niedziela, 8 czerwca 2014

Trzydziesty dziewiąty: Płacząty potwór - tylko Rafa mógł to wymyślić!

ISCO 
  Zabrałem Marię od dziewczyn i pojechałem z nią do ich hotelu. Trener dał nam kolejną wolną noc, więc postanowiłem ją spędzić z rodziną, tak jak należy. Nie chciałem zostawiać Loli samej z chorym Alvaro i trzymiesięczną córką.
  Kilkanaście minut po dwudziestej drugiej byliśmy już w hotelu. Windą skierowaliśmy się na górę i szybkim krokiem przemierzyliśmy długi korytarz. Akurat tak się trafiło, że mieli pokój na samym końcu. Cicho zapukałem do drzwi i weszliśmy.
   - Mama! - powiedziała Maria i podbiegła do Loli, która bujała wózek.
   - Fajnie, że jesteście, ale ciii, bo Fran i Alvaro właśnie zasnęli. - uśmiechnęła się lekko i podszedłem do niej, składając buziaka na jej ustach.  
   - A jak on się czuje? - zapytałem i położyłem swoją torbę na podłogę. 
   - Na szczęście gorączka trochę spadła, więc już lepiej. - przestała kołysać i przesunęła lekko wózek. - Gratuluję goli. 
   - Dziękuje, kochanie - puściłem do niej oczko i spojrzałem na Marię. - Hej, mała, ty też do spania - powiedziałem.
   - Za chwileczkę, dobrze? - mruknęła i po chwili szeroko ziewnęła. 
   - Maria, teraz. Jest późno - powiedziałem twardo.
   - Ale tato.. - jęknęła, patrząc na mnie smutnym wzrokiem. Już miałem coś powiedzieć, ale Lola była szybsza.
   - A pamiętasz co mi obiecałaś rano? Że jeśli pozwolę ci pójść na mecz, to szybko pójdziesz spać.
   - No dobrze. - powiedziała cicho i ruszyła zrezygnowana w stronę drugiego pokoju. 
   - Zaraz do ciebie zajrzę - mruknęła Lola i spojrzała na mnie. - Nie musisz być od razu taki ostry, Isco. To jeszcze dziecko.      
   - Jest już późno i powinna spać. - mruknąłem i objąłem ją w pasie, całując w policzek.
   - Późno? No to pakuj się do łóżka i do spania. Mam ci poczytać bajeczkę? - uśmiechnęła się szeroko.
   - Hmm, nie pogardziłbym. - szepnąłem jej wprost do ucha.
   - To pożyczę coś od Marii - puściła do mnie oczko i wpiła się w moje usta.
   - Wolałbym, żebyś zaproponowała coś od siebie. - wyszczerzyłem się. 
   - Oj, Isco, Isco - pokręciła głową. - Kiedy ty się zmienisz? - pogłaskała mnie po policzku.
   - Musiałabyś nad tym długo popracować. - cofnąłem się i razem opadliśmy na łóżko.
   - Miałam iść jeszcze do Marii. - zachichotała. 
   - Ona na pewno już śpi - mruknąłem i delikatnie musnąłem jej szyję swoimi ustami. Jęknęła cicho i wplotła swoją dłoń w moje włosy.   
   - Ona na pewno już śpi - mruknąłem i delikatnie musnąłem jej szyję swoimi ustami. Jęknęła cicho i wplotła swoją dłoń w moje włosy.
   - Isco i tak trzeba sprawdzić. Jej też należy się buziak na dobranoc. - pokazała mi język.
   - A mi to już nie? - zapytałem, robiąc smutną minkę.
   - Ty dostaniesz później. - puściła mi oczko i zsunęła się ze mnie, kierując się do pokoju obok.
Patrzyłem jak znika za drzwiami i wstałem z łóżka. Zajrzałem do wózka, gdzie Francisca słodko spała. Ucałowałem ją w główkę i uśmiechnąłem się szeroko. Była taka maleńka i krucha, że czasem bałem się jej brać na ręce, by czasem jej nie uszkodzić. Wyciągnąłem z torby pudełko z czerwoną kokardką i położyłem na łóżku. Dziś minęło 7 lat odkąd wzięliśmy ślub.
