niedziela, 8 czerwca 2014

Pięćdziesiąty piąty: Ale wy ładnie wyglądacie!

LOLA

   Obudziłam się wtulona w męski tors. Otworzyłam oczy i zobaczyłam twarz mojego męża. Jeszcze męża, bo właśnie dziś czeka nas rozprawa. Delikatnie się podniosłam i zobaczyłam śpiącego obok nas Alvaro, którego wczoraj bolał brzuch i dlatego położyliśmy się w trójkę. Inaczej nigdy nie zasnęłabym w tym samym łóżku, co Isco. Skierowałam się w stronę łazienki i weszłam pod prysznic, odkręcając kurek z zimną wodą, by mnie obudziła. Kilkanaście minut później byłam już w sypialni w samym ręczniku i wybierałam strój. Postawiłam na czarną spódnicę i białą bluzkę oraz kilka dodatków. Ubrałam się, uczesałam, wymalowałam i wyszłam z sypialni. W kuchni siedział już półnagi Francisco z kubkiem gorącej kawy.
   - O, cześć. Widzę, że już wstałeś - mruknęłam cicho i wlałam sobie do kubka kawy. Przypomniały mi się słowa Cris, która mówiła, że powinnam również mieć kogoś, kto rano będzie opróżniał mi mój kubek. Uśmiechnęłam się pod nosem i zdałam sobie sprawę, że chciałabym, aby tym kimś ciągle był Isco, któremu kompletnie wybaczyłam zdradę z Monicą. W sumie to sama wepchnęłam go w jej szpony, więc nie miałam o co się rzucać. Skoro go kochałam i tak bardzo z nim tęskniłam, to dlaczego w ogóle brnę w ten rozwód? Sama nie wiem. Sama siebie nie rozumiem.
   - Tak i chyba zaraz pójdę pod prysznic - przetarł oczy.
   - Jasne. Ja obudzę dzieci, bo musimy je podrzucić Alcantarą - oparłam się o szafki.
   - Okej - szepnął i wstał, kierując się do łazienki, ja upiłam jeszcze trochę swojej kawy i ruszyłam do sypialni dzieci.
Na szczęście Maria już nie spała, a Alvaro właśnie się budził. Przebrałam je w czyste rzeczy i wysłałam do kuchni, gdzie po chwili przygotowałam dla nich śniadanie. W czasie kiedy jedli ja poszłam do Fran, która właśnie się przebudziła. Przewinęłam ją, również przebrałam i nakarmiłam butelką mleka.
Gdy posprzątałam po śniadaniu dzieci, do kuchni wszedł już przygotowany Isco w jasnych jeansach, koszuli i marynarce.
   - Ale wy ładnie wyglądacie! - uśmiechnęła się Maria.
   - Tak, kochanie, bo dzisiaj jest bardzo ważny dzień, ale porozmawiamy o tym jak wrócicie od wujka i cioci, dobrze? - pogłaskałam ją po główce.
   - Dobrze - pokiwała i zeskoczyła ze stołka. - A mogę zabrać kilka zabawek?
   - Jasne - odpowiedziałam, a ta pobiegła do swojego pokoju. - Chcesz coś zjeść czy możemy jechać? - spojrzałam na Isco, który wydawał mi się zupełnie nieobecny.
   - I tak nic bym nie przełknął - machnął ręką.
   - Jak chcesz - pokiwałam głową i zaczęłam pakować do torby potrzebne rzeczy dla dzieci, które miałam zabrać do przyjaciółki.
Po chwili wróciła i Maria z lalką oraz jej ulubionym misiem. Tym razem to Isco zabrał Fran, a ja wyszłam z pozostałą dwójką, zamykając za nami mieszkanie.
Atmosfera była napięta, ale wcale się nie dziwiłam. Czekał nas rozwód, którego chyba oboje nie chcieliśmy. Z każdą minutą przekonywałam się o tym coraz bardziej, ale siedziałam cicho. Podrzucaliśmy dzieci Cris oraz Thiago i ruszyliśmy do sądu. Razem. To chyba było najbardziej dziwne.
