niedziela, 8 czerwca 2014

Czterdziesty: Co jest między tobą, a Thiago?

CRISTINA

  Dzieciaki przez cały praktycznie lot siedziały z nosem wbitym w małe okienka. Przynajmniej moje bliźniaki zawsze tak robiły, bo były zachwycone widokiem z góry. Co chwila też jednak biegały do drugiej części samolotu, gdzie siedzieli ich ojcowie i wujkowie. W pewnym momencie zostaliśmy poproszeni o zapięcie pasów, bo podchodzimy do lądowania. 
   - Jak dobrze być w domu. - westchnęłam i spojrzałam na grzecznie siedzące obok mnie Rafe i Rosario. Chwilę później byliśmy już w budynku lotniska i czekaliśmy na nasze bagaże. Staliśmy w niewielkiej grupce piłkarzy, których oczywiście nasze dzieci musiały sobie obrać za obiekt męczenia, chociaż oni znosili to z uśmiechem na ustach. 
   - Jeszcze się nie zmęczyłeś? - zapytałam Cristiana, który trzymał na barana mojego syna. 
   - Nie. To kochany dzieciak - odpowiedział.
   - Ma to po wujku! - po chwili obok nas pojawił się Raf, a my spojrzeliśmy na niego pytająco. - Nudziło mi się to przyjechałem powitać przyszłych mistrzów Europy, nie? 
   - Tak, tak. Jeszcze nimi nie jesteśmy - pokazał mu język Bartra, który właśnie do nas podszedł z Violą i ich synkiem.   
   - Ale nimi będziecie. Zmieciecie Niemców z powierzchni ziemi. - wyszczerzył się i zawiesił na ramieniu swojego starszego brata. 
   - Byłoby fajnie, gdybym zagrał - odezwał się Thiago.
   - No tak, bo braciszek nie w humorze. - skrzywił się.
   - A ty byś był? - zapytałam cicho. 
   - Ale lekarz nie wykluczył twojego występu, prawda? - zapytał i spojrzał na niego. - Więc myśl pozytywnie, bo to połowa sukcesu - dodał z uśmiechem.
   - Bez niego nie gramy. - zaśmiał się Isco, który trzymał na rękach Alvaro. 
   - To chyba nie mam wyboru i będę musiał zagrać - powiedział Thiago z lekkim uśmiechem na ustach.
   - Zagrasz, zagrasz. - powiedział pewnie Alvaro. - O, są już rzeczy. - wskazał na czarną taśmę za nami. 
   - I oczywiście najwięcej walizek Bartry - Alarcon przewrócił oczami i postawił Alvaro na ziemię. 
   - Nie marudź. - zaśmiała się Lola i sięgnęła po swoją torbę. - Tylko pomóż. - pocałowała go w policzek. 
   - A gdzie wy właściwie teraz pojedziecie? - zapytał i zabrał od niej walizkę, wkładając ją na wózek.
   - Mamy już to mieszkanie, więc nie musisz się niczym martwić.        
   - To chłopaki wsiadają do busa, a ja mogę kogoś zabrać. - odezwał się Rafael. - Cris, podwiozę was do domu. 
   - Dzięki - odpowiedziałam cicho i spojrzałam na bliźniaków. - Pożegnajcie się z tatą - dodałam.
   - A dlaczego tata nie może jechać z nami do domu, jeżeli jesteśmy w Barcelonie? - zapytał mały Raf, gdy Tello zdejmował go ze swoich barków. 
   - Bo muszę przy drużynie, wiesz? - pogłaskał go po głowie. - Ale po meczu od razu przyjadę.
   - Po meczu to my będziemy celebrować sukces - zaśmiał się cicho Isco.
   - A potem na jeden dzień do Madrytu, na rynek i do króla, bla, bla, bla... - mruczał Marc. 
   - Ja tam lubię takie celebracje - skwitował Alvaro.
   - Za 5 minut w autobusie - podszedł do nas Martin i poinformował chłopaków.
   - Okay. - Thiago skinął głową i przyklęknął na kolano przy dzieciach. - Znajdę chwileczkę i przyjdę do domu, dobrze? - uśmiechnął się do nich. 
   - Dobrze - oboje pokiwali główkami i mocno go przytulili. 
