niedziela, 8 czerwca 2014

Pięćdziesiąty dziewiąty: Mój ty staruszku!

 Jakiś czas później...

LOLA

  Byłam zła. Chociaż zła to może mało powiedziane, bo ja byłam wściekła. Mogłabym rozszarpać tego mojego męża na strzępy! Kiedy trzy miesiące temu okazało się, że znów jestem w ciąży o mało nie dostałam zawału. Mieliśmy już czwórkę dzieci i kolejne naprawdę nie było nam potrzebne, ale skoro już je zmajstrowaliśmy to postanowiłam urodzić. Innej opcji nawet nie brałam pod uwagi. Ale dziś okazało się, że zamiast jednego dzidziusia, my dostaniemy w pakiecie dwa! Tak, to bliźniaki!
Isco wyleciał do Kataru na Mistrzostwa Świata z reprezentacją Hiszpanii, a ja zostałam w domu. Razem z Cris oraz dzieciakami miałyśmy dziś tam dolecieć. Spakowałam więc nasze rzeczy i razem z Marią, Alvaro, Fran i Tulio wsiedliśmy do samolotu. Lot trwał kilka godzin i dzieciaki były zmęczone. Zwłaszcza Francisca, która nie przywykła do takich lotów. Prosto z lotniska pojechaliśmy do hotelu, w którym zatrzymały się rodziny piłkarzy. Gdy tylko weszliśmy, podeszłam do recepcji i zakwaterowałam nas. 
   - Przepraszam, a ma pani może informacje czy pani Cristina Malave już jest w hotelu? Byłyśmy umówione.
   - Tak. Jest w restauracji z piłkarzami - odpowiedziała i podała mi klucz oraz kartę pobytu. - Boy hotelowy może zanieść walizki do pokoju, a dziećmi zajmie się opiekunka.
   - Dziękuję i proszę tylko o zaniesienie bagaży, a z dziećmi sama pójdę do restauracji. - uśmiechnęłam się lekko. Maria razem z Alvaro ruszyli przodem, a ja trzymałam na rękach Tulio i obserwowałam Fran, która była bardzo ruchliwym dzieckiem. Uwielbiała spoglądać w każdy kąt. Przekroczyłam próg restauracji i od razu zauważyłam Cristiana z Lloreną, Martina z Maite, Marca, trzymającego na rękach Daniego i Violę, a obok stał Thiago z Victorem na rękach, a przy nim Cris z bliźniakami. I oczywiście wśród nich siedział sobie samiusieńki Isco.
   - Dzień Dobry, państwu - powiedziałam radośnie i wszyscy odwrócili się w moją stronę. Dzieci podbiegły do nich i zaczęły tulić ojca.
   - Cześć Lola - zawołała szeroko uśmiechnięta Cristina i przytuliła mnie, a po chwili to samo zrobiły pozostałe partnerki piłkarzy.
   - No cześć - również się uśmiechnęłam i usiadłam na krześle, które przysunął mi Cristian. Już mnie zaczynały boleć nogi od noszenia tych dzieci.
   - Witam moją ukochaną żonkę - wyszczerzył się Isco, podszedł do mnie i pocałował.
   - Ja ci zaraz pokażę ukochaną żonę - prychnęłam zła.
   - A tobie co? - przeraził się.
   - Nic - wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się słodko. - Porozmawiamy w pokoju.
   - Ja bym się bał - roześmiał się Thiago.
   - Po minie Isco wnioskuję, że już robi w gacie! - wypalił Marc, a wtedy Martin i Cristian wraz ze swoimi dziewczynami przeprosili i opuścili pomieszczenie.
   - I bardzo dobrze!
   - Lola, nie bądź taka. Mów o co chodzi! - odezwała się moja przyjaciółka.
   - Właśnie no, bo się zaczynam martwić. - Isco złapał moją dłoń i spojrzał badawczo na mnie.
   - Będziemy mieli bliźniaki - wypaliłam i rozejrzałam się po ich minach. Były bezcenne!
   - No nie żeby coś, ale wy za niedługo już chyba przedszkole możecie zakładać... - zauważył Bartra i odstawił Daniela na podłogę.
   - Do takiego samego wniosku właśnie doszłam - pokiwałam głową i spojrzałam na męża. - Tylko jemu mogę za to podziękować!
   - Lola, no nie pozostaje nam nic innego jak wam pogratulować - uśmiechnęła się Viola, a Isco jak przedtem na mnie patrzył, tak patrzył nadal.
   - Dzięki - uśmiechnęłam się do niej lekko i pogłaskałam po głowie Tulio, który całkiem niedawno skończył rok. - Prawie 32 lata i szóstka dzieci! To jest coś - pokiwałam głową z uznaniem w jego stronę.
   - Oj, Lola - jęknął.
   - Co oj Lola? - spojrzałam na niego pytająco.
   - No stało się - wzruszył ramionami. - Dajemy sobie radę z czwórką, to i z szóstką damy!
   - Masz rację - skinęłam głową. - Nie mamy innego wyjścia!
   - Będę musiał kupić większy samochód! I wybudować nowy dom - zaśmiał się cicho.
   - Od razu kup busa i postaw blok! - wyszczerzył się Alcantara.
