niedziela, 27 kwietnia 2014

Trzydziesty drugi: Aaaa! Potwór!

CRISTINA

  Otworzyłam oczy, bo poczułam dotyk rąk na swojej talii i po chwili ciepłe usta mojego męża na brzuchu. Oczywiście nie było go obok, bo siedział pod kołdrą i zachciało mu się miło mnie obudzić. Pocałował po chwili miejsce na samym dole mojego brzucha, gdzie miałam wytatuowane dwie małe daty, naszego ślubu oraz dzień, w którym na świat przyszli Rafael z Rosario i troszkę większe imiona moich dzieci. Zrobiłam to zaraz po tym, jak Thiago dorzucił to samo do swojej kolekcji, ale już na drugiej ręce. Zaśmiałam się cicho, a on zamruczał.
   - Mamo! - usłyszałam i nagle oboje zastygliśmy. Spojrzałam w stronę drzwi, a tam w progu stała Rosi, oparta o framugę. Uśmiechnęłam się do niej, a ona podeszła do łóżka. Wgramoliła się na materac, a wtedy Thiago wyszedł spod kołdry, strasząc naszą córkę.
   - Aaaa! Potwór! - zapiszczała, a Thiago zaczął ją łaskotać, ale po chwili przestał i położył się obok, mocno ją przytulając.
   - Gdzie twój brat? - zapytałam, przykrywając ich kołdrą.
   - Chyba jeszcze śpi. - powiedziała. - Tato, a co ty robiłeś pod tą kołdrą? - spojrzała na niego, a ja zaczęłam się śmiać.
   - Szukałem okruszków. - odpowiedział po chwili.
   - Okruszków? - zapytała, szeroko się uśmiechając. - Znalazłeś?
   - Tak, ale szybko je stamtąd wygoniłem, bo nas w nocy gryzły. - zaśmiał się i pocałował ją w czoło. Rosario wtedy zaczęła wodzić palcami po rękach Thiago, oglądając dokładnie jego tatuaże. Uwielbiała to robić. Była nimi zafascynowana.
   - Ja też takie będę mieć, jak będę duża! - powiedziała pewnie.
   - A co chcesz sobie wytatuować? - zapytałam z uśmiechem.
   - Jeszcze pomyślę. - mruknęła.
   - Tylko mam jedną prośbę.
   - Jaką? - zainteresowała się.
   - Nie tak dużo jak ma tata, dobrze? - zaśmiałam się i pocałowałam ją w czoło. 
   - Dlaczego nie? - mruknął oburzony, a ja cicho zachichotałam. - Nie podobają ci się moje tatuaże? - spojrzał na mnie badawczo.
   - Są cudowne, ale uwierz, do dziewczyn nie pasuje aż tyle. - pokazałam mu język, a po chwili dołączył do nas zaspany Raf. Wgramolił się na nasze łóżko i położył obok mnie, po środku. Zaczął ziewać i trzeć oczka.
   - Cześć, kochanie - pocałowałam go w czoło. Po chwili to samo zrobił Thiago.
   - Cześć. - mruknął cicho i jeszcze zamknął oczy.
   - Śpioch! - zaśmiała się Ros.
   - Ale kochany śpioch - mruknęłam z szerokim uśmiechem.
   - Dzieci to nam się udały. - uśmiechnął się i przybliżył, kradnąc mi szybkiego całusa.
   - Fuuuuu! - dwójka zerwała się na równe nogi, a my zaczęliśmy się śmiać.
   - Moja mama! - Thiago przytulił się do mnie, ale dzieci od razu zareagowały. Znów wpadły pomiędzy nas i Ros wtuliła się w swojego ojca, a Rafael we mnie.
   - Nieprawda! Mamusia jest tylko moja! - zapiszczał nasz synek.
   - Moja też! - dodała ze śmiechem Rosario.      
   - No dobra, jestem was wszystkich. - zaśmiałam się.
   - A ja? - zapytał głośno Thiago.
   - Ty jesteś mój - puściłam do niego oczko.
   - Mamusiu, jestem głodna. - odezwała się dziewczynka.
   - I ja też! - zawtórował się Raf.
   - Zaraz zrobimy śniadanko. - pocałowałam oboje w czółka.
   - A pamiętacie gdzie idziemy dziś wieczorem? - zapytał Thiago.
   - Na boisko! - zawołali równo.
   - Musicie nam obiecać, że będziecie grzeczni - spojrzałam na nich. Oboje pokiwali główką na znak zrozumienia.
   - Obiecujemy - powiedzieli ze śmiechem, ale widziałam jak chowają ręce do tyłu.
   - Cwaniaki! Ja nie wiem po kim to one mają. - Thiago pokręcił głową.
   - Jak to po kim? Po twoim kochanym braciszku i po części po tobie. - zaśmiałam się. 
   - Wszystko co złe to po nas? Nie, nie - pokręcił głową ze śmiechem.
   - Oczywiste, wszystko co najlepsze to po mamusi. - pokazałam mu język. 
   - Dobra jest - powiedział i wstał z łóżka. - Pogadamy sobie później - posłał mi całusa w powietrzu.   
   - Zobaczymy, zobaczymy, a teraz bądź tak dobry i zrób nam śniadanie. - wtuliłam się w bliźniaki i udałam, że zasypiam. 
   - Co ja z wami mam - mruknął i zniknął za drzwiami. Jestem szczęśliwa, że mam takiego męża, że mam wspaniałe dzieci. Znalazłam dobrą pracę w Barcelonie i wszystko kręci się po mojej myśli, czyli tej najlepszej. Wokół mamy rodzinę, przyjaciół i znajomych. Thiago już sezon znów gra dla Blaugrany i jest z tego powodu zadowolony, ale i nie tylko on. Wszyscy. Chciałabym, żeby to nasze szczęście trwało wiecznie.