   - Dobra chłopie, żegnaj się z żoną i ci ich porywam. - Rafinha pomógł mu wstać, a ja spojrzałam na Thiago niepewnie. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
   - Co wy na jakiejś stypie jesteście? - pokręcił głową i wziął jedną torbę i dzieci za obie ręce, ruszył w stronę wyjścia z lotniska.  
   - Wpadnę później do domu - Thiago uśmiechnął się lekko i odszedł z chłopakami.
   - Okaj. - mruknęłam cicho i spojrzałam na Lolę. 
   - Nadal bez zmian? - zapytała cicho.
   - Bez. - odparłam i wzięłam do ręki mniejszą torbę. - Na razie Thiago ma być w hotelu z drużyną, ale co będzie później? 
   - Później polecicie na wakacje - uśmiechnęła się lekko i zajrzała do wózka, w której leżała mała Francisca. - Widziałaś możę gdzieś Antonio? Miał po nas przyjechać.
   - Tylko ja nie mam teraz najmniejszej ochoty tam lecieć. Robię to dla dzieci, żeby przynajmniej one były szczęśliwe. - powiedziałam i zaczęłam się rozglądać. - O, chyba tam idzie. - wskazałam na zbliżającego się brata Isco. 
   - Robienie wszystko dla dzieci też nie jest dobre, Cris. Twoje szczęście też ma znaczenie - powiedziała pewnie. - Tak, to on - uśmiechnęła się i pomachała mu.
   - Tylko, że w tym momencie moim szczęściem są dzieci. - odparłam i pogłaskałam po główce Marię i Alvaro. 
   - Wiem, ale musisz pomyśleć o sobie - powiedziała i po chwili zwróciła się do dzieci. - Zobaczcie kto po nas przyjechał.
   - Wujek Antonio! - zawołała Maria i pobiegła w jego kierunku.
   - Dzieci go uwielbiają - zaśmiała się cicho blondynka.
   - Właśnie widzę. - uśmiechnęłam się. - To ja już idę, bo Raf na mnie z dzieciakami czeka. - powiedziałam i wtedy podszedł Antonio. Przywitałam się z nim i od razu pożegnałam z resztą. Ruszyłam do wyjścia, a tam na parkingu znalazłam samochód szwagra. Włożyłam torbę do bagażnika i usiadłam na miejscu pasażera.
   - Mama już jest i możemy jechać. - wyszczerzyła się Rosario, siedząca z tyłu i przypięta pasami. 
   - Tak, już możemy - uśmiechnęłam się, a Rafinha odpalił samochód.
   - Mamo, a kiedy dziadkowie przyjadą? - zapytał mały.
   - Może już dziś? - uśmiechnęłam się do niego. 
   - Super! - ucieszyły się. Dziwiło mnie zachowanie szwagra, który milczał, a przeważnie miał tak wiele do powiedzenia. Niedługo później parkowaliśmy już samochód pod naszym domem. Gdy tylko wypuściłam dzieci, od razu pobiegły w stronę ogrodu. Oboje z Rafem, który podczas jazdy, odezwał się może kilka razy, podeszliśmy do bagażnika, by wyjąć torby.
   - Stało się coś? - zapytałam cicho. 
   - To chyba ja powinienem o to zapytać - odparł sucho.
   - Nie rozumiem o co ci chodzi. - zawinęłam nerwowo włosy za ucho.
   - Nie jestem głupi, Cris. Co jest między tobą, a Thiago? Pokłóciliście się?
   - Wszystko jest okej. - mruknęłam. 
   - Nie widać tego - wyjął torby z bagażnika i spojrzał na mnie. - Porozmawiam o tym z bratem.
   - Jeżeli chcesz. - szepnęłam i ruszyłam do domu z jedną torbą, a on z drugą za mną.
   - Czyli jest coś na rzeczy? - zapytał. 
   - Rafa, nie chce o tym rozmawiać - westchnęłam spokojnie. - To nasze osobiste sprawy.   
   - No dobra, ale na pewno będzie dobrze. - podszedł do mnie i pocałował w czoło. - Poradzisz sobie? Wracam do Kat. - uśmiechnął się. 
   - Jasne. Dzięki za pomoc - wskazałam na walizki.