   - Jestem. - usłyszałem po chwili i spojrzałem na nią. Stała oparta o framugę drzwi.
   - Wreszcie! Już usychałem z tęsknoty! - wyszczerzyłem się.
   - Nie było mnie przez kilka minut - powiedziała i podeszła do mnie. - Maria i Alvaro śpią.
   - Francesca też, więc co zrobimy z tym fantem? - przyciągnąłem ją do siebie.
   - Idziemy grzecznie spać - przygryzła dolną wargę. Doskonale wiedziała, że działa to mnie jak płachta na byka.
   - A wiesz, że ja coś dla ciebie mam?
   - Dla mnie? Z jakiej okazji? - zmarszczyła brwi.
   - A co wydarzyło się równo 7 lat temu? - zaśmiałem się.
   - No nie wiem - mruknęła cicho, ale po chwili spojrzała na mnie. - Boże, zupełnie zapomniałam! Nasza rocznica!
   - No, a twój mąż o tym doskonale pamiętał. - kiwnąłem palcem i sięgnąłem po pudełko dla niej.
   - Nie musiałeś, naprawdę - podałem jej je, a ona ucałowała mój policzek. - Dziękuję - dodała.
   - Nie dziękuj tylko otwórz i powiedz czy ci się podoba.
   - A co ty takiego kupiłeś - mruknęła i szybko rozwiązała kokardkę. Rozdarła ozdroby papier i wyciągnęła z pudełka czerwoną bieliznę. - No tak, mogłam się tego spodziewać - dodała ze śmiechem.
   - Zobaczyłem ją i od razu sobie ciebie w niej wyobraziłem. - wyszczerzyłem się. - Ale na pewno lepiej będziesz wyglądać w niej na żywo!
   - A może lepiej bez niej, co? - zapytała zadziornie.
   - Czyli nie chcesz mi podarować tej przyjemności żeby ją z ciebie zdjąć? - udałem smutek.
   - Nie mam dla ciebie prezentu, więc niech będzie. Pójdę się przebrać - rzuciła i skierowała się do łazienki.
  Wróciła po jakimś czasie, gdy ja leżałem na łóżku i patrzyłem się w sufit. Odchrząknęła, a ja na nią spojrzałem. Podeszła bliżej i zsunęła z siebie cieniutki szlafroczek.
   - Wyglądasz lepiej niż sobie to wyobrażałem - wyszeptałem i podniosłem się, chwytając ją za dłoń.
   - Dziękuję. - uśmiechnęła się szeroko i zaplotła ręce wokół mojej szyi.
   - Moja ślicznotka - mruknąłem i pocałowałem jej brzuch, który akurat miałem przy twarzy. Oplotłem ją w talii i rzuciłem na łóżko. - Teraz już mi nie uciekniesz - dodałem z cwanym uśmieszkiem i zawisłem nad nią.
   - A ja wcale nie miałam zamiaru uciekać. - wyciągnęła się niczym kotka. - Zostaję tu z tobą. - mruknęła i wpiła się w moje usta.
   - Pragnę cię - wyszeptałem jej do ucha i skierowałem swoje dłonie w stronę zapięcia od stanika. Tym razem obadałem sprawę i wiedziałem, że jest z przodu.
   - Ja ciebie jeszcze bardziej. - uśmiechnęła się. - Szybciej ją ze mnie ściągniesz niż zdołałam ją na siebie ubrać.
   - Mogłaś zawołać, to pomógł bym ci - wyszczerzyłem się i rzuciłem stanik w kąt pokoju.
   - Wtedy to chyba nawet nie zdążałby wyjść z tego pudełka. - pokazała mi język.
   - Ej, za kogo ty mnie masz? - spojrzałem w jej błękitne oczy.
   - Na pewno nie za takiego, kto chciałby mieć mnie tu teraz całkowicie ubraną. - zaśmiała się.
   - Nie dziw się. Tyle czasu bez kobiety! - jęknąłem i delikatnie musnąłem językiem jej piersi.
   - A ja tyle czasu nie miałam cię przy sobie. - westchnęła, przygryzając dolną wargę.
   - No widzisz. Oboje chyba wolimy siebie bez ubrań - niechętnie się od niej oderwałem i szybko pozbyłem się swoich reprezentacyjnych ciuchów.
