LOLA
Rano miałam spakować nasze rzeczy i
lecieć do Barcelony, ale musiałam zmienić swoje plany. Okazało
się, że mój synek ma wysoką gorączkę i lepiej będzie, jeśli
zostaniemy tutaj. Martwiłam się, bo od samego rana nie chciał nic
jeść ani pić. Na dodatek był cały rozpalony.
Siedziałam z nim właśnie w pokoju,
kiedy przyszła do nas Cris z bliźniakami. Maria wpuściła ich do
środka i chwile pogadałyśmy. Przerwali nam nasi mężowie, którzy
nie wiadomo po co przyszli. Akurat Isco był ostatnią osobą, z
którą chciałam się teraz widzieć.
Pech chciał, że Cristina do nich
poszła, a Francisco przyszedł do pokoju.
- Hej, co z nim? - zapytał i podszedł
do nas.
- Ma gorączkę - odparłam sucho.
- Był lekarz?
- Tak. Zapisał mu leki. I tak, są już
wykupione - mruknęłam.
- To dobrze. - szepnął i usiadł obok
niego. Pocałował go w główkę i pogłaskał. - Mój biedny
synek.
- To pewnie przez tą pogodę. Wczoraj
padało, a dziś już jest gorąco - powiedziałam. - To moja wina,
bo mogłam go cieplej ubrać - westchnęłam po chwili.
- Nie, przestań. Nie wiedziałaś. -
powiedział i spojrzał na mnie. - To normalne, że dzieci chorują.
- Ale on wygląda naprawdę kiepsko -
schowałam twarz w dłoniach. - Martwię się o niego.
- Lola, wyjdzie z tego i nic mu nie
będzie. - wstał i położył dłoń na moim ramieniu.
- Wiem, ale i tak się martwię -
spojrzałam na niego. To dziwne, ale nie miałam nic przeciwko, aby
teraz tu był. Moje uczucia względem niego zmieniały się co
sekundę.
- To normalne, w końcu to nasz syn. -
mówił.
- Tak. Nasz syn - powtórzyłam i
usiadłam na łóżku. - Jesteś tego taki pewien?
- Lola... - westchnął i przejechał
palcami po swoich oczach. - Tak, jestem pewien. To nasz syn. -
podszedł bliżej i zamknął mnie w uścisku. - Przepraszam.
- Za to, że masz mnie za dziwkę? -
spojrzałam na niego.
- Nigdy tak o tobie nie pomyślałem.
Byłem zdenerwowany... Przepraszam cię bardzo. - delikatnie
pocałował mnie w czoło.
- To mnie bardzo zabolało, Isco. Nie
spałam całą noc - westchnęłam cicho, ale go nie
odsunęłam.
- Wiem. - mruknął. - Kocham cię,
słyszysz? Kocham cię najmocniej na świecie.
- Ja ciebie też kocham - przytuliłam
go. - Ale co dalej? Co z moim filmem?
- Zagrasz i później do mnie wrócicie.
- uśmiechnął się lekko, a ja nie wierzyłam w to co powiedział.
- Mówisz poważnie? Pozwolisz mi
zabrać dzieci? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak. Będziemy się spotykać, gdy
tylko dorwiemy wolne dni. Będę za wami tęsknić, ale nie chcę cię
ograniczać.
- Jesteś najcudowniejszym facetem na
świecie! - zapiszczałam i zawisłam na jego szyi.
- Kocham was i nie chcę stracić. -
oparł czoło o moje.
- My ciebie też kochamy - musnęłam
jego usta swoimi. - Nawet nie wiesz jaka jestem teraz szczęśliwa!
- No ja może troszeczkę mniej, ale
cieszę się z twojego szczęścia. - uśmiechnął się i pogłaskał
po policzku.
- Będziemy się często odwiedzać,
obiecuje ci to - wyszeptałam mu do ucha. - To szybko zleci!
- Oby. - delikatnie musnął moje usta.
- Już nie chcę więcej takich kłótni...
