niedziela, 8 czerwca 2014

Czterdziesty dziewiąty: Ja go chyba zabije!

THIAGO

  Wyszedłem razem ze swoim bratem z siedziby klubu i oczywiście musiał się wpakować do mnie, bo swój samochód miał u mechanika. Wróciłem z nim do domu, gdzie nasz ojciec siedział z bliźniakami. Weszliśmy do środka, a tam powitali nas Raf i Rosario razem z tatą w salonie.
   - A może pójdziecie teraz do ogrodu, hmm? - uśmiechnął się do nich, a one wybiegły przez uchylone tarasowe drzwi. - Thiago, chyba musimy poważnie porozmawiać. - spojrzał na mnie ojciec.
   - Ja też z nim chciałem, ale jakoś wcześniej nie było okazji. - dorzucił Rafinha.
   - O co chodzi? - westchnąłem i usiadłem na kanapie.
   - To ja raczej powinienem zapytać o co chodzi, jeżeli słyszę od dwójki sześciolatków, że spałeś w innym pokoju, a później nie odzywacie się ze sobą do Cristiny? - drążył.
   - Tato, to skomplikowane.
   - I to jeszcze jak. Możesz mi powiedzieć kim jest ta cała Jimena?! - dodał mój brat.
   - To jest pomyłka. - wstałem i spojrzałem na nich.
   - Synu, ja nie chcę nic mówić, ale chyba pamiętasz... Obaj pamiętacie co było po tym jak ja zacząłem sypiać w drugiej sypialni! Pokłóciliście się? - zapytał. 
   - Nie, tylko mamy lekki kryzys - pokręciłem głową.
   - Ale nadal nie wyjaśniłeś kim w tym wszystkim jest ta blondyna, o którą pokłóciliście się na Ibizie! - zawołał mój młodszy brat. - I to nie wyglądało na zwykłą znajomość! Cris za nerwowo na to zareagowała. 
   - No, czekamy na wyjaśnienia - dołączył do niego tata, a ja głośno westchnąłem.
   - Popełniłem ogromny błąd, ale próbuje to naprawić.
   - Stary, wy się kłóciliście dość porządnie... Chyba zaraz nam nie powiesz, że miałeś romans z tą laską?! - palnął Raf, a ja po prostu na niego patrzyłem, bez żadnej odpowiedzi.
   - Thiago! - krzyknął ojciec.
   - Miałem z nią romans - mruknąłem. Ojciec aż poczerwieniał ze złości, a Rafa pokiwał z niedowierzaniem głową.
   - I jak ty to teraz chcesz ratować, co? - prychnął ojciec.
   - Jakoś muszę - zawołałem. 
   - Jakoś to nie jest odpowiednie słowo - warknął w moją stronę Rafinha.
   - Muszę, bo... - zaciąłem się.
   - Bo? - mruknął tata.
   - Bo... - westchnąłem i przejechałem dłonią po swojej twarzy. - Jest w ciąży. 
   - Kto?!
   - Cristina - odparłem, a im aż ulżyło. - Będziemy mieli trzecie ciężko - uśmiechnąłem się lekko.
   - Więc nie spieprz tego, bo trafiła ci się idealna kobieta, a musiałeś ją zranić. Naprawdę, myślałem, że wychowałem cię na innego faceta. - mówił ojciec. 
   - Nie zrobiłem tego specjalnie! - prychnąłem.
   - Nie wiedziałem, że można zdradzać niespecjalnie. - zaśmiał się Raf. 
   - Taki jesteś mądry?! - posłałem mu gniewnie spojrzenie.
   - Chłopcy, spokojnie - ojciec próbował załagodzić sytuacje. - Nie pochwalam twojego czynu i nie zamierzam cię oceniać, ale chłopie, zrób coś!
   - Zrobię. - szepnąłem. - Nie chcę żeby ona ode mnie odeszła. Kocham ją. 
   - To trzeba było wcześniej myśleć, zanim postanowiłeś pieprzyć się z inną kobietą!
   - Rafa, przestań - syknął w jego stronę ojciec.
