niedziela, 27 kwietnia 2014

Trzydziesty drugi: Aaaa! Potwór!

CRISTINA

  Otworzyłam oczy, bo poczułam dotyk rąk na swojej talii i po chwili ciepłe usta mojego męża na brzuchu. Oczywiście nie było go obok, bo siedział pod kołdrą i zachciało mu się miło mnie obudzić. Pocałował po chwili miejsce na samym dole mojego brzucha, gdzie miałam wytatuowane dwie małe daty, naszego ślubu oraz dzień, w którym na świat przyszli Rafael z Rosario i troszkę większe imiona moich dzieci. Zrobiłam to zaraz po tym, jak Thiago dorzucił to samo do swojej kolekcji, ale już na drugiej ręce. Zaśmiałam się cicho, a on zamruczał.
   - Mamo! - usłyszałam i nagle oboje zastygliśmy. Spojrzałam w stronę drzwi, a tam w progu stała Rosi, oparta o framugę. Uśmiechnęłam się do niej, a ona podeszła do łóżka. Wgramoliła się na materac, a wtedy Thiago wyszedł spod kołdry, strasząc naszą córkę.
   - Aaaa! Potwór! - zapiszczała, a Thiago zaczął ją łaskotać, ale po chwili przestał i położył się obok, mocno ją przytulając.
   - Gdzie twój brat? - zapytałam, przykrywając ich kołdrą.
   - Chyba jeszcze śpi. - powiedziała. - Tato, a co ty robiłeś pod tą kołdrą? - spojrzała na niego, a ja zaczęłam się śmiać.
   - Szukałem okruszków. - odpowiedział po chwili.
   - Okruszków? - zapytała, szeroko się uśmiechając. - Znalazłeś?
   - Tak, ale szybko je stamtąd wygoniłem, bo nas w nocy gryzły. - zaśmiał się i pocałował ją w czoło. Rosario wtedy zaczęła wodzić palcami po rękach Thiago, oglądając dokładnie jego tatuaże. Uwielbiała to robić. Była nimi zafascynowana.
   - Ja też takie będę mieć, jak będę duża! - powiedziała pewnie.
   - A co chcesz sobie wytatuować? - zapytałam z uśmiechem.
   - Jeszcze pomyślę. - mruknęła.
   - Tylko mam jedną prośbę.
   - Jaką? - zainteresowała się.
   - Nie tak dużo jak ma tata, dobrze? - zaśmiałam się i pocałowałam ją w czoło. 
   - Dlaczego nie? - mruknął oburzony, a ja cicho zachichotałam. - Nie podobają ci się moje tatuaże? - spojrzał na mnie badawczo.
   - Są cudowne, ale uwierz, do dziewczyn nie pasuje aż tyle. - pokazałam mu język, a po chwili dołączył do nas zaspany Raf. Wgramolił się na nasze łóżko i położył obok mnie, po środku. Zaczął ziewać i trzeć oczka.
   - Cześć, kochanie - pocałowałam go w czoło. Po chwili to samo zrobił Thiago.
   - Cześć. - mruknął cicho i jeszcze zamknął oczy.
   - Śpioch! - zaśmiała się Ros.
   - Ale kochany śpioch - mruknęłam z szerokim uśmiechem.
   - Dzieci to nam się udały. - uśmiechnął się i przybliżył, kradnąc mi szybkiego całusa.
   - Fuuuuu! - dwójka zerwała się na równe nogi, a my zaczęliśmy się śmiać.
   - Moja mama! - Thiago przytulił się do mnie, ale dzieci od razu zareagowały. Znów wpadły pomiędzy nas i Ros wtuliła się w swojego ojca, a Rafael we mnie.
   - Nieprawda! Mamusia jest tylko moja! - zapiszczał nasz synek.
   - Moja też! - dodała ze śmiechem Rosario.      
   - No dobra, jestem was wszystkich. - zaśmiałam się.
   - A ja? - zapytał głośno Thiago.
   - Ty jesteś mój - puściłam do niego oczko.
   - Mamusiu, jestem głodna. - odezwała się dziewczynka.
   - I ja też! - zawtórował się Raf.
   - Zaraz zrobimy śniadanko. - pocałowałam oboje w czółka.
   - A pamiętacie gdzie idziemy dziś wieczorem? - zapytał Thiago.
   - Na boisko! - zawołali równo.
   - Musicie nam obiecać, że będziecie grzeczni - spojrzałam na nich. Oboje pokiwali główką na znak zrozumienia.
   - Obiecujemy - powiedzieli ze śmiechem, ale widziałam jak chowają ręce do tyłu.
   - Cwaniaki! Ja nie wiem po kim to one mają. - Thiago pokręcił głową.
   - Jak to po kim? Po twoim kochanym braciszku i po części po tobie. - zaśmiałam się. 
   - Wszystko co złe to po nas? Nie, nie - pokręcił głową ze śmiechem.
   - Oczywiste, wszystko co najlepsze to po mamusi. - pokazałam mu język. 
   - Dobra jest - powiedział i wstał z łóżka. - Pogadamy sobie później - posłał mi całusa w powietrzu.   
   - Zobaczymy, zobaczymy, a teraz bądź tak dobry i zrób nam śniadanie. - wtuliłam się w bliźniaki i udałam, że zasypiam. 
   - Co ja z wami mam - mruknął i zniknął za drzwiami. Jestem szczęśliwa, że mam takiego męża, że mam wspaniałe dzieci. Znalazłam dobrą pracę w Barcelonie i wszystko kręci się po mojej myśli, czyli tej najlepszej. Wokół mamy rodzinę, przyjaciół i znajomych. Thiago już sezon znów gra dla Blaugrany i jest z tego powodu zadowolony, ale i nie tylko on. Wszyscy. Chciałabym, żeby to nasze szczęście trwało wiecznie.

LOLA

  Ustawiłam na tacy talerz z owocami oraz szklanki z sokiem. Skierowałam się w stronę tarasu, bo właśnie tam przesiadywał mój mąż z trójką naszych dzieci. Sześcioletnia Maria biegała po trawniku razem z Alvaro, który za kilka miesięcy skończy dwa latka, a Isco siedział na bujanej ławeczce z trzymiesięczną Franciscą. Skończył się sezon i mogliśmy pozwolić sobie na kilka dni w rodzinnym gronie, bo już niedługo rozpocznie się Euro 2020 i Francisco będzie musiał nas opuścić.
   - Mama! - krzyknęła nasza córeczka, kiedy pojawiłam się w progu. Postawiłam tacę na stoliku i zajęłam miejsce obok swojego męża.
   - Uważaj na Alvaro, dobrze? - mruknęłam w jej stronę i uśmiechnęłam się szeroko. Maria była bardzo dobrą starszą siostrą. Uwielbiała bawić się z Alvaro, który całkiem niedawno nauczył się chodzić.
   - Dobrze! - uśmiechnęła się i porwała ziarenko winogrona. Oparłam głowę na ramieniu swojego męża i przymknęłam oczy. Dziś pogada w Anglii nas rozpieszczała, bo świeciło piękne słoneczko.
   - Rodzice się pytali czy ich odwiedzisz z dziećmi - mruknął Isco i objął mnie.
   - Pewnie tak. - odparłam. - Wiesz też, że obowiązkowo muszę odwiedzić Cristinę. - uśmiechnęłam się i po chwili spojrzałam na swoją najmłodszą córkę.  
   - Wiem, wiem - zaśmiał się cicho i również na nią spojrzał. - Zasnęła kilka minut temu - zakomunikował mi. 
   - To nie będziemy jej budzić. Za dobrze jej chyba na tych rączkach u tatusia. - uśmiechnęłam się szeroko. 
   - I pomyśleć, że tak się bałem tego trzeciego dziecka. A jednak dajemy sobie radę.
   - Mówiłam, że tak będzie. Maria jest już dużą dziewczynką, a Alvaro nie sprawia problemów - pocałowałam go w policzek. - Ale czwartego już nie chcę - dodałam ze śmiechem.
   - Do drużyny piłkarskiej to nam jeszcze ósemki brakuje. - zaśmiał się.     
   - Możesz sobie o tym pomarzyć - wyszczerzyłam się i spojrzałam na Alvaro, który dreptał w naszą stronę. - Chodź do mnie - wyciągnęłam w jego stronę ręce. 
   - Mama! - uśmiechnął się i podszedł bliżej, a ja wzięłam go na kolana.
   - Zaraz będziemy jeść. - pogłaskałam go po główce. - Już twoja pora, skarbie.
   - Tatuś też jest głodny - wtrącił się Isco. Nie minęła minuta, a obok nas usiadła nasza najstarsza pociecha. Oczywiście obok tatusia.
   - Ty też jesteś głodna? - uśmiechnęłam się do niej, wstając z Alvaro na rękach. 
   - Tak - uśmiechnęła się lekko.
   - To wskakuj do środka - mruknął Isco i również wstał. Włożył Franciscę do nosidełka i skierował się w stronę wejścia do domu.
   - Rodzino, na co mamy ochotę? - zawołałam, wchodząc do kuchni. 
   - Na ciebie - usłyszałam za sobą głos męża. 
   - Jak to? Zjemy mamę? - zachichotała Maria. 
   - Tatuś mówi głupoty - odwróciłam się i posłałam jej szeroki uśmiech. 
   - E tam! Jakie znów głupoty?! - zaśmiał się Isco, przykrywając kocykiem Francisce. - Sama prawda. 
   - Ale nie możemy zjeść mamusi - Maria pokręciła główką i usiadła przy stole. Ja włożyłam Alvaro do jego siedziska i otworzyłam lodówkę.
   - Masz rację, nie możecie - zaśmiałam się cicho.
   - No widzisz tatusiu? Nie możemy! Kto wtedy czytałby mi bajki jak ty jesteś na meczach?!
   - Nie martw się. Znajdziemy kogoś na jej zastępstwo - zaśmiał się cicho i puścił do mnie oczko.
   - Już ja ci dam zastępstwo - pogroziłam mu palcem. - Może być lasagne? - spojrzałam na nich.
   - Tak! Bardzo ją lubię! - ucieszyła się Maria, a Isco kiwnął głową. Nawet Alvaro z niewiadomych przyczyn zaczął się śmiać, chociaż i tak zaraz dostanie swoje jedzonko. 
   - No to super - uśmiechnęłam się i włożyłam naczynie z makaronem do mikrofali. Dobrze, że rano zdążyłam coś upichcić, kiedy dzieci i Isco jeszcze spali.
   - Pomogę ci - obok mnie pojawił się Isco i wyjął z szafek talerze. Isco nigdy nie pchał się do kuchni, ale często pomagał mi przy dzieciach. W sumie nie miał innego wyboru.   
   - Nagle taki chętny w kuchni? - zaśmiałam się. - Liczysz może na coś? 
   - Na obiad - powiedział i przybliżył się do mnie. - Myślę, że ten blat miałby też inne zastosowanie - wyszeptał mi do ucha seksownym tonem.
   - A może z tym jeszcze trochę zaczekasz? - zaśmiałam się i lekko go odepchnęłam. 
   - Do wieczora. Aż dzieci zasną - poruszył śmiesznie brwiami.
   - Na razie zjedz obiad - mruknęłam i wyłączyłam mikrofale. Wyjęłam z niej naczynie i rozdzieliłam na trzy talerze, które Isco od razu przeniósł na stół. 
   - Smakuje ci? - zapytałam i podeszłam do Alvaro z jego jedzonkiem. - Głodny? - zapytałam go i usiadłam na krześle. Zaczął się uśmiechać i już chciał włożyć swoje łapki do jedzenia, ale w ostatniej chwili go powstrzymałam ze śmiechem. Ubrałam trochę na łyżeczkę i wsadziłam mu do buzi. Uwielbiałam takie dnie jak dziś. Byłam szczęśliwa, kiedy miałam przy sobie Isco oraz moje trzy słoneczka. Tylko oni nadawali mojemu życiu sens.