- Ja też nie! Dlatego musisz mi
obiecać, że koniec z zazdrością i koniec z mówieniem głupot,
dobrze? -pogłaskałam go po zarośniętym policzku.
- Obiecuję! - uśmiechnął się
szeroko i znów wpił się w moje usta, a wtedy Alvaro zaczął się
wiercić.
- Wróć do reszty. Ja zaraz dojdę. - uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do małego.
- Wróć do reszty. Ja zaraz dojdę. - uśmiechnęłam się do niego i podeszłam do małego.
Isco wyszedł z pokoju, a ja
sprawdziłam temperaturę Alvaro. Nadal był rozpalony, ale
przynajmniej wypił kilka łyczków soczku. Lepsze to niż nic.
Poczekałam aż przestanie się wiercić i wyszłam z pokoju.
- Co tam robicie? - zapytałam i usiadłam obok Isco na podłodze.
- Co tam robicie? - zapytałam i usiadłam obok Isco na podłodze.
- Bawimy się. - odparła Rosario,
podając klocek Marii.
- A mogę się pobawić z wami? -
zapytałam i wtuliłam się w ramię męża.
- Tak! - zawołała radośnie Maria,
ciągle się na nas patrząc. Ona nie była jedyna, bo Thiago i Cris
też na nas patrzyli.
- To super - zabrałam kilka klocków i
zaczęłam je układać. - Co się tak patrzycie? - zaśmiałam się
po chwili.
- Tak po prostu. - Cris wzruszyła
ramionami i pogłaskała po główce moją najmłodszą córkę,
którą miała na kolanach.
- W sumie to my się już musimy
zbierać, co? Zaraz trening - Isco zwrócił się do Thiago i wstał.
Najpierw ucałował Marię i Fran, a na końcu podszedł do mnie i
złożył na moich ustach soczystego buziaka. - Wpadnę po meczu
zobaczyć co z Alvaro.
- Jasne. - uśmiechnęłam się
szeroko. - Daj z siebie wszystko. Maria będzie na meczu z Cris. -
dodałam. Wtedy bliźniaki zaczęły mocno przytulać się do Thiago,
a ten pocałował je w czubek głowy. Wstał i tak samo postąpił z
Cristiną, która w tym momencie przymknęła powieki.
- To do zobaczenia - powiedzieli i
ruszyli do wyjścia z pokoju.
- Daj mi ją, bo pewnie masz dość niańczenia moich dzieci - uśmiechnęłam się i zabrałam od przyjaciółki Franciscę.
- Daj mi ją, bo pewnie masz dość niańczenia moich dzieci - uśmiechnęłam się i zabrałam od przyjaciółki Franciscę.
- Przestań. - zaśmiała się. - Są
grzeczne!
- Mamusiu, zaraz wrócę. Muszę siusiu! - zawołała Maria i pobiegła do łazienki.
- Co z Isco? - zapytała od razu.
- Mamusiu, zaraz wrócę. Muszę siusiu! - zawołała Maria i pobiegła do łazienki.
- Co z Isco? - zapytała od razu.
- Przeprosił mnie i zgodził się na
film! - uśmiechnęłam się szeroko.
- Mówiłam, że wszystko się ułoży!
- zaśmiała się i ścisnęła moją dłoń. - Widzisz, jest
dobrze.
- Ale jeśli jeszcze raz wywinie coś
takiego to od razu rozwód - zaśmiałam się głośno.
- No to niech uważa. - pokazała mi
język. - Ja bym się bała!
- Ja na jego miejscu też, ale wierzę,
że nie będzie już taki głupi - westchnęłam i spojrzałam na
nią. - O której jest ten mecz?
- O dwudziestej dopiero. - odparła i
ciągle patrzyła na Franciscę. - Nie wiem czy mam ubrać na siebie
koszulkę Thiago. - westchnęła.
- Powinnaś!
- Wiesz... - uśmiechnęła się. - To
było dziwne, ale przedtem gdy trzymałam na rękach Franciscę i
Thiago stał obok to... Nie, nieważne! - pokręciła głową.
