niedziela, 8 czerwca 2014

Trzydziesty szósty: No to obaj mamy przesrane!

THIAGO

  Siedziałem na ławce z tyłu hotelu i myślałem o swoim życiu. Mam wszystko, pracę która za razem jest moją pasją, dom, cudowne dzieci i wspaniałą żonę, ale musiałem to spieprzyć. Zamarłem, kiedy Cristina wczoraj pokazała mi te zdjęcia. Ona nie miała ich zobaczyć. Nigdy. To już było zakończone i chciałem żeby nic się nie wydało, żeby ciągle było idealne, ale jednak nie było to mi dane.
   - Thiago. - usłyszałem i zobaczyłem w mroku zbliżającego się Isco. - Co jest? Od rana jesteś jakby nieobecny. Na treningu jakby cię w ogóle nie było. Co się dzieje?
   - Spieprzyłem swoje życie. - mruknąłem, a on usiadł obok.
   - Jak to? Co się stało?
   - Wplątałem się w gówno. Myślałam, że już to zakończyłem, ale okazało się, że jest jeszcze gorzej. - westchnąłem. - Zdradziłem Cristine. - spojrzałem na niego. 
   - CO?! - krzyknął. - Jak to zdradziłeś?
   - Jestem ostatnim dupkiem. - mruknąłem. - Nie musiałem tyle pić na urodzinach Vazqueza.
   - Czekaj.. To było na jego urodzinach? Przecież wszyscy tam byliśmy!
   - I nie tylko wtedy... Nad ranem się rozdzieliśmy, prawda?
   - Chyba tak. Nie pamiętam tego za dobrze, bo byłem kompletnie pijany - uśmiechnął się lekko. - Ledwo dotarłem do pokoju.    
   - Ja dotarłem, ale nie do tego co trzeba. - spuściłem głowę. - W ostatnim momencie się opamiętałem, ale ona potem zaczęła mnie szantażować. Groziła moim dzieciom, rozumiesz?
   - Co to za idiotka?! 
   - Nie wiem, jakaś maniaczka. Wtedy wyszedłem po prostu z jej pokoju, a dwa dni później pokazuje mi zdjęcia, które nawet nie wiem jakim cudem powstały. Zignorowałem to, ale potem zaczęła wydzwaniać i szantażować. Babka ma pistolet w szufladzie, ogarniasz to?
   - Thiago, mogłeś iść na policje!
   - Ona miała nierówno pod sufitem! Bałem się o swoją rodzinę. - spojrzałem na niego. - A gdy przed samym wyjazdem powiedziałem, że to koniec i się jej nie boję to wysłała Cristinie te cholerne zdjęcia!
   - No to rzeczywiście. Spieprzyłeś sobie życie - potwierdził. 
   - To mało powiedziane. Nie wiedziałem co mam zrobić, gdy widziałem ją wczoraj rozpłakaną na ekranie laptopa.
   - Musisz z nią o tym porozmawiać. Wyjaśnić to wszystko!
   - Dlatego chcę żeby tu przyjechali. I to szybko, bo ja już nie wytrzymuję. Nie chcę ich stracić, bo są dla mnie wszystkim.
   - To musisz o nich walczyć - posłał mi lekki uśmiech.
   - Wiem o tym. I nie mam zamiaru się poddawać niezależnie od tego co powie Cris. 
   - Przynajmniej będziesz mógł zobaczyć dzieci - mruknął smutno.
   - Przecież Lola też miała przyjechać z dzieciakami.
   - Miała, ale nie wiem czy to zrobi. Ma zarezerwowany pokój, ale ostatnio ostro się pokłóciliśmy.
   - Właśnie, ostatnio szybciej wyszła niż weszła. Co się stało?
   - Dostała rolę w filmie, a ja się na to nie zgodziłem. Oczywiście zaczęła gadkę, że zamykam ją w domu! - oburzył się.    
   - Dawno w niczym nie grała, więc może powinieneś jej pozwolić? Cris chciała pracować, więc jej tego nie zabraniałem.
   - I mam jej pozwolić wyjechać z dziećmi na pół roku do Hiszpanii? - zapytał zły.
   - A no to już faktycznie inna sprawa. - zauważyłem. - I co postanowiła?
