CRISTINA
Dzieciaki przez cały praktycznie lot
siedziały z nosem wbitym w małe okienka. Przynajmniej moje
bliźniaki zawsze tak robiły, bo były zachwycone widokiem z góry.
Co chwila też jednak biegały do drugiej części samolotu, gdzie
siedzieli ich ojcowie i wujkowie. W pewnym momencie zostaliśmy
poproszeni o zapięcie pasów, bo podchodzimy do lądowania.
- Jak dobrze być w domu. - westchnęłam
i spojrzałam na grzecznie siedzące obok mnie Rafe i Rosario. Chwilę
później byliśmy już w budynku lotniska i czekaliśmy na nasze
bagaże. Staliśmy w niewielkiej grupce piłkarzy, których
oczywiście nasze dzieci musiały sobie obrać za obiekt męczenia,
chociaż oni znosili to z uśmiechem na ustach.
- Jeszcze się nie zmęczyłeś? -
zapytałam Cristiana, który trzymał na barana mojego syna.
- Nie. To kochany dzieciak -
odpowiedział.
- Ma to po wujku! - po chwili obok nas
pojawił się Raf, a my spojrzeliśmy na niego pytająco. - Nudziło
mi się to przyjechałem powitać przyszłych mistrzów Europy, nie?
- Tak, tak. Jeszcze nimi nie jesteśmy
- pokazał mu język Bartra, który właśnie do nas podszedł z
Violą i ich synkiem.
- Ale nimi będziecie. Zmieciecie
Niemców z powierzchni ziemi. - wyszczerzył się i zawiesił na
ramieniu swojego starszego brata.
- Byłoby fajnie, gdybym zagrał -
odezwał się Thiago.
- No tak, bo braciszek nie w humorze. -
skrzywił się.
- A ty byś był? - zapytałam cicho.
- A ty byś był? - zapytałam cicho.
- Ale lekarz nie wykluczył twojego
występu, prawda? - zapytał i spojrzał na niego. - Więc myśl
pozytywnie, bo to połowa sukcesu - dodał z uśmiechem.
- Bez niego nie gramy. - zaśmiał się
Isco, który trzymał na rękach Alvaro.
- To chyba nie mam wyboru i będę
musiał zagrać - powiedział Thiago z lekkim uśmiechem na ustach.
- Zagrasz, zagrasz. - powiedział
pewnie Alvaro. - O, są już rzeczy. - wskazał na czarną taśmę za
nami.
- I oczywiście najwięcej walizek
Bartry - Alarcon przewrócił oczami i postawił Alvaro na ziemię.
- Nie marudź. - zaśmiała się Lola i
sięgnęła po swoją torbę. - Tylko pomóż. - pocałowała go w
policzek.
- A gdzie wy właściwie teraz
pojedziecie? - zapytał i zabrał od niej walizkę, wkładając ją
na wózek.
- Mamy już to mieszkanie, więc nie musisz się niczym martwić.
- Mamy już to mieszkanie, więc nie musisz się niczym martwić.
- To chłopaki wsiadają do busa, a ja
mogę kogoś zabrać. - odezwał się Rafael. - Cris, podwiozę was
do domu.
- Dzięki - odpowiedziałam cicho i
spojrzałam na bliźniaków. - Pożegnajcie się z tatą - dodałam.
- A dlaczego tata nie może jechać z
nami do domu, jeżeli jesteśmy w Barcelonie? - zapytał mały Raf,
gdy Tello zdejmował go ze swoich barków.
- Bo muszę przy drużynie, wiesz? -
pogłaskał go po głowie. - Ale po meczu od razu przyjadę.
- Po meczu to my będziemy celebrować sukces - zaśmiał się cicho Isco.
- Po meczu to my będziemy celebrować sukces - zaśmiał się cicho Isco.
- A potem na jeden dzień do Madrytu,
na rynek i do króla, bla, bla, bla... - mruczał Marc.
- Ja tam lubię takie celebracje -
skwitował Alvaro.
- Za 5 minut w autobusie - podszedł do nas Martin i poinformował chłopaków.
- Za 5 minut w autobusie - podszedł do nas Martin i poinformował chłopaków.