   - I jak się czujesz? - szepnął, gdy parkował pod sądem.
   - Dziwnie. Jakby jakaś część mnie właśnie umierała - mruknęłam cicho i spojrzałam na niego. - A ty?  
   - Czuję się podobne - szepnął i po prostu wysiadł z samochodu. Zrobiłam to samo i wspólnie skierowaliśmy się do środka. Czekali tam już na nas nasi adwokaci, którzy dziwnie nam się przyglądali. Podeszłam do Roque i przywitałam się z nim.
   - I jak? Nic się od wczoraj nie zmieniło? - uśmiechnął się.  
   - Dlaczego miałoby się coś zmienić? - spojrzałam na niego podejrzliwie. 
   - No nie wiem, wczoraj byliście razem u Cristiny i Thiago, dziś też razem przyjechaliście. Po prostu powiedz, a nic się nie odbędzie. - wzruszył ramionami. 
   - On przyjechał do dzieci i stwierdziłam, że będzie lepiej, jeśli zatrzyma się u nas - uśmiechnęłam się lekko. - Ale Roque, nie mów mi takich rzeczy, bo rzeczywiście się rozmyślę.
   - Ty na serio chcesz brać ten rozwód? - zapytał cicho. 
   - Całkiem serio. Myślisz, że robię sobie jaja?
   - Po prostu widziałem wasz wczorajszy pocałunek, Lola. 
   - Czyli o to chodzi - mruknęłam cicho i uśmiechnęłam się. - Isco chciał sprawdzić czy będzie coś dla mnie znaczył. Okazało się, że nie - wzruszyłam ramionami.
   - No dobra - westchnął. - Zaraz wejdziemy na sale. Będzie dobrze - uśmiechnął się.         
   - O ile on pójdzie na ugodę - przewróciłam oczami.
   - Nie przejmuj się. Pójdzie, dojdziemy do porozumienia. 
   - Czyli rozmawiałeś z jego prawnikiem?
   - Tak. Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się. Po jakichś pięciu minutach z sali, obok której staliśmy wyjrzała młoda dziewczyna i zaprosiła nas do sali. Przełknęłam ślinę i spojrzałam niepewnie na Roque i po chwili na Isco. On również na mnie spojrzał i wtedy posłałam mu lekki uśmiech. Odwzajemnił go i ruchem ręki wskazał, abym weszła do środka. Pierwsza przekroczyłam próg sali, za mną Isco i prawnicy. Razem z Roque usiadłam po jednej stronie, a Isco ze swoim adwokatem po drugiej. Zerkałam na niego i wydawał się jakby taki przybity i nieobecny. Wstaliśmy, kiedy na sali pojawił się sędzia razem z resztą potrzebnych współpracowników. Najpierw wypowiedział się Roque, a później adwokat mojego męża. Nadeszła pora na Isco.
   - Zgodziłem się na to wszystko ze względu na moją żonę. - zaczął. - Wcale nie chcę tego rozwodu, bo ją kocham. Wiem, że popełniłem błędy, ale chcę to naprawić. Zmienię się i już nigdy nie zacznę żadnej kłótni. Chcę się zająć nią i swoimi dziećmi, chcę żeby wszyscy byli szczęśliwi. Znów chcę zobaczyć jej cudowny uśmiech i usłyszeć, że mnie kocha. Wierzę w to, że Lola też nie chcę tego rozwodu. - spojrzał na mnie ze smutną, ale pełną nadziei miną. Na początku mnie zatkało i nie wiedziałam co zrobić, ale po chwili wstałam i niepewnie zaczęłam.
   - My nie możemy być razem, nie rozumiesz tego? - zapytałam i spojrzałam na niego. Było widać, że nie oczekiwał tego. Spojrzałam na sędziego, który wpatrywał się w nas z otwartą buzią. 
