THIAGO
Wyszedłem razem ze swoim bratem
z siedziby klubu i oczywiście musiał się wpakować do mnie, bo
swój samochód miał u mechanika. Wróciłem z nim do domu, gdzie
nasz ojciec siedział z bliźniakami. Weszliśmy do środka, a tam
powitali nas Raf i Rosario razem z tatą w salonie.
- A może pójdziecie teraz do ogrodu,
hmm? - uśmiechnął się do nich, a one wybiegły przez uchylone
tarasowe drzwi. - Thiago, chyba musimy poważnie porozmawiać. -
spojrzał na mnie ojciec.
- Ja też z nim chciałem, ale jakoś
wcześniej nie było okazji. - dorzucił Rafinha.
- O co chodzi? - westchnąłem i
usiadłem na kanapie.
- To ja raczej powinienem zapytać o co
chodzi, jeżeli słyszę od dwójki sześciolatków, że spałeś w
innym pokoju, a później nie odzywacie się ze sobą do Cristiny? -
drążył.
- Tato, to skomplikowane.
- I to jeszcze jak. Możesz mi
powiedzieć kim jest ta cała Jimena?! - dodał mój brat.
- To jest pomyłka. - wstałem i
spojrzałem na nich.
- Synu, ja nie chcę nic mówić, ale chyba pamiętasz... Obaj pamiętacie co było po tym jak ja zacząłem sypiać w drugiej sypialni! Pokłóciliście się? - zapytał.
- Synu, ja nie chcę nic mówić, ale chyba pamiętasz... Obaj pamiętacie co było po tym jak ja zacząłem sypiać w drugiej sypialni! Pokłóciliście się? - zapytał.
- Nie, tylko mamy lekki kryzys -
pokręciłem głową.
- Ale nadal nie wyjaśniłeś kim w tym
wszystkim jest ta blondyna, o którą pokłóciliście się na
Ibizie! - zawołał mój młodszy brat. - I to nie wyglądało na
zwykłą znajomość! Cris za nerwowo na to zareagowała.
- No, czekamy na wyjaśnienia -
dołączył do niego tata, a ja głośno westchnąłem.
- Popełniłem ogromny błąd, ale próbuje to naprawić.
- Popełniłem ogromny błąd, ale próbuje to naprawić.
- Stary, wy się kłóciliście dość
porządnie... Chyba zaraz nam nie powiesz, że miałeś romans z tą
laską?! - palnął Raf, a ja po prostu na niego patrzyłem, bez
żadnej odpowiedzi.
- Thiago! - krzyknął ojciec.
- Miałem z nią romans - mruknąłem. Ojciec aż poczerwieniał ze złości, a Rafa pokiwał z niedowierzaniem głową.
- Miałem z nią romans - mruknąłem. Ojciec aż poczerwieniał ze złości, a Rafa pokiwał z niedowierzaniem głową.
- I jak ty to teraz chcesz ratować,
co? - prychnął ojciec.
- Jakoś muszę - zawołałem.
- Jakoś muszę - zawołałem.
- Jakoś to nie jest odpowiednie słowo
- warknął w moją stronę Rafinha.
- Muszę, bo... - zaciąłem się.
- Bo? - mruknął tata.
- Bo... - westchnąłem i przejechałem dłonią po swojej twarzy. - Jest w ciąży.
- Bo? - mruknął tata.
- Bo... - westchnąłem i przejechałem dłonią po swojej twarzy. - Jest w ciąży.
- Kto?!
- Cristina - odparłem, a im aż ulżyło. - Będziemy mieli trzecie ciężko - uśmiechnąłem się lekko.
- Cristina - odparłem, a im aż ulżyło. - Będziemy mieli trzecie ciężko - uśmiechnąłem się lekko.
- Więc nie spieprz tego, bo trafiła
ci się idealna kobieta, a musiałeś ją zranić. Naprawdę,
myślałem, że wychowałem cię na innego faceta. - mówił ojciec.
- Nie zrobiłem tego specjalnie! -
prychnąłem.
- Nie wiedziałem, że można zdradzać
niespecjalnie. - zaśmiał się Raf.