   - No co przestań? Ja bym nie mógł zdradzić Katiny!
   - Musicie mnie jeszcze dołować? Wiem, że zrobiłem źle i żałuje tego najbardziej na świecie.
   - Jestem! - usłyszeliśmy głos Cristiny, wchodzącej do domu. Weszła do salonu. - A co to, męskie, rodzinne spotkanie? Gdzie dzieci? 
   - W ogrodzie, kochana - odpowiedział jej z uśmiechem tata.
   - To ja może do nich pójdę - spojrzała na naszą trójkę niepewnie. 
   - Pójdę z tobą - mruknął Rafa i posłał mi groźne spojrzenie.
   - Tato, ja nie mogę jej stracić. - usiadłem obok i spojrzałem na niego.
   - Wiem, synu - westchnął i objął mnie ramieniem. - Dlatego musisz walczyć. Będzie warto, ale wiesz, że się uda, bo ona cię kocha.
   - Wyrządziłem jej wielkie świństwo, tato - I wiesz, że chcę jak najlepiej dla dzieci, całej trójki.
   - Wszystko będzie dobrze, musi być.
   - Dokładnie, bo jeżeli będzie chciała odejść to oznacza, że stracę wszystko co mam - wzruszyłem ramionami.
   - Nic nie stracisz. Pomożemy ci - uśmiechnął się lekko.
   - Tylko na razie nie wygadaj się przed Thaisą czy mamą, co? Szczególnie mamą, bo zacznie wariować.
   - Sam im powiesz, kiedy będziesz gotowy.
   - Dzięki tato - skinąłem głową.
   - Ja już i tak będę się zbierał. I pewnie wezmę po drodze tego twojego brata, co? - wstał z miejsca i poklepał mnie po ramieniu. - Cris po prostu musi zobaczyć, że ją kochasz i się starasz, a będzie dobrze.
   - Zapamiętam to - skinąłem głową.
   - Rafael, jedziesz ze mną czy zostajesz? - zawołał do młodszego syna.
   - Jadę, jadę. - krzyknął Raf, a tata poszedł tam pożegnać się z wnukami i moją żoną. Pojechali, a ja wyszedłem do ogrodu i usiadłem obok Cristiny na rogu drewnianej piaskownicy. Przyglądała się jak dzieci bawią się piłką.
   - Zostaniesz z nimi wieczorem? - zapytała cicho.
   - Jasne, a wychodzisz gdzieś? - spojrzałem na nią.
   - Umówiłam się z Lolą. Dawno nigdzie nie wychodziłyśmy we dwie. - mówiła ze spuszczoną głową, strzelając kostkami w palcach, jak to ona miała w zwyczaju.
   - No dobrze. Zostanę z dziećmi.
   - Dzięki. - mruknęła i odgarnęła swoje włosy do tyłu.
   - Nie ma sprawy. - uśmiechnąłem się lekko i wtedy pod moje nogi przytoczyła się piłka.
   - Tato, zagraj z nami! - krzyknął Raf, a ja wstałem i podszedłem do swoich dzieci. Kątem oka jeszcze zauważyłem, że Cris wraca do domu, a ja zacząłem grać z bliźniakami.

CRISTINA

  Przebrałam się i wyszłam z sypialni, schodząc na dół po schodach. Weszłam do kuchni, gdzie właśnie dzieci pałaszowały przy stole swoją kolację, a Thiago siedział obok nich ze swoim laptopem.
   - To ja już idę. - uśmiechnęłam się i ucałowałam bliźniaki w czoło.
   - Mamusiu, bardzo ładnie wyglądasz! - zawołała Rosario, a ja podziękowałam. Powiedziałam jeszcze żeby na mnie nie czekali i zauważyłam, że taksówka stała już na podjeździe. Lola wymyśliła, że pójdziemy na kręgle, więc podałam kierowcy nazwę lokalu i niedługo później byłam już na miejscu i akurat Lola też tam się pojawiła.
   - To wchodzimy? - uśmiechnęłam się do blondynki.