 CRISTINA

 Na ogromnej tablicy widniał cudowny wynik z dużą wygraną dla gospodarzy, w co miał swój wkład mój mąż, swoją strzeloną bramką. Usłyszeliśmy gwizdek sędziego, kończący drugą połowę. Chłopcy zaczęli sobie gratulować i wymieniać koszulkami. Po chwili skierowali się do szatni, a to był znak, że mogłam już z dziećmi zejść z trybun i razem z innymi partnerkami, poczekać aż wrócą świętować. Przede mną dumnie kroczyli Rafael i Rosario w koszulkach z imieniem i numerkiem swojego taty. Obok mnie kroczyła Viola z małym Danielem na rękach, maleńką pociechą jej i Marca. Wyglądał słodko w bordowo-granatowej koszulce. Po mojej drugiej stronie kroczyła narzeczona mojego szwagra, ładna blondynka, dla której Rafa stracił całkowicie głowę.
 W końcu chłopcy wyszli na murawę i Thiago od razu do nas podbiegł. Pocałował mnie przelotnie i złapał swoje dzieci za ręce. Podeszli do grupy, a tam Raf wziął na ręce małego Rafa, a Thiago swoją córkę. Marc też genialnie wyglądał z Danim! Staliśmy i patrzyliśmy w gwieździste niebo, które rozjaśniały fajerwerki.
   - Jakie to piękne! - zaśmiałam się do dziewczyn.
   - Fajerwerki czy widok naszych facetów z dziećmi? - zapytała mnie Viola.
   - Piękniejsze jest to co stoi teraz na murawie. - spojrzałam na piłkarzy. 
   - Zgadzam się - pokiwała głową blondynka i uśmiechnęła się szeroko. - Za rok Rafa będzie mógł przyprowadzić tutaj dzidziusia - pogłaskała swój płaski brzuch.     
   - Naprawdę?! - otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na Kat. - Gratulację! - mocno ją przytuliłam. - Ale nadal nie wyobrażam sobie Rafinhy jako ojca. 
   - Wy sobie nawet nie wyobrażacie jaki on potrafi być kochany i czuły - zachichotała cicho.
   - Tak samo Bartra. Niby nadal jest takim samym idiotą, jak był, ale widać, że wydoroślał - dodała Viola.     
   - Ogólnie nasi chłopcy wydorośleli, ustatkowali się. Przyszedł w końcu na nich czas. - nie odrywałam wzroku ze swoich dzieci i męża. 
   - Ale fajnie jest wracać na Ibizę i oderwać się od rzeczywistości.
   - Myślicie, że za dwadzieścia lat nasze dzieci też tam będą jeździć? - tuż za nami pojawiły się Llorena i Maite. 
   - To bardzo możliwe - zaśmiałam się. - Już trochę tych dzieci się uzbierało.
   - I jeszcze się nazbiera. - zaśmiała się Maite i puściła oczko do Katiny.
   - Ty też?! - zawołałam. 
   - Widać, że chłopcy zabrali się do pracy - Viola pokazała im język.
   - I to ostro - zaśmiałam się.
   - Nie chcą czekać i później być ojcami jako dziadziusie. - uśmiechnęła się Llorena.
   - To na co czeka Tello? Może ma mu ktoś pomóc? - zapytała ze śmiechem Katina.
   - Da radę sam, spokojnie. - zapewniała nas Lopez.
   - No tylko żeby nie był tym dziadziusiem na emeryturze. - zaśmiałam się. 
   - Pracujemy nad tym, dobra? - pokazała nam język.
   - No i to się rozumie - mruknęła Viola, która odeszła do Bartry i swojego synka. Całą resztą ruszyłyśmy za nią, każda do swojej małej rodzinki. Drużyna właśnie wracała ze spaceru wokół boiska i mogłyśmy do nich podejść. Wzięłam na ręce Rafe i z Thiago i Rosi podeszliśmy do pucharu by zrobić sobie z nim zdjęcie. 
   - Mamo, aparat! - zawołał nasz synek i zaczął robić głupie miny. Tak, to ma po wujku. 
   - Oj Rafa, Rafa. - zaśmiałam się i pogłaskałam go po główce. Dzieci później pobiegły do innych maluchów, a ja z Thiago stałam na środku i mocno się do niego przytuliłam. 
   - Jestem taki szczęśliwy - wyszeptał mi do ucha. 
   - Ja też. Cieszę się, że mam ciebie i dzieci. - uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego ramię. - Kocham cię. 
   - Ja ciebie też. Najmocniej na świecie - pocałował mnie w czubek głowy. 
   - Dobrze mi z tobą. - mruknęłam. Zawsze w jego ramionach czułam błogi spokój i swój odnaleziony azyl. 
   - Wiem, że to głupie, ale mógłbym tutaj z tobą stać godzinami - zaśmiał się cicho.
   - To nie jest głupie. To jest bardzo romantyczne. - podniosłam głowę i musnęłam jego wargi.
   - Wiedziałem, że jestem typem romantyka - westchnął teatralnie i spojrzał w moje oczy.             
   - Tylko szkoda, że częściej tego nie przejawiasz. - zaśmiałam się cicho. 
   - Jak to nie? - zapytał ze śmiechem. - Kupuje ci kwiaty i..
   - I na tym się kończy!   
   - Więc, obiecuję, ze któregoś dnia podrzucimy dzieci Thaisie albo mojej mamie i zabiorę cię na bardzo romantyczną kolację!
   - Trzymam za słowo - powiedziałam i złożyłam na jego ustach szybkiego całusa. 
   - Nie musisz się martwić. - uśmiechnął się. - Będziesz tęsknić gdy będę w którymś z tych trzynastu miast? - wyszczerzył się. 
   - Jeszcze się o to pytasz? - walnęłam go w ramię. - Będę umierać z tęsknoty!
   - Chciałem się tylko upewnić. - zaśmiał się. - Też będę bardzo za wami tęsknić. - mocniej mnie przytulił.
   - Ale i tak masz dawać z siebie wszystko. 
   - Zawsze daje. Dla waszej trójki - najpierw spojrzał na mnie, a później próbował wypatrzeć nasze pociechy.
   - Są kochani. - jęknęłam, patrząc jak bawią się wstążkami, które wcześniej wybuchły na murawę. 
   - Muszą być, skoro mają takich wspaniałych rodziców - puścił do mnie oczko.
   - Mają najlepszego, cudownego, kochanego, przystojnego i seksownego ojca. - uśmiechnęłam się szeroko. 
   - Chyba będę musiał się odwdzięczyć za takie słowa - mruknął mi do ucha i uścisnął mój pośladek.
   - Thiago! Tutaj jest pełno fotoreporterów - zaśmiałam się.  
   - I co? Napiszą, że obściskuję swoją żonę? To chyba nic dziwnego. - poruszył zabawnie brwiami. 
   - Przy tysiącach kibiców!
   - No to jestem zmuszony poczekać aż wrócimy do domu. - mruknął zrezygnowany.
   - I uśpimy bliźniaki! - dopowiedziałam. 
   - Może jednak nie? - zapytał i spojrzał na nich. - Biegają, więc na pewno się zmęczą i szybko padną.   
   - Jesteś za bardzo pewny siebie! - zaśmiałam się głośno.
   - Pewny, bo chcę być ciągle przy tobie. - mruknął i znów pocałował mnie w głowę. Nie wiem co mu się zebrało na takie wyznania, ale mi się to podobało. Nawet bardzo. Mam cudownego męża i tego się trzymajmy! Ja też chcę być z nim już na zawsze.  

