niedziela, 8 czerwca 2014

Trzydziesty piąty: To tylko film!

 LOLA

  Podrzuciłam dzieci teściom i udałam się do Warszawy. Rodzice Francisco bardzo ucieszyli się z naszych odwiedzin, bo dawno nie widzieli swoich wnuków. A ich ulubiony wujek Antonio nie mógł się doczekać naszego przyjazdu. Nie lubiłam zostawiać pod opieką kogoś innego, ale sytuacja tego wymagała. Nie mogłam przeprowadzić tej rozmowy z mężem przez telefon, bo wiem jaki byłby tego skutek - kłótnia. A jeśli pojadę tam osobiście to może i na spokojnie wszystko sobie ustalimy. Bo jedno jest pewne: ja nie zrezygnuje z tej roli.
  Na miejscu byłam koło godziny ósmej, ale już o tej porze w Polsce grzało słońce. Całe szczęście, że miałam na sobie obcisłą sukienkę bez ramion, która idealnie podkreślała moje ciało. Niektórzy mi nie wierzyli, że urodziłam już trójkę dzieci, bo figurę miałam taką samą jak dawniej.
Podjechałam taksówką pod ich hotel i weszłam do środka. Na kanapach przy recepcji siedziało kilku piłkarzy.
   - Lola! - usłyszałam krzyk Bartry i skierowałam się w ich stronę.
   - Cześć - przywitałam się z nimi poprzez pocałunek w policzek.
   - A co ty tutaj robisz? Gdzie podziałaś małe Alarcony? - obok pojawił się Alvaro.  
   - Są u dziadków - uśmiechnęłam się lekko i rozejrzałam się dokładnie. - Nie ma z wami Isco?
   - Zapewne jeszcze gramoli się w swoim pokoju. - zaśmiał się Thiago i przytulił mnie na powitanie. 
   - Prawda. Całkiem niedawno zerwał się z łóżka - zarechotał Camacho, który właśnie do nas podszedł. - Miło cię znowu zobaczyć - dodał, przytulając mnie mocno.
   - Więc powiedzcie mi tylko gdzie mam go szukać i uciekam do niego. - uśmiechnęłam się szeroko. 
   - Pokój 222 - wyszczerzył się Ignacio. - Tylko bądźcie tam grzeczni!
   - Nie martw się. Będziemy - puściłam do niego oczko.
   - No to dobrze. - zaśmiał się Marc, a ja im pomachałam i weszłam do windy. Po chwili już kroczyłam długim korytarzem, parząc po wszystkich numerkach, szukając drzwi do pokoju swojego męża. W końcu je znalazłam i zapukałam, ale nie słyszałam żadnej odpowiedzi, więc nacisnęłam na klamkę. Drzwi okazały się otwarte, więc weszłam do środka. 
   - Czy wy zawsze musicie się pakować bez zapowiedzi - usłyszałam jego głos i zobaczyłam, że wychodzi z łazienki naciągając na siebie bokserki. - Lola! - krzyknął, kiedy mnie zauważył. 
   - Cześć, nie wiedziałam, że powita mnie na dole taki orszak, a w pokoju prawie nagi mąż. - zaśmiałam się, a on mnie wtedy przytulił. 
   - Gdybyś powiedziała, że przyjedziesz to nawet bym nie wychodził z łóżka - wyszeptał i wpił się w moje usta. - Hej, ale co ty tutaj robisz? - zapytał po chwili.
   - Stęskniłam się, a poza tym to chciałam pogadać. 
   - O czym? Coś się stało? - zapytał i spojrzał na mnie badawczo. - Z dziećmi wszystko okej?
   - Tak, tak. Są u twoich rodziców. - powiedziałam i usiedliśmy na rogu łóżka. - Chciałam porozmawiać z tobą o tym filmie. 
   - Myślałem, że już o tym rozmawialiśmy. Nie zagrasz - objął mnie ramieniem.
   - Ale ja zmieniłam zdanie - wyszeptałam.
   - Jak to zmieniłaś? Dlaczego? Już o tym mówiliśmy. 
   - Dostałam ten scenariusz i jest naprawdę dobry, a Hektor uparł się, abym to właśnie ja zagrała. Isco, jakoś to wszystko pogodzimy - pogłaskałam go po policzku.               