- Mów i to szybko! - zaśmiałam się.
- No, bo miałam wrażenie jakbym
chciała mieć jeszcze jedno dziecko. - spuściła głowę. - Ale to
już nieważne, bo sama wiesz jak jest.
- Hej, wszystko się może zdarzyć -
uśmiechnęłam się lekko. - Ja wierzę, że będziecie razem i
dorobicie się ślicznego dzidziusia!
- Ja już sama się w tym wszystkim
gubię, serio! Niby Thiago robi wszystko, żeby jakoś to ułożyć,
ale ja zaraz mam przed oczami tamte zdjęcia.
- Bo potrzeba czasu, kochana -
pogłaskałam ją po ramieniu.
- Ja to wiem... - mruknęła i
spojrzała na Rafa i Ros, bawiących się klockami w kącie kawałek
dalej. - Nie chcę żeby cierpieli. - szepnęła.
- I nie będą, kochana. Uwierz mi!
- Też chcę w to uwierzyć. -
uśmiechnęła się lekko i wtedy wróciła Maria, która od razu
dołączyła zabawy z bliźniakami.
- Kochanie, pójdziesz dzisiaj na mecz
z ciocią, dobrze? - zwróciłam się do córeczki.
- Dobrze. I z Ros i Rafą, też? -
zapytała.
- Też - pokiwałam głową. - Mama
zostanie z Alvaro i Fran w hotelu - uśmiechnęłam się.
- No dobrze, a później wrócę z
tatusiem! - zapiszczała.
- Dobrze, dobrze - pokiwałam głową.
Cieszyłam się z tego, że pogodziłam się z Isco. Czuje, że wczorajsza kłótnia zbliżyła nas do siebie, bo po raz pierwszy mój mąż ustąpił i pozwolił mi postawić na swoim. To było bardzo ważne.
Cieszyłam się z tego, że pogodziłam się z Isco. Czuje, że wczorajsza kłótnia zbliżyła nas do siebie, bo po raz pierwszy mój mąż ustąpił i pozwolił mi postawić na swoim. To było bardzo ważne.
CRISTINA
Wieczorem ubrałam dzieciaki w
narodowe barwy i wtedy ja sama poszłam się przebrać. Stanęłam
przed szafą i wyjęłam z niej ciemne jeansy i teraz nadszedł
problem co włożyć na górę. Przejrzałam to co miałam ze sobą,
ale i tak mój wzrok spoczął na koszulce reprezentacyjnej Thiago.
Podrapałam się po karku i zdjęłam ją z wieszaka, ubierając na
siebie. Poprawiłam włosy i włożyłam czarne szpilki.
- Możemy już iść! - zawołałam do
dzieci i sięgnęłam po swoją torbę. Raf i Ros po kilku sekundach
stali grzecznie przy drzwiach i czekali. Wyszliśmy z pokoju i po
drodze zabraliśmy jeszcze Marię, która była ubrana identycznie
jak moja Rosario. Czyli granatowa spódniczka i bordowa koszulka.
Zanim wyszła obiecała jeszcze Loli, że będzie bardzo grzeczna i
poszłyśmy na stadion.
Na miejscu siedzieliśmy tuż
obok Violi, Maite, Nurii, Lisy i Lloreny, które także miały na
sobie koszulki z nazwiskami swoich facetów. Najlepiej i tak wyglądał
półroczny, mały Bartra, który siedział na kolanach Violi.
- Chłopaki się ucieszą, jak zobaczą,
że mają tyle wiernych fanek - wyszczerzyła się Llorena.
- No i nie zapominajmy o fanach. -
Nuria wskazała na Rafaela i Daniego.
- No właśnie! - oburzył się mój
synek, który wyczekiwał piłkarzy na boisku.
- Oczywiście! Wy jesteście
największymi kibicami! - zaśmiała się Lopez.
- Ja też tak kiedyś będę grał! - zawołał nagle Raf. - I też będę miał tyle fanek! - wyszczerzył się.