 LOLA

  Pogłaskałam Alvaro po główce i uśmiechnęłam się pod nosem. Po dwugodzinnej walce z tym małym diabełkiem w końcu mogłam odetchnął z ulgą, bo zasnął. Pozostałą dwójką miał się zająć Isco, ale byłam pewna, że sobie poradzi. Wystarczy, że nakarmił mlekiem Franciscę, a Marii przeczytał bajkę i mógł spokojnie iść spać. Ja zawsze musiałam się męczyć z naszym rodzynkiem.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół, by zabrać butelkę wody i wrócić do naszej sypialni. Byłam zmęczona, bo dzisiejszy dzień był naprawdę długi. Zajmowanie się trójką, a nawet czwórką (tak, Isco też) dzieci nie jest takie łatwe. Muszę ciągle na nich uważać, a na dodatek sprzątać, prać, prasować i gotować. Rola matki nie jest łatwa i przyjemna.
Stanęłam przed lodówką i wyjęłam butelkę wody mineralnej. Zamknęłam ją po chwili i przymknęłam oczy, odstawiając butelkę na blat i lekko rozmasowując sobie obolały kark.
   - Zmęczona? - usłyszałam za sobą głos męża. 
   - Tak trochę. - mruknęłam. 
   - Powinnaś więcej odpoczywać - przytulił mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu.
   - W przerwie pomiędzy pilnowaniem Fran, a Alvaro? Isco, nie mam takiej. 
   - Może zatrudnimy opiekunkę?
   - Nie wiem czy chcę żeby ktoś obcy zajmował się moimi dziećmi. 
   - Ale mogłabyś trochę odpocząć. Wyjść gdzieś albo po prostu się położyć - mruknął i zaczął masować mój kark. - Martwię się o ciebie.
   - Myślę, że dam radę. - odchyliłam głowę, a on pocałował mnie w czubek nosa. Zaśmiałam się.
   - Moja dzielna dziewczynka!
   - Szkoda tylko, że mój chłopczyk musi znowu wyjechać - mruknęłam smutno.
   - Ale już się do tego przyzwyczaiłaś. - mocno mnie przytulił. - Przywiozę ci jakąś pamiątkę. - zaśmiał się. 
   - Po prostu szybko wróć - odwróciłam się do niego przodem i pocałowałam go przelotnie w usta. - Wygraj i wróć.
   - I taki mam zamiar. - uśmiechnął się. - Przywiozę wielki puchar i złoty medal. 
   - Kocham cię - szepnęłam, uśmiechając się lekko.    
   - Ja też cię kocham! Bardzo, bardzo. - mruknął i pochylił się nad moimi ustami. 
   - Ale mamy spokój, kiedy dzieci śpią - mruknęłam, a on zabrał mnie za ręce. - Hej, co robisz? - zapytałam ze śmiechem.
   - Zabieram cię do nas - wyszczerzył się.
   - Aaaa! Taki myk? - zaśmiałam się.
   - A co myślałaś? - zamknął za nami drzwi do sypialni.
   - No nie wiem. - uwiesiłam się na jego szyi. 
   - Lolu, ty jesteś ze mną szczęśliwa? - spojrzał w moje oczy i zapytał całkiem poważnie.    
   - Co to za pytanie? Oczywiście, że jestem!
   - Po prostu wiem ile musiałaś poświęcić, by być ze mną. Chce się upewnić, że cię uszczęśliwiam - uśmiechnął się lekko.  
   - Głuptas! - zaśmiałam się i pogłaskałam go po policzku. - Jesteś najwspanialszym facetem pod słońcem. 
   - Mówisz tak, bo chcesz mnie zaciągnąć do łóżka? - zaśmiał się cicho i puścił do mnie oczko.
   - Rozpracowałeś mnie Alarcon. - zaśmiałam się zalotnie i wpiłam się w jego usta, 
   - Tylko ja wcale nie jestem taki łatwy - mruknął pomiędzy pocałunkami. Uśmiechnęłam się szeroko i pchnęłam go na łóżko.
   - Wiem, kochanie, wiem - zachichotałam i stanęłam przed nim, lekko ruszając biodrami.
   - Hmm, chcesz mnie tym uwieść? - zaśmiał się, zakładając ręce za głowę. 
   - Wiem, że to lubisz - puściłam do niego oczko i odwróciłam się do niego tyłem. Powoli zaczęłam podnosić swoją koszulkę do góry.         
   - I to bardzo. - zamruczał, szeroko się uśmiechając. 
   - Widzisz jak dobrze cię znam? - zapytałam z uśmiechem i podeszłam do niego, rzucając w kąt bluzkę. 
   - Między innymi dlatego zostałaś moją żoną. - wyszczerzył się i podniósł, łapiąc mnie w talii. Oboje wylądowaliśmy na łóżku. 
   - Ty nigdy nie wytrzymasz do końca, co? - zaśmiałam się i zanurzyłam dłoń w jego włosach.
   - Nie lubię czekać - odparł i ustami zaczął wędrować po całym moim ciele.         
   - Jesteś w gorącej wodzie kąpany, wiesz? zaśmiałam się, odchylając szyję.  
   - Mówisz mi to każdym razem - wyszeptał i nakierował swoje dłonie na zapięcie od mojego stanika.
   - Lepiej zamknij drzwi.
   - Po co? Dzieci już śpią - wyszczerzył się.
   - Mamo! Nie mogę zasnąć! - usłyszeliśmy i od razy zastygliśmy w bezruchu. 
   - A nie mówiłam? - warknęłam w jego stronę i szybko wydostałam się spod jego ciała. Isco szybko pozbył się swojej koszulki i nałożył ją na mnie. Po chwili do sypialni wparowała Maria. - Co się stało, słoneczko? - podeszłam do niej.   
   - Nie mogę spać. - zacierała oczka, ciągnąc za sobą swojego ulubionego misia. - Mogę dziś zostać z wami? 
   - Oczywiście - pogłaskałam ją po głowie i przytuliłam. - Tatuś uwielbia spać z takimi pięknymi dziewczynkami - spojrzałam na niego.
   - No pewnie. - mruknął pod nosem, ale po chwili spojrzał na Marię i się do niej uśmiechnął, wyciągając do niej rączkę. Dziewczynka wgramoliła się na materac i położyła się centralnie na jego środku. 
   - To mamusia pójdzie pod prysznic i zaraz do was wróci - uśmiechnęłam się. Isco przytulił naszą córeczkę i wziął do ręki misia, machając mi nim.
   - Czekamy na ciebie! - zawołała dziewczynka i szeroko się uśmiechnęła. Zaśmiałam się cicho i zniknęłam w łazience. 

***
Dla jasności, pomiędzy 31, a 32 rozdziałem jest prawie rok różnicy :) 

Sto lat, Alvaro ♥

środa, 16 kwietnia 2014

Trzydziesty pierwszy: Ale tata i tak jest mój!