   - Lola, dlaczego? - opuścił ręce z bezsilności. - Podaj kilka sensownych powodów!  
   - To nie miejsce na takie rozmowy! Właśnie trwa nasz rozwód, jakbyś nie zauważył!
   - No, ale właśnie podczas niego chcę usłyszeć twoje wytłumaczenie! 
   - No to go nie usłyszysz - mruknęłam cicho i spuściłam wzrok. - Bo go nie ma.
   - Więc dlaczego tu jesteśmy? - patrzył na mnie. 
   - Nie wiem, Isco! Bo sądziłam, że tak będzie lepiej i prościej - prychnęłam i spojrzałam na niego. - Raniłeś mnie swoimi słowami i nie wiedziałam co mam dalej robić. Więc pomyślałam o rozwodzie i okazał się być to strzał w dziesiątkę, bo ty poleciałeś do modliszki.
   - Lola przepraszam, ale byłem święcie przekonany, że ty układasz sobie życie z Casasem! Żałuję, że byłem z Monicą. Chcę być tylko z tobą. Pomyśl o naszym dziecku. - wskazał na mnie. - Nie chcesz żeby wychowywało się w normalnej atmosferze i z obojgiem rodziców? 
   - Czyli chcesz być tylko ze mną ze względu na ciążę? - zapytałam, a on głośno westchnął.
   - Nie, Lola! Kiedy w końcu zrozumiesz, że cię kocham i nie potrafię bez ciebie żyć?     
   - Przepraszam - odchrząknął sędzia, a my spojrzeliśmy na niego. - Zdaje się, że pani mąż mówi prawdę. - skinął głową. 
   - Dobra, niech będzie! - machnęłam dłonią. - Wierzę ci - spojrzałam na niego i posłałam mu szeroki uśmiech. W pierwszym momencie go wcięło, ale po chwili się uśmiechnął i chciał wyjść zza ławki, przy czym oczywiście musiał się potknąć i prawie co mnie wywrócić.
  - Idź do niego. - zaśmiał się Roque i pokręcił głową. Wyszłam z ławki i skierowałam się w jego stronę. Akurat tak się ułożyło, że spotkaliśmy się na samym środku sali. Przytulił mnie mocno do siebie i nie chciał wypuścić.
   - Jeśli państwo nie chcą rozwodu, to możecie opuścić salę - odezwał się sędzia.
   - I tak chyba będzie najlepiej - mruknęłam i pociągnęłam Isco za sobą w kierunku wyjścia na korytarz.
   - Nawet nie wiesz jaki jestem teraz szczęśliwy - mruknął mi do ucha, kiedy opuściliśmy pomieszczenie. Zabrał mnie na ręce i wpił się zachłannie w moje usta. - Wracamy do domu. 
   - Wracamy - szepnęłam, szeroko się uśmiechając. - Razem - ścisnęłam jego dłoń. 
   - Już myślałem, że nigdy nie będziemy razem. Pozwoliłaś mi uwierzyć, że chcesz tego rozwodu - zaśmiał się cicho i zaniósł mnie do samochodu.
   - Bo chciałam, ale gdy termin się zbliżał, ja coraz bardziej w to wątpiłam. 
   - I to mnie cieszy - mruknął, kiedy usiadł na miejscu kierowcy. - Jedziemy po dzieci?
   - Myślę, że możemy się trochę spóźnić - mruknęłam i spojrzałam na niego, przygryzając dolną wargę. 
   - Podoba mi się ten pomysł - odparł i schylił się w moją stronę, by pocałować mnie delikatnie w usta.
   - Thiago i Cris na pewno się nie obrażą - zaśmiałam się, a on odpalił silnik samochodu. Nie odpowiedział nic,a ja zaczęłam obserwować jak prowadzi samochód. Kilkanaście minut później byliśmy już pod moim mieszkaniem. Pośpiesznie wyszliśmy z auta i udaliśmy się do klatki.  