- Taki jesteś mądry?! - posłałem mu
gniewnie spojrzenie.
- Chłopcy, spokojnie - ojciec próbował załagodzić sytuacje. - Nie pochwalam twojego czynu i nie zamierzam cię oceniać, ale chłopie, zrób coś!
- Chłopcy, spokojnie - ojciec próbował załagodzić sytuacje. - Nie pochwalam twojego czynu i nie zamierzam cię oceniać, ale chłopie, zrób coś!
- Zrobię. - szepnąłem. - Nie chcę
żeby ona ode mnie odeszła. Kocham ją.
- To trzeba było wcześniej myśleć,
zanim postanowiłeś pieprzyć się z inną kobietą!
- Rafa, przestań - syknął w jego stronę ojciec.
- Rafa, przestań - syknął w jego stronę ojciec.
- No co przestań? Ja bym nie mógł
zdradzić Katiny!
- Musicie mnie jeszcze dołować? Wiem,
że zrobiłem źle i żałuje tego najbardziej na świecie.
- Jestem! - usłyszeliśmy głos
Cristiny, wchodzącej do domu. Weszła do salonu. - A co to, męskie,
rodzinne spotkanie? Gdzie dzieci?
- W ogrodzie, kochana - odpowiedział
jej z uśmiechem tata.
- To ja może do nich pójdę -
spojrzała na naszą trójkę niepewnie.
- Pójdę z tobą - mruknął Rafa i
posłał mi groźne spojrzenie.
- Tato, ja nie mogę jej stracić. -
usiadłem obok i spojrzałem na niego.
- Wiem, synu - westchnął i objął
mnie ramieniem. - Dlatego musisz walczyć. Będzie warto, ale wiesz,
że się uda, bo ona cię kocha.
- Wyrządziłem jej wielkie świństwo,
tato - I wiesz, że chcę jak najlepiej dla dzieci, całej trójki.
- Wszystko będzie dobrze, musi być.
- Dokładnie, bo jeżeli będzie chciała odejść to oznacza, że stracę wszystko co mam - wzruszyłem ramionami.
- Nic nie stracisz. Pomożemy ci - uśmiechnął się lekko.
- Tylko na razie nie wygadaj się przed Thaisą czy mamą, co? Szczególnie mamą, bo zacznie wariować.
- Sam im powiesz, kiedy będziesz gotowy.
- Dzięki tato - skinąłem głową.
- Ja już i tak będę się zbierał. I pewnie wezmę po drodze tego twojego brata, co? - wstał z miejsca i poklepał mnie po ramieniu. - Cris po prostu musi zobaczyć, że ją kochasz i się starasz, a będzie dobrze.
- Zapamiętam to - skinąłem głową.
- Rafael, jedziesz ze mną czy zostajesz? - zawołał do młodszego syna.
- Jadę, jadę. - krzyknął Raf, a tata poszedł tam pożegnać się z wnukami i moją żoną. Pojechali, a ja wyszedłem do ogrodu i usiadłem obok Cristiny na rogu drewnianej piaskownicy. Przyglądała się jak dzieci bawią się piłką.
- Zostaniesz z nimi wieczorem? - zapytała cicho.
- Jasne, a wychodzisz gdzieś? - spojrzałem na nią.
- Umówiłam się z Lolą. Dawno nigdzie nie wychodziłyśmy we dwie. - mówiła ze spuszczoną głową, strzelając kostkami w palcach, jak to ona miała w zwyczaju.
- No dobrze. Zostanę z dziećmi.
- Dzięki. - mruknęła i odgarnęła swoje włosy do tyłu.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnąłem się lekko i wtedy pod moje nogi przytoczyła się piłka.
- Tato, zagraj z nami! - krzyknął Raf, a ja wstałem i podszedłem do swoich dzieci. Kątem oka jeszcze zauważyłem, że Cris wraca do domu, a ja zacząłem grać z bliźniakami.
- Wszystko będzie dobrze, musi być.
- Dokładnie, bo jeżeli będzie chciała odejść to oznacza, że stracę wszystko co mam - wzruszyłem ramionami.