 CRISTINA

  Leżałyśmy we cztery na ręcznikach, kąpiąc się w złocistych promieniach słońca. Pierwsza Lisa, później Nuria, żona Ignacio, dalej Viola ze swoim pięciomiesięcznym brzuszkiem i ja, która w tym momencie nie musiałam się niczym przejmować, bo dziś to panowie, kilka metrów od nas zabawiali Rosario i Rafaela. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży zaczęłam się cieszyć jak głupia. Wiedziałam, że Thiago chciał zostać ojcem i to był wspaniała wiadomość. Gdy poszliśmy na pierwszą wizytę do ginekologa, oczywiście razem, bo Thiago musiał trzymać mnie za rękę, okazało się, że... Jak to stwierdził Bartra, Thiago zdobył dwie bramki za jednym strzałem! Urodziłam bliźniaki, chłopca i dziewczynkę. Naszego syna nazwaliśmy Rafael, po jego wujku, który zawsze był, jest i będzie pozytywną postacią w rodzinie, a o piętnaście minut młodszą córkę nazwaliśmy Rosario. Kochamy ich z Thiago nad życie i chcemy dla nich jak najlepiej. 
   - Mamusiu, mamusiu! - usłyszałam wołanie mojej Rosi, która już za dwa miesiące skończy 5 lat. 
   - Słucham skarbie? - uśmiechnęłam się do niej, gdy usiadła na piasku obok mnie. 
   - Kiedy przyjedzie Ria i mały Alvaro? - zapytała, kręcąc noskiem. 
   - Za niedługo powinni już tu być. - odparłam. 
   - A co wy tam robicie, że tacy grzeczni jesteście? - zaśmiała się Viola, podnosząc na łokciach. 
   - Tata z wujkami budują dla nas zamek z piasku! - wyszczerzyła się. 
   - A to oni mieli się bawić czy dzieci? - zauważyła Lisa. 
   - Może chodźmy to zobaczyć, co? - zaproponowałam i wstałam, łapiąc córkę za rączkę. Podeszłyśmy bliżej i wszystkie wybuchnęłyśmy śmiechem. Thiago, Alvaro i Ignacio siedzieli obok dużego zamku, ulepionego z piasku, a mój syn siedział na niewielkim kopczyku, z którego wystawała tylko głowa Marca. Uklepywał jeszcze ten piasek łopatką. 
   - Rafa, to ty tak załatwiłeś wujka Marca? - zaśmiałam się, przyklękując przy nim. 
   - Ja mu pomogłam! - zgłosiła się Rosi. 
   - No i piątka! - zawołała Viola i przybiła piątki z Rosario i Rafaelem. 
   - Zamiast mi pomóc to trzymasz z nimi sztamę? - jęknął biedny Bartra.
   - Oj nie marudź! - zaśmiała się i usiadła obok jego głowy, całując ją w policzek.
   - Zamek wybudowany, a wy i tak bardziej interesujecie się wujkiem zakopanym w piasku. - Thiago pokręcił głową, a Rosario od razu do niego podbiegła i wtuliła się w swojego ojca. Ona zawsze była córeczką tatusia, a mały Raf był moim synkiem, ale to chyba zawsze tak jest.
   - Tatusiu, ale wujek Marc jest taki śmieszny! - chichotała. 
   - Bartra, co ty tam robisz?! - usłyszeliśmy głos Isco, więc od razu wszyscy spojrzeliśmy w ich stronę. Cała czwórka Alarconów właśnie do nas podchodziła. Szła Lola, trzymając za rękę ich córeczkę, a Francisco trzymał na rękach ośmiomiesięcznego Alvarito. Oni również wyglądali przesłodko. 
   - A nic. Tak sobie leżę i sprawiam uciechę młodym Alcantarą. - kiwnął na moją dwójkę. 
   - Jak dobrze tu znów przyjechać. Uwielbiam Ibizę. - westchnęła Lola i puściła dłoń córki, która zaczęła się przytulać z Rosario. Dziewczynki się przyjaźniły, lubiły ze sobą bawić, a my nie miałyśmy nic przeciwko temu, ba! Cieszyłyśmy się bardzo z tego powodu!
   - Ja już ją zaczynam traktować jak dom. - zaśmiał się Alvaro, ale ten duży. 
   - Wujku, ale ty masz dom w Madrycie! - oburzył się Rafael. 
   - To prawda, ale wujek miał na myśli, że to miejsce to jest jego drugi dom. - uśmiechnęłam się i zmierzwiłam ciemną czuprynkę na głowie chłopca. 
   - Aha! No, bo wujek tak dziwnie mówi! - założył ręce i spiorunował go wzrokiem.
   - Hej, nie wolno tak. - mruknęłam, a ten od razu zmienił wyraz twarzy. 
   - Mamo, nudzi mi się. - dodał. 
   - Odkopcie wujka Marca. - zaproponował Isco i włożył Alvarito do nosidełka. 
   - To dobry pomysł! - zawołała Maria i chwyciły z Rosario za łopatki, by wspólnie z Rafą odkopać Bartrę.   
   - A jak tam u rodziców? - skierowałam pytanie do przyjaciółki. 
   - W porządku. Nie chcieli nas wypuścić. - zaśmiała się. 
   - Raczej swoje wnuki, a nie nas. - wtrącił Isco. - A jak u was, przed samą przeprowadzką do Barcelony? 
   - Cieszymy się z powrotu do Hiszpanii. - odparłam. 
   - Rafa już tam krąży i szuka dla nas domu. - zaśmiał się Thiago. - A praktycznie to dwóch. 
   - Jak to dwóch? - zdziwił się Vazquez. 
   - Coś nam się wydaje albo faktycznie planuje się w końcu oświadczyć Katinie. 
   - Serio? Nigdy nie sądziłam, że będzie chciał się ustatkować - powiedziała Lola, zakładając swojemu synkowi czapeczkę na główkę.
   - Jest już z nią dwa te dwa lata, więc już czas żeby się zdecydować. - powiedział Thiago, kładąc małą muszelkę na jednej z wież zamku.  
   - W sumie racja - uśmiechnęła się lekko i spojrzała w stronę naszych dzieci. Cała trójka miała radochę z wujka Bartry, który robił głupkowate miny. 
   - O słuchajcie, właśnie dzwoniły te opiekunki, że może przyjąć godzinkę wcześniej do hotelu. - powiedział Alvaro, trzymając swoją komórkę w ręce. - Wieczór należy dla dorosłych. 
   - Czyli dzisiaj świętujemy rocznicę Alcantarów? - wyszczerzył się Isco i spojrzał na nas.
   - Tak - Thiago pokiwał głową i puścił do mnie oczko.
   - To trzeba się zaopatrzyć w alkohol - zaśmiał się Alvaro i przybił sobie 'piątki' z Ignacio.
   - Świetny pomysł! - poparł go Isco, a Lola spojrzała na niego groźnie. 
   - Odpuść mu. - zaśmiałam się i spojrzałam na swoją obrączkę. Nie mogę uwierzyć w to, że to dziś mijają cztery lata, odkąd jestem żoną Thiago.
   - Ej, a może zagramy w butelkę! - zawołał uradowany Ignacio. 
   - Pewnie! Jestem za! - krzyknął Marc, któremu udało się wydostać z piasku.
   - Gramy w butelkę co roku - jęknęła Lola i zerknęła na swojego męża. 
   - Bo to fajne jest i się nie nudzi. - wyszczerzył się Isco. 
   - Ty mi też się nie nudzisz - wpiła się w jego usta.
   - Fuuuuj! - usłyszeliśmy krzyk naszych dzieci. Lola roześmiała się cicho i spojrzała na swoją starszą pociechę.
   - Nie całujcie się, bo będę miała drugiego braciszka - pogroziła im palcem i podeszła do Isco. 
   - Nie chciałabyś takiego jeszcze? - zaśmiałam się, sadzając na swoich kolanach Rafę, który właśnie do mnie podszedł. Tradycyjnie Rosi pobiegła do Thiago.
   - No nie wiem! - przeciągnęła. - Ale tata i tak jest mój! - zawołała i przytuliła się mocno do Isco. 
   - Tylko twój - zaśmiał się i pocałował ją w główkę.
   - Mamusia jest zazdrosna - powiedziała Lola.     
   - Ty masz Alvarito! - zawołała chichocząc. 
   - Oczywiście - blondynka uśmiechnęła się lekko i wzięła na ręce synka. Ja już nie pamiętam, kiedy moje diabełki były takie małe! - Ale oddasz mi na wieczór tatusia? - zapytała.
   - Ale tylko na chwilkę - odparła szybko.
   - Córeczka tatusia - zarechotał Alvaro.
   - Dzisiaj zostaniecie z takimi trzema fajnymi paniami, dobrze? - Thiago spojrzał na naszą córkę.
   - A dzidziuś cioci Violi też z nami zostanie? - wskazała na Marca i jego kobietę. 
   - Nie. Dzidziuś cioci Violi jeszcze się nie urodził - odparłam i spojrzałam na wybrankę Bartry. 
   - Ale jak tylko się urodzi i podrośnie to obiecuję, że będziecie mogli się z nim pobawić. - uśmiechnęła się dziewczyna.
   - Nim? - zapytała Nuria.
   - Będę miał syna! - wyszczerzył się Marc. 
   - No gratuluje! - krzyknął Isco i puścił do niego oczko. - Syn to jest coś - dodał i zabrał od małżonki Alvarito.
   - Zgadzam się - poparł go Thiago.
   - Ale córki też są wspaniałe. - zaśmiała się Viola i spojrzała na Marię i Rosario. 
   - Bo są podobne do nas - uśmiechnęłam się szeroko.
   - Maria ma ze mnie tylko oczy - oburzyła się Lola, która przyglądała się mężowi oraz synkowi.  
   - Za to Alvaro jest waszą mieszanką. - zaśmiałam się.
   - To w takim razie jeszcze wam potrzeba dokładniej kopii Loli. - dodał Thiago. 
   - Na razie nam wystarczy dwójka, prawda? - zwrócił się do niej Isco.
   - Szkoda, że szybciej robisz niż myślisz - zachichotała cicho i przytuliła Marię, która bawiła się jej włosami. 
   - Isco, wyczuwam aluzję. - mruknął do niego Vazquez. 
   - Albo Isco się pomylił i użył takiej. - zaśmiał się Thiago, łaskocząc Rosi. 
   - Nie róbcie sobie żartów - uśmiechnął się nerwowo, nie spuszczając wzroku z żony. - Alvaro urodził się dopiero 8 miesięcy temu! 
   - A to jakaś przeszkoda? - zapytała Lola.
   - Ale chyba nie chcesz powiedzieć, że... - przestraszył się. 
   - Nie będziemy o tym rozmawiać przy dzieciach - uśmiechnęła się lekko.
   - Ale tutaj nie ma żadnych dzieci! - oburzył się mój synek, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
   - Tak, przepraszam! Zapomniałam, że jesteście dorośli! Ty w szczególności! - zaśmiała się Lola, głaszcząc go po główce. 
   - Nawet Alvaro jest dorosły - podszedł do maleństwa i pocałował go w główkę.
   - Rafa to kopia swojego chrzestnego - zaśmiał się Isco. - Jest niemożliwy.
   - Kolejny szaleniec w rodzinie. - zaśmiałam się. - I dlatego Rafinha go uwielbia. - zaśmiałam się. 
   - Nie dziwię się, bo jest cudowny - uśmiechnęła się Lola. 
   - Mój syn całkowicie wdał się w Alcantarów. To mieszkanka swojego ojca, wujka i dziadka! - zaśmiałam się.
   - Rosario jest za to spokojna po tobie. - uśmiechnął się Alvaro.
   - I tak ma być. - uśmiechnęłam się do swojej córki, która próbowała wyciągnąć muszelkę z dłoni Thiago, cudownego faceta, męża i ojca.