- Ja też tak kiedyś będę grał! - zawołał nagle Raf. - I też będę miał tyle fanek! - wyszczerzył się.
- Jedną już masz - zaśmiałam się i
spojrzałam na Marię, która siedziała cichutko na krzesełku.
- Może faktycznie coś w przyszłości
z nich będzie? - uśmiechnęła się Maite.
- Byłoby fajnie.
- Tatuś! - zapiszczał Raf i wskazał
paluszkiem na murawę. Piłkarze właśnie wychodzili na boisko.
- No i się zaczęło. - zaśmiałam
się. - Będą ten mecz bardziej przeżywać niż cała reszta na tym
stadionie. Jak zwykle z resztą. - pokręciłam głową.
- To normalne - skinęła głową
Maite. - Ja po tylu latach już się nie przejmuje meczami.
- Ja w ogóle. Mnie to wcale nie interesuje - zaśmiała się Lisa.
- Ja w ogóle. Mnie to wcale nie interesuje - zaśmiała się Lisa.
- Mój ojciec był kibicem od zawsze,
więc ja to lubię. - uśmiechnęłam się.
- I masz szczęście, bo wpadł ci mąż piłkarz. - dorzuciła Nuria.
- I masz szczęście, bo wpadł ci mąż piłkarz. - dorzuciła Nuria.
- Powiedzmy, że ma to swoje dobre i
złe strony - odparłam z uśmiechem i spojrzałam na boisko.
Piłkarze właśnie ustawiali się do hymnów, które po chwili
poleciały z głośników.
- Masz rację, ale ja mojego Marca nie
wymieniłabym za żadne skarby. - powiedziała Viola, poprawiając
sobie syna na kolanach.
- A która by wymieniła swojego
faceta? - zapytała Llorena. - O, zaczyna się - wyszczerzyła się i
wskazała na dzieci, które wstały z krzesełek i podskakiwały.
- Trzymajcie mocno kciuki, aby wygrał
mecz, dobrze? - powiedziałam, a ona uniosła rączki z zaciśniętymi
kciukami.
- Dobrze! Wygra na pewno! - pisnęła i
od razu zaczęła coś mówić do Marii. Piłka praktycznie od razu
przykleiła się do nóg Hiszpanów, chociaż trafili na godnego
przeciwnika, bo Polacy mężnie walczyli.
- Tata, tata! - Maria zaczęła
krzyczeć, kiedy Isco wbiegł z piłką w pole karne. I wtedy piłka
wpadła do bramki, właśnie dzięki Alarconowi. Wszyscy ci, którzy
przyszli kibicować Hiszpanom, właśnie wstali i zaczęli wariować,
a w szczególności córka Isco. Otworzył wynik w pierwszych
minutach i miejmy nadzieję, że wygrają i pojadą na Camp Nou, na
finał.
- Ciociu, widziałaś? Tata strzelił
gola! - krzyczała głośno.
- Wszyscy widzieli - odpowiedziała jej Lisa i pogłaskała ją po główce. - Lola pewnie wariuje w hotelu - zaśmiała się.
- Wszyscy widzieli - odpowiedziała jej Lisa i pogłaskała ją po główce. - Lola pewnie wariuje w hotelu - zaśmiała się.
- To na pewno. - odparłam. - Jak będą
strzelać w takim tempie to ja już się boję o wynik, albo
właściwie to już się bardzo cieszę!
- Mniej stresu dla nas - mruknęła
Viola.
- I dla dzieci - dodałam po chwili.
- I dla dzieci - dodałam po chwili.
- One już wariują ze szczęścia. -
Maite wskazała na trójkę, która siedziała z szerokimi
uśmiechami. Taki wynik panował aż do końca pierwszej połowy.
Chłopcy schodzili do tunelu z radosnymi wyrazami twarzy.
W trakcie przerwy dzieci zjadły
kanapki i powróciły do kibicowania. Viola razem z synkiem oraz Lisą
i Maite wróciła do hotelu, bo ten hałas źle na nich działał.