   - Stęskniłem się - złapał mnie w pasie, gdy tylko ledwo zamknęliśmy drzwi mieszkania i wpił się w moje usta. 
   - Ja na pewno bardziej - wyszeptałam mu do ucha i zsunęłam z niego jego marynarkę, która wylądowała na podłodze w przedpokoju. 
   - Nie wątpię - wymruczał i zabrał się za zdejmowanie mojej bluzki, a po chwili znaleźliśmy się w sypialni. Położył mnie delikatnie na łóżku i wstał, by pozbyć się swojej koszuli oraz jeansów, które wylądowały w kącie pokoju. Podszedł do łóżka i schylił się do mnie, wpijając w moje usta. Dłońmi błądził delikatnie po moim brzuchu i plecach, a pocałunkami zjechał niżej, do szyi i obojczyka.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo mi tego brakowało - wyszeptałam i objęłam go za szyję. Przeturlaliśmy się i teraz to on był pode mną. Jedynie zamruczał do mojego ucha i zjechał dłońmi do mojego pasa, a po chwili zsunął ze mnie spódnicę, zadziornie się uśmiechając. 
  - I taka podobasz mi się najbardziej - powiedział i zaczął szukać na moich plecach zapięcia od stanika.  
   - Skucha Isco - zaczęłam się śmiać. - Z przodu - cmoknęłam go w policzek, a ten pokręcił głową. 
   - Następnym razem go nie zakładaj - mruknął i z triumfalnym uśmiechem pozbył się górnej części mojej bielizny.  
   - Albo wcześniej cię uprzedzę - mruknęłam i po chwili westchnęłam, bo zaczął przesuwać językiem po moich piersiach. Sprawiało mi to taką przyjemność, że nie chciałam, aby przestawał. Wsunęłam swoją dłoń w jego włosy i odchyliłam głowę do tyłu. Powoli zniżał się coraz bardziej i całował delikatnie mój brzuch, gdzie była maleńka istotka, która była naszym kolejnym dzieckiem.
   - Cześć, maluszku. Tutaj tatuś - wyszeptał, a ja zachichotałam cicho.
   - Jeszcze musimy trochę poczekać aż się urodzi. 
   - To tylko kilka miesięcy - uśmiechnął się szeroko i położył mnie na łóżku. Zębami zdjął mi majtki, czym doprowadził mnie do śmiechu. Przysunął się na wysokość mojej twarzy i z cwaniackim uśmiechem jedną ręką pozbył się swoich bokserek. Najpierw wpił się w moje usta, później znów wylądował nimi na mojej szyi i poczułam go w sobie. 
   - Jesteś fantastyczny - wyjęczałam i wbiłam paznokcie w jego plecy. 
   - To ty jesteś cudowna - szepnął i zamknął moje usta pocałunkiem. 
   - Oboje jesteśmy - mruknęłam i poczułam jak zaczyna się we mnie poruszać. - Nie przestawaj, dobrze?
   - Dobrze - wyszeptał mi do mojego ucha i złapał moją dłoń, którą ścisnął. Przed rozprawą nawet nie wyobrażałam sobie, że tak to się może skończyć, że wyjdziemy razem, przyjedziemy do mieszkania i tak BĘDZIEMY SIĘ GODZIĆ! Ale jestem cholernie zadowolona z tego obrotu spraw, bo możemy być znów razem. 

CRISTINA

  Rosario, Maria, Raf i Alvaro siedzieli na puchatym dywanie przed telewizorem i oglądali bajki, a Francisca leżała sobie grzecznie w przenośnym bujaku. Razem z Thiago siedzieliśmy na kanapie zaraz za dziećmi. Opierałam się o jego ramię, a on mnie obejmował. Co chwilę próbowałam się dodzwonić do Loli i kilka razy do Isco. Minęło już kilka ładnych godzin, a żadne z nich nie daje znaku życia jak poszło. Szczerze? Martwiłam się o nich jak cholera. 