   - Że zagra i nie obchodzi ją moje zdanie!
   - No to obaj mamy przesrane. - westchnąłem. - Chociaż ja gorzej, bo wywinąłem Cris niezłe świństwo.
   - Lola też mi może takie wywinąć. Zagra z Casasem - skrzywił się.
   - Przestań! Lola? Z Casasem? Pomyśl co mówisz.
   - A co ostatnio zrobiła? Całowała się z nim będąc moją żoną!
   - Cris mówiła, że to on ją pocałował. A przecież go odepchnęła i poleciała do ciebie, tak?
   - Niby tak - skinął głową. - Czuje, że ten film wszystko zmieni. Bardzo bym chciał, aby zagrała i spełniała marzenia, ale to jest za daleko i za długo. Na dodatek Maria też ma zagrać.
   - Może jednak nie? Może gdy wróci będzie jeszcze lepiej? Poza tym to będzie dla waszej córki taka zabawa. Zobaczysz dwoje dwie kobiety na dużym ekranie.
   - Wole je widzieć codziennie w domu! Thiago, ja nie wytrzymam pół roku bez Loli i dzieciaków. To są najważniejsze osoby w moim życiu.
   - Też bym tyle nie wytrzymał bez Cristiny, Rosario i Rafaela. - spuściłem głowę. - Nie chcę żeby to się tak potoczyło, żeby ona wyjechała do Malagi na przykład. Muszę zrobić wszystko by to naprawić.
   - Życzę powodzenia - mruknął i wstał, wyciągając telefon z kieszeni swoich spodenek. - Idę spróbować zadzwonić do Loli i zapytać się czy wpadnie z dziećmi.
   - Zobaczysz, na pewno przyjedzie. - uśmiechnąłem się lekko.
   - Po tym jak ją wyrzuciłem z pokoju? - zapytał.
   - Ale nie może cię odciąć od dzieci, prawda? 
   - Wiem. Ale chciałbym się zobaczyć też z nią - uśmiechnął się lekko. - Już za nią tęsknie.
   - Mam to samo. - uśmiechnąłem się lekko, a on kiwnął głową i z telefonem w ręce odszedł. Ja też już chcę się zobaczyć z dziećmi i co najważniejsze, porozmawiać z Cristiną. Wiem, że będzie trudno, że nie będzie mnie chciała słuchać, bo bądź co bądź, zdradziłem ją i żałuje tego najbardziej na świecie.
  
LOLA

  Dwa dni później wybrałam się razem z dziećmi oraz Cris i dwójką jej diabełków do Warszawy, aby zobaczyć się z naszymi mężczyznami. Chociaż oboje nie miałyśmy na to ochoty to musiałyśmy, bo dzieci ciągle o nich wypytywały. Zostawiłyśmy swoje bagaże w hotelu, w którym miałyśmy zarezerwowane pokoje i udałyśmy się taksówką do chłopaków. Razem z nami wybrało się kilka innych żon z dziećmi oraz dziewczyn piłkarzy.
  Jedną ręką pchałam wózek z Franciską, a drugą trzymałam Alvaro, który był również trzymany przez Marię. Ona najbardziej tęskniła za ojcem i mogła się doczekać ich spotkania. Cris z jednej strony miała Rafinhę a z drugiej Rosario. Weszłyśmy do hotelu i ujrzałyśmy Bartre, który rozmawiał z Igancio oraz Alvaro.
   - O, dziewczyny przyjechały - krzyknęli i szybko do nas podeszli.    
   - Cześć. - uśmiechnęłam się i kolejno przytuliłam całą trójkę zanim obstąpiły ich dzieciaki. 
   - Przyjechaliście odwiedzić tatusiów? - Alvaro zapytał dzieciaki i każdemu podał dłoń.
   - Tak! - zapiszczały wesoło.
   - To ja pójdę ich zawołać, co? - uśmiechnął się Camacho i ruszył w stronę windy, wcześniej zaglądając do wózka Fran. 
   - Super! - Maria zaklaskała w dłonie i puściła moją dłoń. - Pójdę z wujkiem! - zawołała i pobiegła za nim.         
   - Może usiądziecie? - zaproponował Marc i wskazał na kanapy, stojące w lobby. Skinęłyśmy głową i tam też ruszyłyśmy.