Piłkarze wrócili na boisko po 15 minutach i znów zaczęli show.
Polacy byli już kompletnie bez sił i Isco dawał popis swoich
umiejętności ku uciesze swojej córeczki.
- Tatuś bardzo ładnie gra! Ciągle ma
przy sobie piłkę! - piszczała, bijąc brawo.
- Stara się dla ciebie - uśmiechnęłam
się do niej.
- I dla mamusi! Bo ją kocha - odpowiedziała uśmiechnięta.
- I dla mamusi! Bo ją kocha - odpowiedziała uśmiechnięta.
- No pewnie! - uśmiechnęłam się
szeroko i pocałowałam ją w czoło. Wtedy usłyszałam gwizdek i
spojrzałam na boisku. Piłkarze zebrali się w jednym miejscu i nie
było nic widać i dopiero po chwili pokazali powtórkę na
telebimie.
- Dlaczego tata siedzi na boisku? - zainteresowała się Rosi, a ja nadal patrzyłam na ekran.
- Dlaczego tata siedzi na boisku? - zainteresowała się Rosi, a ja nadal patrzyłam na ekran.
- Nie wiem, kochanie. Chyba ktoś go
sfaulował - odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od ekranu. Thiago
trzymał się za kostkę z grymasem bólu na twarzy. Sędzia coś do
niego mówił, ale ten przy pomocy Cristiana wstał i powiedział, że
zagra. Mam tylko nadzieję, że to nic poważnego. Grał, ale widać
było, że sprawia mu to ból i lekko utykał. Minęło kilka minut,
a on podszedł do linii bocznej i poprosił jednak o zmianę. Robił
to niechętnie, bo naprawdę bardzo chciał grać. Jak zawsze z
resztą.
- Tata schodzi - mruknął smutno Raf.
- Pewnie boli go nóżka. - pogłaskałam
go po główce i sama patrzyłam z grymasem na tą scenę. Przy linii
stał już Sergi Roberto i czekał na przerwę w meczu, by zmienić
mojego męża.
- I już nie będzie grał? - dorzuciła Rosario.
- I już nie będzie grał? - dorzuciła Rosario.
- Nie - pokiwałam głową. - Ale po
meczu pójdziemy do niego i dowiemy co się stało, dobrze? - dodałam
z uśmiechem. Nie chciałam, aby dzieci się martwiły.
- To dobrze, bo chcę go przytulić. -
powiedziała mała i wróciła do oglądania gry.
- I niedługo przytulisz - mruknęłam
i spojrzałam na tablicę z wynikiem. Zostało jeszcze 5 minut gry
plus doliczany czas.
Piłka aktualnie była podawana na
środku pola, a na ekranie znów pokazali sytuacje z faulem na
Thiago, a zaraz po tym pokazali moją twarz z reakcją na to. No tak,
zawsze jeżeli wypatrzą kogoś z rodziny piłkarza, to muszą go
pokazać... Już dawno nauczyłam się coś takiego ignorować.
Piłkarze w bordowych koszulkach zaczęli coraz bardziej przybliżać do bramki, a piłkarz latała od jednego do drugiego. Tak zwana tiki-taka, którą kilka lat temu Hernandez określił słowami "bum-bum-bum". I to się nazywa piękno gry naszych chłopaków.
Piłkarze w bordowych koszulkach zaczęli coraz bardziej przybliżać do bramki, a piłkarz latała od jednego do drugiego. Tak zwana tiki-taka, którą kilka lat temu Hernandez określił słowami "bum-bum-bum". I to się nazywa piękno gry naszych chłopaków.
- Gooooooooooool! - krzyknęła Maria i
zaczęła podskakiwać na krzesełku. Trybuny znów szalały, a
strzelcem bramki okazał się znów Isco.
- No widzisz jak się dla ciebie stara?
- zawołała Llorena i pogłaskała ją po główce.
- Będę musiała mu dać nagrodę! -
zapiszczała, bo Isco podbiegł w naszą stronę i przesłał jej
buziaka w powietrzu.