LOLA

  Ustawiłam na tacy talerz z owocami oraz szklanki z sokiem. Skierowałam się w stronę tarasu, bo właśnie tam przesiadywał mój mąż z trójką naszych dzieci. Sześcioletnia Maria biegała po trawniku razem z Alvaro, który za kilka miesięcy skończy dwa latka, a Isco siedział na bujanej ławeczce z trzymiesięczną Franciscą. Skończył się sezon i mogliśmy pozwolić sobie na kilka dni w rodzinnym gronie, bo już niedługo rozpocznie się Euro 2020 i Francisco będzie musiał nas opuścić.
   - Mama! - krzyknęła nasza córeczka, kiedy pojawiłam się w progu. Postawiłam tacę na stoliku i zajęłam miejsce obok swojego męża.
   - Uważaj na Alvaro, dobrze? - mruknęłam w jej stronę i uśmiechnęłam się szeroko. Maria była bardzo dobrą starszą siostrą. Uwielbiała bawić się z Alvaro, który całkiem niedawno nauczył się chodzić.
   - Dobrze! - uśmiechnęła się i porwała ziarenko winogrona. Oparłam głowę na ramieniu swojego męża i przymknęłam oczy. Dziś pogada w Anglii nas rozpieszczała, bo świeciło piękne słoneczko.
   - Rodzice się pytali czy ich odwiedzisz z dziećmi - mruknął Isco i objął mnie.
   - Pewnie tak. - odparłam. - Wiesz też, że obowiązkowo muszę odwiedzić Cristinę. - uśmiechnęłam się i po chwili spojrzałam na swoją najmłodszą córkę.  
   - Wiem, wiem - zaśmiał się cicho i również na nią spojrzał. - Zasnęła kilka minut temu - zakomunikował mi. 
   - To nie będziemy jej budzić. Za dobrze jej chyba na tych rączkach u tatusia. - uśmiechnęłam się szeroko. 
   - I pomyśleć, że tak się bałem tego trzeciego dziecka. A jednak dajemy sobie radę.
   - Mówiłam, że tak będzie. Maria jest już dużą dziewczynką, a Alvaro nie sprawia problemów - pocałowałam go w policzek. - Ale czwartego już nie chcę - dodałam ze śmiechem.
   - Do drużyny piłkarskiej to nam jeszcze ósemki brakuje. - zaśmiał się.     
   - Możesz sobie o tym pomarzyć - wyszczerzyłam się i spojrzałam na Alvaro, który dreptał w naszą stronę. - Chodź do mnie - wyciągnęłam w jego stronę ręce. 
   - Mama! - uśmiechnął się i podszedł bliżej, a ja wzięłam go na kolana.
   - Zaraz będziemy jeść. - pogłaskałam go po główce. - Już twoja pora, skarbie.
   - Tatuś też jest głodny - wtrącił się Isco. Nie minęła minuta, a obok nas usiadła nasza najstarsza pociecha. Oczywiście obok tatusia.
   - Ty też jesteś głodna? - uśmiechnęłam się do niej, wstając z Alvaro na rękach. 
   - Tak - uśmiechnęła się lekko.
   - To wskakuj do środka - mruknął Isco i również wstał. Włożył Franciscę do nosidełka i skierował się w stronę wejścia do domu.
   - Rodzino, na co mamy ochotę? - zawołałam, wchodząc do kuchni. 
   - Na ciebie - usłyszałam za sobą głos męża. 
   - Jak to? Zjemy mamę? - zachichotała Maria. 
   - Tatuś mówi głupoty - odwróciłam się i posłałam jej szeroki uśmiech. 
   - E tam! Jakie znów głupoty?! - zaśmiał się Isco, przykrywając kocykiem Francisce. - Sama prawda. 
   - Ale nie możemy zjeść mamusi - Maria pokręciła główką i usiadła przy stole. Ja włożyłam Alvaro do jego siedziska i otworzyłam lodówkę.
   - Masz rację, nie możecie - zaśmiałam się cicho.
   - No widzisz tatusiu? Nie możemy! Kto wtedy czytałby mi bajki jak ty jesteś na meczach?!
   - Nie martw się. Znajdziemy kogoś na jej zastępstwo - zaśmiał się cicho i puścił do mnie oczko.
   - Już ja ci dam zastępstwo - pogroziłam mu palcem. - Może być lasagne? - spojrzałam na nich.
   - Tak! Bardzo ją lubię! - ucieszyła się Maria, a Isco kiwnął głową. Nawet Alvaro z niewiadomych przyczyn zaczął się śmiać, chociaż i tak zaraz dostanie swoje jedzonko. 
   - No to super - uśmiechnęłam się i włożyłam naczynie z makaronem do mikrofali. Dobrze, że rano zdążyłam coś upichcić, kiedy dzieci i Isco jeszcze spali.
   - Pomogę ci - obok mnie pojawił się Isco i wyjął z szafek talerze. Isco nigdy nie pchał się do kuchni, ale często pomagał mi przy dzieciach. W sumie nie miał innego wyboru.   
   - Nagle taki chętny w kuchni? - zaśmiałam się. - Liczysz może na coś? 
   - Na obiad - powiedział i przybliżył się do mnie. - Myślę, że ten blat miałby też inne zastosowanie - wyszeptał mi do ucha seksownym tonem.
   - A może z tym jeszcze trochę zaczekasz? - zaśmiałam się i lekko go odepchnęłam. 
   - Do wieczora. Aż dzieci zasną - poruszył śmiesznie brwiami.
   - Na razie zjedz obiad - mruknęłam i wyłączyłam mikrofale. Wyjęłam z niej naczynie i rozdzieliłam na trzy talerze, które Isco od razu przeniósł na stół. 
   - Smakuje ci? - zapytałam i podeszłam do Alvaro z jego jedzonkiem. - Głodny? - zapytałam go i usiadłam na krześle. Zaczął się uśmiechać i już chciał włożyć swoje łapki do jedzenia, ale w ostatniej chwili go powstrzymałam ze śmiechem. Ubrałam trochę na łyżeczkę i wsadziłam mu do buzi. Uwielbiałam takie dnie jak dziś. Byłam szczęśliwa, kiedy miałam przy sobie Isco oraz moje trzy słoneczka. Tylko oni nadawali mojemu życiu sens.