- Nic nie stracisz. Pomożemy ci - uśmiechnął się lekko.
- Tylko na razie nie wygadaj się przed Thaisą czy mamą, co? Szczególnie mamą, bo zacznie wariować.
- Sam im powiesz, kiedy będziesz gotowy.
- Dzięki tato - skinąłem głową.
- Ja już i tak będę się zbierał. I pewnie wezmę po drodze tego twojego brata, co? - wstał z miejsca i poklepał mnie po ramieniu. - Cris po prostu musi zobaczyć, że ją kochasz i się starasz, a będzie dobrze.
- Zapamiętam to - skinąłem głową.
- Rafael, jedziesz ze mną czy zostajesz? - zawołał do młodszego syna.
- Jadę, jadę. - krzyknął Raf, a tata poszedł tam pożegnać się z wnukami i moją żoną. Pojechali, a ja wyszedłem do ogrodu i usiadłem obok Cristiny na rogu drewnianej piaskownicy. Przyglądała się jak dzieci bawią się piłką.
- Zostaniesz z nimi wieczorem? - zapytała cicho.
- Jasne, a wychodzisz gdzieś? - spojrzałem na nią.
- Umówiłam się z Lolą. Dawno nigdzie nie wychodziłyśmy we dwie. - mówiła ze spuszczoną głową, strzelając kostkami w palcach, jak to ona miała w zwyczaju.
- No dobrze. Zostanę z dziećmi.
- Dzięki. - mruknęła i odgarnęła swoje włosy do tyłu.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnąłem się lekko i wtedy pod moje nogi przytoczyła się piłka.
- Tato, zagraj z nami! - krzyknął Raf, a ja wstałem i podszedłem do swoich dzieci. Kątem oka jeszcze zauważyłem, że Cris wraca do domu, a ja zacząłem grać z bliźniakami.
CRISTINA
Przebrałam się i wyszłam z sypialni, schodząc na dół po schodach. Weszłam do kuchni, gdzie właśnie dzieci pałaszowały przy stole swoją kolację, a Thiago siedział obok nich ze swoim laptopem.
- To ja już idę. - uśmiechnęłam się i ucałowałam bliźniaki w czoło.
- Mamusiu, bardzo ładnie wyglądasz! - zawołała Rosario, a ja podziękowałam. Powiedziałam jeszcze żeby na mnie nie czekali i zauważyłam, że taksówka stała już na podjeździe. Lola wymyśliła, że pójdziemy na kręgle, więc podałam kierowcy nazwę lokalu i niedługo później byłam już na miejscu i akurat Lola też tam się pojawiła.
- To wchodzimy? - uśmiechnęłam się do blondynki.
- Jasne! - odparła pewnie i razem weszłyśmy do środka. Miałyśmy zamówiony tor, więc jedna z dziewczyn obsługujących kręgielnie zaprowadziła nas do niego.
Kupiłyśmy sobie coś do picia oraz przegryzienia i ja pierwsza sięgnęłam po kulę.
- Patrz jak robi to mistrzyni. - zaśmiałam się i rzuciłam ją, lecz zbiłam jedynie dwa kręgle.
- Tak, ale z ciebie mistrzyni - pokazała mi język i sama zabrała kulę do ręki. Niestety jej nie udało się zbić żadnej. - Ech, nigdy nie byłam w tym najlepsza - dodała ze śmiechem.
- A ze mnie się śmiejesz! - pokręciłam głową i wrzuciłam do buzi kilka słonych orzeszków. - Pamiętam jak Tyler uczył mnie w to grać. - zaśmiałam się.
- A mnie Isco - przewróciła oczami i napiła się kolorowego drinka.
- Lola, umówmy się! Dzisiejszego wieczoru nie mówimy o Thiago ani Isco, zgoda?
- Zgoda - pokiwała głową.
- I tak będzie najlepiej - odparłam i napiłam się coli. Wzięłam drugą kulę. - Może teraz mi się uda? - zaśmiałam się.
- Musi! - zawołała ze śmiechem.
Mały rozbieg i rzuciłam nią, podążają za nią wzrokiem.