 LOLA

  Po wspólnie spędzonym dniu na plaży nadszedł czas na wieczór. Oddaliśmy dzieci pod opiekę trzech młodych kobiet i mogliśmy wyjść gdzieś razem, jak za dawnych czasów. Dzieci nie było od godziny a ja już tęskniłam, bo zawsze spędzam z nimi każdą chwilę. Isco nadal gra w Manchesterze United, więc od kilku lat mieszkamy w Anglii.
  Poprawiałam właśnie włosy, kiedy poczułam dłonie męża na swojej talii. Uśmiechnął się do mnie szeroko i przejechał dłonią po moim płasku brzuchu. Doskonale wiedziałam o co mu chodzi.. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży po raz trzeci, to trochę się przestraszyłam, ale również i ucieszyłam. Dzieci są dla mnie najważniejsze, więc uważałam, że tak po prostu musiało być. Isco myślał inaczej i to mnie dobiło.
   - Więc.. To prawda? - wyszeptał mi do ucha.
   - Tak. Jestem w ciąży - mruknęłam cicho i odwróciłam się do niego przodem. Pocałował mnie w czoło i lekko się uśmiechnął.
   - To cudownie - odparł i złapał mnie za dłoń. - Jesteś gotowa do wyjścia? - zapytał po chwili.
   - Nie musisz zmieniać tematu - warknęłam zła i wyswobodziłam swoją rękę z jego uścisku. - Przecież widzę, że się nie cieszysz.
   - Lola, cieszę się! Po prostu to już trzecie dziecko i inaczej reaguje.
   - Okej - pokiwałam głową na znak zrozumienia, chociaż wcale go nie rozumiałam. Pierwsza czy trzecia ciąża. Co to za różnica?! - Możemy iść - dodałam i ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju.  
   - Uwierz, bardzo się cieszę. - gdy tylko wyszliśmy na korytarz, objął mnie w pasie i pocałował w policzek. 
   - Skończmy ten temat, dobrze? - zapytałam cicho.
   - Przecież widzę, że coś jest nie tak.
   - Wszystko jest dobrze - posłałam mu lekki uśmiech i zjechaliśmy windą na dół. Wyszliśmy przed hotel, gdzie czekała już na nas reszta.
   - No w końcu jesteście! To co, plaża? - Marc klasnął w ręce.
   - Tam gdzie zawsze? - Alvaro poruszył brwiami. 
   - Pewnie! - zaśmiałam się cicho i wtuliłam się w ramię Isco. Gra w butelkę zawsze przypominała mi o naszym zejściu się.
   - Dobrze, że teraz nikt nam nie oznajmi, że bierze ślub - zaśmiał się Ignacio i spojrzał nas.
   - Zawsze mój brat może zadzwonić i nas o tym poinformować. - wyszczerzył się Thiago, obejmując mocno swoją żonę.
   - No to idziemy. - uśmiechnęła się Lisa. 
W kilka minut doszliśmy na plażę i rozsiedliśmy się wygodnie na piasku. Marc wyjął pustą butelkę i nią zakręcił. Tradycyjnie wypadło na mnie.
   - Poproszę pytanie - spojrzałam na Marca, a temu oczy się zaświeciły.
   - Czyli faktycznie znów zostaniecie rodzicami? - spojrzał na nas badawczo. 
   - Tak - uśmiechnęłam się szeroko. - To czarty tydzień - dodałam, spoglądając w stronę swojego męża.
   - Gratuluje, kochana - Cris od razu mnie przytuliła.
   - Tak, więc mały Bartra będzie miał kolejnego kolegę albo koleżankę w podobnym wieku. - uśmiechnęła się Viola.
   - Ja chcę mieć córeczkę, żeby tym razem była kopią mojej Loli. - Isco złapał mnie za rękę i uśmiechną się. 
   - Może później ich razem spikniemy? - wyszczerzył się Marc.
   - Moja córka ma się nazywać Bartra? Wykluczone! - odpowiedział mu ze śmiechem Isco.
   - Nawet nie znamy płci, więc spokojnie - powiedziałam i zakręciłam butelką. Padło na Ignacio.
   - Pytanie.
   - Masz już 30 na karku, więc.. Kiedy dziecko? - posłałam mu lekki uśmiech.      
   - Sam jeszcze nie wiem. - podrapał się po karku i spojrzał na swoją żonę.
   - Na wszystko przyjdzie pora. - uśmiechnęła się Nuria i puściła do niego oczko.
   - Miał być wieczór bez dzieci, a wy nadal tylko o nich. - wyszczerzył się Alvaro. 
   - Bo ty ich nie masz - pokazałam mu język i spojrzałam na Lisę. Ta uśmiechnęła się tylko szeroko i wzdrygnęła ramionami.
   - Dobra, kręcę! - wtrącił Camacho i chwycił butelkę.
   - Ciekawe na kogo padnie. - uśmiechnęła się Cristina, patrząc na kręcącą się szyjkę butelki.
   - Thiago! - wyszczerzył się Ignacio i zatarł dłonie. - Pytanko jak mniemam? 
   - Oczywiście. - zaśmiał się Alcantara. 
   - Jak się czujesz z myślą, że niedługo wrócisz do domu? Do Barcelony?
   - Cieszę się, bo to jednak tam spędziłem najwięcej czasu, ale i dlatego, że moje dzieci dalej będą się wychowywać w Hiszpanii. - uśmiechnął się i chwycił za butelkę. Padło na Bartrę.
   - Pytanko! - ucieszył się. 
   - Dobra, co czułeś gdy Viola powiedziała ci, że będziesz tatą? 
   - To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Chyba dobrze wiesz, że tego nie da się opisać słowami! - powiedział całkiem poważnie, a nas zatkało. W tej chwili to nie był ten sam Bartra, tylko dojrzały i normalny facet. 
   - Nie wierzę! - zaczęła Cristina. - Marc mówi z sensem!
   - Oj, nie wierzycie w niego! - zaśmiała się Viola i zmierzwiła włosy swojemu mężowi. - Czasem naprawdę potrafi być poważny i dorosły. 
   - Za coś musiałaś mnie pokochać, prawda? - zapytał i ucałował ją w policzek, a po chwili zakręcił butelką. I tym razem padło na Isco, który nadal trzymał mnie za dłoń.
   - Pytanie.
   - Na plaży wcale nie wyglądało tak jakbyś się cieszył z kolejnego dziecka. Wytłumaczysz się?
   - Ciesze się - uśmiechnął się lekko. - Ale Alvaro jest jeszcze mały i to mnie trochę przeraża, ale jestem szczęśliwy - dodał po chwili. 
   - Dacie radę z trójką - Thiago puścił do niego oczko.
   - O to się martwię. Ja będę wyjeżdżał na mecze, a Lola sama z trójką dzieci!
   - Nasze dzieci są kochane i nie psocą - dodałam ze śmiechem i ścisnęłam jego dłoń. - Nie masz się czym martwić.
   - Okej - skinął głową i zakręcił. 
   - Alvaro! - Isco klasnął w dłonie. - Majstruj dzieciaka! - zawołał.
   - Spadaj na drzewo Alarcon! - pokazał mu język. - Pytanie. 
   - Nikt nie bierze zadań. Szkoda - pokręcił głową i na chwilę się zamyślił. - Dlaczego zabraliście potajemny ślub? - spojrzał na niego. O, ja też byłam tego ciekawa!
   - Chcieliśmy uniknąć tego całego szumu i wkradających się dziennikarzy. - zaśmiał się Vazquez i uśmiechnął się do Lisy. - Kręcę! 
   - Moja kochana Lola - wyszczerzył się. - Pytanie czy zadanie?
   - Pytanie - wolałam nie ryzykować, bo z zadaniami bywało różnie.
   - Spotkałaś kiedyś jeszcze Noela albo Casasa? - zaśmiał się, a ja spojrzałam na Isco. W sekundę jego wszystkie mięśnie się napięły.
   - Noela nie, ale Mario bardzo rzadko. W końcu pracujemy w tej samej branży. Ale praktycznie ze sobą nie rozmawiamy. - odparłam pewnie i zakręciłam butelką. Padło na Violę.
   - Jak już wszyscy biorą pytania, to ja nie będę się różnić. - zaśmiała się i spojrzała na mnie. 
   - Jak się czuje przyszła mamusia? - wyszczerzyłam się. - Pokoik gotowy?
   - Ja czuję się znakomicie, a pokoik na razie niekompletny. - uśmiechnęła się.
   - Jak Bartra dowiedział się, że będzie miał syna to pewnie już w pierwszy dzień po powrocie urządzi mu piłkarską sypialnie. - wypalił Ignacio. 
   - Na razie planuje pomalować pokoik w barwy Barcy - uśmiechnął się szeroko.
   - Wykluczone! - oburzyła się Viola, a cała nasza paczka wybuchła śmiechem.
   - To może przynajmniej Katalonii? - wyszczerzył się Marc.
   - To, że będziemy mieć syna od razu musi oznaczać, że ma być piłkarzem?
   - A czemu nie? - zapytał Bartra.
   - Viola, nie martw się... Pamiętaj, siedzisz w towarzystwie bandy piłkarzy. Powinnaś się już przyzwyczaić. - Cristina poklepała ją po plecach. Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Uwielbiałam takie momenty, gdy się spotykaliśmy. To było magiczne i przywoływało najpiękniejsze wspomnienia. 

***
No i obiecany rozdział łącznikowy, który wprowadza do drugiej serii opowiadania :) 
Czekamy wszyscy na dzisiejszy finał! 21:30! 

sobota, 5 kwietnia 2014

Trzydziesty: Fuuuj! Znowu się całują!