- Okay. - Thiago skinął głową i
przyklęknął na kolano przy dzieciach. - Znajdę chwileczkę i
przyjdę do domu, dobrze? - uśmiechnął się do nich.
- Dobrze - oboje pokiwali główkami i
mocno go przytulili.
- Dobra chłopie, żegnaj się z żoną
i ci ich porywam. - Rafinha pomógł mu wstać, a ja spojrzałam na
Thiago niepewnie. Podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Co wy na jakiejś stypie jesteście? - pokręcił głową i wziął jedną torbę i dzieci za obie ręce, ruszył w stronę wyjścia z lotniska.
- Co wy na jakiejś stypie jesteście? - pokręcił głową i wziął jedną torbę i dzieci za obie ręce, ruszył w stronę wyjścia z lotniska.
- Wpadnę później do domu - Thiago
uśmiechnął się lekko i odszedł z chłopakami.
- Okaj. - mruknęłam cicho i
spojrzałam na Lolę.
- Nadal bez zmian? - zapytała cicho.
- Bez. - odparłam i wzięłam do ręki
mniejszą torbę. - Na razie Thiago ma być w hotelu z drużyną, ale
co będzie później?
- Później polecicie na wakacje -
uśmiechnęła się lekko i zajrzała do wózka, w której leżała
mała Francisca. - Widziałaś możę gdzieś Antonio? Miał po nas
przyjechać.
- Tylko ja nie mam teraz najmniejszej
ochoty tam lecieć. Robię to dla dzieci, żeby przynajmniej one były
szczęśliwe. - powiedziałam i zaczęłam się rozglądać. - O,
chyba tam idzie. - wskazałam na zbliżającego się brata Isco.
- Robienie wszystko dla dzieci też nie
jest dobre, Cris. Twoje szczęście też ma znaczenie - powiedziała
pewnie. - Tak, to on - uśmiechnęła się i pomachała mu.
- Tylko, że w tym momencie moim
szczęściem są dzieci. - odparłam i pogłaskałam po główce
Marię i Alvaro.
- Wiem, ale musisz pomyśleć o sobie -
powiedziała i po chwili zwróciła się do dzieci. - Zobaczcie kto
po nas przyjechał.
- Wujek Antonio! - zawołała Maria i pobiegła w jego kierunku.
- Dzieci go uwielbiają - zaśmiała się cicho blondynka.
- Wujek Antonio! - zawołała Maria i pobiegła w jego kierunku.
- Dzieci go uwielbiają - zaśmiała się cicho blondynka.
- Właśnie widzę. - uśmiechnęłam
się. - To ja już idę, bo Raf na mnie z dzieciakami czeka. -
powiedziałam i wtedy podszedł Antonio. Przywitałam się z nim i od
razu pożegnałam z resztą. Ruszyłam do wyjścia, a tam na parkingu
znalazłam samochód szwagra. Włożyłam torbę do bagażnika i
usiadłam na miejscu pasażera.
- Mama już jest i możemy jechać. - wyszczerzyła się Rosario, siedząca z tyłu i przypięta pasami.
- Mama już jest i możemy jechać. - wyszczerzyła się Rosario, siedząca z tyłu i przypięta pasami.
- Tak, już możemy - uśmiechnęłam
się, a Rafinha odpalił samochód.
- Mamo, a kiedy dziadkowie przyjadą? -
zapytał mały.
- Może już dziś? - uśmiechnęłam się do niego.
- Może już dziś? - uśmiechnęłam się do niego.
- Super! - ucieszyły się. Dziwiło
mnie zachowanie szwagra, który milczał, a przeważnie miał tak
wiele do powiedzenia. Niedługo później parkowaliśmy już samochód
pod naszym domem. Gdy tylko wypuściłam dzieci, od razu pobiegły w
stronę ogrodu. Oboje z Rafem, który podczas jazdy, odezwał się
może kilka razy, podeszliśmy do bagażnika, by wyjąć torby.
- Stało się coś? - zapytałam
cicho.
- To chyba ja powinienem o to zapytać
- odparł sucho.