- Sześć! - zaśmiałam się i nagle usłyszałam za sobą bicie brawa, ale nie jednej osoby, lecz dwóch. Razem z Lolą się odwróciłyśmy.
- Tyler i Mario? - zapytała blondynka i podeszłyśmy do nich bliżej. - Co wy tu robicie?
- Wy spędzacie razem wolny wieczór,
to my nie możemy? - zaśmiał się Carrera, a ja z uśmiechem do nich podeszłam i przytuliłam go na powitanie, a Mario pocałowałam
w policzek.
- Pewnie, że możecie - odpowiedziała
Lola i obu wycałowała w policzki. - Gracie z nami?
- Czemu nie? - zapytał Mario i wziął
do ręki kulę.
- Gramy na drużyny? - Tyler poruszył
brwiami.
- Ja nie umiem grać - blondynka
pokazała im język.
- Dlatego możemy zagrać razem, a
Tyler z Cristiną. - uśmiechnął się Mario.
- To chyba dobry pomysł - spojrzałam
na przyjaciółkę, a ta tylko skinęła głową.
- Losujemy kto zaczyna? - zapytał
Tyler i wyjął z kieszeni monetę.
- Okej. My bierzemy reszkę -
uśmiechnęła się szeroko Lola.
- No dobra. - powiedział i podrzucił
monetę do góry, złapał ją i położył na wierzchu dłoni. - Na
początek już macie szczęście, reszka. - zaśmiał się.
- Szczęście na pewno nam się przyda
- zachichotała cicha i wzięła kule w ręce. Wzięła lekki rozbieg
i rzuciła nią. Z sześciu kręgli zostały tylko dwa. - Udało się!
- krzyknęła zadowolona.
- No to dobijamy do końca -
wyszczerzył się Mario i rzucił tak, by zbić obie pozostałości.
- Jesteśmy mistrzami - dorzucił.
- Chcielibyście - puściłam do nich
oczko i tym razem to ja rzuciłam kulą. Udało mi się zbić całość
za pierwszym razem.
- Moja szkoła - zawołał wesoło
Tyler.
- Takich rzeczy się nie zapomina.
Pamiętam jak raz ograliśmy twoich kumpli - zaśmiałam się i
zbiłam z nim piątkę.
- Byli zaskoczeni, że kobieta ich
ograła.
- Hej, a może coś zjemy? Ja umieram z głodu! - powiedział Mario i wskazał na stolik.
- Hej, a może coś zjemy? Ja umieram z głodu! - powiedział Mario i wskazał na stolik.
- Czemu nie? - uśmiechnęła się
Lola. - A co wy na to? - spojrzała na mnie i na Tylera.
- Z chęcią coś zjem - powiedziałam
i we czwórkę udaliśmy się do stolika.
- Tyler, opowiadaj co u ciebie słychać,
bo dawno nic jakoś nie słyszałam. - uśmiechnęła się do niego
blondynka i kątem oka spojrzała w moją stronę.
- Nic ciekawego - machnął dłonią. -
Nie mam ani sławnej żony, ani dzieci.
- Nadal wolny strzelec, tak jak ja. -
wyszczerzył się Mario.
- I że nikt nie chce takich
przystojniaków - zaśmiałam się cicho.
- Tacy przystojniacy jeszcze nie
spotkali swoich odpowiednich księżniczek, no albo pech chciał, że
je straciły. - Mario rozłożył ręce.
- To jest tylko głupie gadanie - Lola
pokazała mu język. - Wystarczy się rozejrzeć i księżniczka od
razu się znajdzie.
- Tak samo mówił Ignacio, a jakiś
czas później już miał swoją Nurię - zaśmiałam się.
- Dokładnie - blondynka pokiwała
twierdząco głową.
- A może nam już ktoś ukradł nasze księżniczki? - zapytał Casas, ciągle na nią patrząc.
- A może nam już ktoś ukradł nasze księżniczki? - zapytał Casas, ciągle na nią patrząc.
- Opowiadasz głupoty Mario -
uśmiechnęłam się lekko.
- To nie są głupoty, tylko prawda.