LOLA

  Czas tak szybko płynął, że zanim się obejrzałam był już grudzień i Świta Bożego Narodzenia. Isco miał przerwę od rozgrywek ligowych i mogliśmy spędzić trochę czasu razem, co bardzo mnie cieszyło. Uwielbiałam siadać z nim przy kominku i rozmawiać o wszystkim oraz o niczym. Najczęstszym tematem naszych rozmów był temat naszego dziecka, które powinno się urodzić w kwietniu, tak jak tatuś.
  Na Wigilię zaprosiliśmy do nas moich rodziców, by mogli zobaczyć nasz nowy dom. Bardzo się denerwowałam, bo była to ich pierwsza wizyta w Madrycie, u nas. Isco zapewniał mnie, że wszystko będzie dobrze, bo moja mama już całkowicie zaakceptowała nasze małżeństwo. I oczywiście miał racje, bo było wspaniale. Razem z mamą przygotowywałam potrawy świąteczne, a Isco oglądał mecze ligi angielskiej z teściem.
 Po wspólnej kolacji usiedliśmy przy kominku z kieliszkami czerwonego wina. Ja miałam sok, bo nie wolno było mi alkoholu. Francisco nawet nie pozwolił mnie zanurzyć ust w jego kieliszku.
   - Ładnie się tu urządzaliście - mruknęła mama, kiedy oglądała zdjęcia na jednej ze ścian. Były tam zdjęcia z naszych wspólnych wakacji, byśmy nigdy nie zapomnieli o tych cudownych chwilach.
   - Dziękujemy. - uśmiechnął się mój mąż i upił łyk wina.  
   - Szkoda, że będziemy tak daleko od wnuka - powiedział tata i podszedł do swojej żony.
   - Właściwie to wnuczki - uśmiechnęłam się pod nosem, czekając na reakcję Isco.
   - To dziewczynka?!  
   - Dokładnie. - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. - Mam nadzieję, że się cieszysz.  
   - I to jeszcze jak! - mruknął zadowolony i pocałował mój brzuch, który był już sporej wielkości.
   - Będziecie wspaniałym rodzicami - powiedziała mama z łzami w oczach.  
   - Kochanie, nie płacz. Ty będziesz wspaniałą babcią. - uśmiechnął się tata. 
   - Będziemy ją widywać kilka razy w roku - mruknęła smutno.
   - Przecież możecie wrócić do Hiszpanii - posłałam jej lekki uśmiech.
   - Właśnie. Chociaż my niedługo może się przeniesiemy.
   - Jak to się przeniesiemy? - spojrzałam na niego pytająco. 
   - To nie jest jeszcze nic pewnego. Nie denerwuj się - pocałował mnie w czoło.
   - Czyżbyś miał jakieś propozycje? Pochwal się. - zainteresował się mój tata.      
   - Mam kilka. Głównie z Anglii - uśmiechnął się szeroko. - W Realu jest mi dobrze, ale chciałbym spróbować czegoś nowego.
   - Rozumiem cię, ale dla takiego małego dziecka przenosiny nie będą zbyt dobre - wtrąciła się mama.
   - Wiem. Decyzję podejmę w zimowym okienku, aby Lola mogła urodzić w nowym mieście.
   - CO?! - przestraszyłam się.
   - Nie denerwuj się. - cmoknął mnie w czubek głowy. - Może byłabyś bliżej Cristiny? Co ty na to?  
   - To byłoby cudowne, ale.. Kochanie, dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? - zapytałam go.
   - To my zostawimy was samych - mruknął tata i skierował się na górę z mamą. 
   - Nie chciałem zapeszać. Po prostu niedawno skontaktowali się z Manchesteru z moim tatą. Nawet mama i Antonio nic o tym nie wiedzą. I tak to nie jest nic pewnego.   
   - Wiesz, że za tobą pójdę na koniec świata - uśmiechnęłam się lekko i potarłam swoim nosem o jego. - Jeśli tego właśnie chcesz, to nie mam nic przeciwko. 
   - A przede wszystkim miałabyś bliżej Cristinę. - uśmiechnął się. - Teraz rzadko się widujecie, a wtedy to miałybyście siebie aż za nad to.
   - Kotku? Nigdy mi się nie znudzi obecność mojej przyjaciółki.   
   - A mnie twoja - powiedział i zaczął gładzić mój brzuch. - Myślałaś już nad imieniem?
   - Nie - pokręciłam przecząco głową. - Masz jakiś pomysł?
   - Hmm... Nie miałbym nic przeciwko drugiej Loli. - wyszczerzył się.
   - Ale tak na serio. 
   - Jest wiele pięknych imion. Coś wybierzemy.    
   - A może.. - zamyśliłam się. - Damy jej dwa imiona? Po jej babkach?
   - Maria Gracia Alarcon Rosales - powiedział i uśmiechnął się szeroko. - Podoba mi się.
   - Jest pięknie! - zawołałam. - A rodzice chrzestni?  
   - Cristina i Ignacio? - zapytał, a ja skinęłam głową na znak, że się zgadzam.
   - Szkoda, że my zawsze nie jesteśmy tacy zgodni - zaśmiałam się cicho. - Pamiętasz naszą kłótnię? Dobrze, że to była ostatnia.
   - Ostatnia? Wczoraj się kłóciłaś o kilka centymetrów łóżka - pokazał mi język. 
   - Oj no bo się rozpychałeś! - udałam obrażoną. - A twoja żona z córką potrzebują troszeczkę więcej miejsca.
   - Wybacz moja pani. - pocałował mnie w środek nosa.   
   - Rozmawiałeś ostatnio z Thiago? Co u nich?
   - Są w Barcelonie na olbrzymich rodzinnych świętach. - uśmiechnął się. - Podobno są tam nawet rodzice Cris.   
   - Naprawdę? - zdziwiłam się i splotłam jego dłoń ze swoją. - Thiago coś szykuje czy tak po prostu wszystkich zaprosili?
   - To wymyśliła jego mama, ale na moje oko? Tak, on coś kombinuje. - zaśmiał się. 
   - Cris jest szczęściarą! - zapiszczałam. - Będzie miała idealne oświadczyny!  
   - Ja nic o zaręczynach nie wspominałem. - uśmiechnął się. - Ale pewnie zgadłaś. 
   - Ty na pewno coś wiesz - wbiłam palec w jego klatkę piersiową. - I zaraz mi wszystko wyśpiewasz - mruknęłam cicho do jego ucha i po chwili musnęłam lekko swoimi ustami jego szyję.
   - Może i co nieco obiło mi się o uszy. - poruszył zabawnie brwiami. - Ale trudno będzie to ze mnie wyciągnąć. 
   - Ty chyba zapomniałeś, że ja mam na to sposoby - zagryzłam dolną wargę i usiadłam na nim okrakiem, co nie było łatwe. Mój brzuch to ogromna piłeczka, ale dałam radę! - Co takiego zaplanował Thiago? - zapytałam.    
   - A nie lepiej byś dowiedziała się wszystkiego od Cristiny? Uwierz, gdy ona będzie ci to opowiadać, to wyda ci się to jeszcze wspanialsze. - uśmiechnął się i położył jedną dłoń na moim brzuchu, delikatnie go gładząc. - I na pewno do ciebie pierwszej z tym zadzwoni. - delikatnie musnął moje wargi.  
   - Dobra, niech będzie - mruknęłam między naszymi pocałunkami. 
   - Chcesz dostać swój świąteczny prezent teraz czy czekasz do rana? - uśmiechnął się zadziornie.
   - Jeszcze się pytasz?! - wyszczerzyłam się. 
   - Tak myślałem - skinął głową i delikatnie mnie położył na kanapie. Sam z niej wstał i podszedł do komody, w której prawdopodobnie był mój prezent.
   - Schowałeś go w salonie? - zaśmiałam się.
   - Pod latarnią najciemniej - puścił do mnie oczko.   
   - Też prawda. - uśmiechnęłam się. Wyjął z niej średniej wielkości, płaskie, granatowe pudełeczko z kokardką na wierzchu.
   - Wesołych Świąt kochanie. - delikatnie musnął moje wargi i wręczył mi paczuszkę. Szybko ją otwarłam i moim oczom ukazała się złota bransoletka.
   - Jest piękna - wyszeptałam.
   - Spójrz na grawer - mruknął Isco i wskazał mi na zapięcie, gdzie był napis.
   - Data naszego poznania - uśmiechnęłam się szeroko i pocałowałam go w usta. - Dziękuje.  
   - Tak żeby zawsze zapamiętać ten cudowny dzień. - uśmiechnął się. - Dla Cristiny z lekka bolesny, ale ogólnie to wspaniały. 
   - Wiesz, że obserwowałam cię wtedy na plaży? - zachichotałam cicho. 
   - Wiem. - wyszczerzył się. - Cristina się wygadała. - pokazał mi język. 
   - Dlaczego mnie to nie dziwi? - zapytałam ze śmiechem. - Tutaj zapisałam ci mój numer - wskazałam na jego rękę.
   - Wiem, kochanie - wyszeptał i lekko musnął moje usta. - Zmęczona?    
   - Troszeczkę. - zmarszczyłam nos. - Idziemy na górę?  
   - Idziemy - zadecydował i zabrał mnie na ręce. - Ale powiedz mi już teraz, jeśli jesteś głodna.
   - Nie, nie jestem - zaśmiałam się i objęłam jego szyję. - Na górze czeka na ciebie prezent.
   - O, w takim razie nie mogę się doczekać. - uśmiechnął się szeroko, gdy wchodził na schody. Wszedł do naszej sypialni i ułożył mnie delikatnie na łóżku. 
   - Ale nie taki, Isco - jęknęłam i złapałam go za kołnierzyk od koszuli. - Ale skoro już tu jesteśmy - wpiłam się w jego usta. 
   - To trzeba to wykorzystać. - szepnął i zaczął podwijać moją bluzkę. Sam się zsunął i delikatnie musnął skórę na moim brzuchu, po woli wracając do góry.   
   - Ale bądźmy cicho, bo rodzice śpią obok - mruknęłam cicho i zaczęłam rozpinać guziczki od jego koszuli.
   - Mnie podnieca fakt, że mogliby nas nakryć - wyszczerzył się i pomógł i z tą koszulą.
   - Głupek. - położyłam dłoń na jego policzku i podniosłam się lekko, by wpić się w jego słodkie usta. 
   - Też cię kocham, Lola - powiedział ze śmiechem i delikatnie zsunął ze mnie bluzkę oraz spódnicę. Zostałam w samej bieliźnie. W ciszy pozbyłam się jego spodni oraz bokserek. Nie mogłam oderwać wzroku od jego wysportowanego i seksownego ciała. Uśmiechnął się do mnie szeroko i sięgnął do zapięcia od mojego stanika. Muszę przyznać, że w ekspresowym tempie zsunął ze mnie bieliznę i wgramolił się na łóżko.     
Mój stan nie pozwalał nam za wiele, ale to ja wylądowałam na górze. Dłonie mojego męża wędrowały po całym moim ciele, co doprowadzało mnie do szału. Oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
   - Pragnę cię - wyszeptałam i poczułam go w sobie. Poruszaliśmy się w jednym rytmie, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Szybko zsunęłam się z niego i spojrzałam w tamtą stronę.
   - O, mama - wyszczerzył się Isco. Jak dobrze, że byliśmy nakryci!
   - Przepraszam - zmieszała się. - Chciałam wam tylko powiedzieć dobranoc.
   - Tak, dobranoc - mruknęłam cicho, czując jak moje policzki robią się purpurowe. To była bardzo niezręczna sytuacja.
   - Miłej nocy - uśmiechnęła się lekko i wyszła, a mój ukochany zaczął się śmiać.
   - I z czego się tak cieszysz? - zapytałam.
   - Z niczego - odpowiedział i pocałował mnie. Oczywiście musieliśmy dokończyć to, co zaczęliśmy. Bez zbędnych gości.  