- Kocham cię tato! - zapiszczała
głośno, a ja ją zaczęłam trzymać, bo o mało co nie zsunęła
się z krzesełka.
- A jaką mu dasz tą nagrodę? - zapytała żona Camacho.
- Narysuję coś ładnego! - wyszczerzyła się. - I dam buziaka!
- A jaką mu dasz tą nagrodę? - zapytała żona Camacho.
- Narysuję coś ładnego! - wyszczerzyła się. - I dam buziaka!
- No i na pewno się ucieszy -
uśmiechnęłam się. Mecz się skończył z takim wynikiem jaki
ustanowił Alarcon. Wszystkie wstałyśmy i wzięłyśmy za rękę po
jednym dziecku. Rosario mocno trzymała mojej rączki i czekała na
spotkanie ze swoim ojcem. Raf szedł z Lloreną, a Maria z Nurią.
Piłkarze powoli zaczęli opuszczać szatnię, ale nas najbardziej
interesował Thiago. Kiedy w drzwiach pojawił się Isco Maria szybko
do niego podbiegła.
- Tata! - zawołała a on ukucnął i
wyciągnął w jej stronę dłonie. - Jesteś najlepszy - zawisła na
jego szyi!
- Dziękuje, słoneczko - zabrał ją
na ręce i spojrzał na nas. - Poczekajcie tu chwile. Thiago niedługo
wyjdzie.
- Okay. - uśmiechnęłam się lekko.
- Zabiorę ją i pojadę do Loli. - powiedział Isco. - Pożegnaj się z Ros i Rafem i wracamy, co? - zwrócił się do swojej córki.
- Zabiorę ją i pojadę do Loli. - powiedział Isco. - Pożegnaj się z Ros i Rafem i wracamy, co? - zwrócił się do swojej córki.
- Dobrze - pokiwała i podeszła do
moich bliźniaków, z którymi się pożegnała. Po chwili się
oddalili, a z szatni wyszedł Ignacio i najpierw przywitał się z
Nurią, sprzedając jej soczystego buziaka, a potem zaczął łaskotać
Rafa i Ros.
- Co, czekacie na tatę? - uśmiechnął się.
- Co, czekacie na tatę? - uśmiechnął się.
- Tak! - zapiszczały wesoło.
- To dobrze. Musicie go pocieszyć - puścił do nas oczko.
- To dobrze. Musicie go pocieszyć - puścił do nas oczko.
- To my już pójdziemy, a wy czekajcie
na Thiago. - uśmiechnęła się Nuria i pomachała dzieciakom. Po
woli odeszli, a za chwilę w progu pojawił się mój mąż.
- Tata! - rzuciły się w jego stronę.
- Cześć. - uśmiechnęłam się lekko, a on odpowiedział mi tym samym.
- Bardzo cię boli? - zapytała nagle Rosario.
- Tata! - rzuciły się w jego stronę.
- Cześć. - uśmiechnęłam się lekko, a on odpowiedział mi tym samym.
- Bardzo cię boli? - zapytała nagle Rosario.
- Troszkę, ale nie martwcie się -
odpowiedział jej.
- A możemy już iść do hotelu? -
zapytał cicho Rafael, przecierając powieki.
- Mój ty kawalerze, od kiedy ty pierwszy chcesz iść spać? - zaśmiałam się i przykucnęłam przy synu.
- Mój ty kawalerze, od kiedy ty pierwszy chcesz iść spać? - zaśmiałam się i przykucnęłam przy synu.
- Jestem zmęczony po meczu - odparł
cicho. Po oczkach było widać, że jest naprawdę śpiący.
- Jedziesz z nami? - zapytałam Thiago.
- Jedziesz z nami? - zapytałam Thiago.
- Pojadę. - powiedział i wziął na
ręce Rafe, który faktycznie ledwo trzymał się na nogach. Ja
chwyciłam dłoń Rosario i po woli ruszyliśmy w stronę wyjścia ze
stadionu. Kilkanaście minut później byliśmy już pod hotelem i
kierowaliśmy się do naszego pokoju. Rafa już dawno spał na rękach
u Thiago, a Rosario dzielnie wytrzymała do końca.