   - No już! - prychnęłam od razu. - Nigdy więcej seksu! Zapamiętaj to sobie! - pogroziłam mu palcem.
   - Przy porodzie Tulia też mi tak mówiłaś - westchnął, a reszta wybuchnęła śmiechem.
   - Ty nie bądź taki mądry! Bo jak chodzisz za mną cały dzień to już dla spokoju ulegam! - odparowałam mu.
   - Ale wy macie fajne kłótnie! - wyszczerzył się Marc.
   - No dzięki, stary - Isco przewrócił oczami i spojrzał na mnie. - Lola, daj już spokój.
   - Co daj spokój?! Mam urodzić bliźniaki! Cris, ratuj! - spojrzałam błagalnie na przyjaciółkę.
   - Dasz radę - puściła mi oczko.
   - Zwłaszcza, że przeprowadzamy się do Malagi - powiedział nagle Isco. - Moja mama ci pomoże.
   - Jak to przeprowadzacie się do Malagi?! - zdziwiła się Viola, ja również.
   - Właśnie Isco, jak to?! - spojrzałam na niego groźnie.
   - Obiecałem, że jeszcze tam wrócę. I poprosiłem o transfer - uśmiechnął się wielce zadowolony.
   - A nie łaska było uprzedzić?
   - No przecież mówię, nie?
   - Ale wcześniej, Isco! - jęknęłam i spojrzałam na przyjaciół. - Przepraszam was za to, że musicie tego wysłuchiwać.
   - Jeśli chcesz to możemy iść do pokoju i sobie to wyjaśnić - powiedział ze złością i wstał od stolika. - Bo ja też zaczynam mieć dość ciągłych pretensji! - dodał i zabrał na ręce Franciscę oraz Alvaro.
   - Więc chodźmy! - wstałam razem z Tulio i ruszyłam za nim. Maria chciała zostać z bliźniakami.
   - Lola! Tylko się nie denerwuj! - usłyszałam jeszcze głos przyjaciółki.
Razem z Isco opuściłam restauracje i udaliśmy się do mojego pokoju. Dzieciaki poszły się bawić, a ja usiadłam wygodnie na łóżku i spojrzałam na niego.
   - Więc teraz chcesz się kłócić? - zapytałam.
   - Kochanie, nie chcę się kłócić! - mruknął, drapiąc się po brodzie. - Po prostu chciałem wrócić do tamtego klubu i miasta, to źle?
   - To bardzo dobrze. Cieszę się, ale wolałabym wiedzieć wcześniej - odparłam spokojnie. Ja też nie chciałam się kłócić. Często mieliśmy sprzeczki, więc za bardzo się tym nie przejmowałam.
   - Przepraszam, ale myślałem, że to będzie niespodzianka i się ucieszysz.
   - Kochanie, oczywiście, że się cieszę. Wychowałam się tam - uśmiechnęłam się szeroko.
   - No widzisz, więc nasze dzieci też tam mogą. - powiedział dumnie. - Będziemy mieć ogromny dom i nigdy nam nic nie braknie. - podszedł bliżej i przytulił mnie i naszego synka.
   - Wiem - pokiwałam głową. - Bo jesteś wspaniałym mężem i ojcem, który się nami opiekuje i o nas dba.
   - No i zawsze tak będzie! - uśmiechnął się.
   - Miałam ochotę cię dziś zabić na usg - zachichotałam cicho. - Brzuch wydawał mi się duży, ale nie sądziłam, że to bliźniaki!
   - Spokojnie, nie dałbym się - wyszczerzył zęby. - To tylko dwoje dzieci!
   - Ale wiesz, że mamy już czwórkę? - wyszeptałam i spojrzałam mu w oczy. - Jeszcze nie skończyłam 31 lat! Co będzie kilka lat później?
   - Będę miał swoją drużynę piłkarską - palnął, a ja zmroziłam go wzrokiem. - Dobra, to był żart!
   - Chyba naprawdę będziemy musieli ograniczyć seks - uśmiechnęłam się cwanie.
   - Albo kupować więcej gumek! - wyszczerzył się.
   - Te twoje gumki nic nie dają!
   - Dają, tylko czasem o nich zapominamy. W samochodzie albo innym miejscu - puścił do mnie oczko, a ja się zarumieniłam.
   - Isco, jesteś niemożliwy! - jęknęłam.
   - Ale mówię prawdę - cmoknął mnie w usta. - Tulio spłodziliśmy na jachcie.
   - Powiesz mu to jak będzie duży, dobrze? Co najmniej dwadzieścia lat!
   - Dopiero?! Ja go muszę wyszkolić z antykoncepcji!
   - Najpierw może Alvaro, co? Jezu Isco, nasze dzieci są małe, a my już rozmawiamy o takich rzeczach!
   - Alvaro też! Lola, nic mi nie mów! Nie wyobrażam sobie dnia, kiedy Maria przyprowadzi do domu chłopaka - westchnął.
   - Jakby nie patrzeć to już go ma! - zaśmiałam się.
   - Racja - skinął głową. W tym czasie z pokoju obok było słychać krzyki naszych dzieci.
   - Pójdę sprawdzić co się dzieje, a ty zostań z swoją kopią - pogłaskałam go po policzku i skierowałam się tam. Uspokoiłam Alvaro i Fran, którzy kłócili się o klocki i wróciłam do męża. Spał, obejmując Tulio.  
  