CRISTINA

   Najpierw usłyszałam krzyk i otworzyłam po woli oczy. Leżałam przytulona do mojego kochanego torsu. Uśmiechnęłam się i przeciągnęłam, a po chwili drzwi starego pokoju Thiago się otworzyły i wbiegł do nas Bruno, wyskakując na łóżko. 
   - Trzej Królowie przyszli i zostawili prezenty pod choinką! - wołał, skacząc po swoim śpiącym bracie. Jak można było się domyślić, długo nie pospał, a ja się tylko śmiałam. - No idziecie?! - zawołał. 
   - Tak, tak. Już. - Thiago przetarł oczy i jednym ruchem, przygarnął mnie do siebie. Chłopiec wybiegł z pomieszczenia nadal krzycząc i wbiegł do pokoju obok, który zajmował wyjątkowo Rafa i Mazinho. Valeria i Joan postanowili urządzić duże i naprawdę rodzinne święta. Zaprosili Mazinho, moich rodziców i babcię czwórki pociech. Więc wszyscy spędzamy wspaniałe święta w stolicy Katalonii. - Kocham cię. - szepnął mi po chwili do ucha. 
   - Ja też cię bardzo, bardzo kocham. - zaśmiałam się i delikatnie musnęłam jego wargi. - Wstajemy, ubieramy się i idziemy po prezenty. - postanowiłam, odkrywając nas. 
   - Oczywiście. Już nie mogę się doczekać! - ożywił się i jeszcze raz mnie pocałował. Po jakichś pięciu minutach wychodziliśmy z pokoju, praktycznie równo z innymi domownikami, których obudził najmłodszy w rodzinie. Było naprawdę wcześnie, więc wszyscy wyglądali jak zombie. Największą radochę miał właśnie Bruno, którego już było słychać na dole. Ale nikt mu się nie dziwi, ta magia świąt i wiara w Trzech Króli, którzy zostawiają prezenty pod choinką w Boże Narodzenie. Zeszliśmy kolejno na dół. 
   - Kochanie, to kto w tym roku rozdaje prezenty? - zapytała Valeria swojego najmłodszego synka. 
   - Ja, Thaisa i Cristina! - zawołał, łapiąc nas obie za ręce. Usiadłyśmy po turecku obok drzewka i brałyśmy po kolei paczki i czytałyśmy imiona, a Bruno je rozdawał. 
   - No to możemy już je otwierać? - zapytał Rafael, siedzący na oparciu fotela obok swojej matki, gdy każdy prezent odnalazł już swojego adresata.
   - Teraz tak! - krzyknął rozradowany chłopiec i zabrał się za zdzieranie papieru ze swoich podarunków. Spojrzałam na swojego chłopaka, który stał oparty o regał z książkami i trzymał w dłoni podłużne pudełko. Akurat prezent ode mnie. Ja wybrałam paczkę, która była podpisana 'od Thiago' i położyłam ją na swoich kolanach. Znów spojrzałam Alcantarę, a on kiwnął żebym pierwsza otworzyła od niego prezent, ale ja zrobiłam to samo. Chciałam już zobaczyć jego reakcję na to. Jednak on pokręcił głową i wskazał na mnie. Zaśmiałam się pod nosem i otworzyłam wieczko pudełka. W środku leżał sobie miś. Spojrzałam na jego brzuszek, a tam miał wyszyte 'Marry Me'. Zmarszczyłam czoło i po chwili dopiero zauważyłam, że do łapki miał delikatnie przyczepiony pierścionek na nitce. Zakryłam buzię ręką i spojrzałam na Thiago, który stał i tylko szeroko się uśmiechał. Złapałam za misia i podbiegłam do niego, wpadając mu w ramiona. 
   - Tak, tak, tak! - piszczałam, a Thiago coraz mocniej mnie przytulał. 
   - A wam co? - zdziwił się Rafael. Nie zwracaliśmy teraz uwagi na nikogo. Thiago spojrzał w moje oczy i wziął ode mnie misia. Oderwał pierścionek, a ja podałam mu swoją dłoń. Włożył mi go na serdeczny palec i ucałował wierzch dłoni. Pod moimi powiekami zaczęły zbierać się łzy szczęścia, ale je wytarłam, bo każdy zaczął do nas podchodzić, przytulać i gratulować. Nawet Bruno, który i tak nie wiedział o co chodzi, chciał zostać przytulony i przedarł się przez resztę i wskoczył na moje ramiona.
   - To jeszcze nie koniec dobrych wieści. - uśmiechnęłam się nieśmiało, a cała reszta spojrzała na mnie pytająco. - Otwórz swój prezent. - spojrzałam na swojego narzeczonego.
   - Okay. - uśmiechnął się szeroko i chwycił za pudełko ode mnie. Rozwinął wstążkę i podniósł ozdobną przykrywę.
   - Podoba ci się? - zapytałam.
On najpierw spojrzał na mnie, później na swojego brata, którego ciągle miałam na rękach, następnie na resztę i znów do pudełka. Wyjął z nich parę maleńkich bucików, na których brzegach było napisane 'daddy'. Uśmiechnął się i bez słowa mocno mnie przytulił. Bruno zaczął się śmiać, a Thiago wpił się w moje usta.
   - Fuuu! - skrzywił się Bruno i kazał się natychmiast odstawić na podłogę.
   - Będę ojcem. - powtarzał pod nosem, a jego oczy się dosłownie śmiały. Ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie. Zaczął się śmiać, a w jego oczach zobaczyłam łzy szczęścia.
   - Głupi, nie płacz. - zaśmiałam się. 
   - Czyli będę dziadkiem?! - usłyszeliśmy zachwycony głos ojca Thiago. 
   - Tak - uśmiechnęłam się do niego szeroko. - Niedawno się o tym dowiedziałam i postanowiłam zrobić Thiago niespodziankę.
   - I ci się udało - powiedział zadowolony.
   - To naprawdę cudowna informacja! - uśmiechnęła się Valeria, która przed chwilą przytulała moją mamę. Obie cieszyły się, że zostaną babciami.
   - Będę wujkiem! - wrzasnął Rafa. Ten to ma zapłon! - Ej, jak podrośnie to nie ma innej opcji! Będę z nim kopał piłkę! 
   - Hamuj się, braciszku! Najpierw to musi się urodzić - Thiago przytulił mnie mocno.
   - Oj tam! Już poczekam! - zaśmiał się.
   - Synku, musisz o nią teraz dbać podwójnie! - podeszła do mnie Valeria i mocno przytuliła. - Dziecko to skarb, pamiętajcie! 
   - To cudowne uczucie mieć w brzuchu taką malutką istotkę - pogłaskałam się po jeszcze płaskim brzuchu.
   - To na pewno - pokiwał głową Thiago i schylił sie. - Cześć, skarbie - wyszeptał i pocałował mój brzuch.
   - Śmiałeś się z Isco a sam to robisz - zachichotałam.
   - Oj nie martw się. Każdy facet wtedy głupieje. - zaśmiała się moja mama i objęła mnie ramieniem. - Twój tata, gdy byłam z tobą w ciąży już od drugiego miesiąca kazał mi siedzieć w domu. Miałam go już wtedy dość. - dodała.
   - Ej, no ale nie było tak źle! - zaśmiał się tata. 
   - My też tak zrobimy. Muszę na was uważać - powiedział poważnie Alcantara. 
   - To może od razu zostanę w Hiszpanii, co? - zaśmiałam się. 
   - Nie, nie! Wracasz ze mną do naszego mieszkania - wyszczerzył się. - Niedługo będziesz mogła się wybrać z Lolą na zakupy w Manchesterze!
   - Jak to? Przecież Isco samej jej nie puści, a on ma mecze? - zmarszczyłam czoło.
   - Dostałem rano SMS od Isco z pewną informacją. Będziemy kolegami z drużny. - puścił do mnie oczko. 
   - Naprawdę? To wspaniale! - ucieszyłam się, bo bardzo tęskniłam za przyjaciółką. 
   - Świetnie. Dziewczyny znów będą razem. - uśmiechnęła się moja mama i pocałowała mnie w policzek.
   - I to na dodatek obie ciężarne. - zaśmiał się Rafa. - Ej! - krzyknął, a wszyscy się zerwaliśmy. - Mogę z waszym dzieckiem czasem wychodzić na spacery!
   - Coś ty taki skory do pomocy? - zdziwiła się jego matka.
   - No, bo dziewczyny lecą na samotnych facetów z dzieckiem! - odparł od razu. 
   - Zgłupiałeś?! To dziecko, a nie zabawka! - oburzył się jego starszy brat.
   - Panowie, spokojnie - zaśmiałam się. 
   - Thiago już wczuł się w rolę ojca, a Rafa tradycyjnie głupieje. - zaśmiała się Thaisa. 
   - Cris, już ci współczuje - zwróciła się do mnie ich mama.
   - I ja też - dołączył do niej Mazinho.         
   - Dam sobie z nim radę. - zaśmiałam się i pocałowałam Thiago w policzek. 
   - Jestem taki szczęśliwy - wyszeptał mi do ucha. 
   - Ja jeszcze bardziej. - uśmiechnęłam się i musnęłam jego usta.
   - Fuuuj! Znowu się całują! - krzywił się najmłodszy.
   - Poczekaj młody, podrośniesz to ci się spodoba. - wyszczerzył się Rafael.
   - Aha... - pomyślał chwilę. - A Thaisa już jest wystarczająco duża? - wypalił, a dziewczyna spojrzała zdziwiona na młodszego brata, a wszyscy na nią.  
   - Mam nadzieje, że nie - powiedziała poważnie jej matka.
   - Mamo, ona nie jest już dzieckiem! - zaśmiał się Rafinha i puścił do niej oczko.
   - A może wrócicie do tematu ciąży Cristiny? - zaproponowała. - Albo najlepiej to już planujcie ich ślub!  
   - Thaisa, a może ty już masz chłopaka, co? - zapytał Mazinho, a Rafa i Thiago zaczęli dziwnie kaszleć. 
   - Wy coś wiecie? - szepnęłam, delikatnie szturchając Thiago w żebro.
   - To jej sprawy - wyszczerzył się.
   - Panowie! - Valeria spojrzała na obu synów.
   - Sprawa jest jasna. Valeria, twoja córka za niedługo już będzie pełnoletnia. - zaśmiał się Joan i położył dłoń na ramieniu Thaisy.
   - Czyli mam rozumieć, że w jeden dzień dowiaduję się, że za niedługo zyskam wspaniałą synową, będę babcią i jeszcze moja córka ma chłopaka?
   - Tak mamusiu. - wyszczerzył się Rafinha i puścił jej całusa.
   - Ty się nie odzywaj. Kiedy ty nam przedstawisz jakąś swoją wybrankę? - zaśmiał się Do Nascimiento i rzucił poduszką w syna. - Nawet młodsza siostra cię wyprzedziła.
   - Ej, spokojnie. Młodsza siostro, nie przychodź jeszcze z brzuchem do domu, bo już wtedy będzie ze mną gorzej. - spojrzał z politowaniem na Thaisę, a ta rzuciła w niego poduszką. Zaczęłam się śmiać i przytuliłam do Thiago. Uwielbiałam jego rodzinę. Nigdy tu nie można było się nudzić. A w szczególności dziś. Natłok informacji i to na dodatek dobrych... Można zwariować. Ale jestem szczęśliwa. Bardzo szczęśliwa!