 CRISTINA

 Na ogromnej tablicy widniał cudowny wynik z dużą wygraną dla gospodarzy, w co miał swój wkład mój mąż, swoją strzeloną bramką. Usłyszeliśmy gwizdek sędziego, kończący drugą połowę. Chłopcy zaczęli sobie gratulować i wymieniać koszulkami. Po chwili skierowali się do szatni, a to był znak, że mogłam już z dziećmi zejść z trybun i razem z innymi partnerkami, poczekać aż wrócą świętować. Przede mną dumnie kroczyli Rafael i Rosario w koszulkach z imieniem i numerkiem swojego taty. Obok mnie kroczyła Viola z małym Danielem na rękach, maleńką pociechą jej i Marca. Wyglądał słodko w bordowo-granatowej koszulce. Po mojej drugiej stronie kroczyła narzeczona mojego szwagra, ładna blondynka, dla której Rafa stracił całkowicie głowę.
 W końcu chłopcy wyszli na murawę i Thiago od razu do nas podbiegł. Pocałował mnie przelotnie i złapał swoje dzieci za ręce. Podeszli do grupy, a tam Raf wziął na ręce małego Rafa, a Thiago swoją córkę. Marc też genialnie wyglądał z Danim! Staliśmy i patrzyliśmy w gwieździste niebo, które rozjaśniały fajerwerki.
   - Jakie to piękne! - zaśmiałam się do dziewczyn.
   - Fajerwerki czy widok naszych facetów z dziećmi? - zapytała mnie Viola.
   - Piękniejsze jest to co stoi teraz na murawie. - spojrzałam na piłkarzy. 
   - Zgadzam się - pokiwała głową blondynka i uśmiechnęła się szeroko. - Za rok Rafa będzie mógł przyprowadzić tutaj dzidziusia - pogłaskała swój płaski brzuch.     
   - Naprawdę?! - otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam na Kat. - Gratulację! - mocno ją przytuliłam. - Ale nadal nie wyobrażam sobie Rafinhy jako ojca. 
   - Wy sobie nawet nie wyobrażacie jaki on potrafi być kochany i czuły - zachichotała cicho.
   - Tak samo Bartra. Niby nadal jest takim samym idiotą, jak był, ale widać, że wydoroślał - dodała Viola.     
   - Ogólnie nasi chłopcy wydorośleli, ustatkowali się. Przyszedł w końcu na nich czas. - nie odrywałam wzroku ze swoich dzieci i męża. 
   - Ale fajnie jest wracać na Ibizę i oderwać się od rzeczywistości.
   - Myślicie, że za dwadzieścia lat nasze dzieci też tam będą jeździć? - tuż za nami pojawiły się Llorena i Maite. 
   - To bardzo możliwe - zaśmiałam się. - Już trochę tych dzieci się uzbierało.
   - I jeszcze się nazbiera. - zaśmiała się Maite i puściła oczko do Katiny.
   - Ty też?! - zawołałam. 
   - Widać, że chłopcy zabrali się do pracy - Viola pokazała im język.
   - I to ostro - zaśmiałam się.
   - Nie chcą czekać i później być ojcami jako dziadziusie. - uśmiechnęła się Llorena.
   - To na co czeka Tello? Może ma mu ktoś pomóc? - zapytała ze śmiechem Katina.
   - Da radę sam, spokojnie. - zapewniała nas Lopez.
   - No tylko żeby nie był tym dziadziusiem na emeryturze. - zaśmiałam się. 
   - Pracujemy nad tym, dobra? - pokazała nam język.
   - No i to się rozumie - mruknęła Viola, która odeszła do Bartry i swojego synka. Całą resztą ruszyłyśmy za nią, każda do swojej małej rodzinki. Drużyna właśnie wracała ze spaceru wokół boiska i mogłyśmy do nich podejść. Wzięłam na ręce Rafe i z Thiago i Rosi podeszliśmy do pucharu by zrobić sobie z nim zdjęcie. 