- Nie rozumiem o co ci chodzi. -
zawinęłam nerwowo włosy za ucho.
- Nie jestem głupi, Cris. Co jest
między tobą, a Thiago? Pokłóciliście się?
- Wszystko jest okej. - mruknęłam.
- Nie widać tego - wyjął torby z
bagażnika i spojrzał na mnie. - Porozmawiam o tym z bratem.
- Jeżeli chcesz. - szepnęłam i
ruszyłam do domu z jedną torbą, a on z drugą za mną.
- Czyli jest coś na rzeczy? - zapytał.
- Czyli jest coś na rzeczy? - zapytał.
- Rafa, nie chce o tym rozmawiać -
westchnęłam spokojnie. - To nasze osobiste sprawy.
- No dobra, ale na pewno będzie
dobrze. - podszedł do mnie i pocałował w czoło. - Poradzisz
sobie? Wracam do Kat. - uśmiechnął się.
- Jasne. Dzięki za pomoc - wskazałam
na walizki.
- Drobiazg - odparł i skierował się do wyjścia. - Ucałuj ode mnie dzieciaki! - rzucił jeszcze i wyszedł.
- Drobiazg - odparł i skierował się do wyjścia. - Ucałuj ode mnie dzieciaki! - rzucił jeszcze i wyszedł.
LOLA
Zostawiłam dzieci pod opieką Antonio
i podjechałam taksówką na plan. Miałam do podpisania kilka
papierków, więc postanowiłam zrobić to dzisiaj. Później będzie
wielkie zamieszanie z finałem Euro i celebracją, a Isco zapewne
będzie chciał mieć dzieci przy sobie. Przywitałam się z Hektorem
oraz resztą aktorów, którzy najwidoczniej przyjechali również
przyjechali coś podpisać i udałam się na zaplącze, by napić się
kawy. Nalałam do papierowego kubka ciemnej cieszy i usiadłam na
chwilę przy okrągłym stoliku. Panowała tutaj taka cisza, że
nawet nie miałam ochoty się stąd ruszać.
- Lola? - usłyszałam po chwili męski głos. Spojrzałam w tamtą stronę i zmrużyłam oczy.. Kojarzyłam tego mężczyznę, ale nie wiedziałam gdzie go przypasować. - Nie pamiętasz mnie, co? - zapytała po chwili ze śmiechem.
- Nie bardzo - odparłam cicho.
- Lola? - usłyszałam po chwili męski głos. Spojrzałam w tamtą stronę i zmrużyłam oczy.. Kojarzyłam tego mężczyznę, ale nie wiedziałam gdzie go przypasować. - Nie pamiętasz mnie, co? - zapytała po chwili ze śmiechem.
- Nie bardzo - odparłam cicho.
- Paco. - uśmiechnął się i usiadł
obok.
- No tak - teraz sobie go
przypomniałam. W sumie to nawet się nie zmienił, wyglądał
dokładnie tak samo jak kilka lat temu. Dokładnie to dziesięć. -
Co tutaj robisz? - zapytałam po chwili.
- Mój wujek jest reżyserem.
- Mój wujek jest reżyserem.
- Ale, że Herktor? - zdziwiłam się,
a on z uśmiechem pokiwał głową.
- Nawet nie wiedziałam - uśmiechnęłam
się szeroko.
- Powiedział mi, że zagrasz. A ja chciałem cię zobaczyć.
- Powiedział mi, że zagrasz. A ja chciałem cię zobaczyć.
- Chciałeś mnie zobaczyć? -
zdziwiłam się. - Dlaczego?
- A dlaczego nie? Wiele o tobie piszą.
- Nie o mnie, tylko o moim mężu - odparłam z uśmiechem na ustach.
- Nie o mnie, tylko o moim mężu - odparłam z uśmiechem na ustach.
- No właśnie. - zaśmiał się. -
Fajnie, że udało ci się ułożyć życie. Mąż piłkarz, trójka
dzieciaków.
- Też się cieszę. To najważniejsze
osoby w moim życiu - uśmiechnęłam się szeroko i upiłam trochę
kawy. - A ty? Co porabiasz? - zapytałam.