   - Drobiazg - odparł i skierował się do wyjścia. - Ucałuj ode mnie dzieciaki! - rzucił jeszcze i wyszedł.

LOLA

  Zostawiłam dzieci pod opieką Antonio i podjechałam taksówką na plan. Miałam do podpisania kilka papierków, więc postanowiłam zrobić to dzisiaj. Później będzie wielkie zamieszanie z finałem Euro i celebracją, a Isco zapewne będzie chciał mieć dzieci przy sobie. Przywitałam się z Hektorem oraz resztą aktorów, którzy najwidoczniej przyjechali również przyjechali coś podpisać i udałam się na zaplącze, by napić się kawy. Nalałam do papierowego kubka ciemnej cieszy i usiadłam na chwilę przy okrągłym stoliku. Panowała tutaj taka cisza, że nawet nie miałam ochoty się stąd ruszać.
   - Lola? - usłyszałam po chwili męski głos. Spojrzałam w tamtą stronę i zmrużyłam oczy.. Kojarzyłam tego mężczyznę, ale nie wiedziałam gdzie go przypasować. - Nie pamiętasz mnie, co? - zapytała po chwili ze śmiechem.
   - Nie bardzo - odparłam cicho.      
   - Paco. - uśmiechnął się i usiadł obok.
   - No tak - teraz sobie go przypomniałam. W sumie to nawet się nie zmienił, wyglądał dokładnie tak samo jak kilka lat temu. Dokładnie to dziesięć. - Co tutaj robisz? - zapytałam po chwili.
   - Mój wujek jest reżyserem.
   - Ale, że Herktor? - zdziwiłam się, a on z uśmiechem pokiwał głową. 
   - Nawet nie wiedziałam - uśmiechnęłam się szeroko.
   - Powiedział mi, że zagrasz. A ja chciałem cię zobaczyć.
   - Chciałeś mnie zobaczyć? - zdziwiłam się. - Dlaczego?
   - A dlaczego nie? Wiele o tobie piszą.
   - Nie o mnie, tylko o moim mężu - odparłam z uśmiechem na ustach.
   - No właśnie. - zaśmiał się. - Fajnie, że udało ci się ułożyć życie. Mąż piłkarz, trójka dzieciaków.  
   - Też się cieszę. To najważniejsze osoby w moim życiu - uśmiechnęłam się szeroko i upiłam trochę kawy. - A ty? Co porabiasz? - zapytałam.
   - Jestem sam, jeśli o to ci chodzi - puścił do mnie oczko, a ja zaśmiałam się cicho.
   - No proszę, a to dlaczego? - oparłam się o tył krzesła. 
   - Zabrzmię jak palant, kiedy powiem, że nie potrafiłem o tobie zapomnieć? - przybliżył się do mnie.       
   - Troszeczkę. - mruknęłam i nerwowo się odsunęłam. 
   - Szkoda, bo tak właśnie jest - odparł spokojnie. - Jednak ty masz już męża. Isco, prawda? - spojrzał na mnie.
   - Tak, Isco - pokiwałam głową.
   - No to życzę wam szczęścia. - uśmiechnął się lekko. - A jak tam dzieciaki? Grzeczne po mamusi? 
   - Tak, to aniołki - mruknęłam cicho i wyrzuciłam kubek do śmieci. - Cóż, będę musiała się już do nich zbierać.
   - Możesz ich pozdrowić od wujka Paco. - wyszczerzył się. 
   - Lepiej będzie, jeśli utrzymamy nasze spotkanie w sekrecie.
   - Czyżby mężuś był zazdrośnikiem? - spojrzał na mnie.
   - Czasami. - przewróciłam oczami. - No dobra, już pójdę. - wzięłam swoją torebkę.
   - Miło cię było spotkać. - usłyszałam. 
   - Ciebie również - odparłam i szybko opuściłam plan.
 Czułam się dziwnie, kiedy Paco był obok. Był moją pierwszą prawdziwą miłością, ale też i chłopakiem, który strasznie mnie zranił. Nigdy nie zapomnę, jak chciał mnie wykorzystać.
Dwadzieścia minut później wchodziłam już do mieszkania. Antonio siedział na kanapie i przypatrywał się Marii i Alvaro, którzy bawili się klockami. Stwierdzam, że moja córka była naprawdę cudowną starszą siostrą. Usiadłam obok szwagra i spojrzałam na Fran, która leżała i wesoło gaworzyła.