   - Jasne! - odparła pewnie i razem weszłyśmy do środka. Miałyśmy zamówiony tor, więc jedna z dziewczyn obsługujących kręgielnie zaprowadziła nas do niego.
Kupiłyśmy sobie coś do picia oraz przegryzienia i ja pierwsza sięgnęłam po kulę.
   - Patrz jak robi to mistrzyni. - zaśmiałam się i rzuciłam ją, lecz zbiłam jedynie dwa kręgle.
   - Tak, ale z ciebie mistrzyni - pokazała mi język i sama zabrała kulę do ręki. Niestety jej nie udało się zbić żadnej. - Ech, nigdy nie byłam w tym najlepsza - dodała ze śmiechem.
   - A ze mnie się śmiejesz! - pokręciłam głową i wrzuciłam do buzi kilka słonych orzeszków. - Pamiętam jak Tyler uczył mnie w to grać. - zaśmiałam się.
   - A mnie Isco - przewróciła oczami i napiła się kolorowego drinka.
   - Lola, umówmy się! Dzisiejszego wieczoru nie mówimy o Thiago ani Isco, zgoda?
   - Zgoda - pokiwała głową.
   - I tak będzie najlepiej - odparłam i napiłam się coli. Wzięłam drugą kulę. - Może teraz mi się uda? - zaśmiałam się.
   - Musi! - zawołała ze śmiechem.
Mały rozbieg i rzuciłam nią, podążają za nią wzrokiem.
   - Sześć! - zaśmiałam się i nagle usłyszałam za sobą bicie brawa, ale nie jednej osoby, lecz dwóch. Razem z Lolą się odwróciłyśmy.
   - Tyler i Mario? - zapytała blondynka i podeszłyśmy do nich bliżej. - Co wy tu robicie?        
   - Wy spędzacie razem wolny wieczór, to my nie możemy? - zaśmiał się Carrera, a ja z uśmiechem do nich podeszłam i przytuliłam go na powitanie, a Mario pocałowałam w policzek.
   - Pewnie, że możecie - odpowiedziała Lola i obu wycałowała w policzki. - Gracie z nami?
   - Czemu nie? - zapytał Mario i wziął do ręki kulę.        
   - Gramy na drużyny? - Tyler poruszył brwiami.
   - Ja nie umiem grać - blondynka pokazała im język.
   - Dlatego możemy zagrać razem, a Tyler z Cristiną. - uśmiechnął się Mario.
   - To chyba dobry pomysł - spojrzałam na przyjaciółkę, a ta tylko skinęła głową.
   - Losujemy kto zaczyna? - zapytał Tyler i wyjął z kieszeni monetę.
   - Okej. My bierzemy reszkę - uśmiechnęła się szeroko Lola.
   - No dobra. - powiedział i podrzucił monetę do góry, złapał ją i położył na wierzchu dłoni. - Na początek już macie szczęście, reszka. - zaśmiał się.
   - Szczęście na pewno nam się przyda - zachichotała cicha i wzięła kule w ręce. Wzięła lekki rozbieg i rzuciła nią. Z sześciu kręgli zostały tylko dwa. - Udało się! - krzyknęła zadowolona.
   - No to dobijamy do końca - wyszczerzył się Mario i rzucił tak, by zbić obie pozostałości. - Jesteśmy mistrzami - dorzucił.
   - Chcielibyście - puściłam do nich oczko i tym razem to ja rzuciłam kulą. Udało mi się zbić całość za pierwszym razem.
   - Moja szkoła - zawołał wesoło Tyler.
   - Takich rzeczy się nie zapomina. Pamiętam jak raz ograliśmy twoich kumpli - zaśmiałam się i zbiłam z nim piątkę. 
   - Byli zaskoczeni, że kobieta ich ograła.
   - Hej, a może coś zjemy? Ja umieram z głodu! - powiedział Mario i wskazał na stolik.     
   - Czemu nie? - uśmiechnęła się Lola. - A co wy na to? - spojrzała na mnie i na Tylera.
   - Z chęcią coś zjem - powiedziałam i we czwórkę udaliśmy się do stolika.