- Jestem sam, jeśli o to ci chodzi - puścił do mnie oczko, a ja zaśmiałam się cicho.
- Jestem sam, jeśli o to ci chodzi - puścił do mnie oczko, a ja zaśmiałam się cicho.
- No proszę, a to dlaczego? - oparłam
się o tył krzesła.
- Zabrzmię jak palant, kiedy powiem,
że nie potrafiłem o tobie zapomnieć? - przybliżył się do
mnie.
- Troszeczkę. - mruknęłam i nerwowo
się odsunęłam.
- Szkoda, bo tak właśnie jest -
odparł spokojnie. - Jednak ty masz już męża. Isco, prawda? -
spojrzał na mnie.
- Tak, Isco - pokiwałam głową.
- Tak, Isco - pokiwałam głową.
- No to życzę wam szczęścia. -
uśmiechnął się lekko. - A jak tam dzieciaki? Grzeczne po mamusi?
- Tak, to aniołki - mruknęłam cicho
i wyrzuciłam kubek do śmieci. - Cóż, będę musiała się już do
nich zbierać.
- Możesz ich pozdrowić od wujka Paco.
- wyszczerzył się.
- Lepiej będzie, jeśli utrzymamy
nasze spotkanie w sekrecie.
- Czyżby mężuś był zazdrośnikiem? - spojrzał na mnie.
- Czyżby mężuś był zazdrośnikiem? - spojrzał na mnie.
- Czasami. - przewróciłam oczami. -
No dobra, już pójdę. - wzięłam swoją torebkę.
- Miło cię było spotkać. - usłyszałam.
- Miło cię było spotkać. - usłyszałam.
- Ciebie również - odparłam i szybko
opuściłam plan.
Czułam się dziwnie, kiedy Paco był obok. Był moją pierwszą prawdziwą miłością, ale też i chłopakiem, który strasznie mnie zranił. Nigdy nie zapomnę, jak chciał mnie wykorzystać.
Czułam się dziwnie, kiedy Paco był obok. Był moją pierwszą prawdziwą miłością, ale też i chłopakiem, który strasznie mnie zranił. Nigdy nie zapomnę, jak chciał mnie wykorzystać.
Dwadzieścia minut później wchodziłam
już do mieszkania. Antonio siedział na kanapie i przypatrywał się
Marii i Alvaro, którzy bawili się klockami. Stwierdzam, że moja
córka była naprawdę cudowną starszą siostrą. Usiadłam obok
szwagra i spojrzałam na Fran, która leżała i wesoło gaworzyła.
- Sam byś się takich dorobił. -
zaśmiałam się.
- Wystarczą mi dzieci brata -
wyszczerzył się i spojrzał na mnie. - Ale wy nie róbcie sobie
więcej!
- Trójka mi wystarczy. - spojrzałam
na niego. - Ale ty chyba nie masz zamiaru zostać starym kawalerem,
co?
- Przecież mam dziewczynę! - oburzył
się.
- No to się jej oświadcz! - pokazałam
mu język.
- Ja i małżeństwo? - zdziwił się.
- Czy ty się dobrze czujesz?
- No czemu nie? - zaśmiałam się.
- Bo wiem ile wy się kłócicie. Ja
nie lubię żadnych zobowiązań - odpowiedział poważnie.
- Nie każdy związek jest taki sam. -
uśmiechnęłam się. - Ale to twoje życie i kieruj nim jak
zechcesz.
- Dobrze gadasz - pokiwał głową. -
Lepiej mi powiedz jak udało ci się na to namówić Isco.
- Na ślub czy to, że zostanę w
Barcelonie? - zaśmiałam się.
- No na Barcelonę!
- Szczerze? To sama nie wiem. -
pokręciłam głową. - Po prostu powiedział, że to przemyślał i
nie może mi tego zabronić.
- No jak nie mój brat - westchnął
Antonio i usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi.
- Znowu mnie obgadujecie? - usłyszałam głos swojego męża.
- Znowu mnie obgadujecie? - usłyszałam głos swojego męża.
- Kogoś musimy, nie Lola? -
wyszczerzył się Antonio.