LOLA

  Obudziłam się wtulona w ramiona męża.. Ups, to nie jego ramiona, tylko poduszka. Mała pomyłeczka. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam po naszej sypialni. Po Isco nie było żadnego śladu. Chciałam wstać, ale w tym momencie drzwi od sypialni się otwarły i stanął w nich Alarcon z tacą ze śniadaniem.
   - Dzień Dobry, kochanie - posłał mi szeroki uśmiech i usiadł obok mnie, stawiając tacę na łóżku.
   - Cześć. Myślałam, że zjemy na dole z rodzicami - odpowiedziałam i zabrałam do ręki małą miseczkę z płatkami oraz mlekiem.
   - Twoi rodzice jeszcze śpią - wyszczerzył się i zabrał do ręki kubek z kawą. Dla mnie oczywiście jej nie było. Isco nie lubił, kiedy piłam kawę będąc w ciąży. - Muszę ci coś powiedzieć - powiedział poważnie.
   - Tak, więc zamieniam się w słuch. - uśmiechnęłam się.
   - Podjąłem decyzję co do zmiany klubu.
   - Naprawdę? Tak szybko?  
   - Podjąłem już ją wcześniej, ale nie chciałem nic mówić - westchnął i spojrzał na mnie badawczo.
   - Czyli wczoraj mnie okłamałeś? - zastygłam w miejscu. Zamilkł. - Isco, jak mogłeś?
   - Po prostu... - westchnął i podrapał się po szyi. - To nie tak, że cię okłamałem. Chciałem najpierw sprawdzić jaka będzie twoja reakcja na przeprowadzkę. 
   - A jeśli miałabym coś przeciwko? Przeprowadziłbyś się beze mnie? - zapytałam, zupełnie tracąc apetyt, co było nowością, bo podczas ciąży zjadałam wszystko.   
   - Lola, nigdy bym tego nie zrobił. Nigdy bym was nie zostawił. - westchnął. - Ucieszyłaś się na wieść, że możesz być bliżej Cristiny. 
   - Bo się cieszę - uśmiechnęłam się i ścisnęłam jego dłoń. - Po prostu mnie zaskoczyłeś.
   - Przepraszam. - ucałował wierzch mojej dłoni. - Czyli nie masz nic przeciwko przeprowadzce do Manchesteru? 
   - Nie, nie mam - powiedziałam i wtuliłam się w jego silne ramiona. - Isco?
   - Hmm?
   - City czy United?
   - Będę dzielił szatnię z Thiago. - zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy. 
   - Cieszę się. A kiedy mamy się tam przeprowadzić?
   - W styczniu. Masz jeszcze kilka dni w stolicy - uśmiechnął się do mnie szeroko. - Musimy sobie wybrać jakieś lokum.
   - Jeszcze nie nacieszyłam się tym domem - jęknęłam.
   - Tam będziesz miała jeszcze piękniejszy. Gdy Thiago z Cris wrócą do Anglii to poprosimy, by się za czymś dla nas rozejrzeli, co ty na to?
   - Czemu nie? - uśmiechnęłam się. - Zawsze marzyłyśmy z Cristiną, żeby zamieszkać blisko siebie. - spojrzałam na wyświetlacz mojego telefonu, który właśnie się podświetlił. Dostałam SMS, właśnie od przyjaciółki "Dwie informację w jednej, kiedyś zostaniesz moim świadkiem ciociu Lolu." Najpierw nie zrozumiałam tego, więc zmarszczyłam czoło i pokazałam telefon swojemu mężowi. 
   - W ciąży jest?! - zapytał zaskoczony. - Bo to, że Thiago się jej oświadczy wiedziałem od dawna!
   - Ciąży?! - wyszczerzyłam się. - Dawaj mi ten telefon! - zawołałam i od razu wybrałam jej numer. 
   - Słucham? - usłyszałam radosny głos przyjaciółki.
   - Cris, wyjaśniaj mi tu wszystko! - odpowiedziałam szybko, a Isco zarechotał głośno.
   - Rano Thiago poprosił mnie o rękę w cudowny sposób, a później dowiedział się, że zostanie tatusiem. 
   - CO?! To cudownie! 
   - Też się bardzo cieszę! Thiago mi tu dosłownie wariuje! 
   - Ja mu się wcale nie dziwię - zaśmiałam się. - Jak pierścionek?
   - Jest piękny! Thiago wiedział jaki wybrać. - zaśmiała się. - I wiesz, że Rafa już chce porwać moje nienarodzone dziecko żeby wyrywać panienki na samotnego tatusia!
   - To do niego bardzo podobne. A który to tydzień? Byłaś u lekarza? - zapytałam.
   - Nie, jeszcze nie byłam. Zrobiłam test kilka dni temu i się okazało, że jestem w ciąży. Jak tylko wrócimy do Manchesteru to muszę się zapisać na wizytę. Ale my tu gadu gadu o mnie, a ja nie słyszę od ciebie entuzjazmu, że nasi panowie zagrają w jednej drużynie! 
   - Bo ja się dopiero dowiedziałam - spojrzałam na Isco, który właśnie jadł jogurt. Tradycyjnie pobrudził całą koszulkę. - Nigdy nie byłam w Anglii - dodałam po chwili.   
   - Uwierz, szybko się zadomowisz. Mówi to dziewczyna, która już to przerobiła. - zaśmiała się. - A i będziemy mieć wyborowe towarzystwo, bo żony i dziewczyny tamtejszych piłkarzy są fajne. 
   - To super - ucieszyłam się. - Obie urodzimy w Manchesterze! 
   - Dokładnie! Lola, później się zdzwonimy. Muszę pomóc przy śniadaniu. Pa kochana!  
   - Pa - rozłączyłam się i spojrzałam na męża. - Ściągaj koszulkę - zwróciłam się do niego.
   - Lola, no co ty - wymamrotał.
   - Jesteś brudny, głupku - zaśmiałam się cicho.

***
Możemy uznać, że pierwsza seria jest zakończona :)  Happy end i w ogóle ^^
Ale to oczywiście nie koniec! 
Następny rozdział będzie jakby zapowiedzią całej drugiej serii, więc można go będzie potraktować zarówno jako długi prolog lub rozdział. 

Thiago, no jak?! Druga poważna kontuzja w sezonie? ;c 

A to jest przesłodkie ♥