   - Mamo, aparat! - zawołał nasz synek i zaczął robić głupie miny. Tak, to ma po wujku. 
   - Oj Rafa, Rafa. - zaśmiałam się i pogłaskałam go po główce. Dzieci później pobiegły do innych maluchów, a ja z Thiago stałam na środku i mocno się do niego przytuliłam. 
   - Jestem taki szczęśliwy - wyszeptał mi do ucha. 
   - Ja też. Cieszę się, że mam ciebie i dzieci. - uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego ramię. - Kocham cię. 
   - Ja ciebie też. Najmocniej na świecie - pocałował mnie w czubek głowy. 
   - Dobrze mi z tobą. - mruknęłam. Zawsze w jego ramionach czułam błogi spokój i swój odnaleziony azyl. 
   - Wiem, że to głupie, ale mógłbym tutaj z tobą stać godzinami - zaśmiał się cicho.
   - To nie jest głupie. To jest bardzo romantyczne. - podniosłam głowę i musnęłam jego wargi.
   - Wiedziałem, że jestem typem romantyka - westchnął teatralnie i spojrzał w moje oczy.             
   - Tylko szkoda, że częściej tego nie przejawiasz. - zaśmiałam się cicho. 
   - Jak to nie? - zapytał ze śmiechem. - Kupuje ci kwiaty i..
   - I na tym się kończy!   
   - Więc, obiecuję, ze któregoś dnia podrzucimy dzieci Thaisie albo mojej mamie i zabiorę cię na bardzo romantyczną kolację!
   - Trzymam za słowo - powiedziałam i złożyłam na jego ustach szybkiego całusa. 
   - Nie musisz się martwić. - uśmiechnął się. - Będziesz tęsknić gdy będę w którymś z tych trzynastu miast? - wyszczerzył się. 
   - Jeszcze się o to pytasz? - walnęłam go w ramię. - Będę umierać z tęsknoty!
   - Chciałem się tylko upewnić. - zaśmiał się. - Też będę bardzo za wami tęsknić. - mocniej mnie przytulił.
   - Ale i tak masz dawać z siebie wszystko. 
   - Zawsze daje. Dla waszej trójki - najpierw spojrzał na mnie, a później próbował wypatrzeć nasze pociechy.
   - Są kochani. - jęknęłam, patrząc jak bawią się wstążkami, które wcześniej wybuchły na murawę. 
   - Muszą być, skoro mają takich wspaniałych rodziców - puścił do mnie oczko.
   - Mają najlepszego, cudownego, kochanego, przystojnego i seksownego ojca. - uśmiechnęłam się szeroko. 
   - Chyba będę musiał się odwdzięczyć za takie słowa - mruknął mi do ucha i uścisnął mój pośladek.
   - Thiago! Tutaj jest pełno fotoreporterów - zaśmiałam się.  
   - I co? Napiszą, że obściskuję swoją żonę? To chyba nic dziwnego. - poruszył zabawnie brwiami. 
   - Przy tysiącach kibiców!
   - No to jestem zmuszony poczekać aż wrócimy do domu. - mruknął zrezygnowany.
   - I uśpimy bliźniaki! - dopowiedziałam. 
   - Może jednak nie? - zapytał i spojrzał na nich. - Biegają, więc na pewno się zmęczą i szybko padną.   
   - Jesteś za bardzo pewny siebie! - zaśmiałam się głośno.
   - Pewny, bo chcę być ciągle przy tobie. - mruknął i znów pocałował mnie w głowę. Nie wiem co mu się zebrało na takie wyznania, ale mi się to podobało. Nawet bardzo. Mam cudownego męża i tego się trzymajmy! Ja też chcę być z nim już na zawsze.  