- Położę go od razu. - szepnął
Thiago, gdy weszliśmy do pokoju. Zaniósł go do jego łóżka i
okrył kołdrą, na koniec składając całusa w czoło.
- Mamusiu, ja też już pójdę spać -
mruknęła nasza córeczka i pobiegła do łóżka.
- A kąpiel? - zapytałam.
- Teraz nie - uśmiechnęła się i wpakowała się pod kołdrę.
- No dobrze - zgodziłam się i zgasiłam im światło w pokoju. - Kolorowych snów - dodałam i zamknęłam drzwi.
- A kąpiel? - zapytałam.
- Teraz nie - uśmiechnęła się i wpakowała się pod kołdrę.
- No dobrze - zgodziłam się i zgasiłam im światło w pokoju. - Kolorowych snów - dodałam i zamknęłam drzwi.
- Ros też zasnęła? - usłyszałam
Thiago, który stał oparty o komodę.
- Tak. Obydwoje są zmęczeni po meczu
- spojrzałam na jego nogę.
- Niby nic takiego... - mruknął,
wskazując na nią.
- Ale co powiedział lekarz? - zapytałam i usiadłam na rogu łóżka.
- Ale co powiedział lekarz? - zapytałam i usiadłam na rogu łóżka.
- Że mogę nie zagrać w finale -
mruknął smutno i usiadł obok mnie.
- Nie, może jednak wszystko będzie
dobrze. - powiedziałam cicho. Wiedziałam jak bardzo chce grać, ale
nie wiedziałam co innego mu teraz odpowiedzieć.
- Nie wyobrażam sobie tego, że
mógłbym nie zagrać. Jednak jest to możliwe i to mnie dobija -
westchnął, zakrywając twarz w dłoniach.
- A tamten zamiast żółtej, to
powinien dostać czerwoną i wylecieć z boiska. - powiedziałam
nerwowo i położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Od kiedy ty jesteś taka nerwowa, co?
- zapytał ze śmiechem.
- Jeżeli stałoby ci się coś
poważniejszego?
- A teraz ma to dla ciebie jakieś
znaczenie? - spojrzał na mnie przenikliwie.
- Nadal jesteś ojcem naszych dzieci i
moim mężem. - mruknęłam cicho.
- Cieszy mnie to - uśmiechnął się
lekko i spojrzał na kostkę. - Boli jak cholera. Chyba będę musiał
się już położyć.
- Jeżeli chcesz to zostań. -
wskazałam na łóżko. Nie mogłam tu tego zabronić, poza tym nie
chcę żeby jeszcze bardziej przeciążał swoją nogę.
- Dzięki. - skinął głową. - Cieszę się, że ubrałaś koszulkę. - wskazał na bordowy trykot na mnie.
- Dzięki. - skinął głową. - Cieszę się, że ubrałaś koszulkę. - wskazał na bordowy trykot na mnie.
- Nie chciałam się wyróżniać -
mruknęłam nieśmiało.
- Ale i tak mnie to cieszy. -
uśmiechnął się lekko i zdjął z siebie reprezentacyjną bluzę.
- Thiago - mruknęłam, a on spojrzał
na mnie. - Mam nadzieje, że zagrasz w finale. Zasługujesz na to -
uśmiechnęłam się lekko.
- Chciałbym. - szepnął. - Ale jeżeli
doktor się nie zgodzi to siedzę z wami na trybunach.
- To dopiero za kilka dni, więc może
akurat się wykurujesz? - posłałam mu lekki uśmiech i zabrałam
piżamę spod poduszki. - Pójdę pod prysznic - zakomunikowałam.
No i tak ma być! Mecz wygrany, Isco i Lola pogodzeni ;) Jeszcze tylko, żeby między Cris i Thiago sie ułożyło i będzie super :D
OdpowiedzUsuń