CRISTINA
Druga połowa się rozpoczęła,
a dzieci nadal twardo się trzymały. Maria, Raf, Rosario i Bruno
wpatrywali się w murawę, a Alvaro siedział na kolanach swojego
wujka. Bardzo cieszył mnie ten gol, który strzelił Thiago, bo
przecież miał nie grać, a w tym momencie to co tam wyczynia jest
nie do opowiedzenia. Na drugie czterdzieści pięć minut wychodził
z szerokim uśmiechem na twarzy.
Minęło może pięć minut
połowy, kiedy piłka była podawana od piłkarza do piłkarza na
środku boiska. Isco podał piłkę do przodu, a tam znajdował się
właśnie Thiago, który popędził z nią pod samą bramkę i
pokonał niemieckiego goalkeepera. Hiszpańskie sektory powstały,
krzycząc, ciesząc się i skacząc. Największą radochę i tak
miały dzieciaki, które głośno krzyczały.
- Cris, zaraz się okaże, że twój
mąż zostanie najlepszym piłkarzem meczu! - zaśmiał się
Antonio.
- Dokładnie! Thiago dziś jest
fantastyczny! - wtórowała mu Lola.
- Pracuje na hattricka. - wyszczerzył
się Alarcon. - Piłka mu się pewnie spodobała!
- Ty lepiej pilnuj Alvaro -
powiedziałam, bo mały właśnie wygramolił się z jego kolan.
- A co ja, niańka? - pokręcił głową
i zajął się bratankiem.
- Nie marudź, co? - wyszczerzyła się.
- A wy się lubicie kłócić! - zaśmiałam się.
- Nie marudź, co? - wyszczerzyła się.
- A wy się lubicie kłócić! - zaśmiałam się.
- Oni obydwoje lubią się ze mną
kłócić - Lola pokręciła głową i zaśmiała się cicho. - Ale
za to ich kocham - dodała szeptem.
- Co ty z nimi masz... - pokręciłam
głową i spojrzałam na murawę. Przy linii bocznej przygotowywał
się Sergi Roberto, czyli to znak że Thiago ma zejść. To było
pewne, że trener nie da mu zagrać całego meczu po drobnej, bo
drobnej, ale kontuzji. Znów zaczęło się tłoczyć przy bramce
Niemców, byli tam praktycznie wszyscy. Piłka była ponad ich
głowami, a Thiago do niej wyskoczył i wbił ją główką.
- Cris, widziałaś to?! Znowu Thiago!
- krzyczała podekscytowana blondynka.
- Widzę! - skakałam razem z innymi w
loży, a już nie mówiąc o dzieciach, które odgrywały jakiś
dziki taniec, a oczywiście były prowadzone przez najstarszego
Bruno. Szeroko uśmiechnięta spojrzałam na murawę, gdzie Thiago
podnosił się z trawy po oblężeniu kolegów. Ciągle patrzył się
w naszą stronę.
- Te bramki były na pewno dla was -
wyszeptała mi do ucha Lola.
- Stara się. - mruknęłam pod nosem i
ją przytuliłam. Przecież wiedziałam, że Thiago jest wspaniałym
facetem, ale od tak nie wybaczę mu tego co zrobił. Od razu nie
będzie dobrze, bo ja mam ciągle przed oczami te pieprzone zdjęcia.
Słyszałam tylko głośne oklaski, które były skierowane w stronę
Thiago, który miał zejść.
- Zobacz jakie bliźniaki są
szczęśliwie - wskazała na dzieci, które uśmiechały się szeroko
i właśnie machały w stronę ławki rezerwowych, gdzie skierował
się ich ojciec.
- I to jest najważniejsze, nie? -
usiadłyśmy, a do mnie właśnie podbiegła Rosario i wgramoliła
się na moje kolana.
- Mamo, tata strzelił trzy gole! - uśmiechała się.
- Mamo, tata strzelił trzy gole! - uśmiechała się.
- Wiem, widziałam. Cieszycie się
prawda? - zapytałam z szerokim uśmiechem na ustach.
- Bardzo! - zaśmiała się. - A może
tata nie pojedzie do Madrytu, tylko zostanie w domu? - zapytała
prosząco.