   - Tyler, opowiadaj co u ciebie słychać, bo dawno nic jakoś nie słyszałam. - uśmiechnęła się do niego blondynka i kątem oka spojrzała w moją stronę.
   - Nic ciekawego - machnął dłonią. - Nie mam ani sławnej żony, ani dzieci. 
   - Nadal wolny strzelec, tak jak ja. - wyszczerzył się Mario. 
   - I że nikt nie chce takich przystojniaków - zaśmiałam się cicho.
   - Tacy przystojniacy jeszcze nie spotkali swoich odpowiednich księżniczek, no albo pech chciał, że je straciły. - Mario rozłożył ręce. 
   - To jest tylko głupie gadanie - Lola pokazała mu język. - Wystarczy się rozejrzeć i księżniczka od razu się znajdzie.
   - Tak samo mówił Ignacio, a jakiś czas później już miał swoją Nurię - zaśmiałam się. 
   - Dokładnie - blondynka pokiwała twierdząco głową.
   - A może nam już ktoś ukradł nasze księżniczki? - zapytał Casas, ciągle na nią patrząc. 
   - Opowiadasz głupoty Mario - uśmiechnęłam się lekko. 
   - To nie są głupoty, tylko prawda.
   - Może jednak gdzieś sobie tam żyją i czekają na was, i twoja i Tylera. - dorzuciłam, spoglądając na swojego byłego. 
   - Może tak, może nie - westchnął Tyler i posłał mi lekki uśmiech. - Za to wam się poszczęściło. 
   - Powiedzmy - założyłam włosy za ucho. 
   - Powiedzmy? - spojrzał na mnie podejrzliwie. - We wszystkich magazynach pokazują wasze zdjęcia!
   - Bo gazety lubią wszystko rozgłośniać - przewróciłam oczami.      
   - Ale wyglądacie na naprawdę szczęśliwych - pokiwał głową.
   - To wy sobie tu pogadajcie, a ja pouczę Lolę gry w kręgle, zanim przyniosą nasze zamówienie - wtrącił się Mario i wyciągnął w stronę Loli dłoń.
   - Cristina, dzieje się coś? - usłyszałam. 
   - Małe kłopoty - uśmiechnęłam się sztucznie.
   - Małe, ale coś za bardzo na ciebie wpływają - zauważył. - Kłócicie się? 
   - Zdradził mnie - wyszeptałam i przymknęłam oczy.
   - Miałem go za równego gościa, który cię kocha... Co?! - przerwał. - Ja go chyba zabije! 
   - Tyler, uspokój się - położyłam na jego ramieniu swoją dłoń. - Sama to załatwię.      
   - Nigdy bym się nie zgodził na to wszystko gdybym wiedział, że on cię zdradzi! 
   - Myślisz, że ja bym się zgodziła? - prychnęłam i spojrzałam w stronę tamtej dwójki. Mario właśnie obejmował Lolę i pokazywał jak ma się schylać. - Na razie nie wiem co robić.
   - Cris, facet cię zdradził. - mruknął. 
   - Ale to nie zmienia faktu, że go nadal kocham. - spojrzałam znów na niego. I teraz cała sprawa jakby nabrała w mojej głowie innego znaczenia. To samo przecież przytrafiło się kilka lat temu, gdy to ja zdradziłam Tylera, a on wtedy nadal mnie kochał...            
   - I zamierzasz nadal z nim być?!
   - Nie wiem, Tyler. Ja mam z nim dzieci. - wbiłam wzrok w stolik. 
   - No i co z tego? - jęknął. - Jest wiele takich przypadków. Nie musisz się z nim męczyć.
   - Na razie ma wyjechać na presezon, więc będę miała chwile czasu dla siebie, bez niego. 
   - Miał cię nie zranić - pokręcił głową. - Co za dupek!
   - Przecież to różnie w życiu bywa, prawda? Nikt wtedy nie wiedział. I nie możemy się za to winić.
   - Jak go spotkam.. - zamilkł na chwilę. - Lepiej, aby nikogo nie było w pobliżu - dokończył po chwili.
   - Bądź co bądź, to nadal ojciec moich dzieci.