   - A gdzie miałabyś to grac? - spojrzał na mnie. - I z kim? - dodał, a ja właśnie najbardziej obawiałam się tego pytania. 
   - W Barcelonie przez pół roku - zamknęłam oczy, by nie patrzeć na jego reakcję. - Miałabym grać z Mario. 
   - Ale nie Casasem, prawda? - spojrzał podejrzliwie. 
   - A znasz innego? - zapytałam głupio.
   - Nie! - pokręcił głową. - Nie zagrasz z nim, a poza tym nie chcę żebyś wyjeżdżała na tak długo. 
   - Kochanie, ale zobaczysz, ze to szybko zleci! - wtuliłam się w jego ramię. - Nie bądź od razu taki na nie.      
   - Ale ja nie chcę żebyś z nim grała! 
   - Dlaczego? Bo kiedyś się z nim całowałam?
   - Może i dlatego, ale nie zgadzam się i kropka! Ty będziesz na planie, a co z Marią, Franciscą i Alvaro?! 
   - Maria może zagrać ze mną w filmie, a pozostała dwójka może polecieć tam ze mną. Załatwią dla nich opiekunkę - uśmiechnęłam się lekko.
   - Maria miałaby zagrać? Chyba żartujesz?! 
   - Niby dlaczego? - prychnęłam zła. Zaczynał mnie denerwować tymi pretensjami o wszystko. Nic mu się nie podobało! Kompletnie nic!
   - Bo nie sprzedam swojej córki! Poza tym co, ma sobie biegać i do Casasa jeszcze mówić 'tato'?!
   - To tylko film. Nie rozumiem dlaczego się tak wściekasz.
   - No jasne! - krzyknął i wstał z łóżka. - Zachciało ci się filmu, tak?! Źle ci w domu?!       
   - A może mam dość tego ciągłego siedzenia tam i pichcenia obiadków?!
   - Przez całe sześć lat jakoś nie narzekałaś! Kilka dni temu mówiłaś mi, że jesteś szczęśliwa, a teraz zmieniłaś zdanie! - ciągle krzyczał.
   - Bo chcę tam zagrać. - zawołałam. - Właśnie przez całe sześć lat siedziałam tylko w domu i się wam poświęcałam. Teraz chcę też coś zrobić dla siebie!
   - Ale ja się nie zgadzam.
   - Isco - podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. - To tylko pół roku. Proszę, zgódź się.
   - Lola, ale ja nie chcę żebyś się wyprowadzała i na dodatek zabierała dzieci.
   - Dla mnie to też nie będzie łatwe, ale chce zagrać. To będzie mój ostatni film, obiecuje - mruknęłam cicho. 
   - Lola, nie wiem. Nie podoba mi się ten pomysł. 
   - Może mogłabym sprawić, aby zaczął ci się podobać - wyszeptałam do jego ucha i delikatnie przejechałam dłońmi po jego nagim torsie.
   - Lola... - chwycił za moją dłoń i pocałował mnie w czoło. - Zrozum, pół roku to dużo, a poza tym nie chcę być sam w Anglii. 
   - Przecież i tak ciągle wyjeżdżasz, więc co to za różnica?
   - Zawsze to lepiej wracać do rodziny niż do pustego domu. 
   - Musisz zrozumieć, że nie jestem twoją własnością. Zbyt wiele już poświęciłam - odsunęłam się od niego.
   - Czyli co? Bez względu na to co powiem i tak postawisz na swoim i zabierasz dzieci do Barcelony? 
   - Tak - odpowiedziałam mu. - Chciałam się jakoś z tobą dogadać, ale nie idzie. 
   - Jak widać. I bez mojej zgody Maria też zagra?
   - Ona bardzo się z tego cieszy. Nie będzie grała we wszystkich scenach.
   - No tak, przecież sceny łóżkowe zostawisz dla siebie. - powiedział ironicznie.             
   - Za kogo ty mnie masz?! - krzyknęłam i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Złapał się na bolące miejsce i spojrzał na mnie z wściekłością.
   - Najlepiej już chyba będzie, jeżeli już pójdziesz. - mruknął. 
   - Jak sobie pan życzy - odpowiedziałam zła. Wstałam i z trzaśnięciem drzwi, opuściłam jego pokój. Szłam szybkim krokiem i z trudem próbowałam powstrzymać łzy. 