 LOLA

  Pogłaskałam Alvaro po główce i uśmiechnęłam się pod nosem. Po dwugodzinnej walce z tym małym diabełkiem w końcu mogłam odetchnął z ulgą, bo zasnął. Pozostałą dwójką miał się zająć Isco, ale byłam pewna, że sobie poradzi. Wystarczy, że nakarmił mlekiem Franciscę, a Marii przeczytał bajkę i mógł spokojnie iść spać. Ja zawsze musiałam się męczyć z naszym rodzynkiem.
Wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół, by zabrać butelkę wody i wrócić do naszej sypialni. Byłam zmęczona, bo dzisiejszy dzień był naprawdę długi. Zajmowanie się trójką, a nawet czwórką (tak, Isco też) dzieci nie jest takie łatwe. Muszę ciągle na nich uważać, a na dodatek sprzątać, prać, prasować i gotować. Rola matki nie jest łatwa i przyjemna.
Stanęłam przed lodówką i wyjęłam butelkę wody mineralnej. Zamknęłam ją po chwili i przymknęłam oczy, odstawiając butelkę na blat i lekko rozmasowując sobie obolały kark.
   - Zmęczona? - usłyszałam za sobą głos męża. 
   - Tak trochę. - mruknęłam. 
   - Powinnaś więcej odpoczywać - przytulił mnie od tyłu i położył głowę na moim ramieniu.
   - W przerwie pomiędzy pilnowaniem Fran, a Alvaro? Isco, nie mam takiej. 
   - Może zatrudnimy opiekunkę?
   - Nie wiem czy chcę żeby ktoś obcy zajmował się moimi dziećmi. 
   - Ale mogłabyś trochę odpocząć. Wyjść gdzieś albo po prostu się położyć - mruknął i zaczął masować mój kark. - Martwię się o ciebie.
   - Myślę, że dam radę. - odchyliłam głowę, a on pocałował mnie w czubek nosa. Zaśmiałam się.
   - Moja dzielna dziewczynka!
   - Szkoda tylko, że mój chłopczyk musi znowu wyjechać - mruknęłam smutno.
   - Ale już się do tego przyzwyczaiłaś. - mocno mnie przytulił. - Przywiozę ci jakąś pamiątkę. - zaśmiał się. 
   - Po prostu szybko wróć - odwróciłam się do niego przodem i pocałowałam go przelotnie w usta. - Wygraj i wróć.
   - I taki mam zamiar. - uśmiechnął się. - Przywiozę wielki puchar i złoty medal. 
   - Kocham cię - szepnęłam, uśmiechając się lekko.    
   - Ja też cię kocham! Bardzo, bardzo. - mruknął i pochylił się nad moimi ustami. 
   - Ale mamy spokój, kiedy dzieci śpią - mruknęłam, a on zabrał mnie za ręce. - Hej, co robisz? - zapytałam ze śmiechem.
   - Zabieram cię do nas - wyszczerzył się.
   - Aaaa! Taki myk? - zaśmiałam się.
   - A co myślałaś? - zamknął za nami drzwi do sypialni.
   - No nie wiem. - uwiesiłam się na jego szyi. 
   - Lolu, ty jesteś ze mną szczęśliwa? - spojrzał w moje oczy i zapytał całkiem poważnie.    
   - Co to za pytanie? Oczywiście, że jestem!