- Może jednak gdzieś sobie tam żyją
i czekają na was, i twoja i Tylera. - dorzuciłam, spoglądając na
swojego byłego.
- Może tak, może nie - westchnął
Tyler i posłał mi lekki uśmiech. - Za to wam się poszczęściło.
- Powiedzmy - założyłam włosy za
ucho.
- Powiedzmy? - spojrzał na mnie
podejrzliwie. - We wszystkich magazynach pokazują wasze zdjęcia!
- Bo gazety lubią wszystko rozgłośniać
- przewróciłam oczami.
- Ale wyglądacie na naprawdę
szczęśliwych - pokiwał głową.
- To wy sobie tu pogadajcie, a ja pouczę Lolę gry w kręgle, zanim przyniosą nasze zamówienie - wtrącił się Mario i wyciągnął w stronę Loli dłoń.
- To wy sobie tu pogadajcie, a ja pouczę Lolę gry w kręgle, zanim przyniosą nasze zamówienie - wtrącił się Mario i wyciągnął w stronę Loli dłoń.
- Cristina, dzieje się coś? -
usłyszałam.
- Małe kłopoty - uśmiechnęłam się
sztucznie.
- Małe, ale coś za bardzo na ciebie
wpływają - zauważył. - Kłócicie się?
- Zdradził mnie - wyszeptałam i
przymknęłam oczy.
- Miałem go za równego gościa, który
cię kocha... Co?! - przerwał. - Ja go chyba zabije!
- Tyler, uspokój się - położyłam
na jego ramieniu swoją dłoń. - Sama to załatwię.
- Nigdy bym się nie zgodził na to
wszystko gdybym wiedział, że on cię zdradzi!
- Myślisz, że ja bym się zgodziła?
- prychnęłam i spojrzałam w stronę tamtej dwójki. Mario właśnie
obejmował Lolę i pokazywał jak ma się schylać. - Na razie nie
wiem co robić.
- Cris, facet cię zdradził. -
mruknął.
- Ale to nie zmienia faktu, że go
nadal kocham. - spojrzałam znów na niego. I teraz cała sprawa jakby nabrała w mojej głowie innego znaczenia. To samo przecież przytrafiło się kilka lat temu, gdy to ja zdradziłam Tylera, a on wtedy nadal mnie kochał...
- I zamierzasz nadal z nim być?!
- Nie wiem, Tyler. Ja mam z nim dzieci.
- wbiłam wzrok w stolik.
- No i co z tego? - jęknął. - Jest
wiele takich przypadków. Nie musisz się z nim męczyć.
- Na razie ma wyjechać na presezon,
więc będę miała chwile czasu dla siebie, bez niego.
- Miał cię nie zranić - pokręcił
głową. - Co za dupek!
- Przecież to różnie w życiu bywa,
prawda? Nikt wtedy nie wiedział. I nie możemy się za to winić.
- Jak go spotkam.. - zamilkł na
chwilę. - Lepiej, aby nikogo nie było w pobliżu - dokończył po
chwili.
- Bądź co bądź, to nadal ojciec
moich dzieci.
- Wiem, ale coś mi obiecał na Ibizie
i ja tak tego nie zostawię!
- To było siedem lat temu Tyler -
mruknęłam i wtedy dostaliśmy swoje zamówienia, a i tamta dwójka
do nas wróciła.
- Jak smakowicie to wygląda - Lola klasnęła w dłonie. - O czym tam sobie rozmawialiście?
- O takich bzdetach. - machnęłam ręką i spojrzałam na nią.
- Jak smakowicie to wygląda - Lola klasnęła w dłonie. - O czym tam sobie rozmawialiście?
- O takich bzdetach. - machnęłam ręką i spojrzałam na nią.
- No to jedzmy - mruknęła i wbiła
swoje sztućce w zawartość swojego talerza. - Smacznego wszystkim -
dodała po chwili.
- I nawzajem - odparł Tyler, który
ciągle mi się przypatrywał. I po co ja mu o wszystkim mówiłam?