   - Masz całkowitą rację. - mruknęła seksownie i przygryzła płatek mojego ucha.
   - Jak zawsze - uśmiechnąłem się szeroko i zacząłem naznaczać na jej ciele szlak od samych ust aż do koronkowych majtek.
   - Jesteś bardzo niegrzeczny, Isco! - zaczęła chichotać.
   - Zaraz będę jeszcze bardziej - delikatnie zsunąłem je zębami i pocałowałem zewnątrzą stronę ud, zbliżając się do jej przyrodzenia. Nie minęła dłuższa chwila a ja byłem już w niej i poruszaliśmy nasze ciała w jeden rytm, wpatrując się w swoje oczy. Kiedy skończyliśmy Lola przytuliła się do mojej klatki piersiowej i przymknęła oczy.
   - Kocham cię - wyszeptałem i splątałem jej dłoń ze swoją.
   - Ja ciebie też - odparła i po chwili zasnęła.
I w tym momencie byłem najszczęśliwszym mężczyzną na świecie. Miałem cudowną żonę i trójkę wspaniałych dzieci, bez których nie potrafiłem żyć. Nie chciałem się z nimi rozstawać, ale postanowiłem uszanować wybór Loli. Jeśli chce to niech zagra, ale później ma wrócić do mnie. Do naszego domu w Manchesterze.

THIAGO

  Szlag mnie trafia, gdy pomyślę jak dałem się podciąć tamtemu piłkarzowi. Jestem zły na siebie, bo przez to mogę nie zagrać w finale, w Barcelonie. Chcę grać dla siebie, dla dzieci, Cristiny i dla drużyny. Dobrze wiedziałem, że zostaję tu dziś na noc, ale grzecznie leżąc na swojej połowie łóżka. Rozumiałem to, bo wiedziałem, że żeby coś ruszyło to potrzeba czasu. Dużo czasu, ale będę cierpliwy, bo nie chcę stracić swojej żony. Zdjąłem spodnie i koszulkę, zostając w bokserkach i bandażu, który miał jakoś usztywniać moją kostkę. Położyłem się i przykryłem cienką kołdrą. Okno było uchylone, ale i tak temperatura bardzo nie różniła się od tej w dzień. Było po prostu gorąco. Usłyszałem, że woda przestała się lać. Minęła jeszcze chwila kiedy drzwi się otworzyły i z łazienki wyszła Cristina. Tak jak zwykle miała na sobie krótkie spodenki i stary top na ramiączkach. Cristina jest na prawdę piękną kobietą, a ja nadal wyzywam się w myślach, jak mogłem ją tak zranić?!
   - Jeszcze nie śpisz? - zapytała i wsunęła się pod kołdrę.
   - Nie. - mruknąłem, kręcąc głową. - Myślę o tym meczu. - przejechałem otwartą dłonią po twarzy.
   - Daj już temu spokój. Nie dołuj się, bo od tego nie wyzdrowiejesz - mruknęła cicho.
   - Też racja. - skinąłem głową i spojrzałem na nią. Nie mogłem się powstrzymać by tego nie zrobić. - Śrubka od kolczyka zaraz ci się zsunie. - zauważyłem.
   - Tak? - zapytała i odruchowo przyłożyła sobie dłoń do ucha. - Mógłbyś? - spojrzała na mnie i wskazała na kolczyk.
  Przybliżyłem się i zapiąłem zamknięcie, które i tak przy okazji zaplątało się w jej włosy. Poczułem zapach jej ulubionego żelu pod prysznic, którego nie czułem już spory odstęp czasu. - Już. - powiedziałem.
   - Dzięki - szepnęła i poprawiła swoje włosy. Wtedy zaświeciło się małe światło w pokoju dzieci i po chwili rozległ się szybki tupot w stronę łazienki. - Obstawiam, że to Rafael. - mruknęła cicho.             
   - Ja też - zaśmiałem się cicho i oboje spojrzeliśmy w tamtym kierunku.
   - Tak, to na pewno on. - zaśmiała się pod nosem. - Zapomniał spuścić wodę. - spojrzała na mnie. Wtedy znów rozległ się tupot naszego syna, ale już w kierunku swojego łóżka. 