   - Wiem, ale coś mi obiecał na Ibizie i ja tak tego nie zostawię!
   - To było siedem lat temu Tyler - mruknęłam i wtedy dostaliśmy swoje zamówienia, a i tamta dwójka do nas wróciła.
   - Jak smakowicie to wygląda - Lola klasnęła w dłonie. - O czym tam sobie rozmawialiście?
   - O takich bzdetach. - machnęłam ręką i spojrzałam na nią. 
   - No to jedzmy - mruknęła i wbiła swoje sztućce w zawartość swojego talerza. - Smacznego wszystkim - dodała po chwili.   
   - I nawzajem - odparł Tyler, który ciągle mi się przypatrywał. I po co ja mu o wszystkim mówiłam? 
  
ISCO

   Trenowałem już w Manchesterze od kilku dni. Po weekendzie razem z całą drużyną wylatywałem do Azji na pre sezon. W United było to normalne, więc już się do tego przyzwyczaiłem. Dziś postanowiłem zostać trochę dłużej na treningu, bo nie nie miałem ochoty wracać do pustego domu. Lola obiecała mi, że przyleci z dziećmi, ale w późniejszych godzinach. Byłem jej za to wdzięczny, bo bardzo za nimi tęskniłem. Za całą czwórką, chociaż tego nie okazywałem, bo prawie wcale nie dzwoniłem. Tylko raz, aby poprosić Lolę o przyjazd.
Ustawiłem sobie kilka piłek jakieś 30 metrów od bramki i szlifowałem strzały. Uwielbiałem trenować sam, kiedy mogłem skupić się tylko na siebie. Na dodatek Old Trafford jest tak magicznym stadionem, że nigdy nie lubię stąd wychodzić.
   - Tata! - usłyszałem krzyk swoich dzieci i odwróciłem się w tamtą stronę. Po zielonej murawie biegła do mnie Maria, a tuż za nią dreptał mały Alvaro.                  
   - Moje skarby! - zawołałam i ruszyłem im naprzeciw. Najpierw mocno przytuliłem córkę, a później Alvaro, który dobiegł. 
   - Tęskniłam za tobą, tatusiu - zapiszczała Maria.
   - Ja za tobą też. Za wszystkimi - pogłaskałem ją po głowie. - A gdzie mamusia?
   - Jest tam z Franciscą - wskazała na miejsca dla rezerw, gdzie na jednym z foteli siedziała moja żona, a obok niej stał wózek. 
   - Pójdę do niej, a wy pobawcie si piłką, dobrze? - mruknąłem i wstałem, podając im futbolówkę. Szybkim krokiem skierowałem się w stronę blondynki. Jak zwykle wyglądała cudownie i oczywiście nie rezygnowała ze szpilek. Uwielbiała się stroić, nawet na zwykły mecz.
   - Cześć - szepnęła cicho, gdy usiadłem obok. - Jak po treningu? 
   - Jest dobrze. Na razie wszystko mnie boli, ale muszę wrócić do rytmu - odpowiedziałem i spojrzałem na nią. - A co u was? 
   - Powiedzmy, że dobrze. - mruknęła. - Marii chyba naprawdę spodobała się ta rola, bo lubi być na planie. 
   - Ma to po tobie - uśmiechnąłem się lekko. - Mam nadzieje, że Alvaro pójdzie w moją stronę - spojrzałem w stronę murawy. Jak na złość nasz synek potknął się o piłkę i wylądował na trawie.
   - Chyba jednak nie - zachichotała cicho Lola.
   - Jeszcze się nauczy - odparłem. 
   - Nie śmiem w to wątpić - nadal się śmiała.
   - Każdy jakoś zaczyna - kiwnąłem głową i spojrzałam na nią. - A jak Fran? - wskazałem na wózek. 
   - Jest grzeczniutka - odparła i zabrała ją na ręce. Wtedy zauważyłem, że nie ma na palcu obrączki oraz pierścionka zaręczynowego. - Zobacz, Fran, tatuś - zwróciła się do niej.                      
   - Hej skarbie! - uśmiechnąłem się do niej. - Tatuś się za tobą stęsknił. - dodałem i odebrałem ją od Loli.  