ISCO
Trenowałem już w Manchesterze od
kilku dni. Po weekendzie razem z całą drużyną wylatywałem do
Azji na pre sezon. W United było to normalne, więc już się do
tego przyzwyczaiłem. Dziś postanowiłem zostać trochę dłużej na
treningu, bo nie nie miałem ochoty wracać do pustego domu. Lola
obiecała mi, że przyleci z dziećmi, ale w późniejszych
godzinach. Byłem jej za to wdzięczny, bo bardzo za nimi tęskniłem.
Za całą czwórką, chociaż tego nie okazywałem, bo prawie wcale
nie dzwoniłem. Tylko raz, aby poprosić Lolę o przyjazd.
Ustawiłem sobie kilka piłek jakieś 30 metrów od bramki i szlifowałem strzały. Uwielbiałem trenować sam, kiedy mogłem skupić się tylko na siebie. Na dodatek Old Trafford jest tak magicznym stadionem, że nigdy nie lubię stąd wychodzić.
- Tata! - usłyszałem krzyk swoich dzieci i odwróciłem się w tamtą stronę. Po zielonej murawie biegła do mnie Maria, a tuż za nią dreptał mały Alvaro.
Ustawiłem sobie kilka piłek jakieś 30 metrów od bramki i szlifowałem strzały. Uwielbiałem trenować sam, kiedy mogłem skupić się tylko na siebie. Na dodatek Old Trafford jest tak magicznym stadionem, że nigdy nie lubię stąd wychodzić.
- Tata! - usłyszałem krzyk swoich dzieci i odwróciłem się w tamtą stronę. Po zielonej murawie biegła do mnie Maria, a tuż za nią dreptał mały Alvaro.
- Moje skarby! - zawołałam i ruszyłem
im naprzeciw. Najpierw mocno przytuliłem córkę, a później
Alvaro, który dobiegł.
- Tęskniłam za tobą, tatusiu -
zapiszczała Maria.
- Ja za tobą też. Za wszystkimi - pogłaskałem ją po głowie. - A gdzie mamusia?
- Ja za tobą też. Za wszystkimi - pogłaskałem ją po głowie. - A gdzie mamusia?
- Jest tam z Franciscą - wskazała na
miejsca dla rezerw, gdzie na jednym z foteli siedziała moja żona, a
obok niej stał wózek.
- Pójdę do niej, a wy pobawcie si
piłką, dobrze? - mruknąłem i wstałem, podając im futbolówkę.
Szybkim krokiem skierowałem się w stronę blondynki. Jak zwykle
wyglądała cudownie i oczywiście nie rezygnowała ze szpilek.
Uwielbiała się stroić, nawet na zwykły mecz.
- Cześć - szepnęła cicho, gdy
usiadłem obok. - Jak po treningu?
- Jest dobrze. Na razie wszystko mnie
boli, ale muszę wrócić do rytmu - odpowiedziałem i spojrzałem na
nią. - A co u was?
- Powiedzmy, że dobrze. - mruknęła.
- Marii chyba naprawdę spodobała się ta rola, bo lubi być na
planie.
- Ma to po tobie - uśmiechnąłem się
lekko. - Mam nadzieje, że Alvaro pójdzie w moją stronę -
spojrzałem w stronę murawy. Jak na złość nasz synek potknął
się o piłkę i wylądował na trawie.
- Chyba jednak nie - zachichotała cicho Lola.
- Chyba jednak nie - zachichotała cicho Lola.
- Jeszcze się nauczy - odparłem.
- Nie śmiem w to wątpić - nadal się
śmiała.
- Każdy jakoś zaczyna - kiwnąłem
głową i spojrzałam na nią. - A jak Fran? - wskazałem na wózek.
- Jest grzeczniutka - odparła i
zabrała ją na ręce. Wtedy zauważyłem, że nie ma na palcu
obrączki oraz pierścionka zaręczynowego. - Zobacz, Fran, tatuś -
zwróciła się do niej.
- Hej skarbie! - uśmiechnąłem się
do niej. - Tatuś się za tobą stęsknił. - dodałem i odebrałem
ją od Loli.
- Ona za tobą też. Tamta dwójka
również - wskazała na nasze starsze pociechy.