- Wiesz, że to nie zależy ode mnie, co? - przytuliłam ją.
- Wiesz, że to nie zależy ode mnie, co? - przytuliłam ją.
- Tatuś pojedzie do Madrytu tylko na
jeden dzień, a później będzie tylko wasz - powiedziała do niej
Lola.
- Ale ma szybko wrócić! - krzyknęła
i zeskoczyła z kolan, wracając do reszty.
- Nie potrafią przeżyć bez niego
jednego dnia, co? - zapytała mnie przyjaciółka.
- Bardzo go kochają. - uśmiechnęłam
się.
- Ty też, co?
- I chyba to jest w tym najtrudniejsze. - skinęłam głową.
- Ty też, co?
- I chyba to jest w tym najtrudniejsze. - skinęłam głową.
- Może ta dziewczyna rzeczywiście nic
dla niego nie znaczyła? Cris, jeśli się kochacie to musicie
walczyć o to uczucie - posłała mi lekki uśmiech.
- Ja wiem... - mruknęłam. - Ale w tym
momencie nie potrafię.
- Może na Ibizie odżyją dawne
wspomnienia i wszystko się zmieni? - zapytała i nagle poskoczyła,
bo Hiszpanie strzelili kolejną bramkę.
- A narzekałaś na Isco! - zaśmiałam
się i spojrzałam na Alvarito, który podniósł rączki do góry i
szeroko się uśmiechał, oczywiście pod wodzą swojego wujka. - Nie
wiem co będzie na Ibizie, nie wiem co będzie gdy wróci do domu.
- Bo gra fatalnie, a teraz mu się po
prostu udało - zaśmiała się i spojrzała na mnie. - Wszystko
będzie dobrze, tylko potrzebujesz czasu. Jestem pewna, że jeszcze
będziecie razem szczęśliwi.
- Nie mówmy o tym, co? - uśmiechnęłam
się lekko i sama spojrzałam na hiszpańską ławkę.
- Jak chcesz - wzruszyła ramionami i
wzięła na ręce małą Franciscę, która grzecznie siedziała w
nosidełku. Niedługo przed zakończeniem meczu, Niemcy strzelili
honorowego gola, po gwizdku zaczęła się istna fala szczęścia.
Chłopcy szybko pobiegli się przebrać i po chwili wrócili, by
odebrać puchar i wziąć dzieciaki na boisko.
Było już późno, kiedy
staliśmy na korytarzu i z moimi oraz rodzicami Thiago czekaliśmy na
niego. Lola stała nieopodal z Alarconami i czekali na Isco. W końcu
zobaczyliśmy chłopaków w dresach, każdy ze swoją torbą i z
uśmiechem na ustach. Każdy z nich rozszedł się do czekającej
rodziny. Do Thiago wybiegły nasze dzieci oraz Bruno, a Rafael od
razu złapał w dłonie podpisaną piłkę z finału. Podszedł do
naszej grupki.
- Gratulacje, braciszku! - wyszczerzył
się Rafinha i zaczął go ściskać. Wtedy już poszło po sznurku,
a na jego końcu stałam ja. Lekko się uśmiechnął i do mnie
podszedł. Spojrzałam na niego, ciągle się uśmiechając. Mocno
mnie przytulił i zaczął się kręcić.
- Byłeś świetny. - szepnęłam mu na
ucho.
- Dziękuje - odpowiedział mi szeptem
i ciągle trzymał w swoich ramionach.
- Wracamy już do domu? - zapytała
Ros, ciągnąc mnie za koszulkę. Puściłam wtedy Thiago i
spojrzałam na córkę. - Spać mi się chce. - przytuliła się do
nogi swojego ojca.
- Dobrze - Thiago zabrał ją na ręce
i pogłaskał po główce. - Tata może spędzić noc w domu, bo
jutro z samego rana musi polecieć do Madrytu.
- A opowiesz mi bajkę? - mruknęła
cicho.
- No pewnie. - odgarnął jej grzywkę.
- No pewnie. - odgarnął jej grzywkę.
- No to chodźcie do samochodu -
powiedziałam i chwyciłam naszego syna za dłoń. Rodzice oraz brat
Thiago również udali się na parking. Wróciliśmy do domu.
Myśleliśmy, że moi rodzice jeszcze zostaną, ale oni prosto po
meczu pojechali na lotnisko. Thiago od razu poszedł z dziećmi na
górę, a ja do łazienki. Gdy z niej wyszłam zajrzałam do pokoju
dzieci, którzy jeszcze spali razem. Za niedługo pewnie będziemy
musieli zrobić remont i każde z nich dostanie osobny. Tliła się
mała lampka pomiędzy łóżkami dzieciaków. Thiago zasnął,
przytulając do siebie śpiącą Ros. Raf też już słodko spał na
swoim łóżeczku. Sięgnęłam po koc, leżący na krześle i
okryłam nim swojego męża, a dzieci pocałowałam w czoło.
Zgasiłam lampkę i wróciłam do sypialni.
ISCO
Najpierw spotkanie z królem Hiszpanii,
a następnie fiesta w stolicy. Wszyscy byliśmy zmęczeni i szczerze
mówiąc to mieliśmy dość celebracji tytułu. Oczywiście wszyscy
byliśmy szczęśliwi, że go zdobyliśmy, ale zmęczenie dawało o
sobie znać. Każde z nas rozjechało się do domów na zasłużony
odpoczynek. Ja wybrałem się do Barcelony, bo dziś dziewczyny miał
pierwszy dzień zdjęć. Chciałem im towarzyszyć na planie i
zobaczyć jak im idzie. Lola o niczym nie wiedziała, bo miała być
to niespodzianka. Zostawiłem swoje rzeczy w jej mieszkaniu, bo była
tam opiekunka z Alvaro oraz Fran i taksówką podjechałem na plan.
- Isco, co ty tu robisz? - usłyszałem,
gdy tylko się tam pojawiłem. Odwróciłem się i zobaczyłem swoją
żoną.
- Przyjechałem was zobaczyć -
podszedłem do niej i złożyłem na jej ustach krótki pocałunek.
- Tata! - usłyszałem i po chwili była
przy nas nasza najstarsza córka.
- Cześć, skarbie! - porwałem ją w
swoje ramiona i mocno przytuliłem. - Jak ci się tutaj podoba? -
zapytałem ją po chwili.
- Jest fajnie! - odpowiedziała uśmiechnięta.
- Jest fajnie! - odpowiedziała uśmiechnięta.
- No to super. - pocałowałem ją w
policzek.
- Jak pierwszy dzień? - spojrzałem na Lolę.
- Jak pierwszy dzień? - spojrzałem na Lolę.
- Jest ciężko, ale teraz mamy akurat
przerwę. Chcesz coś do picia?
- Nie. Chce tylko popatrzeć na moje dziewczyny - puściłem do niej oczko.
- Nie. Chce tylko popatrzeć na moje dziewczyny - puściłem do niej oczko.
- No to chwilę poczekasz, bo zaczynamy
za piętnaście minut. - uśmiechnęła się.
- Lola, reżyser cię woła - obok nas
pojawił się szatyn. Moja żona uśmiechnęła się do mnie
przepraszająco i na chwilę odeszła. Szatyn spojrzał się na mnie
i wyciągnął do mnie dłoń.
- Paco - powiedział.
- Paco - powiedział.
- Isco. - uścisnąłem jego dłoń.
- Radosna z odwiedzin taty? - chłopak zwrócił się do Marii.
- Radosna z odwiedzin taty? - chłopak zwrócił się do Marii.
- Bardzo! - krzyknęła radośnie i
wtuliła się w moje ramie.
- Jesteś aktorem? - zapytałem Paco, a on zaśmiał się cicho.
- Nie, nie jestem taki utalentowany. Pomagam przy sprzęcie.
- Jesteś aktorem? - zapytałem Paco, a on zaśmiał się cicho.
- Nie, nie jestem taki utalentowany. Pomagam przy sprzęcie.
- Rozumiem. - odparłem.
- Tato, a może pokaże ci plan? - zaproponowała Maria.
- Tato, a może pokaże ci plan? - zaproponowała Maria.
- Mogę was oprowadzić - powiedział i
spojrzał na mnie. - Nie sądziłem, że Lola wróci do Hiszpanii.
Zawsze marzyła o karierze aktorki w Stanach - dodał po chwili.
Zmarszczyłem czoło, bo wydawało mi się, że się znają.
- To wy się znacie? - zapytałem.
- To wy się znacie? - zapytałem.
- No tak, już od bardzo dłuższego
czasu. Lola pewnie o mnie nie mówiła, ale się nie dziwię. -
mrukną. Paco? Czyżby to był ten sam Paco?!
- Wspominała o jednym Paco i lepiej,
abym go nie spotkał - syknąłem w jego stronę.
- Jestem! - nagle pojawiła się Lola,
a ten Paco jakby stał zmieszany.
- Dzięki za przypilnowanie mojego męża
- zwróciła się do niego, a ten odszedł bez słowa pożegnania.
No, to już wiem co to jest za Paco! Ma szczęście, że byłem z
Marią, bo inaczej to byśmy tak miło nie rozmawiali.
- Lola, czy to jest ten Paco? - spojrzałem na nią.
- Lola, czy to jest ten Paco? - spojrzałem na nią.
- Tak Isco, to ten sam. - odpowiedziała
bardzo spokojnie. - Zadowolony?
- Zadowolony. - mruknąłem i
przelotnie pocałowałem ją. - To co robimy? - zwróciłem się do
córki.
- Chodźmy na plac!
- Jest niedaleko - mruknęła Lola i ruszyła w stronę wyjścia. - Obok jest lodziarnia, więc możemy wstąpić.
- Jest niedaleko - mruknęła Lola i ruszyła w stronę wyjścia. - Obok jest lodziarnia, więc możemy wstąpić.
- Okay. - kiwnąłem głową i jeszcze
odwróciłem się, spojrzałem jeszcze w stronę tego całego Paco,
który rozwijał niedaleko kable.
- Wiesz, że wszyscy mnie o ciebie
wypytują? - zapytała mnie Lola i złapała moją dłoń. - Wszyscy
są ciekawi jak wyrwałam takie ciasteczko!
- Tata to ciasteczko? - zapytała nas nasza córeczka, a ja zaśmiałem się cicho.
- Tak! Czekoladowe - Lola oblizała usta.
- Tata to ciasteczko? - zapytała nas nasza córeczka, a ja zaśmiałem się cicho.
- Tak! Czekoladowe - Lola oblizała usta.
- Ja też chce takie ciasteczko! -
zawołała.
- Mam dzwonić po młodego Alcantare? - wyszczerzyłem się.
- Mam dzwonić po młodego Alcantare? - wyszczerzyłem się.
- Hej! Ona jest jeszcze za mała na
chłopaka! - wtrąciła się Lola.
- Pójdę na ślizgawkę - powiedziała Maria i po chwili biegła już w stronę placu.
- Pójdę na ślizgawkę - powiedziała Maria i po chwili biegła już w stronę placu.
- Ale ja ci mówię, to może w
przyszłości wypalić. Maria i Rafa! - zaśmiałem się i objąłem
ją w pasie.
- Przecież to jeszcze dzieci -
zaśmiała się. - Chociaż nie wiem co może wyniknąć, jeśli
polecą na Ibize.
- Będę musiał wykupić wszystkie jachty - wyszczerzyłem się.
- Będę musiał wykupić wszystkie jachty - wyszczerzyłem się.
- Bo pewnie moja córka poleci od razu
w ramiona Alcantary? - zaśmiała się.
- Jeśli wda się w mamusię -
wyszeptałem jej do ucha i skradłem całusa w policzek. - Po prostu
wszyscy wiemy gdzie straciłaś dziewictwo - dodałem, a ona się
zaczerwieniła.
- No wiesz co? - wtuliła się w moje
ramię. - Jak przypomnę sobie czyn Bartry to mam go ochotę
rozszarpać.
- Zostaw głupka w spokoju. - zacząłem się śmiać.
- Zostaw głupka w spokoju. - zacząłem się śmiać.
- No ale jak? To chyba już wszyscy
nasi znajomi widzieli! - jęknęła.
- Ciesz się, że Antonio nie widział!
- Ciesz się, że Antonio nie widział!
- No i mam nadzieję, że nie zobaczy.
- mruknęła i spojrzała na mnie podejrzliwie.
- Ja mu na pewno nie pokażę -
uśmiechnąłem się szeroko i po chwili wpiłem się w jej usta.
Nasze języki połączyły się w tańcu i nie mogliśmy się od
siebie oderwać.
- Fuuuuuuj! - usłyszeliśmy krzyk naszej córki.
- Fuuuuuuj! - usłyszeliśmy krzyk naszej córki.
- No widzisz tatusiu? Fuj! - zaśmiała
się Lola. - Czyli jeszcze nie swataj ją z nikim. - pokazała mi
język.
- Bo ona nie wie co dobre - zaśmiałem
się.
- Kiedyś się przekona. - wyszczerzyła
się i teraz ona wpiła się w moje usta. - Byle nie za wcześnie, bo
jeżeli Rafa wdał się Rafe to trzeba będzie jej pilnować. -
śmiała się.
- Już ja się tym zajmę. Będę
pilnował i ją i Franciscę - wypiąłem dumnie pierś.
- Typowy tatuś. - przewróciła
oczami.
- To normalne, że martwię się o
swoje dziewczyny. Gorzej jak będę miał jeszcze jedną córką, bo
wtedy nie dam rady z ich pilnowaniem - zaśmiałem się cicho, a ona
zmroziła mnie wzrokiem.
- I nie będziesz miał więcej! Synów
też. - syknęła. - Trójka wystarczy. - kiwnęła głowa.
- No ale jak to? Tylko trójka dzieci?
- zapytałem.
- Tylko? - prychnęła. - To dużo!
- Tylko? - prychnęła. - To dużo!
- Eeee, wcale nie. - droczyłem się z
nią.
- Isco, nawet nie próbuj nic kombinować, okay?
- Isco, nawet nie próbuj nic kombinować, okay?
- Nie chcesz mieć już ze mną dzieci?
- zrobiłem smutną minkę i przytuliłem ją.
- To nie o to chodzi, ale mamy już ich
trójkę.
- No ale jak się zdarzy no to nic nie
zrobimy - westchnąłem ramionami.
- Od dziś masz szlaban na seks!
- Od dziś masz szlaban na seks!
- I tak będę miał! - mruknąłem.
- Na pewno nie ze mną - pokazała mi
język.
- Ranisz! - prychnąłem. - Przecież
nie znajdę sobie tam jakiejś dziewczyny, nie?
- Obyś był grzeczny, bo chce mieć
gdzie wracać - wyszeptała i spojrzała w moje oczy. - Nie
przeżyłabym twojej zdrady - powiedziała całkiem serio.
- Nie masz się o co martwić. -
usiedliśmy, a ja złapałem jej dłoń. - Zawsze będzie dobrze. -
pocałowałem jej wierzch, patrząc w jej niebieskie tęczówki.
- Cieszy mnie to - uśmiechnęła się
szeroko. - Mam cudownego męża i trójkę wspaniałych dzieci. Czego
chcieć więcej?
- Może więcej seksu - mruknąłem jej do ucha za co oberwałem w głowę.
- Może więcej seksu - mruknąłem jej do ucha za co oberwałem w głowę.
- Chyba nawet lepiej, że ja tu
zostaję, a ty wracasz do Anglii. - powiedziała pewnie.
- Hej, ale mogę zostać na noc.
Mogłabyś mi pogratulować wygrania Euro - uśmiechnąłem się
cwanie.
- Już to zrobiłam. Mało ci?
- Jak zawsze! - cmoknąłem ją w nos.
- Już to zrobiłam. Mało ci?
- Jak zawsze! - cmoknąłem ją w nos.
- Ale jeśli chcesz to możesz zostać
na noc. Uwielbiam zasypiać w twoich ramionach - pogłaskała mój
zarośnięty policzek i potarłam swoim nosem o mój.
- Jeszcze się pytasz? - zaśmiałem
się. - Oczywiście, że zostanę.
- To cudownie. Dzieci się ucieszą -
powiedziała i spojrzała w stronę Marii, która zjeżdżała na
ślizgawce. Spojrzała się w naszą stronę i pokiwała nam.
- I muszę się z nimi wybawić jak
najdłużej, bo później będę bardzo, bardzo tęsknił!
- Alvaro zabierasz ze sobą - mruknęła
cicho.
- Tak. Ale później dolecicie do nas, prawda?
- Oczywiście - odparła i wtuliła się w moje ramię.
Na placu spędziliśmy jeszcze kilka minut i wróciliśmy na plan. Dziewczyny sobie świetnie radziły, co mnie bardzo ucieszyło. Chciałem, by im wyszło i by były z tego zadowolone.
- Tak. Ale później dolecicie do nas, prawda?
- Oczywiście - odparła i wtuliła się w moje ramię.
Na placu spędziliśmy jeszcze kilka minut i wróciliśmy na plan. Dziewczyny sobie świetnie radziły, co mnie bardzo ucieszyło. Chciałem, by im wyszło i by były z tego zadowolone.
CRISTINA
Wczoraj tak nagle dostaliśmy
telefon od Thaisy, że mamy się wstawić na niedzielny obiad, bo
przy okazji ma przedstawić wszystkim jakiegoś swojego chłopaka.
Thiago od razu zaczął się zastanawiać co to może być za
chłopak, bo w końcu był tym starszym bratem.
Nie lubiłam się stroić, ale
przy tej okazji chyba trzeba było. Wybrałam czarną sukienkę z
czerwonym paskiem i do tego czerwone szpilki. Zajrzałam jeszcze do
dzieciaków, które także już wystrojone czekały na nas w swoim
pokoju. Rosario miała na sobie białą sukienkę, a Rafael jasną
koszulę i jeansy. W torbie i tak miałam dla nich luźniejsze
ubrania, bo wiadomo jak to z dziećmi. Wyszliśmy z ich pokoju i
akurat natchnęliśmy się na Thiago, który wychodził z naszej
sypialni. Był ubrany w ciemne jeansy i czarną koszulę z
podwiniętymi rękawami.
- Ulala, jak wy wszyscy pięknie
wyglądacie. - zaśmiał się. - Czyli możemy już jechać? -
zapytał.
- Tak. Już możemy - odpowiedziałam i
uśmiechnęłam się lekko. Skierowaliśmy się wszyscy do samochodu.
Dzieciaki usiadły z tyłu, przypięte pasami, a ja zajęłam miejsce
obok kierowcy. Po niedługim czasie Thiago parkował już samochód
pod domem jego matki, gdzie auta mojego teścia i Rafaela już były
na podjeździe. Weszliśmy do domu i przywitaliśmy się ze
wszystkimi. Tylko jeszcze właśnie nie zarejestrowaliśmy obecności
Thaisy i tego jej domniemanego chłopaka.
- Fajnie, że już jesteście. - uśmiechała się Valeria. - Thaisa dzwoniła przed chwilą i mówiła, że będą za jakieś dwadzieścia minut.
- Fajnie, że już jesteście. - uśmiechała się Valeria. - Thaisa dzwoniła przed chwilą i mówiła, że będą za jakieś dwadzieścia minut.
- A o co chodzi z tym całym obiadkiem?
- zapytał Rafael i usiadł razem z ciężarną narzeczoną przy
stole.
- Twoja siostra go wymyśliła, bo
chciała nam wszystkim przedstawić tego chłopaka przy okazji innej
uroczystości, nie? - Joan spojrzał na najstarszego syna swojej
żony. Wiedziałam, że dziś jest nasza rocznica ślubu, ale od rana
ani ja, ani Thiago nic o tym nie wspominaliśmy. Dwa dni temu zasnął
u dzieci, a wczoraj spał w drugim pokoju. Z rana przybiegła do mnie
Rosario i zapytała, czemu tata nie spał ze mną. On szybko
odpowiedział, że oglądał telewizje do późna i nie chciał mnie
obudzić, więc położył się w gościnnym. To wszystko było
chore, ale później powiedziałam mężowi, żeby normalnie spał w
sypialni. Tak jak wtedy w hotelu w Warszawie.
- Prawda - mruknął Thiago i spojrzał
się na mnie. - Ale my będziemy świętować w domu, prawda?
- Tak - uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak - uśmiechnęłam się szeroko.
- A to nie wnikamy. - wyszczerzył się
Raf, a Kat tylko pokręciła głową.
- Jestem! - usłyszeliśmy głos
siostry mojego męża, która po chwili pojawiła się w jadalni z
wysokim brunetem.
- Dzień dobry. - powiedział niepewnie
jej towarzysz, trzymając w dłoni bukiet kwiatów.
- To jest Roque. - oznajmiła Thaisa, a pierwsza do nich podeszła Valeria. - To właśnie moja mama. - powiedziała, a on najpierw ucałował wierzch jej dłoni, a później podarował bukiet. Później wstał do nich Mazinho i dalej poszło jak z płatka, po kolei.
- Szarmancki. - zaśmiałam się do szwagierki, gdy ten każdej z obecnych dziewczyn ucałował dłoń, nawet mojej Rosario.
- To jest Roque. - oznajmiła Thaisa, a pierwsza do nich podeszła Valeria. - To właśnie moja mama. - powiedziała, a on najpierw ucałował wierzch jej dłoni, a później podarował bukiet. Później wstał do nich Mazinho i dalej poszło jak z płatka, po kolei.
- Szarmancki. - zaśmiałam się do szwagierki, gdy ten każdej z obecnych dziewczyn ucałował dłoń, nawet mojej Rosario.
- Wiedziałam kogo brałam - zaśmiała
się cicho i wszyscy zasiedli przy stole.
- Tak, więc Roque, uczysz się jeszcze
czy może pracujesz? - zaczął teść.
- Tato, daj mu spokój. - zaśmiał się Thiago.
- No co? Ciekawy jestem, bo w końcu chłopak jest z moją córką. - odparł od razu.
- Tato, daj mu spokój. - zaśmiał się Thiago.
- No co? Ciekawy jestem, bo w końcu chłopak jest z moją córką. - odparł od razu.
- Pracuje w kancelarii ojca. Niedawno
skończyłem prawo - odpowiedział spokojnie brunet.
- Dziewczyno, gdzieś ty takiego
wytrzasnęła? - zaśmiał się Rafael, spoglądając na młodszą
siostrę.
- Właśnie, jak się poznaliście?
- Na meczu, okazało się, że moja kuzynka gra w drużynie razem z Thaisą. - uśmiechnął się chłopak.
- Właśnie, jak się poznaliście?
- Na meczu, okazało się, że moja kuzynka gra w drużynie razem z Thaisą. - uśmiechnął się chłopak.
- Lubisz sport? - zapytał go od razu
mój mąż. Roque skinął głową na znak potwierdzenia i zaczęli
temat piłki nożnej. On, Thiago, Rafa i Mazinho oraz Joan nie mogli
przestać nadawać o FC Barcelonie.
- Panowie, nie macie innych tematów? -
Valeria przewróciła oczami, wstając i zaczynając zbierać
talerze.
- Mamo, nie narzekaj - jęknął Rafa.
- Po prostu wybyliście wszyscy z domu
to nie ma kto nawijać, więc się odzwyczaiłam. - pokręciła
głową.
- Niech sobie porozmawiają, a my
sprzątniemy - mruknęłam i zaczęłam jej pomagać.
- My zajmiemy się sobą. - zaśmiała
się Katina i również wstała.
- Niech sobie gadają, a my idziemy na deser. - dodała teściowa.
- Niech sobie gadają, a my idziemy na deser. - dodała teściowa.
- O tak. Deser - wyszczerzyła się
ciężarna i pognała do kuchni.
- Co ty ją w domu głodzisz? -
zaśmiałam się do Rafaela i zabrałam jego talerz.
- Nie! Ona tyle je - wyszczerzył się
i puścił do mnie oczko. - Chyba pamiętasz jak to jest podczas
ciąży?
- Pomimo tego, że to było sześć lat
temu, to uwierz, pamiętam. - pokazałam mu język i ruszyłam z
talerzami do kuchni.
- Cris, chodź, bo teściowa zrobiła
przepyszny deser! - usłyszałam głos Katiny.
- Co wy tu macie dobrego? - odłożyłam
talerze i podeszłam do nich.
- Właśnie! Ja też się zastanawiam! - do kuchni weszła Thaisa w obecności najmłodszego brata i swoich bratanków.
- Właśnie! Ja też się zastanawiam! - do kuchni weszła Thaisa w obecności najmłodszego brata i swoich bratanków.
- Szarlotkę - uśmiechnęła się
szeroko Valeria.
- Mniam! - zapiszczały dzieciaki.
- Mniam! - zapiszczały dzieciaki.
- No widzicie, jak dbam o swoje kochane
wnuki? - pogłaskała je po główkach.
- Babcia lubi je rozpieszczać -
roześmiałam się cicho.
- A od czego innego ma się babcie? -
pokręciła głową i zaczęła nakładać ciasto na duży talerz. -
Lepiej biegnijcie i zapytajcie czy tamci zasłużyli na to ciasto. -
zaśmiała się.
- Tak! Tata uwielbia szarlotkę -
powiedziała Ros i pobiegła w stronę jadalni.
- Lubi, lubi... Wszyscy jedli by ją na
kilogramami. - śmiała się.
- Mamuś, bo jesteś mistrzynią w jej pieczeniu. - Thaisa pocałowała ją w policzek.
- Mamuś, bo jesteś mistrzynią w jej pieczeniu. - Thaisa pocałowała ją w policzek.
- I dlatego musi nas jej nauczyć! -
powiedziała Katina, która tylko na chwilę oderwała się od
jedzenia.
- Oj dziewczyny, dziewczyny. -
pokręciła głową. - Ja się muszę nad tym poważnie zastanowić.
- zaśmiała się i ruszyła w stronę jadalni, a my za nią. Faceci
siedzieli na swoich miejscach, a Thiago trzymał na kolanach naszą
córkę, mały Raf wpadł do swojego dziadka.
- Koniec tej piłki. Ile można? -
zapytałam i usiadłam na krześle obok Thiago.
- Zawsze i wszędzie. - uśmiechnął
się szeroko.
- A ja chyba później zabiorę dziewczyny do ogrodu, bo z wami będzie kiepsko wytrzymać. - odpowiedziała Valeria.
- A ja chyba później zabiorę dziewczyny do ogrodu, bo z wami będzie kiepsko wytrzymać. - odpowiedziała Valeria.
- To jest świetny pomysł -
uśmiechnęłam się.
- Zjemy ciasto i ich tu zostawiamy. -
odezwała się Katina.
- Jedz, kochanie. Na zdrowie - Rafa na
chwilę oderwał się od rozmowy i pocałował ją w policzek.
- Fuuu! Wujek też całuje ciocie! -
zawołał mały Raf, zakrywając oczy.
- A ty nie całujesz Marii? - zaśmiał
się Thiago i spojrzał na niego.
- Nie! - zawołał i zrobił
zawstydzoną minę.
- Eee, rośnie nam tu mały casanova widzę. - wyszczerzył się Rafinha.
- Eee, rośnie nam tu mały casanova widzę. - wyszczerzył się Rafinha.
- Ciekawe po kim - mruknęłam z
szerokim uśmiechem i spojrzałam na szwagra.
- Ja chyba powinnam poważnie z kimś
porozmawiać na temat twoich byłych. - powiedziała poważnie
Katina.
- Fuj! - teraz zawołała Ros i wtuliła
się w Thiago.
- Ja tam wiem o każdej. - zaśmiał się i pocałował w czoło córkę. Rafael tylko zmroził go spojrzeniem.
- Ja tam wiem o każdej. - zaśmiał się i pocałował w czoło córkę. Rafael tylko zmroził go spojrzeniem.
- Wiecie, może lepiej będzie jak
pójdziemy sobie od tych facetów - mruknęła moja teściowa.
- Bo jeszcze ktoś tu nam się pokłóci
i będzie źle. - zaśmiał się Mazinho, a my wszystkie wstałyśmy.
Skierowałyśmy się na taras, a po chwili Valeria przyniosła sok
oraz wino. Sok wiadomo, że dla Katiny.
Ale przyjemny rozdział ;) I ten wygrany finał *...*
OdpowiedzUsuń