   - Sam byś się takich dorobił. - zaśmiałam się. 
   - Wystarczą mi dzieci brata - wyszczerzył się i spojrzał na mnie. - Ale wy nie róbcie sobie więcej!
   - Trójka mi wystarczy. - spojrzałam na niego. - Ale ty chyba nie masz zamiaru zostać starym kawalerem, co? 
   - Przecież mam dziewczynę! - oburzył się.
   - No to się jej oświadcz! - pokazałam mu język. 
   - Ja i małżeństwo? - zdziwił się. - Czy ty się dobrze czujesz?
   - No czemu nie? - zaśmiałam się. 
   - Bo wiem ile wy się kłócicie. Ja nie lubię żadnych zobowiązań - odpowiedział poważnie.
   - Nie każdy związek jest taki sam. - uśmiechnęłam się. - Ale to twoje życie i kieruj nim jak zechcesz. 
   - Dobrze gadasz - pokiwał głową. - Lepiej mi powiedz jak udało ci się na to namówić Isco.
   - Na ślub czy to, że zostanę w Barcelonie? - zaśmiałam się. 
   - No na Barcelonę! 
  - Szczerze? To sama nie wiem. - pokręciłam głową. - Po prostu powiedział, że to przemyślał i nie może mi tego zabronić. 
   - No jak nie mój brat - westchnął Antonio i usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi.
   - Znowu mnie obgadujecie? - usłyszałam głos swojego męża.
   - Kogoś musimy, nie Lola? - wyszczerzył się Antonio. 
   - Właśnie, a trafiło na ciebie - zaśmiałam się i obserwowałam jak wchodzi do pokoju. Dzieci od razu przestały bawić się klockami i do niego podbiegły.
   - Tata, tata! - krzyczały. 
   - Moje skarby! - zaśmiał się i mocno je przytulił, a po chwili podszedł do Francisci i wziął ją na ręce. 
   - A skąd wiedziałeś gdzie mieszkamy? - spojrzałam na niego.
   - Tajemnica - odparł i usiadł obok mnie razem z naszą córeczką.
   - No powiedz. - szturchnęłam go w ramię.
   - Ma pewnie chłopak jakieś wtyki na mieście. - wyszczerzył się starszy Alarcon. 
   - Po prostu wiem i tyle. A ty się nie interesuj - spojrzał na brata.
   - No wiesz ty co? - prychnął.
   - Ale dobrze, że jesteś. - uśmiechnęłam się do Isco i pocałowałam go w policzek. 
   - Musiałem zobaczyć gdzie będziecie mieszkać - rozejrzał się po salonie. - Nawet tu ładnie, ale wolę nasz dom w Manchestrze.
   - W Maladze jest najlepiej - rozmarzył się Antonio.
   - U rodziców - dodał ironicznie Isco.
   - Tam najlepiej. - wyszczerzył się. - Nie muszę sam sprzątać sobie w pokoju, prać, gotować. - wyliczał. 
   - Ja też nie - odpowiedział mu ze śmiechem Francisco.
   - No to zaczniesz. - wybuchnęłam śmiechem. 
   - Nie. Poszukam sobie jakieś seksownej gosposi - puścił do mnie oczko.
   - No dobra, to u mnie będzie sobie chodził półnagi hydraulik. - śmiałam się. 
   - To gwarantuje ci, że zbije mu pysk - odpowiedział śmiertelnie poważnie, a jego starszy brat wybuchnął śmiechem.
   - O kurde, Isco bokser! 
   - Ja sobie tego nie wyobrażam - również zaczęłam się śmiać. Isco udał, że się obraził i zaczął mówić do córeczki, która patrzyła na niego brązowymi oczkami.
   - Widzisz jacy są dla mnie okropni? Tatuś ich nie kocha! Ani trochę!
   - Ale za to my cię kochamy. - zaśmiałam się i położyłam dłoń na jego ramieniu. 
   - Ja tak bardzo, że w umieram z tej miłości - wyszczerzył się Antonio i wstał z kanapy. - Czas już na mnie. Wpadnę z rodzicami na finał. Do zobaczenia - najpierw pocałował w policzek mnie, a później Isco, który od razu się wytarł. Następnie pożegnał się z Fran oraz Alvaro i Marią.                              