Zjechałam windą na dół i znów natknęłam na chłopaków, ale miałam nadzieje, że mnie nie zauważą. Nie miałam ochoty tłumaczyć się z łez na moich policzkach. Wyciągnęłam z kopertówki telefon i wybrałam numer przyjaciółki.
   - Lola, kochana. Ty masz pojęcie którą ja tu mam godzinę? - usłyszałam jej zaspany głos. 
   - Przepraszam, zapomniałam! Zadzwonię później - mruknęłam.  
   - Nie i tak już nie śpię. - powiedziała i usłyszałam jak wychodzi na balkon. - Coś się stało? - ziewnęła. 
   - Isco się nie zgodził - usiadłam na ławce niedaleko hotelu i rozpłakałam się na dobre.
   - Lola, błagam! Nie płacz mi tam. Może on to wszystko jeszcze raz przemyśli, co?
   - Wyrzucił mnie z pokoju, wiesz? - zapytałam zapłakana.
   - Idiota! Może powinnam poprosić chłopaków żeby z nim pogadali, co? Przynajmniej Thiago.
   - Cris, dziękuję, ale wiem, że on nie zmieni zdania. Gdybyś go dzisiaj widziała.. - jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach.
   - Nawet nie pytam, bo domyślam się, że bardzo wkurzony. I co zrobisz? Rezygnujesz czy zagrasz?
   - Mam mu pozwolić mnie zamknąć w domu?! Nigdy! Zagram! - odpowiedziałam pewnie.
   - Nie martw się. Pomożemy ci w Barcelonie!
   - Wiem. Ale co ja powiem dzieciom?
   - Nie wiem Lola... Wakacje? To będzie trudne i to nie tylko dla nich.
   - Maria będzie zajęta graniem w filmie. Cieszę się, że będę miała ją przy sobie - uśmiechnęłam sie, wycierając łzy z mokrych policzków. - Oczywiście na to Isco też się nie zgodził.
   - I jakoś mnie to bardzo nie zdziwiło, jeżeli nawet tobie nie pozwolił. Ja za niedługo wracam do domu, więc się zobaczymy.
   - Pomożesz mi poszukać tam jakiegoś mieszkania? Nie możemy mieszkać przez pół roku w hotelu.
   - No pewnie! A poza tym i tak możesz się na razie zatrzymać u nas. Miałabyś wygodniej z dziećmi.
   - Dziećmi zajmą się opiekunki. Hektor o wszystkim pomyślał - powiedziałam i spojrzałam na zegarek. - Cris, ja muszę kończyć. Pogadamy później, ok?
   - Okay, ja wracam do łóżka. To do usłyszenia. - odparła.
Rozłączyłam sie i schowałam telefon do torebki. Spojrzałam jeszcze na hotel i ruszyłam w stronę postoju taksówek. Miałam zamiar polecieć do Manchesteru, spakować się a później odebrać swoje dzieci od teściów.

                                CRISTINA

   Trzy dni po telefonie Loli byłam już z dziećmi w Barcelonie. Rafael i Katina postanowili, że jeszcze trochę tam zostać i poużywać wolności. Po nas na lotnisko przyjechał dziadek moich dzieci - Mazinho. Pomógł mi z walizkami i odwiózł pod sam dom. Zapraszałam go jeszcze na kawę, ale było już w prawdzie późno, a on się gdzieś jeszcze śpieszył. Walizki zostały w przedpokoju, a dzieci dorwały swoje zabawki i zajęły ulubiony kąt w salonie na puchowym dywanie. Mieli chwilę zajęcia, a ja wyszłam przed dom do skrzynki na listy. Nie było nas przez kilka dni, więc do domu przyniosłam cały pęczek. Usiadłam przy niskim, szklanym stoliku, mając przed sobą zajętych Ros i Rafa, więc zaczęłam przeglądać koperty. Reklamy, rachunki, promocje... Jednak ostatni list był zaadresowany do mnie, a na kopercie adres wypisany był ręcznie. Zdziwiłam się i odkleiłam zamknięcie. Najpierw wyjęłam ze środka białą kartkę i ją rozłożyłam. 'Nadal ufasz swojemu mężowi?' - to na niej widniało. Nie wiedziałam o co chodzi, więc zajrzałam jeszcze do tej koperty. W środku było kilka zdjęć. Raniących zdjęć... Na jednym Thiago tańczył z jakąś laską, na drugim się z nią całował, a na kolejnych byli już w sypialni. Zakryłam buzię dłonią i poczułam łzy napływające mi do oczu. Wtedy usłyszałam charakterystyczny dzwonek na internetowym komunikatorze. Spojrzałam na otwarty ekran laptopa i zobaczyłam, że dzwoni Thiago. Dzieci od razu się zerwały, bo zawsze gdy był na zgrupowaniach, dzwonił do nich i rozmawialiśmy przez wideo. Szybko wytarłam łzy by ich nie zauważyli i schowałam zdjęcia.