   - Opowiadajcie, co tam słychać w Katalonii? - wyszczerzył się Vazquez. 
   - Wszystko po staremu - odpowiedziała mu Cris, której na kolana od razu usiadły bliźniaki.
   - Właśnie. Nic nowego - poparłam ją.
   - Jedynie kibice żyją nadzieją, że przyjedziecie reprezentować kraj na finale. - uśmiechnęła się moja przyjaciółka.
   - Nie bój nic, damy radę! - zaśmiał się obrońca. 
   - Taką mamy nadzieje, Bartra! - roześmiałam się cicho.
   - Tata! - zawołał nagle Raf i zerwał się z kolan Cristiny. To samo zrobiła po nim Rosario. Spojrzałam w stronę windy, z której właśnie wychodził Camacho, Isco z Marią na rękach i Thiago, który gdy od razu zobaczył swoje dzieci szeroko się uśmiechnął i przykucnął rozkładając ręce. Dzieci wpadły na niego, przewracając go na posadzkę. Kątem oka spojrzałam na Cris. Patrzyła w tamtym kierunku, ale jej twarz po prostu była bez wyrazu.  
   - No to zostawimy was samych - powiedział Vazquez i pociągnął za ramię Marca. W tym samym czasie Isco, Thiago oraz dzieci podeszli do nas. Mój mąż najpierw pocałował w czoło Alvaro, później zajrzał do wózka i również ucałował Francisnę, a na końcu pochylił się w moją stronę i ucałował mój policzek. To samo zrobił Thiago z Cris, która nawet nie drgnęła.
   - Cześć - szepnął Isco i usiadł obok mnie. 
   - Hej. - odparłam.
   - Cieszymy się, że przyjechałyście z dziećmi. - powiedział Isco, a wtedy Alvaro wgramolił mu się na kolana. 
   - Tylko na trochę - odpowiedziałam mu, nawet na niego nie patrząc. Między nami panowała napięta atmosfera, ale również u Alcantarów taka była.  
   - Na długo przyjechałyście? - zapytał Thiago, do którego przytulała się Rosi.
   - Dzieci uparły się, żeby później wrócić razem z wami na finał. - odpowiedziała cicho szatynka i usadowiła sobie Rafe na swoich kolanach. 
   - No to zostaniecie na kilka dni! Super! - uśmiechnął się szeroko Isco i przytulił do siebie Alvaro. - Ale się za wami stęskniłem - dodał po chwili.
   - A ja za wami. - Thiago mocno przytulił córkę i puścił oczko do Rafaela. 
   - Trener pozwolił nam spędzić z rodzinami resztę dnia i noc - poinformował nas mój mąż.
   - Jak przestanie padać to możemy iść na spacer. - zaproponował Alcantara. 
   - To dobry pomysł - uśmiechnęłam się lekko i wstałam do wózka, bo mała zaczęła się kręcić. Wzięłam ją na ręce i wróciłam na kanapę. - Zaraz muszę ją nakarmić. Można tu podgrzać mleko? - spojrzałam na Isco.
   - Tak, daj to pójdę do restauracji i poproszę o to. - powiedział. 
   - Ok - skinęłam głową i podałam mu butelkę. Zabrał ze sobą Alvaro i Marię. - Może chcecie pogadać na osobności? - spojrzałam na Cris, która teraz na pewno chciała mnie zabić.
   - Nie, nie trzeba. - zareagowała od razu. 
   - Okej - mruknęłam cicho. W tym momencie Fran zaczęła głośno płakać, a ja próbowałam ją uspokoić. - Mówiłam, że będzie głodna - ucałowałam ją w główkę.
   - Isco pewnie zaraz wróci. - powiedziała i zaczęła się uśmiechać do Francisci. Przyznam, że to pomagało. Ona zawsze miała najlepsze podejście do dzieci. 
   - Jestem! - usłyszałam po chwili głos Francisco, który podał mi butelkę. Sprawdziłam na dłoni temperaturę i przyłożyłam ją do ust córeczki. - Może pójdziemy gdzie indziej? Tutaj wszyscy na nas patrzą - zaproponował.            