   - Ona za tobą też. Tamta dwójka również - wskazała na nasze starsze pociechy.
   - A ty? - zapytałem niepewnie i spojrzałem na nią. 
   - To chyba oczywiste - odwróciła wzrok.
   - Poczekacie na mnie jeszcze chwilę? Pójdę pod prysznic i się przebiorę, ok? - zapytałem i podałem żonie naszą córkę. 
   - Ok - uśmiechnęła się lekko, a ja pobiegłem w stronę szatni. Najszybciej jak umiałem załatwiłem wszystko w szatni i z torbą na ramieniu wróciłem z powrotem na tamto miejsce. Alvaro i Maria już siedzieli przy Loli i czekali.
   - Jestem - uśmiechnąłem się do nich. 
   - No to jedziemy do domku! - zawołała Maria i pędem pognała w stronę wyjścia. Ja zabrałem Alvaro na ręce i razem z Lolą, która pchała wózek wyszedłem na parking. Zapakowaliśmy się do samochodu i przez drogę rozmawiałem jedynie z Marią, bo Lola siedziała na miejscu pasażera i wpatrywała się w przemijający Manchester.
   - Jesteśmy już - zakomunikowałem i wtedy dopiero się ocknęła. Razem z dziećmi udała się do domu, a ja zabrałem wózek oraz ich walizkę.
   - Isco, możesz ją zanieść do gościnnej sypialni? - zapytała, wskazując na swoją walizkę.  
   - Ale jak to do gościnnej? - zdziwiłem się.
   - Dzieci, idźcie się pobawić o ogrodu - zawołała Lola i zaczekała, aż wyjdą. - Isco, zrób o co cię proszę.
   - Ja po prostu zapytałem. 
   - To ja ci odpowiadam, że będę tam spała - mruknęła cicho i ruszyła za mną.
   - To przez niego? Przez Casasa?
   - A co do tego wszystkiego ma Mario? - zapytała z wyrzutem. 
   - Może to, że się spotykacie? - postawiłem walizkę na podłodze i spojrzałem na nią.  
   - Nie wiedziałam, że AŻ tak przeszkadza ci, że z nim pracuję? Ale i tak to już nie powinno cię obchodzić. 
   - Jak to nie? O czym ty mówisz, Lola? - stanąłem naprzeciwko niej.
   - Jak o czym mówię? To ty sam wybrałeś taką opcję, zaczynając się kłócić. 
   - Nie, Lola. Ja ci na to nie pozwolę, rozumiesz? Jesteś moją żoną i zawsze tak będzie!
   - I mam ciągle wysłuchiwać twoich wątów i problemów? Ja tak nie chcę. 
   - Ale jesteś moja, słyszysz?! - podszedłem do niej i zachłannie wpiłem się w jej malinowe usta. Na początku odwzajemniła pocałunek, ale po chwili mnie odepchnęła.
   - Zapamiętaj, że nie jestem twoją własnością! 
   - Kocham cię, Lola. Nie potrafię bez ciebie żyć - wyszeptałem.  
   - I co? Ja powiem, że wszystko dobrze, a jutro znów się pokłócimy!
   - Lola, kochanie.. Proszę, rzuć ten film i wróć do domu. Niech wszystko będzie jak dawniej - mruknąłem i zbliżyłem się do niej.  
   - Nie Isco, nie odmówię, bo zaczęliśmy już kręcić. A skąd mam wiedzieć, że jak wrócę to dalej tak nie będzie jak jest?!
   - Bo wtedy będziemy już razem. Tak jak zawsze, my i dzieci - uśmiechnąłem się lekko. 
   - Tylko ja chcę skończyć ten film! Chcę sama sobie udowodnić, że nadaję się do czegoś więcej niż gotowanie, sprzątanie i robienie za niańkę, a w wolnych chwilach, zadowalania twoich pieprzonych potrzeb! 
   - Lola, nie mów tak. Przecież dobrze wiesz, że tak nie jest!
   - Wcale! Więc daj mi w spokoju zagrać tą rolę! Teraz powinny cię już tylko interesować dzieci.  