   - To ma chyba po mnie - uśmiechnąłem się nieśmiało.
   - Chyba? - przymrużyła powieki. - To już chyba obaj macie w genach, bo trzeba was zawsze upominać. - pokręciła głową, ale lekko się uśmiechała. 
   - Ale za to nas kochasz, prawda? - powiedziałem, zanim pomyślałem. Z jej twarzy momentalnie znikł uśmiech.
   - Między innymi. - westchnęła i wbiła wzrok w tlące się światło w pokoju dzieci. 
   - Ciekawe dlaczego nie śpią - mruknąłem cicho.
   - Pójdę do nich. - zmarszczyła czoło i wstała z łóżka, wolnym krokiem kierując się do dzieci. Zostawiła otwarte drzwi, więc widziałem ich leżących na swoich łóżkach. Zabawiła u nich kilka minut i wróciła do naszego pokoju, zamykając drzwi. Uśmiechnęła się do mnie lekko i skierowała w stronę łóżka.
   - Nie mogą spać? - zapytałem.
   - Rafael stwierdził, że słyszy płaczącego potwora. - zrobiła dziwną minę. - Z resztą użył na to bardzo ciekawego określenia. - wzruszyła ramionami i położyła się.  
   - Tak? Jakiego?
   - Obstawiam, że to dwa potwory, Lola i Isco. - przykryła się kołdrą. 
   - No tak, mogłem się domyślić - zaśmiałem się cicho. - Isco zagrał dobry mecz, więc musiał dostać nagrodę.
   - Przy okazji dziś mają rocznicę ślubu. Lola nic o tym dziś nie mówiła, ale właśnie przedtem sobie o tym przypomniałam. - powiedziała, a ja od razu wspomniałem ten ślub, gdy to chłopcy zajęli się Tylerem, a ja ją porwałem na górę. 
   - Ten ślub to było totalne zaskoczenie. Kto by pomyślał, że wytrzymają ze sobą tyle lat? - wyszczerzyłem się.      
    - Tak się czasami dzieje, chociaż sam wiesz, że na początku mieli mały kryzys. 
   - Pamiętam, ale później było już dobrze, nie? - zapytałem. Isco nigdy nie zwierzał mi się ze spraw swojego małżeństwa, a Cris przecież przyjaźniła się z Lolą.
   - Prawda. - skinęła głową. - Bałam się o nich teraz, ale jak widzę... - zaśmiała się pod nosem. - I słyszę, jest już dobrze. 
   - Wystarczyło tylko dobrze pogadać z Isco - uśmiechnąłem się lekko. 
   - Rozmawiałeś z nim? - spojrzała na mnie. - I to dlatego zmienił zdanie?
   - Rozmawiałem - pokiwałem głową. - Myślę, że wiele zrozumiał. Lola ma prawo się rozwijać i spełniać marzenia. 
   - Akurat z tego jestem z ciebie dumna. - uśmiechnęła się lekko. - Dobrze zrobiłeś. Szybko im to zleci i Lola wróci do Anglii. 
   - Dokładnie. A przecież i tak się będą widywać. 
   - Dadzą radę. - mruknęła i wtedy zauważyliśmy, że światło u bliźniaków zgasło. - Koniec? 
   - Koniec czego? - nie załapałem.
   - Płaczącego potwora. - zaczęła się śmiać. - Tylko Raf mógł to wymyślić. 
   - A jak miał to nazwać? - zaśmiałem się.
   - Nie mam zielonego pojęcia. - pokręciła głową. - Grunt, że zasnęli. Jutro wieczorem już będziemy w domu. - przejechała dłonią po twarzy. - Rodzice mają przyjechać z Malagi. - dodała. 
   - Cieszy mnie to - powiedziałem i poczułem jak moje powieki robią się coraz cięższe. Zmęczenie po meczu dało o sobie znać.
   - My też już chyba powinniśmy iść spać. - szepnęła i zgasiła swoją lampkę. Odwróciła się do mnie plecami. 
   - Dobranoc - powiedziałem cicho i przez chwilę zastygłem w miejscu. Chciałem ją pocałować chociaż w policzek, ale nie chciałem pogarszać sprawy. Również odwróciłem się do niej plecami i zasnąłem.