   - Dobrze. - skinęłam głową i uśmiechnęłam się lekko do przyjaciółki. Wiem, że nie chciała zostawać sama ze swoim mężem.
   - To może chodźmy do pokoju na górę, co? - mówił Isco. 
   - Yhym - mruknęłam i odstawiłam Franciscę do wózka. - Alvaro chyba jest śpiący - wskazałam na synka, który przecierał oczka.
   - To idziemy - powiedział Isco i puścił oczko do Thiago, obejmując mnie ramieniem. Ja jeszcze raz posłałam uśmiech Cristnie i ruszyliśmy w stronę windy.
   - Tato, a pobawisz się ze mną? - zapytała nagle Maria. 
   - Oczywiście, kochanie. Ale to jak wrócimy do waszego pokoju, bo u mnie nie ma zabawek, dobrze? - spojrzał na nią, a ta pokiwała głową ze zrozumieniem. - Jak w Barcelonie? - przeniósł swój wzrok na mnie.   
   - Dobrze. Zaraz po waszym finale zaczynamy kręcić. - wzruszyłam ramionami, gdy wysiadaliśmy z windy. 
   - Czyli nie zmieniłaś zdania? - rzucił obojętnym tonem.
   - Nie - odwarknęłam i skierowałam się do jego pokoju.
   - Maria też? - zapytał.
   - Tato, będę w kinie i w telewizorze! - zaczęła wołać z radością. 
   - Jak widać też - uśmiechnęłam się do niego triumfalnie i otwarłam drzwi od jego pokoju. O dziwo, było tu czysto. Usiadłam na jego łóżku.
   - Tato, a później razem obejrzymy ten film, prawda? - zapytała nasza córka, a on wtedy położył się obok Alvaro i pocałował go w czoło.
   - Pytanie, ciebie księżniczko zawsze. - puścił do niej oczko. 
   - Jesteś najlepszy, tatusiu! - krzyknęła i położyła się na jego klatce piersiowej. Ja tylko obserwowałam.
   - Będę za wami tęsknił, wiesz? - pogłaskał ją po głowie.
   - Będziesz nas odwiedzał! Albo my ciebie!      
   - Oj bardzo bym chciał. - uśmiechnął się do niej i kątem oka spojrzał na mnie i Francescę. 
   - Jeśli będziesz chciał to będziesz mógł przyjeżdżać na ile tylko chcesz - powiedziałam i zaczęłam szukać smoczka w torbie. 
   - To zależy od meczy i zgrupowań, sama o tym wiesz. 
   - No jasne. To jest ważniejsze od rodziny - prychnęłam.
   - Nic nie jest ważniejszego od rodziny. - szepnął. Słyszałam po tonie, że nie chciał się kłócić, przynajmniej teraz przy naszych dzieciach. 
   - Mamo, a czy wy jesteście na siebie źli? - zapytała nas Maria, a my spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni.
   - Nie, oczywiście, że nie - uśmiechnęłam się do niej lekko.
   - To dlaczego nie leżysz z nami? - zapytała.             
   - Już, położę Fran i przyjdę. - uśmiechnęłam się do córki, a w głębi ducha nie wiedziałam co robić. Położyłam Fran do wózka i pokołysałam. O dziwo, szybko zasnęła. Tak jak obiecałam córce, zdjęłam swoje buty i położyłam się obok swojego synka. 
Poczułam lekki szturchnięcie i otworzyłam oczy. Zobaczyłam Isco, który się nade mną pochyla oraz Marię i Alvarito.
   - Co się dzieje? - mruknęłam, przecierając oczy.
   - Wstawaj, mamusiu! Tata zamówił taksówkę i pojedziemy do naszego hotelu - zakomunikowała mi nasza najstarsza pociecha.
   - Długo spałam? - zapytałam i podniosłam się do pozycji siedzącej.
   - Przespałaś obiad - zaśmiał się cicho Isco. 
   - To nic, nie jestem głodna. - uśmiechnęłam się do niej i pogłaskałam po główce. 
Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszaliśmy na dół, gdzie czekała już na nas taksówka. Zapakowaliśmy się w nią i udaliśmy pod nasz hotel. Kilkanaście minut później byliśmy już na miejscu.