CRISTINA

  Marc z Violą i Danielem wrócili do pokoju. Viola z małym byli zmęczeni. Lecieliśmy razem tym samym samolotem. Z resztą ja też byłam padnięta, więc i my ruszyliśmy na górę. Bliźniaki i Maria, która z nami została od razu przepadli przed telewizorem na jakiejś bajce, a ja położyłam się na łóżku. Po chwili Thiago dołączył do mnie, kładąc głowę na moim brzuchu, a Victor wgramolił się na niego i usiadł na jego brzuchu i zaczął podskakiwać. 
   - Dorwałeś tego swojego tatę i teraz mu żyć nie dasz. - zaśmiałam się i wsunęłam dłoń we włosy męża. 
   - Stęsknił się - wyszczerzył się.
   - No tak, bo to w końcu twój synek jest - uśmiechnęłam się, patrząc na Victora.  
   - Z tego co wiem to twój też - puścił do mnie oczko.
   - Prawda - zaśmiałam się i podłożyłam poduszkę pod głowę. - Jak tam na zgrupowaniu? Młodziki roznoszą hotel czy nie są tacy zdolny jak wy kiedyś? 
   - To zdolne chłopaki. Dają radę - pokiwał głową.
   - No to dobrze - zaczęłam bawić się jego krótkimi włosami. 
   - Ale widzę, że ty też się stęskniłaś - zauważył ze śmiechem.
   - Bardzo - uśmiechnęłam się. - Wiesz co? Ja to trochę współczuje tej Loli. Szóstka dzieci! 
   - Trochę? - roześmiał się wesoło. - Ja nie wiem jak oni dadzą sobie radę. To istne przedszkole!
   - Bywają rodziny, gdzie jest jeszcze więcej dzieciaków i jakoś rodzice dają sobie radę. - zaśmiałam się.
   - Nie mów tego Isco, bo nie da Loli spokoju!
   - Masz rację - pokręciłam głową. - Jak tak sobie pomyślę, jak to będzie jak kiedyś Rosario zostanie matką...
   - Na pewno zostanie. I będzie tak samo szczęśliwa jak my - odpowiedział ze śmiechem.
   - Ja sobie jeszcze tego nawet nie mam zamiaru wyobrażać. Gdy byłam w ciąży z bliźniakami to ciężko mi było sobie siebie wyobrazić w tej roli, ale na szczęście miałam ciebie - uśmiechnęłam się. 
   - My na szczęście mamy tylko trójkę!
   - I chyba nie planujemy więcej, co? 
   - To zależy czy chcesz - uśmiechnął się cwanie. - Bo ja nie mam nic przeciwko!              
   - Nie, może nie - pokręciłam głową roześmiana. - No ja wiem, że ty nie miałbyś nic przeciwko. Który facet by nie miał? 
   - Ale możemy próbować, tak? - rzucił seksownym tonem.
   - Yhmm, dobrze zabezpieczeni - pokazałam mu język i wtedy Victor przydreptał na łóżku do mnie. 
   - Tak, tak. Zgadzam się - odparł ze śmiechem, przysuwając się do nas.
   - Ktoś tu chyba jest zmęczony - szepnęłam, patrząc na najmłodszego synka, który tarł oczka. 
   - Mhm. Trzeba go położyć - mruknął Thiago i wstał z łóżka. Zabrał Victoria z mojego brzucha i skierował się w nim stronę przenośnego łóżeczka, które hotel miał umieścić w pokoju.                  
   - To przez ten lot. Dobrze, że bliźniaki są już starsze to tak tego nie odczuwają - przyglądałam się mężowi, który okrywał Victora kocykiem. 
   - No tak. One już nie jeden taki lot przeżyły - odparł i wrócił do mnie.
   - Przyzwyczaiły się i nawet chyba polubiły, bo zawsze okupują okienka. - pokręciłam głową i wtuliłam się w niego. 
   - Cieszy mnie to, bo lubię mieć was obok. Zwłaszcza teraz, kiedy rozgrywamy duży turniej.