   - A może powinnam zadzwonić do Roque? - mruknęłam cicho.
   - A może jedź do Loli? Właśnie wzięła rozwód i na pewno nie ma ochoty na odbieranie telefonów, a Isco jest w samolocie - odpowiedział i pogłaskał mnie po ramieniu.
   - A dasz sobie tu z nimi radę? - spojrzałam na niego. 
   - Oczywiście. Dzieciaki są grzeczne, a twoja przyjaciółka cię potrzebuje. Jedź - odparł i pocałował mnie w czoło. - I koniecznie daj znać co się tam dzieje.
   - Chyba masz rację, Thiago - podniosłam się z miejsca. - Pójdę się przebrać i pojadę. I mam nadzieję, że nic jej nie jest.  
   - Będę czekał - puścił mi oczko, a ja udałam się do naszej sypialni. Przebrałam się i wyszłam pod nieuwagę dzieci, bo inaczej zaczęłyby się pytania gdzie idę i po co. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam w kierunku, gdzie mieścił się apartamentowiec z mieszkaniem mojej przyjaciółki. Nie minęło dużo czasu, gdy byłam już na miejscu. Zaparkowałam auto i ruszyłam do klatki. Wybrałam schody i po chwili byłam już pod drzwiami mieszkania. Zapukałam i czekałam.    
   - Idę już! - usłyszałam męski głos. Po minucie, może dwóch drzwi otwarł mi Isco.
   - Ty tutaj? - nie kryłam swojego zdziwienia, które było jeszcze większe, gdy zmierzyłam go wzrokiem. Stał przede mną w samych bokserkach!
   - Tak - uśmiechnął się głupkowato i wpuścił do środka. - Wybacz, że w takim stroju - zaśmiał się cicho.
   - Czegoś tu nie rozumiem. - przymrużyłam powieki. - Mieliście brać rozwód. 
   - Zmieniliśmy plany - odpowiedział i sprzątnął z podłogi swoją marynarkę.
   - Serio?! Czyli nie rozwiedliście się?! - wyszczerzyłam się i automatycznie go przytuliłam. Cieszyłam się z tego, że będą nadal razem!
   - Nadal jestem żonaty - zaśmiał się.
   - I nadal mnie zdradzasz - usłyszałam głos przyjaciółki, która wyszła z sypialni.
   - Taka zdrada się nie liczy - zaśmiałam się i teraz ją przytuliłam. - Martwiłam się o was! Nie dawaliście znaku życia, a teraz pozostaje mi domyślać się dlaczego! - pokręciłam głową. 
   - Wybacz. Powinnam zadzwonić - mruknęła i uśmiechnęła się przepraszająco. - Isco, idź się ubrać - rozkazała mężowi.         
   - Dobra - zaśmiał się wymijając ją w progu, skradł jej całusa, ginąc za drzwiami sypialni. Ruszyłam za Lolą do kuchni.
   - Opowiadaj! Jak się pogodziliście?! Przed rozprawą? - byłam ciekawa. 
   - Nie uwierzysz, ale pogodziliśmy się podczas rozprawy! - zaśmiała się cicho.
   - Nie żartuj! - zaczęłam się śmiać. - A co sędzia, adwokaci? 
   - Wydawało mi się, że wszyscy chcieli, abyśmy się pogodzili! 
   - To musiało wyglądać jak scena z dobrej komedii. Chyba muszę wypytać Roque to wrażenia osoby obserwującej. 
   - Szkoda tylko, że musiało dojść do takiego czegoś, abym zdałam sobie sprawę, że nie potrafię bez niego żyć - jęknęła.      
   - Czasami bywa i tak, że ludzie się rozwodzą i wracają do siebie - machnęłam ręką. - Cieszę się, ze wszystko wróciło do normy i u ciebie, i u mnie. - uśmiechnęłam się. 
   - Czyli wy też się pogodziliście? - uśmiechnęła się szeroko.