- A ty? - zapytałem niepewnie i
spojrzałem na nią.
- To chyba oczywiste - odwróciła
wzrok.
- Poczekacie na mnie jeszcze chwilę?
Pójdę pod prysznic i się przebiorę, ok? - zapytałem i podałem
żonie naszą córkę.
- Ok - uśmiechnęła się lekko, a ja
pobiegłem w stronę szatni. Najszybciej jak umiałem załatwiłem
wszystko w szatni i z torbą na ramieniu wróciłem z powrotem na
tamto miejsce. Alvaro i Maria już siedzieli przy Loli i czekali.
- Jestem - uśmiechnąłem się do
nich.
- No to jedziemy do domku! - zawołała
Maria i pędem pognała w stronę wyjścia. Ja zabrałem Alvaro na
ręce i razem z Lolą, która pchała wózek wyszedłem na parking.
Zapakowaliśmy się do samochodu i przez drogę rozmawiałem jedynie
z Marią, bo Lola siedziała na miejscu pasażera i wpatrywała się
w przemijający Manchester.
- Jesteśmy już - zakomunikowałem i
wtedy dopiero się ocknęła. Razem z dziećmi udała się do domu, a
ja zabrałem wózek oraz ich walizkę.
- Isco, możesz ją zanieść do
gościnnej sypialni? - zapytała, wskazując na swoją walizkę.
- Ale jak to do gościnnej? - zdziwiłem
się.
- Dzieci, idźcie się pobawić o ogrodu - zawołała Lola i zaczekała, aż wyjdą. - Isco, zrób o co cię proszę.
- Dzieci, idźcie się pobawić o ogrodu - zawołała Lola i zaczekała, aż wyjdą. - Isco, zrób o co cię proszę.
- Ja po prostu zapytałem.
- To ja ci odpowiadam, że będę tam
spała - mruknęła cicho i ruszyła za mną.
- To przez niego? Przez Casasa?
- To przez niego? Przez Casasa?
- A co do tego wszystkiego ma Mario? -
zapytała z wyrzutem.
- Może to, że się spotykacie? -
postawiłem walizkę na podłodze i spojrzałem na nią.
- Nie wiedziałam, że AŻ tak
przeszkadza ci, że z nim pracuję? Ale i tak to już nie powinno cię
obchodzić.
- Jak to nie? O czym ty mówisz, Lola?
- stanąłem naprzeciwko niej.
- Jak o czym mówię? To ty sam
wybrałeś taką opcję, zaczynając się kłócić.
- Nie, Lola. Ja ci na to nie pozwolę,
rozumiesz? Jesteś moją żoną i zawsze tak będzie!
- I mam ciągle wysłuchiwać twoich
wątów i problemów? Ja tak nie chcę.
- Ale jesteś moja, słyszysz?! -
podszedłem do niej i zachłannie wpiłem się w jej malinowe usta.
Na początku odwzajemniła pocałunek, ale po chwili mnie odepchnęła.
- Zapamiętaj, że nie jestem twoją
własnością!
- Kocham cię, Lola. Nie potrafię bez
ciebie żyć - wyszeptałem.
- I co? Ja powiem, że wszystko dobrze,
a jutro znów się pokłócimy!
- Lola, kochanie.. Proszę, rzuć ten
film i wróć do domu. Niech wszystko będzie jak dawniej - mruknąłem
i zbliżyłem się do niej.
- Nie Isco, nie odmówię, bo
zaczęliśmy już kręcić. A skąd mam wiedzieć, że jak wrócę to
dalej tak nie będzie jak jest?!
- Bo wtedy będziemy już razem. Tak
jak zawsze, my i dzieci - uśmiechnąłem się lekko.
- Tylko ja chcę skończyć ten film!
Chcę sama sobie udowodnić, że nadaję się do czegoś więcej niż
gotowanie, sprzątanie i robienie za niańkę, a w wolnych chwilach,
zadowalania twoich pieprzonych potrzeb!
- Lola, nie mów tak. Przecież dobrze
wiesz, że tak nie jest!