LOLA

   Następnego dnia obudziliśmy się bardzo wcześnie. Isco zajął się Marią oraz Alvaro, któremu spadła gorączka, ale miał jeszcze lekki kaszelek. Ja zajęłam się naszą małą Franciscą, która potrzebowała najwięcej uwagi. Kiedy cała nasza piątka była gotowa zeszliśmy na dół na śniadanie, które mieliśmy zjeść z naszymi przyjaciółmi oraz ich bliźniakami. Usiedliśmy w rogu restauracji, gdzie był przygotowany stolik dla nas oraz zaraz obok stolik dla dzieci. Maria razem z Alvaro usiedli przy nim, a nosidełko z najmłodszą pociechą stało obok Isco.
   - Pójdę po kawę - mruknęłam i skierowałam się w stronę stoliku z ekspresem. Nalałam do dwóch kubków ciemnej cieszy i wróciłam do męża. Podałam mu kubek i usiadłam na swoim miejscu.
   - Dzieci, na co macie ochotę? - Isco zapytał Alvaro oraz Marię.
   - Płatki! - zachichotała cicho nasza córeczka, a Isco odszedł w stronę stołu szwedzkiego. Ja wypiłam trochę kawy i spojrzałam na Fran, która słodko spała. Tuż przed szóstą się przebudziła, wypiła butelkę mleka i znów zasnęła.
Po kilku minutach mój mąż wrócił do mnie z dwoma jogurtami oraz musli. To było nasze codzienne śniadanie.
   - Dzieci jeść dostały, więc mamy chwilę spokoju - uśmiechnął się szeroko.
   - Zanim Cris i Thiago przyjdą - mruknęłam cicho, otwierając jogurt i wsypując do niego musli.
   - Myślisz, że się pogodzili? - spojrzał na mnie.
   - Wątpię w to. Cris mu nie wybaczy zdrady.               
   - Szkoda mi ich, bo przecież pamiętasz jak było osiem i siedem lat temu na Ibizie. Nie mogą tak po prostu się rozejść. 
   - Ja wiem, ale nie można też tak po prostu zdradzać swojej żony - posłałam mu srogie spojrzenie. 
   - Racja, ale widzę że on chce to naprawić i żałuje. 
   - Rozmawiałeś z nim? Wiesz jak to właściwie było?
   - Wiem, ale chyba nie powinienem o tym rozmawiać. 
   - Isco! - jęknęłam i przywaliłam mu w ramię. - Nie powinieneś mieć przede mną tajemnic - uśmiechnęłam się szeroko. - Mów!
   - Przypominam ci, że z Cris też macie swoje damskie tajemnice. - puścił do mnie oczko. 
   - O ty - pogroziłam mu palcem ze śmiechem.
   - No widzisz? - pokazał mi język. - Muszą sobie dać jakoś radę, nie? 
   - Ale chciałabym im pomóc, bo to nasi przyjaciele - mruknełam cicho i wpakowałam sobie łyżeczkę do ust.
   - Jak? - spojrzał na mnie. - Nie zmusisz ich do tego. 
   - Ale Isco.. - jęknęłam. - Oni są dla siebie stworzeni!
   - Wiem i to każdy już zauważył, ale i takie coś musiało się stać. Wyjdą z tego, zobaczysz. - uśmiechnął się. 
   - Oby - westchnęłam i skinęłam głową na drzwi, bo właśnie para naszych przyjaciół wchodziła do restauracji.
   - Cześć. - uśmiechnęła się Cris, gdy podeszli bliżej. Isco wtedy uścisnął dłoń z Thiago i z małym Rafem. 
   - Jak noga? - zapytał go od razu.
   - Nie zaczynajcie tematu piłki. Nawet nie próbujcie - powiedziałam szybko.       
   - Kochanie, wtedy mówilibyśmy o meczu, a nie o nodze Thiago. - zauważył Isco, a Cris się zaśmiała i zaprowadziła bliźniaki do stolika obok. 
   - To i tak się łączy - jęknęłam i popatrzyłam na nasze maluchy. Grzecznie jadły i nawet się nie pobrudziły. 
   - Więc? Co z tą kostką? - zapytał.