   - Po prostu wiem ile musiałaś poświęcić, by być ze mną. Chce się upewnić, że cię uszczęśliwiam - uśmiechnął się lekko.  
   - Głuptas! - zaśmiałam się i pogłaskałam go po policzku. - Jesteś najwspanialszym facetem pod słońcem. 
   - Mówisz tak, bo chcesz mnie zaciągnąć do łóżka? - zaśmiał się cicho i puścił do mnie oczko.
   - Rozpracowałeś mnie Alarcon. - zaśmiałam się zalotnie i wpiłam się w jego usta, 
   - Tylko ja wcale nie jestem taki łatwy - mruknął pomiędzy pocałunkami. Uśmiechnęłam się szeroko i pchnęłam go na łóżko.
   - Wiem, kochanie, wiem - zachichotałam i stanęłam przed nim, lekko ruszając biodrami.
   - Hmm, chcesz mnie tym uwieść? - zaśmiał się, zakładając ręce za głowę. 
   - Wiem, że to lubisz - puściłam do niego oczko i odwróciłam się do niego tyłem. Powoli zaczęłam podnosić swoją koszulkę do góry.         
   - I to bardzo. - zamruczał, szeroko się uśmiechając. 
   - Widzisz jak dobrze cię znam? - zapytałam z uśmiechem i podeszłam do niego, rzucając w kąt bluzkę. 
   - Między innymi dlatego zostałaś moją żoną. - wyszczerzył się i podniósł, łapiąc mnie w talii. Oboje wylądowaliśmy na łóżku. 
   - Ty nigdy nie wytrzymasz do końca, co? - zaśmiałam się i zanurzyłam dłoń w jego włosach.
   - Nie lubię czekać - odparł i ustami zaczął wędrować po całym moim ciele.         
   - Jesteś w gorącej wodzie kąpany, wiesz? zaśmiałam się, odchylając szyję.  
   - Mówisz mi to każdym razem - wyszeptał i nakierował swoje dłonie na zapięcie od mojego stanika.
   - Lepiej zamknij drzwi.
   - Po co? Dzieci już śpią - wyszczerzył się.
   - Mamo! Nie mogę zasnąć! - usłyszeliśmy i od razy zastygliśmy w bezruchu. 
   - A nie mówiłam? - warknęłam w jego stronę i szybko wydostałam się spod jego ciała. Isco szybko pozbył się swojej koszulki i nałożył ją na mnie. Po chwili do sypialni wparowała Maria. - Co się stało, słoneczko? - podeszłam do niej.   
   - Nie mogę spać. - zacierała oczka, ciągnąc za sobą swojego ulubionego misia. - Mogę dziś zostać z wami? 
   - Oczywiście - pogłaskałam ją po głowie i przytuliłam. - Tatuś uwielbia spać z takimi pięknymi dziewczynkami - spojrzałam na niego.
   - No pewnie. - mruknął pod nosem, ale po chwili spojrzał na Marię i się do niej uśmiechnął, wyciągając do niej rączkę. Dziewczynka wgramoliła się na materac i położyła się centralnie na jego środku. 
   - To mamusia pójdzie pod prysznic i zaraz do was wróci - uśmiechnęłam się. Isco przytulił naszą córeczkę i wziął do ręki misia, machając mi nim.
   - Czekamy na ciebie! - zawołała dziewczynka i szeroko się uśmiechnęła. Zaśmiałam się cicho i zniknęłam w łazience. 