- Właśnie, a trafiło na ciebie -
zaśmiałam się i obserwowałam jak wchodzi do pokoju. Dzieci od
razu przestały bawić się klockami i do niego podbiegły.
- Tata, tata! - krzyczały.
- Tata, tata! - krzyczały.
- Moje skarby! - zaśmiał się i mocno
je przytulił, a po chwili podszedł do Francisci i wziął ją na
ręce.
- A skąd wiedziałeś gdzie mieszkamy?
- spojrzałam na niego.
- Tajemnica - odparł i usiadł obok mnie razem z naszą córeczką.
- Tajemnica - odparł i usiadł obok mnie razem z naszą córeczką.
- No powiedz. - szturchnęłam go w
ramię.
- Ma pewnie chłopak jakieś wtyki na mieście. - wyszczerzył się starszy Alarcon.
- Ma pewnie chłopak jakieś wtyki na mieście. - wyszczerzył się starszy Alarcon.
- Po prostu wiem i tyle. A ty się nie
interesuj - spojrzał na brata.
- No wiesz ty co? - prychnął.
- Ale dobrze, że jesteś. - uśmiechnęłam się do Isco i pocałowałam go w policzek.
- Ale dobrze, że jesteś. - uśmiechnęłam się do Isco i pocałowałam go w policzek.
- Musiałem zobaczyć gdzie będziecie
mieszkać - rozejrzał się po salonie. - Nawet tu ładnie, ale wolę
nasz dom w Manchestrze.
- W Maladze jest najlepiej - rozmarzył się Antonio.
- U rodziców - dodał ironicznie Isco.
- W Maladze jest najlepiej - rozmarzył się Antonio.
- U rodziców - dodał ironicznie Isco.
- Tam najlepiej. - wyszczerzył się. -
Nie muszę sam sprzątać sobie w pokoju, prać, gotować. -
wyliczał.
- Ja też nie - odpowiedział mu ze
śmiechem Francisco.
- No to zaczniesz. - wybuchnęłam
śmiechem.
- Nie. Poszukam sobie jakieś seksownej
gosposi - puścił do mnie oczko.
- No dobra, to u mnie będzie sobie
chodził półnagi hydraulik. - śmiałam się.
- To gwarantuje ci, że zbije mu pysk -
odpowiedział śmiertelnie poważnie, a jego starszy brat wybuchnął
śmiechem.
- O kurde, Isco bokser!
- Ja sobie tego nie wyobrażam -
również zaczęłam się śmiać. Isco udał, że się obraził i
zaczął mówić do córeczki, która patrzyła na niego brązowymi
oczkami.
- Widzisz jacy są dla mnie okropni? Tatuś ich nie kocha! Ani trochę!
- Widzisz jacy są dla mnie okropni? Tatuś ich nie kocha! Ani trochę!
- Ale za to my cię kochamy. -
zaśmiałam się i położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Ja tak bardzo, że w umieram z tej
miłości - wyszczerzył się Antonio i wstał z kanapy. - Czas już
na mnie. Wpadnę z rodzicami na finał. Do zobaczenia - najpierw
pocałował w policzek mnie, a później Isco, który od razu się
wytarł. Następnie pożegnał się z Fran oraz Alvaro i
Marią.
- Idź i nie wracaj. - wyszczerzył się
do niego Isco, a ten mu się wykrzywił. Kocham tą ich braterska
miłość!
- Dobra, pa! - jeszcze nam pomachał i wyszedł z mieszkania.
- Dobra, pa! - jeszcze nam pomachał i wyszedł z mieszkania.
- Nie chce nic mówić, ale Fran chyba
narobiła w pory - pociągnął śmiesznie nosem.
- Nie chcę nic mówić, ale może dziś
tatuś ją przewinie? - wyszczerzyłam się i wzięłam na kolana
Alvaro.
- Nie, Lola, proszę nie! Ja nie lubię
tego robić - wyjąkał i odłożył ją na kocyk.
- Isco! No przewiń ją.
- Isco! No przewiń ją.
- No ej, no! - spojrzał na mnie
błagalnie.