   - A my uwielbiamy być przy tobie - pocałowałam go w policzek. - Przyjdziemy na ten jutrzejszy mecz, więc szykuj się na doping.
   - To muszę się postarać. Mam nadzieje, że zagram - puścił oczko.
   - Jeżeli nie, to ja się przejdę! - mruknęłam. - Mój ty staruszku - wyszczerzyłam się.
   - No ja mam nadzieje, że zagram, ale sama wiesz! Młodzież wkracza - uśmiechnął się szeroko.
   - Ja pamiętam jak ty walczyłeś o pierwszy skład i to wcale nie było aż tak dawno... No może troszeczkę. - pokręciłam nosem.
   - Walczyłem, walczyłem i wywalczyłem! Jest jeszcze kilka innych weteranów jak ja i ciągniemy tą grę.
   - No ktoś musi uczyć i ustawiać do pionu tych niedoświadczonych - puściłam do niego oczko.
   - Dokładnie. Ale głupio mi się będzie grało przeciwko Rafie - zaśmiał się.
   - Proszę cię, komentatorzy znając życie będą to bardziej przeżywać niż sam mecz. Alcantara przeciwko Alcantarze!
   - No tak, ale sama wiesz. To mój brat - skinął głową.
   - Thiago, będzie jak zawsze - zaczęłam się śmiać. - Przecież za każdym razem przed meczem Hiszpania vs. Brazylia, oboje tak to przeżywacie, a znika to zaraz po tym jak zaczynacie się faulować!
   - Masz rację. Jak zawsze - uśmiechnął się lekko i musnął moje usta.
   - W końcu żony są od tego, żeby zawsze mieć rację - poruszyłam brwiami.
   - Są jeszcze od rodzenia dzieci i innych rzeczy - wyszczerzył się.
   - Prania, sprzątania i gotowania? To miałeś na myśli? - pokazałam mu język.
   - Też - pokiwał głową ze śmiechem. Prychnęłam i udałam obrażoną, odwracając się do niego tyłem. Po chwili jednak przysunął się i mocno mnie przytulił.
   - A ja pana nie znam. Co pan chce? - droczyłam się.                  
   - Hmm.. Może buzi? - zacmokał wesoło.
   - Po buzi to niech się pan wybierze do swojej żony - zachichotałam, a ten wybuchnął śmiechem.
   - Właśnie ją przytulam - wyszeptał mi do ucha.
   - A to ciekawe, bo mój mąż właśnie ciężko trenuje w Katarze.
   - Jesteśmy w Katarze - dalej szeptał.
   - A pan wie, że w pokoju obok są moje dzieci i z chęcią zakablują swojemu tatusiowi?
   - Myślę, że się z nimi dogadam - puścił do mnie oczko.
   - Czyli rozumiem, że masz dar do zajmowania się dziećmi? - odwróciłam się w końcu do niego.
   - A nie widać?
   - No dobra - zaśmiałam się i mocno go przytuliłam. - Już wierzę.
   - Moje kochanie - mruknął cicho i wpił się w moje usta.          
   - Słodko - szepnęłam. - Ale  chyba trzeba zobaczyć co z dziećmi, bo jest za cicho. - zaśmiałam się.
   - Już ode mnie uciekasz?  
   - Nigdy - cmoknęłam go w czubek nosa. 
   - No to zostań tu jeszcze trochę. Dzieciaki pewnie grzecznie oglądają bajki - szepnął i położył głowę na moim ramieniu.
   - No, no. Jaki mój mężuś jest  milusi! - uśmiechnęłam się.
   - Jak zawsze! 
   - No nie zaprzeczam przecież - pokręciłam głową. Leżeliśmy sobie tak spokojnie dopóki bajka się nie skończyła, a nasz najmłodszy diabełek się nie obudził. Nie było wyjścia, trzeba było udać się na spacer. 

1 komentarz:

  1. Normalnie Lola i Isco sie rozmnażają jak króliki ;D 6 dzieci, no masakra ;o i jeszcze bliźniaki..

    OdpowiedzUsuń