   - Tata dzwoni?! - zapytali i usadowili się przed ekranem.
   - Tak. - uśmiechnęłam się lekko do nich i zaakceptowałam przychodzące połączenie.
   - Cześć! - po chwili ujrzeliśmy jego uśmiechniętą twarz.
   - Tato! Tęsknimy za tobą! - zawołał Rosario. Ja siedziałam z boku i przyglądałam się moim szczęśliwym dzieciom.
   - Ja za wami też. Jak tam w Brazylii? Podobało się wam? - zapytał.
   - Bardzo! Wujek zabrał nas do wesołego miasteczka, a mama z ciocią poszły wtedy na zakupy! - dorzucił nasz syn.
   - No to się cieszę. Już nie mogę się doczekać aż mnie odwiedzicie - uśmiechnął się szeroko.
   - Mamo, kiedy pojedziemy do taty? - zapytała Rosi.
   - Pomyślimy o tym. - szepnęłam.
   - Może jutro? - zapytał nasz synek.
   - Jutro to za wcześnie. Później, dobrze? - pogłaskałam go po głowie.
   - No dobrze. - mruknął i ziewnął, co po chwili powtórzyła Rosario.
   - Wy chyba jesteście bardzo zmęczeni, co? - uśmiechnął się Thiago.
   - Tak - oboje pokiwali główką.
   - To idźcie na górą, a ja za chwilkę do was przyjdę, dobrze? - zapytałam ich i uśmiechnęłam się lekko. Oboje pożegnali się z Thiago i ruszyli do siebie.
   - Wymęczył ich ten samolot, prawda? - zapytał chłopak, a ja wzięłam laptopa i wyszłam na taras. Nie chciałam żeby dzieci słyszały naszą rozmowę.
   - Racja. - mruknęłam, siadając na drewnianej ławce.
   - Cris? Co się dzieje? - zapytał mnie po chwili ciszy. Nie mogłam nawet na niego patrzeć.
   - Dostałam list. - powiedziałam i wyjęłam z kieszeni białą kopertę, którą pokazałam do kamerki. - Wiesz co w nim jest?
   - Nie, nie mam pojęcia - odpowiedział, wzruszając ramionami.
   - Coś takiego... - zacisnęłam wargi i wyjęłam zdjęcia, kolejno mu je prezentując.
Patrzył na nie zszokowanym wzrokiem jakby nie wierzył, ze to mam.
   - Cristina, to nie tak jak myślisz.
   - Wiesz, twoja słowa są teraz nic nie warte - zaśmiałam się. - Jak długo to trwa?
   - Cris, proszę cię... Wysłuchaj mnie. - mówił, a ja zakryłam twarz w dłoniach. - Proszę cię, nie płacz!
    - A co, mam się cieszyć z faktu, że mój facet, który od prawie pięciu lat jest moim mężem, mnie zdradza?! - zakpiłam. - Pytałam jak długo robisz ze mnie idiotkę?!
   - Od końca kwietnia. Ale Cris, ja ci to wszystko wytłumaczę!
   - Ja już cię nie chcę słuchać! - spojrzałam na ekran. Byłam już cała we łzach.
   - Ja cię kocham, Cristina. Ta dziewczyna nic dla mnie nie znaczy, nawet nie znam jej imienia!
   - Aha! No to jeszcze lepiej! - zawołałam i wypuściłam powietrze z płuc. - Skąd mam wiedzieć, że teraz też mnie nie okłamujesz?!
   - Tak to my się nie dogadamy - westchnął i spojrzał na mnie. - Cris, przyleć do mnie. Proszę, musimy pogadać.
