sypialni.
Byłam zmęczona, bo dzisiejszy dzień był naprawdę długi.
Zajmowanie się trójką, a nawet czwórką (tak, Isco też) dzieci
nie jest takie łatwe. Muszę ciągle na nich uważać, a na dodatek
sprzątać, prać, prasować i gotować. Rola matki nie jest łatwa i
przyjemna.
Stanęłam przed lodówką i wyjęłam
butelkę wody mineralnej. Zamknęłam ją po chwili i przymknęłam
oczy, odstawiając butelkę na blat i lekko rozmasowując sobie
obolały kark.
- Zmęczona? - usłyszałam za sobą
głos męża.
- Tak trochę. - mruknęłam.
- Powinnaś więcej odpoczywać -
przytulił mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu.
- W przerwie pomiędzy pilnowaniem
Fran, a Alvaro? Isco, nie mam takiej.
- Może zatrudnimy opiekunkę?
- Nie wiem czy chcę żeby ktoś obcy
zajmował się moimi dziećmi.
- Ale mogłabyś trochę odpocząć.
Wyjść gdzieś albo po prostu się położyć - mruknął i zaczął
masować mój kark. - Martwię się o ciebie.
- Myślę, że dam radę. - odchyliłam
głowę, a on pocałował mnie w czubek nosa. Zaśmiałam się.
- Moja dzielna dziewczynka!
- Moja dzielna dziewczynka!
- Szkoda tylko, że mój chłopczyk
musi znowu wyjechać - mruknęłam smutno.
- Ale już się do tego przyzwyczaiłaś.
- mocno mnie przytulił. - Przywiozę ci jakąś pamiątkę. -
zaśmiał się.
- Po prostu szybko wróć - odwróciłam
się do niego przodem i pocałowałam go przelotnie w usta. - Wygraj
i wróć.
- I taki mam zamiar. - uśmiechnął
się. - Przywiozę wielki puchar i złoty medal.
- Kocham cię - szepnęłam,
uśmiechając się lekko.
- Ja też cię kocham! Bardzo, bardzo.
- mruknął i pochylił się nad moimi ustami.
- Ale mamy spokój, kiedy dzieci śpią
- mruknęłam, a on zabrał mnie za ręce. - Hej, co robisz? -
zapytałam ze śmiechem.
- Zabieram cię do nas - wyszczerzył się.
- Zabieram cię do nas - wyszczerzył się.
- Aaaa! Taki myk? - zaśmiałam się.
- A co myślałaś? - zamknął za nami drzwi do sypialni.
- No nie wiem. - uwiesiłam się na jego szyi.
- A co myślałaś? - zamknął za nami drzwi do sypialni.
- No nie wiem. - uwiesiłam się na jego szyi.
- Lolu, ty jesteś ze mną szczęśliwa?
- spojrzał w moje oczy i zapytał całkiem poważnie.
- Co to za pytanie? Oczywiście, że
jestem!
- Po prostu wiem ile musiałaś
poświęcić, by być ze mną. Chce się upewnić, że cię
uszczęśliwiam - uśmiechnął się lekko.
- Głuptas! - zaśmiałam się i
pogłaskałam go po policzku. - Jesteś najwspanialszym facetem pod
słońcem.
- Mówisz tak, bo chcesz mnie zaciągnąć
do łóżka? - zaśmiał się cicho i puścił do mnie oczko.
- Rozpracowałeś mnie Alarcon. -
zaśmiałam się zalotnie i wpiłam się w jego usta,
- Tylko ja wcale nie jestem taki łatwy
- mruknął pomiędzy pocałunkami. Uśmiechnęłam się szeroko i
pchnęłam go na łóżko.
- Wiem, kochanie, wiem - zachichotałam i stanęłam przed nim, lekko ruszając biodrami.
- Wiem, kochanie, wiem - zachichotałam i stanęłam przed nim, lekko ruszając biodrami.
- Hmm, chcesz mnie tym uwieść? -
zaśmiał się, zakładając ręce za głowę.
- Wiem, że to lubisz - puściłam do
niego oczko i odwróciłam się do niego tyłem. Powoli zaczęłam
podnosić swoją koszulkę do góry.
- I to bardzo. - zamruczał, szeroko
się uśmiechając.
- Widzisz jak dobrze cię znam? -
zapytałam z uśmiechem i podeszłam do niego, rzucając w kąt
bluzkę.
- Między innymi dlatego zostałaś
moją żoną. - wyszczerzył się i podniósł, łapiąc mnie w
talii. Oboje wylądowaliśmy na łóżku.
- Ty nigdy nie wytrzymasz do końca,
co? - zaśmiałam się i zanurzyłam dłoń w jego włosach.
- Nie lubię czekać - odparł i ustami zaczął wędrować po całym moim ciele.
- Nie lubię czekać - odparł i ustami zaczął wędrować po całym moim ciele.
- Jesteś w gorącej wodzie kąpany,
wiesz? zaśmiałam się, odchylając szyję.
- Mówisz mi to każdym razem -
wyszeptał i nakierował swoje dłonie na zapięcie od mojego
stanika.
- Lepiej zamknij drzwi.
- Po co? Dzieci już śpią - wyszczerzył się.
- Lepiej zamknij drzwi.
- Po co? Dzieci już śpią - wyszczerzył się.
- Mamo! Nie mogę zasnąć! -
usłyszeliśmy i od razy zastygliśmy w bezruchu.
- A nie mówiłam? - warknęłam w jego
stronę i szybko wydostałam się spod jego ciała. Isco szybko
pozbył się swojej koszulki i nałożył ją na mnie. Po chwili do
sypialni wparowała Maria. - Co się stało, słoneczko? - podeszłam
do niej.
- Nie mogę spać. - zacierała oczka,
ciągnąc za sobą swojego ulubionego misia. - Mogę dziś zostać z
wami?
- Oczywiście - pogłaskałam ją po
głowie i przytuliłam. - Tatuś uwielbia spać z takimi pięknymi
dziewczynkami - spojrzałam na niego.
- No pewnie. - mruknął pod nosem, ale
po chwili spojrzał na Marię i się do niej uśmiechnął,
wyciągając do niej rączkę. Dziewczynka wgramoliła się na
materac i położyła się centralnie na jego środku.
- To mamusia pójdzie pod prysznic i
zaraz do was wróci - uśmiechnęłam się. Isco przytulił naszą
córeczkę i wziął do ręki misia, machając mi nim.
- Czekamy na ciebie! - zawołała
dziewczynka i szeroko się uśmiechnęła. Zaśmiałam się cicho i
zniknęłam w łazience.
***
Dla jasności, pomiędzy 31, a 32 rozdziałem jest prawie rok różnicy :)
Sto lat, Alvaro ♥