- Wcale! Więc daj mi w spokoju zagrać
tą rolę! Teraz powinny cię już tylko interesować dzieci.
- Doskonale wiesz, że to się nigdy
nie stanie. Zawsze pozostaniesz moją żoną - powiedziałem, patrząc
jej prosto w oczy.
- Isco, ja chcę rozwodu - szepnęła.
- Nie, nie, nie - pokiwałem przecząco
głową i złapałem ją za dłoń. - Nie rób mi tego, proszę.
- Przestań - krzyknęła. - Nie mam
zamiaru zmieniać swojego zdania. - wyrwała ją.
- Lola, ja sobie bez ciebie nie
poradzę! Przecież mamy razem dzieci. To nic dla ciebie nie znaczy?
- Znaczy, ale czy to jest powód bym
pomimo wszystko z tobą zostawała?
- A kochasz mnie? - wyszeptałem do jej
ucha.
- To już nie ma znaczenia czy cię
kocham, czy nie! - mruknęła, a w jej oczach stanęły łzy.
- Oczywiście, że ma! Ludzie, którzy
się kochają nie rozwodzą się - mocno ją przytuliłem. Nie mogłem
pozwolić, by ode mnie odeszła. Musiałem coś zrobić, ale jak na
razie nie wiedziałem co.
- Ale ja mam już dość twojego
dziecinnego zachowywania się.
- Rozumiem - oparłem swoje czoło o
jej. - Obiecuje ci, że już nigdy więcej nie powiem takich głupot, tylko mnie nie zostawiaj.
- Proszę cię, wyjdź - szepnęła i
wskazała na drzwi.
- Lola, proszę - mruknąłem błagalnym
tonem. - Daj nam ostatnią szansę. Nie schrzanię jej,
obiecuje!
- Dostałeś ich już dość. Najlepiej
będzie gdy pójdziesz do dzieci, bo ja chcę zostać chwilę sama.
- Będę o was walczył. O Ciebie
najbardziej - wyszeptałem i wyszedłem z sypialni. Zszedłem po
schodach i zajrzałem do nosidła z Fran, która jak zasnęła w
samochodzie, tak nadal spała jak aniołek. Wyszedłem na taras i
usiadłem niedaleko bawiących się dzieci. Spojrzałem na nich i w
pewnym momencie zorientowałem się, że mogę ich stracić. Byłem
taki głupi, że pozwoliłem sobie na tą chorą zazdrość. Przez
swoją głupotę straciłem miłość swojego życia i na dodatek
mogę stracić trójkę dzieci. Schowałem twarz w dłoniach i po
chwili poczułem jak do moich oczu napływają łzy.
- Tatusiu, coś cię boli? - po chwili
na swoich dłoniach poczułem małe rączki Marii.
- Nie - uśmiechnąłem się lekko i
usadziłem ją na swoich kolanach. - Dlaczego tak myślisz?
- No, bo masz czerwone oczy, a gdy mnie
czasem boli brzuszek to też płaczę.
- Nic mnie nie boli. Nie musisz się o
to martwić - pocałowałem ją w główkę.
- To dlaczego płakałeś? - zapytała
i wytarła dłonią mój mokry policzek.
- To ze szczęścia. Cieszę się, że
mnie odwiedziliście - mocno ją przytuliłem.
- My też się bardzo cieszymy! -
zapiszczała i owinęła rączki wokół mojej szyi.
- Tatuś bardzo was kocha. Nie
zapomnijcie o tym, kiedy będziecie daleko, dobrze?
- Dobrze! - zawołała i pocałowała
mnie w policzek, po czym zeskoczyła z moich kolan i pobiegła z
powrotem do Alvaro, który właśnie przewrócił się na trawniku.
Uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem do domu. Skierowałem się
do kuchni i wyciągnąłem z szafki kubek, do którego wlałem soku.
W tym samym momencie do kuchni weszła Lola. Zabrałem kubek i
wyszedłem z pomieszczania. Nie chciałem, by widziała, że
płakałem.
Kurde, normalnie zrobiło mi sie żal Isco.. No cóż, troche za późno wszystko zrozumiał..
OdpowiedzUsuń