   - Trochę spuchnięta i boli, ale zobaczymy co powiedzą po badaniach - Alcantara skrzywił się.
   - Miejmy nadzieję, że zagrasz w finale. - odparł mój mąż. - Co ja gadam? Ty musisz zagrać!
   - Poradzicie sobie beze mnie. Ostatnio dobrze ci szło - Thiago uśmiechnął się szeroko.
   - Chłopcy, naprawdę nie macie innych tematów? - westchnęłam i wtedy Cris usiadła naprzeciw mnie. 
   - Już masz ich dość? - zaśmiała się cicho.
   - I to jak! - jęknęłam, spoglądając to nich.
   - Przesadzasz. - uśmiechnęła się. - Poczekaj kiedy Alvaro zacznie biegać za piłką, Rafa już poza nią świata nie widzi. 
   - O nie! Nie pozwolę na to - zaśmiałam się cicho, a Isco zmierzył mnie wzrokiem.
   - Zaraz się znowu pokłócicie. - Thiago pokręcił głową. 
   - Ja nic nie będę mówił. Z nią i tak nie wygram - powiedział mój mąż, a ja ucałowałam go w policzek.
   - Widzisz, Cris? Faceta sobie trzeba wychować - zwróciłam się do przyjaciółki.
   - Wychować, tak właśnie... - spuściła głowę, ale po chwili się zaśmiała. - Mój syn w nocy skarżył się na płaczącego potwora.
   - Właśnie! - podszedł tu od razu. - Wy też go słyszeliście? - zwrócił się do Loli i Isco. 
   - Nie, my nic nie słyszeliśmy - odparłam i pogłaskałam go po główce.
   - Szkoda. - mruknął. - Ciekawe gdzie on się schował. - zamyślił się i odszedł do swojego stolika. 
  - Płaczący potwór? - spojrzałam na dwójkę przyjaciół, a Cris głośno się zaśmiała.
   - Rafa ma trochę wyczulony słuch i tak jakby słyszał dźwięki zza ściany. - uśmiechnął się Thiago i spojrzał na nas znacząco. Cristina i Thiago jednocześnie skinęli głową, co wyglądało zabawnie, a Isco zakrył twarz ręką, jakby był trochę zawstydzony. 
   - No cóż, zdarza się - wzruszyłam ramionami i wzięłam na kolana Alvaro, który właśnie do nas przydreptał. Zabrałem serwetkę ze stołu i wytarłam jego brudną buźkę.  
   - To przecież nic się nie stało tylko trochę zaskoczyło i rozbawiło mnie to określenie. - zaśmiała się Cris. 
   - Możemy już o tym nie mówić? - zapytał nieśmiało Isco. - Dzieci tu są - wskazał na Alvaro i Fran.
   - Jasne, jasne. - odezwał się Alcantara i spojrzał na bliźniaki z lekkim uśmiechem. - Trzeba będzie wrócić do hotelu po swoje rzeczy, nie? - zwrócił się do Isco. 
   - I polecieć na finał - wyszczerzył się. 
   - Do domu. - westchnął zadowolony Thiago. 
   - Ja wrócę do domu sam - Isco spojrzał na mnie. 
   - Ale potem się szybko zobaczymy. - pocałowałam go w policzek. 
   - Na Ibizie, prawda? - zapytał, a ja pokiwałam głową.
   - Załatwiłam sobie dwa dni wolnego.
   - Chociaż coś - powiedziała Cristina.
   - Wy też jedziecie, prawda? - zapytałam ich. 
   - Tak - odpowiedział nam Thiago. - Zabieramy twojego męża na wspólne wakacje.          
   - I pilnujcie mi go. - zaśmiałam się i spojrzałam na nich. 
   - Ja nie jestem małym dzieckiem! Mnie nie trzeba pilnować - oburzył się. - A może zabiorę ze sobą Alvaro?                                   
   - A dasz sobie sam z nim radę? - spojrzałam na niego pytająco.
   - To dobry pomysł, a poza tym przecież i tak nie będzie tam sam. Będę ja, więc mogę mu z nim pomóc. - odparła Cris i napiła się soku. 
   - Przecież to już duży facet!