Isco pobawił się trochę z dziećmi i zrobiło się ciemno. Wspólnie zjedliśmy kolacje, wykąpaliśmy je i położyliśmy w pokoju, który był oddzielony drzwiami od naszego, gdzie stało łóżko.  
   - Dzieci potrzebowały spotkania z tobą. - szepnęłam do męża. 
   - Rozumiem, że ty nie? - spojrzał na mnie, ściągając z siebie koszulkę.  
   - Cieszę się, że cię widzę. - usiadłam na rogu łóżka i wymusiłam na sobie lekki uśmiech. - Ale to nie jest proste, jeżeli ma się odmienne zdania. 
   - Lola, ja nie zmienię zdania. Doskonale o tym wiesz - usiadł obok mnie.
   - I w tym mamy problem, że ja swojego też nie zmienię. 
   - Więc co? Będziemy teraz mieli związek na odległość? - prychnął. - Nie pisałem się na coś takiego! - podniósł głos.
   - Pamiętasz, jak powiedziałeś przy mojej matce, że nigdy nie będziesz na mnie krzyczał? - zapytałam, spoglądając na niego. - Ostatnio tylko to robisz. Krzyczysz.
   - Lola przepraszam cię, no ale... - zaciął się.
   - Ale co?! - prychnęłam. 
   - Ale chce mieć ciebie i dzieci przy sobie - złapał mnie za dłoń.
   - Nie dotykaj mnie! - syknęłam i wstałam z łóżka. - Patrzysz tylko na swoje potrzeby, a ja to już cię nie obchodzę. Ważne, że sprzątam, piorę, prasuje, zajmuje się domem i dziećmi. Już nie wspomnę o zaspokajaniu twoich potrzeb w łóżku!     
   - Lola przestań tak mówić. - spojrzał na mnie. - Jesteście moją rodziną i nie wyobrażam sobie, że tak długo będziemy od siebie oddzieleni. 
   - Isco, to nie jest drugi koniec świata! Godzina samolotem i jesteśmy razem!
   - Tylko znowu będzie tak, że to ty nie będziesz mieć na nic czasu. Tylko film i plan!  
   - Nie - pokręciłam przecząco głową. - Teraz mam jeszcze rodzinę, która jest dla mnie bardzo ważna.
   - Ciekaw jestem czy ten twój Hektor to uwzględni. 
   - Już z nim o tym rozmawiałam. Wszyscy wiedzą, że mam męża i trójkę dzieci, którą muszę się zajmować - powiedziałam pewnie. - Mario wiedział, że tak zareagujesz. Nawet on cię tak dobrze zna.
   - No właśnie, bo przecież Casas wie wszystko najlepiej! 
   - Chcesz się teraz o niego kłócić? O to ci chodzi?
   - Nie chcę się kłócić, po prostu jeszcze bardziej wkurza mnie to, że z nim zagrasz. 
   - Z tobą nie da się rozmawiać - westchnęłam. - Ja już postanowiłam. Zabieram dzieci do Barcelony i zagram w filmie. Pół roku i wracam do ciebie, do Manchesteru.       
   - Lola, to długo! 
   - Ale będziemy się spotykać, prawda? Weekendy i tak mamy mieć wolne, więc wtedy mogę przylecieć do ciebie - uśmiechnęłam się do niego lekko. Miałam nadzieje, że jeszcze jakoś się dogadamy.     
   - Jestem ciekaw, bo może te weekedny wolałabyś spędzić ze znajomymi z planu? Może taki Mario? 
   - Mnie z Mario nic nie łączy - podeszłam do niego. - Tylko ty mnie uważasz za pierwszą lepszą dziwkę.
   - Moim zdaniem słowo 'dziwka' zostało tu użyte w złym znaczeniu. No chyba, że masz zamiar to robić za pieniądze! 
   - Jesteś okropny - spuściłam wzrok i próbowałam powstrzymać łzy. W tym momencie Isco pozwalał sobie na zbyt wiele złych słów.
   - Ja ci w sumie płacę za seks - mówił dalej. - Kupuje ci ciuchy i inne bzdety. To jest twoja zapłata.
   - Milcz! - krzyknęłam i znowu uderzyłam go w twarz.