   - Doskonale wiesz, że to się nigdy nie stanie. Zawsze pozostaniesz moją żoną - powiedziałem, patrząc jej prosto w oczy.
   - Isco, ja chcę rozwodu - szepnęła. 
   - Nie, nie, nie - pokiwałem przecząco głową i złapałem ją za dłoń. - Nie rób mi tego, proszę.
   - Przestań - krzyknęła. - Nie mam zamiaru zmieniać swojego zdania. - wyrwała ją. 
   - Lola, ja sobie bez ciebie nie poradzę! Przecież mamy razem dzieci. To nic dla ciebie nie znaczy?
   - Znaczy, ale czy to jest powód bym pomimo wszystko z tobą zostawała? 
   - A kochasz mnie? - wyszeptałem do jej ucha.
   - To już nie ma znaczenia czy cię kocham, czy nie! - mruknęła, a w jej oczach stanęły łzy. 
   - Oczywiście, że ma! Ludzie, którzy się kochają nie rozwodzą się - mocno ją przytuliłem. Nie mogłem pozwolić, by ode mnie odeszła. Musiałem coś zrobić, ale jak na razie nie wiedziałem co.
   - Ale ja mam już dość twojego dziecinnego zachowywania się. 
   - Rozumiem - oparłem swoje czoło o jej. - Obiecuje ci, że już nigdy więcej nie powiem takich głupot, tylko mnie nie zostawiaj.
   - Proszę cię, wyjdź - szepnęła i wskazała na drzwi. 
   - Lola, proszę - mruknąłem błagalnym tonem. - Daj nam ostatnią szansę. Nie schrzanię jej, obiecuje!            
   - Dostałeś ich już dość. Najlepiej będzie gdy pójdziesz do dzieci, bo ja chcę zostać chwilę sama. 
   - Będę o was walczył. O Ciebie najbardziej - wyszeptałem i wyszedłem z sypialni. Zszedłem po schodach i zajrzałem do nosidła z Fran, która jak zasnęła w samochodzie, tak nadal spała jak aniołek. Wyszedłem na taras i usiadłem niedaleko bawiących się dzieci. Spojrzałem na nich i w pewnym momencie zorientowałem się, że mogę ich stracić. Byłem taki głupi, że pozwoliłem sobie na tą chorą zazdrość. Przez swoją głupotę straciłem miłość swojego życia i na dodatek mogę stracić trójkę dzieci. Schowałem twarz w dłoniach i po chwili poczułem jak do moich oczu napływają łzy.
   - Tatusiu, coś cię boli? - po chwili na swoich dłoniach poczułem małe rączki Marii.  
   - Nie - uśmiechnąłem się lekko i usadziłem ją na swoich kolanach. - Dlaczego tak myślisz?
   - No, bo masz czerwone oczy, a gdy mnie czasem boli brzuszek to też płaczę. 
   - Nic mnie nie boli. Nie musisz się o to martwić - pocałowałem ją w główkę. 
   - To dlaczego płakałeś? - zapytała i wytarła dłonią mój mokry policzek. 
   - To ze szczęścia. Cieszę się, że mnie odwiedziliście - mocno ją przytuliłem. 
   - My też się bardzo cieszymy! - zapiszczała i owinęła rączki wokół mojej szyi. 
   - Tatuś bardzo was kocha. Nie zapomnijcie o tym, kiedy będziecie daleko, dobrze? 
   - Dobrze! - zawołała i pocałowała mnie w policzek, po czym zeskoczyła z moich kolan i pobiegła z powrotem do Alvaro, który właśnie przewrócił się na trawniku. Uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem do domu. Skierowałem się do kuchni i wyciągnąłem z szafki kubek, do którego wlałem soku. W tym samym momencie do kuchni weszła Lola. Zabrałem kubek i wyszedłem z pomieszczania. Nie chciałem, by widziała, że płakałem.

1 komentarz:

  1. Kurde, normalnie zrobiło mi sie żal Isco.. No cóż, troche za późno wszystko zrozumiał..

    OdpowiedzUsuń