   - No dobrze. Możesz go zabrać, jeśli chcesz - uśmiechnęłam się szeroko i zwróciłam do synka. - Pojedziesz z tatusiem na wakacje - ucałowałam go w główkę.
   - I dobrze. - powiedział Thiago. - To cię trochę odciąży.
   - Taki męski wypad. - wyszczerzył się Isco.
   - Z dwuletnim dzieckiem? - zaśmiałam się. 
   - Facet to facet. Nie ważne ile ma lat - odparł i zabrał go ode mnie. - Mamusia będzie sobie na planie a my będziemy się wylegiwać na plaży - zaśmiał się.
   - Tylko go tam nie spal na tym słońcu, co? - poklepałam go po plechach. 
   - Hej, nie musisz mnie pouczać!
   - No mam nadzieję. - puściłam do niego oczko.
   - Kobiety myślą, że my nie potrafimy się własnym dzieckiem zająć! - zwrócił się do Thiago.
   - Po prostu my mamy w tym większe doświadczenie. - uśmiechnęła się Cris. - To kobiety zostawały w domu, zajmując się dziećmi, a mężczyźni chodzili na łowy. 
   - Na łowy? - Isco zmarszczył czoło.
   - Isco, porównuje to aktualnie do pierwszych ludzi. - zaśmiała się. - Wtedy polowali, a teraz zarabiacie pieniądze. - pokręciła głową. 
   - To mów po ludzku a nie jakimiś przenośniami rzucasz - wyszczerzył się. 
   - Bo do was trzeba prościej? - zaśmiałam się. - Kali jeść, Kali pić?
   - A co w tym dziwnego? Tak jest prościej i wygodniej - odparł.
   - Więc wybacz, od tej pory będę przy tobie używać prostego języka. - Cris podniosła dłonie. 
   - Dzięki, kochana - puścił do niej oczko. Thiago spojrzał na kumpla, ale nic nie powiedział.
   - Ależ proszę bardzo. - uśmiechnęła się. 
   - Nie uważacie, że dzisiaj dzieci są zbyt grzeczne? - zapytałam i spojrzałam na pozostałą trójkę.
   - Masz rację. - zdziwiła się Cristina i spojrzała na drugi stolik. - Rosi, Raf? Co wy tam kombinujecie? 
   - My? Nic - odparła dziewczynka, uśmiechając się szeroko.
   - Na pewno? - zapytał podejrzliwie Thiago.
   - Tak - tym razem odpowiedział im ich syn.
   - Maria, a ty jesteś grzeczna? - Isco zwrócił się do naszej najstarszej pociechy.
   - No pewnie! - odpowiedziała ze śmiertelnie poważną miną. 
   - No to się cieszę - odpowiedział jej Isco, ale nadal nie spuszczał z nich wzorku. - Oni coś kombinują - zwrócił się do nas.
   - Jestem bardzo ciekawa co. - mruknęła Cris i odsunęła swoje krzesło, po woli podchodząc do dzieci. Ja również wstałam i podeszłam do ich stolika. Dzieci od razu się przestraszyły i zrobiły smutne minki.
   - Co się stało? - zapytałam i uklękłam przy mojej córce.
   - No, bo... - Maria zaczęła plątać.
   - Wylało się. - dodał cicho Rafael.  
   - Mleko - mruknęła szeptem Ros, a ja zajrzałam na stolik. Rzeczywiście, cały obrus był mokry.
   - Tata będzie wyzywał - powiedział Maria i wtuliła się w moje ramiona.
   - Nic nie będzie. - uśmiechnęłam się lekko. - Zaraz to posprzątamy, tak? 
   - Dobrze - mruknęła cicho.
   - Idź usiądź na moje miejsce, a ja się tym zajmę - pogłaskałam ją po główce. Cristina to samo zrobiła z bliźniakami i pomogła mi z obrusem. Po chwili podeszła do nas pracownica i nam z tym pomogła, a my dokończyliśmy śniadanie. Chłopcy odprowadzili nas na górę i sami musieli wracać do hotelu na zbiórkę i by spakować swoje rzeczy.

1 komentarz:

  1. Hahaha, nie moge z "płaczącego potwora" :DDD No i jest znów sielanka ;) No taka prawie ;d

    OdpowiedzUsuń