***
Dla jasności, pomiędzy 31, a 32 rozdziałem jest prawie rok różnicy :) 

Sto lat, Alvaro ♥

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam to opowiadanie!
    Rozdział jest taki słooooodki! ;* Awwwww....*.*
    Isco i Thiago to tacy fajni faceci!
    Rafael tatusiem? No nie mogę! ;)
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak słodko się tu zrobiło! < 3
    Taka sielanka super :) Nie wyobrazam sobie Marca oraz Rafy jako ojców xd No ale nic xd
    Buziaki! :*
    P.S
    amor-la-traicion-amistad.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeej , ta tu słodko , że aż się boję myśleć co zrobisz , aby to zniszczyć xD
    Rafa ojcem ? No cóż , ciekawe jak się sprawdzi w tej roli , chociaż na razie wolę sobie tego nie wyobrażać :D
    A swoją drogą to fajnie by było jakby w przyszłości ich dzieci jeździły na Ibizę i wyszłyby z tego jakieś związki ^^
    Do następnego < 3
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe jak Rafael sprawdzi się w roli ojca... Isco taaaki słodziutki ♥ Ojojoj... Dopiero wczoraj zaczęłam czytać, a już skończyłam. Bardzo wciągające :)
    Czekam na następny rozdział bo nie mogę się doczekać. :D
    P.S.
    W międzyczasie, zapraszam do siebie. Jest tam tylko jeden rozdział, pewnie nawet nienajlepszy, ale cóż, to prawdę mówiąc mój pierwszy blog.
    http://the-highest-win-is-love.blogspot.com/

    Do następnego i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko dobrze się układa, wszyscy są szczęśliwi i oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rafa ojcem? haha to tak egzotyczny widok jak Bartra z dzieckiem;D Mała Francisca <3 Ale tu słodkoo i w ogóle *...*

    OdpowiedzUsuń