   - Idź i nie wracaj. - wyszczerzył się do niego Isco, a ten mu się wykrzywił. Kocham tą ich braterska miłość!
   - Dobra, pa! - jeszcze nam pomachał i wyszedł z mieszkania.  
   - Nie chce nic mówić, ale Fran chyba narobiła w pory - pociągnął śmiesznie nosem.
   - Nie chcę nic mówić, ale może dziś tatuś ją przewinie? - wyszczerzyłam się i wzięłam na kolana Alvaro. 
   - Nie, Lola, proszę nie! Ja nie lubię tego robić - wyjąkał i odłożył ją na kocyk.
   - Isco! No przewiń ją.  
   - No ej, no! - spojrzał na mnie błagalnie.
   - No skarbie, do dzieła! - wskazałam na pokoik, gdzie był przewijak i pampersy. 
   - Zapamiętam to sobie! - jęknął i zabrał Franciscę do pokoju obok. Nie mogłam wytrzymać i poszłam za nim, by obserwować jak zmienia pampersa.  
- No dobra, tatuś teraz zaciągnie powietrze i przestanie chwile oddychać. - mruknął i zaczął rozpinać jej body. Stałam w progu i uśmiechałam się sama do siebie. 
   - Isco, przecież to nie jest takie złe! Fran to twoja córka i nie ma się czego brzydzić - podeszłam do niego.
   - No, ale dlaczego to musi być takie śmierdzące? - skrzywił się.
   - Rozumiem, że ty wydalasz tylko pachnące? - zapytałam i wytarłam pupcię córce. Isco był tak powolny, ze nie mogłam na to patrzeć.
   - Oczywiście, pachnie rumiankiem. - wyszczerzył się i odsunął. 
   - Jesteś stary i głupi - pokazałam mu język i szybko uwinęłam się z pampersem oraz bodami. Wzięłam ją na ręce i wróciliśmy do salonu, który wyglądał jak po jakieś wojnie.                 
   - Maria, co tu się stało? - zapytał zdezorientowany Isco, który stał za nami. 
   - Nic. Bawimy się - odparła ze śmiechem i wskazała na młodszego brata.
   - Ale dlaczego tu jest taki bałagan? - zdziwiłam się.
   - Właśnie. Nie było nas kilka minut! - dodał Isco.
   - Po prostu rzucaliśmy się zabawkami - powiedziała smutno. Zawsze tak reagowała, kiedy jej ojciec podnosił głos.
   - Nie wolno tak. - podałam Fran Isco i podeszłam do dzieci. - A jakby tak któreś was dostało w główkę?
   - Ale to było dla zabawy - mruknęła cicho.
   - To teraz dla zabawy idźcie do siebie. I nie wychodźcie, póki was nie zawołały - odezwał się Isco, a dzieciaki grzecznie pomaszerowały do siebie.
   - Isco, przesadzasz - spojrzałam na niego i zaczęłam zbierać zabawki.      
   - W wychowaniu dzieci ważna jest też dyscyplina. - powiedział i usiadł razem z Fran. 
   - Chcesz doprowadzić, aby się ciebie bały?
   - Nie, oczywiście, że nie - uśmiechnął się do córeczki. - Muszą wiedzieć, że tak nie można.
   - Wystarczy przecież powiedzieć. - przewróciłam oczami.
   - Ale nie zawsze posłuchają. - uśmiechnął się lekko i spojrzał na zegarek. - Muszę się zaraz zbierać. - skrzywił się. 
   - Zajrzyj jeszcze do dzieci, dobrze? - posłałam mu lekki uśmiech, a ten uśmiechnął się lekko i położył Franciscę do kołyski. Później podszedł do mnie i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. - Do zobaczenia.     
   - Pa kochanie. - uśmiechnęłam się, a on poszedł do pokoju dzieciaków. Minęła chwilka i wyszedł, stanął przy drzwiach i podesłał mi jeszcze całusa. 

1 komentarz:

  1. Ale z Isco sie robi dyktator ;o
    A dziewczyny mają przekochanych szwagrów ;)

    OdpowiedzUsuń