   - My już nic nie musimy - odparłam szybko.
   - Proszę cię! Jeżeli nie dla mnie to dla dzieci, ale proszę, chcę żebyście tu byli!
   - Zastanowię się.
   - Dzięki. - przełknął ślinę. - Chcę z tobą porozmawiać na spokojnie.
   - To do zobaczenia - mruknęłam i się rozłączyłam. Spojrzałam jeszcze raz na te zdjęcia i się rozpłakałam. Przed naszą rozmową miałam jeszcze nadzieje, że to jakaś przeróbka i wszystko wróci do normy, ale niestety tak nie było. Thiago mnie zdradził.
  Wytarłam łzy i wyszłam na górę by zobaczyć co u dzieci. Na szczęście już spali, ale się nie dziwię, bo podróż była męcząca. Ja też muszę się już położyć i najlepiej o wszystkim zapomnieć. Rano muszę się jakoś spotkać z Lolą, która jest już w Katalonii. Muszę się komuś wygadać.
   Rano od razu umówiłam się z Lolą, że ma do nas wpaść z dzieciakami. Ja starałam się przy dzieciach nie myśleć o Thiago, próbowałam się ciągle do nich uśmiechać. To było trudne, bo co chwila mówili coś o swoim ojcu. Koło południa zadzwonił dzwonek, więc dzieci pierwsze ustawiły się pod drzwiami, czekając aż je w końcu otworzę. Zaśmiałam się cicho i wpuściłam do środka naszych gości. Maria i Alvaro od razu pobiegli za moimi pociechami się bawić, a ja z Lolą poszłyśmy do kuchni, blondynka odstawiła nosidło ze śpiącą Franciscą na blat stołu i dopiero wtedy mogłyśmy się przywitać. Mocno ją przytuliłam, ale przez to łzy napłynęły mi do oczu, bo znów pomyślałam o zdradzie swojego męża.      
   - Hej, co się stało? - zapytała, patrząc na mnie.
   - Boję się, że to już koniec mojego beztroskiego małżeństwa. - spuściłam głowę.
   - Ale jak to? Pokłóciłaś się z Thiago?
   - Pokłóciłam to chyba mało powiedziane. - prychnęłam, odgarniając swoje włosy. - Zdradza mnie. 
   - Chyba żartujesz? - zapytała zszokowana. - Przecież Thiago taki nie jest!
   - A jednak. - usiadłam na krześle, wycierając łzy z policzków. - Dostałam zdjęcia, a gdy mu o tym powiedziałam to nie zaprzeczył im! 
   - Co za palant! - zamachała rękami. - Pieprzony dupek!
   - I ciągle upierał się przy słowach, że nie mnie kocha! Lola, ja już chyba nie będę w stanie mu w nic uwierzyć. 
   - Kochana - podeszła do mnie i mocno przytuliła. - To ciężka sytuacja, ale macie dzieci i to właśnie dla nich powinnaś z nim poważnie porozmawiać. Może da się to jakoś wytłumaczyć?
   - Tak czy siak już obiecałam dzieciom, że do niego polecimy, więc nie mogę się z tego wykręcić, ale nie wiem czy chcę go na razie słuchać. 
   - Ale musisz. Mam polecieć z tobą?
   - I tak przecież Isco na pewno chce się spotkać z dziećmi, ale tak chcę żebyś tam ze mną była. 
   - Chcieć to on sobie może dużo - prychnęła zła. - To polecimy razem - posłała mi lekki uśmiech.
   - Boję się tego spotkania i rozmowy. Ja już nawet nie potrafię mu spojrzeć w twarz. Gdy wczoraj z nim rozmawiałam, to nawet nie patrzyłam na ekran. - znów poczułam łzy w oczach. 
   - Nawet trudno mi sobie wyobrazić jak się teraz czujesz - westchnęła cicho. - Jak on mógł? No jak?!                
   - Też w to nie mogłam uwierzyć, ale to potwierdził! - zawołałam. - Myślałam, że jest wszystko dobrze pomiędzy nami, ale nie było, a ja nic nie zauważyłam. Czuję się jak ostatnia kretynka.  
   - To nie jest twoja wina, Cris! To on cię zdradził, a nie ty jego.
   - Jakiś do tego powód miał... - prychnęłam. - Nie wiem jak to teraz będzie. 