- No skarbie, do dzieła! - wskazałam na pokoik, gdzie był przewijak i pampersy.
- No skarbie, do dzieła! - wskazałam na pokoik, gdzie był przewijak i pampersy.
- Zapamiętam to sobie! - jęknął i
zabrał Franciscę do pokoju obok. Nie mogłam wytrzymać i poszłam
za nim, by obserwować jak zmienia pampersa.
- No dobra, tatuś teraz zaciągnie
powietrze i przestanie chwile oddychać. - mruknął i zaczął
rozpinać jej body. Stałam w progu i uśmiechałam się sama do
siebie.
- Isco, przecież to nie jest takie
złe! Fran to twoja córka i nie ma się czego brzydzić - podeszłam
do niego.
- No, ale dlaczego to musi być takie
śmierdzące? - skrzywił się.
- Rozumiem, że ty wydalasz tylko
pachnące? - zapytałam i wytarłam pupcię córce. Isco był tak
powolny, ze nie mogłam na to patrzeć.
- Oczywiście, pachnie rumiankiem. -
wyszczerzył się i odsunął.
- Jesteś stary i głupi - pokazałam
mu język i szybko uwinęłam się z pampersem oraz bodami. Wzięłam
ją na ręce i wróciliśmy do salonu, który wyglądał jak po
jakieś wojnie.
- Maria, co tu się stało? - zapytał
zdezorientowany Isco, który stał za nami.
- Nic. Bawimy się - odparła ze
śmiechem i wskazała na młodszego brata.
- Ale dlaczego tu jest taki bałagan? -
zdziwiłam się.
- Właśnie. Nie było nas kilka minut!
- dodał Isco.
- Po prostu rzucaliśmy się zabawkami - powiedziała smutno. Zawsze tak reagowała, kiedy jej ojciec podnosił głos.
- Po prostu rzucaliśmy się zabawkami - powiedziała smutno. Zawsze tak reagowała, kiedy jej ojciec podnosił głos.
- Nie wolno tak. - podałam Fran Isco i
podeszłam do dzieci. - A jakby tak któreś was dostało w główkę?
- Ale to było dla zabawy - mruknęła
cicho.
- To teraz dla zabawy idźcie do siebie. I nie wychodźcie, póki was nie zawołały - odezwał się Isco, a dzieciaki grzecznie pomaszerowały do siebie.
- Isco, przesadzasz - spojrzałam na niego i zaczęłam zbierać zabawki.
- To teraz dla zabawy idźcie do siebie. I nie wychodźcie, póki was nie zawołały - odezwał się Isco, a dzieciaki grzecznie pomaszerowały do siebie.
- Isco, przesadzasz - spojrzałam na niego i zaczęłam zbierać zabawki.
- W wychowaniu dzieci ważna jest też
dyscyplina. - powiedział i usiadł razem z Fran.
- Chcesz doprowadzić, aby się ciebie
bały?
- Nie, oczywiście, że nie - uśmiechnął się do córeczki. - Muszą wiedzieć, że tak nie można.
- Nie, oczywiście, że nie - uśmiechnął się do córeczki. - Muszą wiedzieć, że tak nie można.
- Wystarczy przecież powiedzieć. -
przewróciłam oczami.
- Ale nie zawsze posłuchają. - uśmiechnął się lekko i spojrzał na zegarek. - Muszę się zaraz zbierać. - skrzywił się.
- Ale nie zawsze posłuchają. - uśmiechnął się lekko i spojrzał na zegarek. - Muszę się zaraz zbierać. - skrzywił się.
- Zajrzyj jeszcze do dzieci, dobrze? -
posłałam mu lekki uśmiech, a ten uśmiechnął się lekko i
położył Franciscę do kołyski. Później podszedł do mnie i
złożył na moich ustach namiętny pocałunek. - Do zobaczenia.
- Pa kochanie. - uśmiechnęłam się,
a on poszedł do pokoju dzieciaków. Minęła chwilka i wyszedł,
stanął przy drzwiach i podesłał mi jeszcze całusa.
Ale z Isco sie robi dyktator ;o
OdpowiedzUsuńA dziewczyny mają przekochanych szwagrów ;)