   - Ja miałam ciekawą noc, wy popołudnie - wyszczerzyłam się i pokiwałam głową. 
   - Nic mi nie mów. Seks po takim czasie jest cudowny - zachichotała cicho.
   - Mogłabym powiedzieć to samo - zaśmiałam się. - Tęskniłam za nim i to było czasami naprawdę trudne, nie przytulić się do niego, gdy spał obok. 
   - Cris, my chyba już się od nich nie uwolnimy. To jak przeznaczenie!
   - To wszystko przez Ibizę! - zaczęłam się śmiać, a przed oczami od razu stanęło mi milion najlepszych chwil z każdych wspólnych wakacji. 
   - Nie chce nic mówić, ale powinniśmy chyba pojechać po dzieci. Thiago pewnie ledwo daje sobie radę - za nami pojawił się już ubrany Francisco.
   - Chyba masz rację. Zostawiłam go tam z piątką dzieci. - pokręciłam głową. - Ale starsze oglądały bajki, więc tak jakby ich nie było. 
   - No tak, ale ja chciałbym spędzić z moimi trochę czasu, bo muszę wracać do Manchesteru.
   - Lola, a ty? - spojrzałam na przyjaciółkę. 
   - Ja też - pokiwała głową. - Stęskniłam się za deszczem i naszym domem.
   - W końcu dom nie będzie stał pusty - wyszczerzył się Isco i objął blondynkę ramieniem. - To co dziewczyny, jedziemy po dzieci? 
   - Tak - odpowiedziałam i całą trójką wyszliśmy z mieszkania. Wsiadłam do swojego samochodu i ruszyłam. Centralnie za mną jechali Isco z Lolą. Wróciliśmy do domu i zaparkowaliśmy na podjeździe. Weszliśmy we trójkę do środka, a w korytarzu przywitał nas Thiago. 
   - No widzisz, masz ich całych i zdrowych. - zaśmiał się i objął mnie ramieniem.
   - Są cali, zdrowi, szczęśliwi, a nawet nadal są małżeństwem. - pocałowałam go w policzek. 
   - CO?! Jak to? - Thiago nie potrafił ukryć swojego zdziwienia.
   - Tak to - zaśmiał się Isco i pocałował Lolę, po czym oberwał w ramię. 
   - No co? Już własnej żony nie można pocałować? - zapytał ze śmiechem.
   - Oczywiście, że możesz - odparł mu Thiago i sam wpił się w moje usta. 
   - Fuuuuuuuuuj! - usłyszeliśmy krzyk dzieci. Thiago się zaśmiał i wtedy zauważyliśmy czwórkę dzieci, które były w korytarzu. Bliźniaki podleciały do nas, a Maria i Alvaro do swoich rodziców.  
   - A gdzie Fran? - zapytała Lola, gładząc Marię po włoskach.
   - Drzemie w salonie - odparł jej Thiago. 
   - No to chwile zaczekamy - Isco uśmiechnął się szeroko i zabrał na ręce Alvaro.
   - Mamusiu, a gdzie byliście? - zapytała ich córka. 
   - W mało fajnym miejscu - blondynka wzdrygnęła ramionami.
   - To dlaczego tam byliście? - drążyła. 
   - To jest bardzo skomplikowane - ukucnęła przy niej i pogłaskała ją po głowie.
   - A wracamy do domku? - zapytała.
   - Już być chciała? - Isco przykucnął przy nich. - Wrócimy, ale do naszego domku, do Manchesteru. - uśmiechnął się do nich. 
   - Naprawdę? - spojrzała na nich. - To super!
   - I tak powinno być zawsze, a nie jakieś rozwody! - prychnęłam i wtuliłam się w bok Thiago, dłonią gładząc synka po głowie. 
   - I będzie. Żadnych rozwodów - uśmiechnął się Isco i przytulił swoją żonę oraz dwójkę dzieci. Wtedy usłyszeliśmy Franciscę z dużego pokoju i razem z Lolą tam ruszyłyśmy, a cała reszta za nami. 