   - Czemu? Może mam jeszcze wiele do powiedzenia? - sięgnął po swoją koszulkę i ją na siebie ubrał.
   - Jesteś żałosny! 
   - Ja przynajmniej nie sprzedaję siebie i własnych dzieci - syknął mi prosto w twarz.
   - Nie! Bo pewnie piłkarz nie jest sprzedawany z klubu do klubu! 
   - Nie mieszaj się w to, bo kompletnie się na tym nie znasz! - warknął wściekły.
   - Masz rację, nie znam się na tym, ale za to wspaniale, że ty wiesz wszystko o aktorstwie! - huknęłam. 
   - Po prostu wiem co robiłaś ostatnio na planie! Zdradzałaś mnie z kim popadnie! A jak się dowiedziałaś, że jesteś w ciąży to przyszłaś z podkulonym ogonem - powiedział. - A ja byłem głupi, że ci wszystko wybaczyłem.
   - Tak Isco! Jeszcze może powiedz, że Maria nie jest twoją córką! - wycedziłam przez zęby.
   - Akurat swoich dzieci jestem pewny, ale żony to już nie - pokiwał głową.
   - Rozumiem, czyli według ciebie jestem puszczalską zdzirą? I zaraz powiedz, że zdążyłam się przespać z cała Malagą, Madrytem i Manchesterem, za pieniądze!
   - Musiałbym się nad tym porządnie zastanowić. A ile bierzesz za numerek, bo nie wiem czy mam wystarczająco w portfelu?
   - Jak śmiesz?! - i tym razem oberwał w drugi policzek.
   - Nigdy więcej tego nie rób, bo sama oberwiesz - warknął w moją stronę, trzymając się za bolące miejsce.
   - Jeszcze mnie uderz, proszę bardzo! - rozstawiłam ręce.
   - Nie prowokuj mnie! - krzyknął i już wyciągał dłoń, ale usłyszeliśmy dźwięk otwieraych drzwi.
   - Mamo, dlaczego krzyczycie? - zapytała zaspana Maria.
   - Nie krzyczymy, tylko za głośno rozmawiamy. - rzuciłam wrogie spojrzenie Isco i podeszłam do córki.
   - Słyszałam, że się kłócicie. Nie kochacie się już? - spojrzała na nas, a mnie zatkało. Isco zaśmiał się nerwowo i podszedł do nas.
   - Kochamy. Mamusia jest najważniejszą kobietą w moim życiu zaraz po tobie i twojej siostrze - pogłaskał ją po głowie. Szkoda, że przed chwilą byłam tylko zwykłą dziwką.
   - Ale już na siebie nie krzyczcie, dobrze? - zapytała, trąc oczka.
   - Oczywiście - odpowiedziałam i zabrałam ją na ręce. - Idziemy spać, dobrze? Położę się obok ciebie - uśmiechnęłam się.
   - A tatuś? - spojrzała na niego. - Przecież nie może spać sam.
   - Może. Nic mu nie będzie.
   - Na pewno? - zapytała podejrzliwie.
   - Tak. Tatuś wróci do siebie - powiedział i ucałował ją w policzek.
   - Pa! - powiedziała. - Chcę spać. - mruknęła do mnie.
   - Zaraz przyjdę do ciebie,tylko się przebiorę, dobrze? - dałam jej pstryczka w nos i wyszłam za Isco. - Przywiozę ci jutro dzieci, abyś mógł się z nimi pożegnać - poinformowałam go.
   - Mieliście jeszcze zostać i wrócic z nami.
   - Ale zmieniłam plany. Ciesz się, że nie zabieram ich z samego rana - warknęłam, nawet na niego nie patrząc. Sięgnęłam po piżamę do walizki.
   - Jasne. Jesteś wielkoduszna. - warknął i wyszedł z pokoju.
   - Dupek. Pieprzony dupek - jęknęłam sama do siebie i przebrałam się w piżamę. Miałam ochotę płakać, ale musiałam być silna dla moich dzieci. Przez chwilę posiedziałam jeszcze u siebie i poszłam do Marii, która już słodko spała.             

1 komentarz:

  1. Z Isco serio zrobił sie dupek -.- Nie podejrzewałam go o coś takiego.. No nic, czytam dalej ;)

    OdpowiedzUsuń