   - Wszystkiego się dowiesz, jak tylko pogadacie. Kiedy chcesz lecieć?
   - Dzieci najchętniej to już by tam chciały być, ale ja nie chcę go zobaczyć na razie. - spojrzałam w okno. - Nie, ja nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć. - schowałam twarz w dłoniach. 
   - Hej, Cris - poczułam na swoim ramieniu jej dłoń. - Musisz być teraz silna.
   - Nie chcę żeby dzieci widziały, że coś jest nie tak. - wytarłam łzy i westchnęłam, wstając z miejsca. - Chcesz może kawy albo herbaty? 
   - Nie, piłam w hotelu - uśmiechnęła się lekko.
   - Okay. - wytarłam oczy chusteczką. - Wracajmy może do dzieci.  
   - Dobrze - mruknęła i zabrała ze stołu nosidełko. - Zaraz obudzi się moja najmłodsza pociecha i nie będzie już tak spokojnie - zaśmiała się.
   - Dawno jej nie widziałam, więc spokojnie, ja już się nią zajmę. - uśmiechnęłam się lekko i usiadłyśmy w salonie. 
   - Ostatnio zrobiła się bardzo marudna. Nie wiem co jej się stało - wzruszyła ramionami i spojrzała na bawiące się dzieci. 
   - Może to przez to, że nie ma Isco? - zapytałam i spojrzałam na czwórkę dzieciaków. - A właśnie, jak z tym filmem? 
   - Zaczynamy w przyszłym tygodniu. Hektor postanowił wszystko przyśpieszyć - uśmiechnęła się szeroko. - Jutro doleci reszta aktorów.
   - Cieszysz się? A jak Maria? 
   - Oczywiście, że się cieszę! Maria też. Spodobało jej się na planie - spojrzała na nią. - Będzie gwiazdą! - dodała ze śmiechem.
   - Po mamusi. Cieszę się, że wracasz do gry, bo w kinie brakuje twojej twarzy. - wyszczerzyłam się. 
   - Sześć lat to jednak dużo, ale rozmawiałam już z Mario i powiedział, że mi pomoże.  
   - To dobrze. - odparłam i znów spojrzałam na dzieci. Mój syn siedział niedaleko Marii i co chwile na nią zerkał. - Matko i pomyśleć, że mój syn już się zauroczy w wieku sześciu lat! 
   - Jak to? W kim? - zaśmiała się blondynka.
   - No możliwe, że w przyszłości będziemy rodziną. - wskazałam na nich. 
   - Maria nic mi się nie pochwaliła!
   - Mój mały Alcantara to dobra partia. - zaśmiałam się i puściłam do niej oczko. 
   - To mam już planować ślub? - zapytała ze śmiechem.
   - Czemu nie? - uśmiechnęłam się. - Poczekamy jeszcze kilka lat i zobaczymy. 
   - Byłoby fajnie. Przynajmniej byśmy akceptowali ich związek - pokazał mi język.            
   - Byśmy były najbardziej lajtowymi teściowymi. 
   - Racja! - pokiwała głową i wzięła na ręce Alvaro, który do nas przydreptał. - Wygląda jak Isco, prawda? - spojrzała na niego.
   - Cały tatuś. - uśmiechnęłam się. - Fran w końcu jest twoją kopią. 
   - Udało się za trzecim razem - uśmiechnęła się szeroko. 
   - No tak.
   - Wasze dzieci są istną mieszkanką. - zaśmiała się. 
   - To prawda. Ale chyba więcej mają z rodziny Thiago.
   - W szczególności Rafael, co? - spojrzała na małego. 
   - Nawet imię ma po wujku - roześmiałam się.
  Faktycznie Rafa odziedziczył swój charakterek po wujku, ale wyglądał jak taki mały Thiago. Rosi trochę przypominała mnie i trochę babcię Valerię. To takie moje dwa skarby, które muszę chronić przed wszystkim. Nie chcę też by dowiedziały się jakoś o tym, że pomiędzy mną i ich ojcem się psuje.

1 komentarz:

  1. O jaaaaa, niespodziewałabym sie tego po Thiago ;o Jak on mógł!
    No i zazdrosny jak zawsze Isco -.- Szkoda mi dziewczyn.. Oby wszystko sie ułożyło ;)

    OdpowiedzUsuń