   - Moja mała córeczka - powiedziała blondynka i zabrała ją na ręce.  
   - No i teraz już wszystko będzie dobrze - zaśmiałam się do niej, a wtedy podeszła do niej Rosario i przytuliła się do brzucha. - Co tam skarbie?
   - No, bo ja też już chcę takie małe rodzeństwo. - mruknęła. 
   - I będziesz miała. Bądź cierpliwa - odezwał się Thiago.
   - Będę - mocniej się przytuliła. - I będę czytać mu bajki!
   - Jaka przykłada siostra - zaśmiała się Lola.
   - Starszy brat się jej zapewne znudził - zarechotał Isco. 
   - Z tobą to ja sobie jeszcze porozmawiam na temat rodzeństwa dla naszych dzieci. To już jest ostatnie - spojrzała na swój brzuch.
   - Jak tylko zechcesz, no ale...
   - Isco, przypadków już nie będzie! - zmroziła go wzrokiem. 
   - Widzicie co ja z nią mam? - spojrzał na nas i uśmiechnął się szeroko. - Dobrze, przypadków już nie będzie - zgodził się.
   - No chyba, że sam chcesz je nosić, rodzić, potem kąpać, karmić i ogółem wszystko - wyliczała. 
   - Na pewno nie rodzić - zrobił przerażone oczy.
   - No to siedź cicho - zaśmiałam się.
   - Takie rzeczy to tylko dla kobiet - wyszczerzył się Isco, a Lola zmroziła go wzrokiem.
   - Ty tam sobie chyba uważaj - Thiago dał mu radę. 
   - Będę musiał - odparł i ucałował żonę w policzek. - Na nas chyba już czas, co? Trzeba spakować wasze rzeczy i lecieć do domu.
    - Ale za niedługo wracamy tu na premierę - uśmiechnęła się blondynka. - I was też na niej widzę! - pogroziła palcem. 
   - Bardzo chętnie! Już chcę zobaczyć twoje gorące sceny - zaśmiał się mój mąż i spojrzał na Isco.
   - Ej, uważaj sobie! - mruknął Isco na żarty. - I nie sprowokujecie mnie już! - zaśmiał się i pocałował w policzek Lolę. 
   - Czyli nie muszę cię uprzedzać, że jest tam scena łóżkowa? - wyszczerzyła się blondynka.
   - Właśnie to chyba zrobiłaś - zaśmiałam się.  
   - Lepiej dla mnie - wzruszyła ramionami.
   - Eeee, ta rozmowa zbacza na zły tor! Wracamy do mieszkania - Isco przewrócił oczami i podał dłoń Thiago. - Dzięki za przypilnowanie dzieci. - zwrócił się do nas. 
   - Właśnie. Wielkie dzięki - dołączyła się Lola i pożegnała się ze mną oraz Thiago. Później nasze dzieci pożegnały się ze sobą i Alarconowie wyszli z naszego domu. Bliźniaki pobiegły na górę, a my z Thiago opadliśmy na kanapę, przytulając się.
   - Jak dobrze, że tak to wszystko się skończyło. - mruknęłam, przymykając powieki. 
   - Chyba cieszysz się bardziej od nich, co?  
   - Kochanie, zawsze byłam optymistką - szepnęłam i zaciągnęłam się jego perfumami. Byłam zmęczona i myślałam, że zaraz tam na nim zasnę. 
   - No tak, tak. A pani to chyba już śpiąca? - od razu to zauważył.
   - Tak troszkę - uśmiechnęłam się. - Położysz później dzieci? - zapytałam i podniosłam się. 
   - Jasne - uśmiechnął się lekko.
   - To idę spać - szepnęłam i wpiłam się w jego usta. - Buziak na dobranoc. - zaśmiałam się. 
   - Dobranoc - wyszeptał i wpatrywał się jak wychodzę z salonu i kieruję się na górę.    

1 komentarz: