niedziela, 8 czerwca 2014

Czterdziesty drugi: Jak przypomnę sobie czyn Bartry to mam go ochotę rozszarpać!

CRISTINA
  Druga połowa się rozpoczęła, a dzieci nadal twardo się trzymały. Maria, Raf, Rosario i Bruno wpatrywali się w murawę, a Alvaro siedział na kolanach swojego wujka. Bardzo cieszył mnie ten gol, który strzelił Thiago, bo przecież miał nie grać, a w tym momencie to co tam wyczynia jest nie do opowiedzenia. Na drugie czterdzieści pięć minut wychodził z szerokim uśmiechem na twarzy. 
 Minęło może pięć minut połowy, kiedy piłka była podawana od piłkarza do piłkarza na środku boiska. Isco podał piłkę do przodu, a tam znajdował się właśnie Thiago, który popędził z nią pod samą bramkę i pokonał niemieckiego goalkeepera. Hiszpańskie sektory powstały, krzycząc, ciesząc się i skacząc. Największą radochę i tak miały dzieciaki, które głośno krzyczały. 
   - Cris, zaraz się okaże, że twój mąż zostanie najlepszym piłkarzem meczu! - zaśmiał się Antonio. 
   - Dokładnie! Thiago dziś jest fantastyczny! - wtórowała mu Lola.
   - Pracuje na hattricka. - wyszczerzył się Alarcon. - Piłka mu się pewnie spodobała!
   - Ty lepiej pilnuj Alvaro - powiedziałam, bo mały właśnie wygramolił się z jego kolan.
   - A co ja, niańka? - pokręcił głową i zajął się bratankiem.
   - Nie marudź, co? - wyszczerzyła się.
   - A wy się lubicie kłócić! - zaśmiałam się. 
   - Oni obydwoje lubią się ze mną kłócić - Lola pokręciła głową i zaśmiała się cicho. - Ale za to ich kocham - dodała szeptem.
   - Co ty z nimi masz... - pokręciłam głową i spojrzałam na murawę. Przy linii bocznej przygotowywał się Sergi Roberto, czyli to znak że Thiago ma zejść. To było pewne, że trener nie da mu zagrać całego meczu po drobnej, bo drobnej, ale kontuzji. Znów zaczęło się tłoczyć przy bramce Niemców, byli tam praktycznie wszyscy. Piłka była ponad ich głowami, a Thiago do niej wyskoczył i wbił ją główką. 
   - Cris, widziałaś to?! Znowu Thiago! - krzyczała podekscytowana blondynka.
   - Widzę! - skakałam razem z innymi w loży, a już nie mówiąc o dzieciach, które odgrywały jakiś dziki taniec, a oczywiście były prowadzone przez najstarszego Bruno. Szeroko uśmiechnięta spojrzałam na murawę, gdzie Thiago podnosił się z trawy po oblężeniu kolegów. Ciągle patrzył się w naszą stronę. 
   - Te bramki były na pewno dla was - wyszeptała mi do ucha Lola.
   - Stara się. - mruknęłam pod nosem i ją przytuliłam. Przecież wiedziałam, że Thiago jest wspaniałym facetem, ale od tak nie wybaczę mu tego co zrobił. Od razu nie będzie dobrze, bo ja mam ciągle przed oczami te pieprzone zdjęcia. Słyszałam tylko głośne oklaski, które były skierowane w stronę Thiago, który miał zejść. 
   - Zobacz jakie bliźniaki są szczęśliwie - wskazała na dzieci, które uśmiechały się szeroko i właśnie machały w stronę ławki rezerwowych, gdzie skierował się ich ojciec. 
   - I to jest najważniejsze, nie? - usiadłyśmy, a do mnie właśnie podbiegła Rosario i wgramoliła się na moje kolana.
   - Mamo, tata strzelił trzy gole! - uśmiechała się. 
   - Wiem, widziałam. Cieszycie się prawda? - zapytałam z szerokim uśmiechem na ustach.
   - Bardzo! - zaśmiała się. - A może tata nie pojedzie do Madrytu, tylko zostanie w domu? - zapytała prosząco.
   - Wiesz, że to nie zależy ode mnie, co? - przytuliłam ją. 
   - Tatuś pojedzie do Madrytu tylko na jeden dzień, a później będzie tylko wasz - powiedziała do niej Lola.
   - Ale ma szybko wrócić! - krzyknęła i zeskoczyła z kolan, wracając do reszty. 
   - Nie potrafią przeżyć bez niego jednego dnia, co? - zapytała mnie przyjaciółka.
   - Bardzo go kochają. - uśmiechnęłam się.
   - Ty też, co?
   - I chyba to jest w tym najtrudniejsze. - skinęłam głową. 
   - Może ta dziewczyna rzeczywiście nic dla niego nie znaczyła? Cris, jeśli się kochacie to musicie walczyć o to uczucie - posłała mi lekki uśmiech.
   - Ja wiem... - mruknęłam. - Ale w tym momencie nie potrafię. 
   - Może na Ibizie odżyją dawne wspomnienia i wszystko się zmieni? - zapytała i nagle poskoczyła, bo Hiszpanie strzelili kolejną bramkę.
   - A narzekałaś na Isco! - zaśmiałam się i spojrzałam na Alvarito, który podniósł rączki do góry i szeroko się uśmiechał, oczywiście pod wodzą swojego wujka. - Nie wiem co będzie na Ibizie, nie wiem co będzie gdy wróci do domu. 
   - Bo gra fatalnie, a teraz mu się po prostu udało - zaśmiała się i spojrzała na mnie. - Wszystko będzie dobrze, tylko potrzebujesz czasu. Jestem pewna, że jeszcze będziecie razem szczęśliwi.                
   - Nie mówmy o tym, co? - uśmiechnęłam się lekko i sama spojrzałam na hiszpańską ławkę. 
   - Jak chcesz - wzruszyła ramionami i wzięła na ręce małą Franciscę, która grzecznie siedziała w nosidełku. Niedługo przed zakończeniem meczu, Niemcy strzelili honorowego gola, po gwizdku zaczęła się istna fala szczęścia. Chłopcy szybko pobiegli się przebrać i po chwili wrócili, by odebrać puchar i wziąć dzieciaki na boisko.
 Było już późno, kiedy staliśmy na korytarzu i z moimi oraz rodzicami Thiago czekaliśmy na niego. Lola stała nieopodal z Alarconami i czekali na Isco. W końcu zobaczyliśmy chłopaków w dresach, każdy ze swoją torbą i z uśmiechem na ustach. Każdy z nich rozszedł się do czekającej rodziny. Do Thiago wybiegły nasze dzieci oraz Bruno, a Rafael od razu złapał w dłonie podpisaną piłkę z finału. Podszedł do naszej grupki. 
   - Gratulacje, braciszku! - wyszczerzył się Rafinha i zaczął go ściskać. Wtedy już poszło po sznurku, a na jego końcu stałam ja. Lekko się uśmiechnął i do mnie podszedł. Spojrzałam na niego, ciągle się uśmiechając. Mocno mnie przytulił i zaczął się kręcić. 
   - Byłeś świetny. - szepnęłam mu na ucho. 
   - Dziękuje - odpowiedział mi szeptem i ciągle trzymał w swoich ramionach.
   - Wracamy już do domu? - zapytała Ros, ciągnąc mnie za koszulkę. Puściłam wtedy Thiago i spojrzałam na córkę. - Spać mi się chce. - przytuliła się do nogi swojego ojca.  
   - Dobrze - Thiago zabrał ją na ręce i pogłaskał po główce. - Tata może spędzić noc w domu, bo jutro z samego rana musi polecieć do Madrytu.
   - A opowiesz mi bajkę? - mruknęła cicho.
   - No pewnie. - odgarnął jej grzywkę. 
   - No to chodźcie do samochodu - powiedziałam i chwyciłam naszego syna za dłoń. Rodzice oraz brat Thiago również udali się na parking. Wróciliśmy do domu. Myśleliśmy, że moi rodzice jeszcze zostaną, ale oni prosto po meczu pojechali na lotnisko. Thiago od razu poszedł z dziećmi na górę, a ja do łazienki. Gdy z niej wyszłam zajrzałam do pokoju dzieci, którzy jeszcze spali razem. Za niedługo pewnie będziemy musieli zrobić remont i każde z nich dostanie osobny. Tliła się mała lampka pomiędzy łóżkami dzieciaków. Thiago zasnął, przytulając do siebie śpiącą Ros. Raf też już słodko spał na swoim łóżeczku. Sięgnęłam po koc, leżący na krześle i okryłam nim swojego męża, a dzieci pocałowałam w czoło. Zgasiłam lampkę i wróciłam do sypialni.
    
ISCO
  Najpierw spotkanie z królem Hiszpanii, a następnie fiesta w stolicy. Wszyscy byliśmy zmęczeni i szczerze mówiąc to mieliśmy dość celebracji tytułu. Oczywiście wszyscy byliśmy szczęśliwi, że go zdobyliśmy, ale zmęczenie dawało o sobie znać. Każde z nas rozjechało się do domów na zasłużony odpoczynek. Ja wybrałem się do Barcelony, bo dziś dziewczyny miał pierwszy dzień zdjęć. Chciałem im towarzyszyć na planie i zobaczyć jak im idzie. Lola o niczym nie wiedziała, bo miała być to niespodzianka. Zostawiłem swoje rzeczy w jej mieszkaniu, bo była tam opiekunka z Alvaro oraz Fran i taksówką podjechałem na plan. 
   - Isco, co ty tu robisz? - usłyszałem, gdy tylko się tam pojawiłem. Odwróciłem się i zobaczyłem swoją żoną. 
   - Przyjechałem was zobaczyć - podszedłem do niej i złożyłem na jej ustach krótki pocałunek. 
   - Tata! - usłyszałem i po chwili była przy nas nasza najstarsza córka.
   - Cześć, skarbie! - porwałem ją w swoje ramiona i mocno przytuliłem. - Jak ci się tutaj podoba? - zapytałem ją po chwili.
   - Jest fajnie! - odpowiedziała uśmiechnięta.
   - No to super. - pocałowałem ją w policzek.
   - Jak pierwszy dzień? - spojrzałem na Lolę. 
   - Jest ciężko, ale teraz mamy akurat przerwę. Chcesz coś do picia?
   - Nie. Chce tylko popatrzeć na moje dziewczyny - puściłem do niej oczko.
   - No to chwilę poczekasz, bo zaczynamy za piętnaście minut. - uśmiechnęła się. 
   - Lola, reżyser cię woła - obok nas pojawił się szatyn. Moja żona uśmiechnęła się do mnie przepraszająco i na chwilę odeszła. Szatyn spojrzał się na mnie i wyciągnął do mnie dłoń.
   - Paco - powiedział. 
   - Isco. - uścisnąłem jego dłoń.
   - Radosna z odwiedzin taty? - chłopak zwrócił się do Marii.
   - Bardzo! - krzyknęła radośnie i wtuliła się w moje ramie.
   - Jesteś aktorem? - zapytałem Paco, a on zaśmiał się cicho.
   - Nie, nie jestem taki utalentowany. Pomagam przy sprzęcie.
   - Rozumiem. - odparłem.
   - Tato, a może pokaże ci plan? - zaproponowała Maria. 
   - Mogę was oprowadzić - powiedział i spojrzał na mnie. - Nie sądziłem, że Lola wróci do Hiszpanii. Zawsze marzyła o karierze aktorki w Stanach - dodał po chwili. Zmarszczyłem czoło, bo wydawało mi się, że się znają.
   - To wy się znacie? - zapytałem.                      
   - No tak, już od bardzo dłuższego czasu. Lola pewnie o mnie nie mówiła, ale się nie dziwię. - mrukną. Paco? Czyżby to był ten sam Paco?!
   - Wspominała o jednym Paco i lepiej, abym go nie spotkał - syknąłem w jego stronę.
   - Jestem! - nagle pojawiła się Lola, a ten Paco jakby stał zmieszany.
   - Dzięki za przypilnowanie mojego męża - zwróciła się do niego, a ten odszedł bez słowa pożegnania. No, to już wiem co to jest za Paco! Ma szczęście, że byłem z Marią, bo inaczej to byśmy tak miło nie rozmawiali.
   - Lola, czy to jest ten Paco? - spojrzałem na nią.
   - Tak Isco, to ten sam. - odpowiedziała bardzo spokojnie. - Zadowolony?
   - Zadowolony. - mruknąłem i przelotnie pocałowałem ją. - To co robimy? - zwróciłem się do córki. 
   - Chodźmy na plac!
   - Jest niedaleko - mruknęła Lola i ruszyła w stronę wyjścia. - Obok jest lodziarnia, więc możemy wstąpić.    
   - Okay. - kiwnąłem głową i jeszcze odwróciłem się, spojrzałem jeszcze w stronę tego całego Paco, który rozwijał niedaleko kable. 
   - Wiesz, że wszyscy mnie o ciebie wypytują? - zapytała mnie Lola i złapała moją dłoń. - Wszyscy są ciekawi jak wyrwałam takie ciasteczko!
   - Tata to ciasteczko? - zapytała nas nasza córeczka, a ja zaśmiałem się cicho.
   - Tak! Czekoladowe - Lola oblizała usta.
   - Ja też chce takie ciasteczko! - zawołała.
   - Mam dzwonić po młodego Alcantare? - wyszczerzyłem się.    
   - Hej! Ona jest jeszcze za mała na chłopaka! - wtrąciła się Lola.
   - Pójdę na ślizgawkę - powiedziała Maria i po chwili biegła już w stronę placu.    
   - Ale ja ci mówię, to może w przyszłości wypalić. Maria i Rafa! - zaśmiałem się i objąłem ją w pasie. 
   - Przecież to jeszcze dzieci - zaśmiała się. - Chociaż nie wiem co może wyniknąć, jeśli polecą na Ibize.
   - Będę musiał wykupić wszystkie jachty - wyszczerzyłem się.
   - Bo pewnie moja córka poleci od razu w ramiona Alcantary? - zaśmiała się. 
   - Jeśli wda się w mamusię - wyszeptałem jej do ucha i skradłem całusa w policzek. - Po prostu wszyscy wiemy gdzie straciłaś dziewictwo - dodałem, a ona się zaczerwieniła.
   - No wiesz co? - wtuliła się w moje ramię. - Jak przypomnę sobie czyn Bartry to mam go ochotę rozszarpać.
   - Zostaw głupka w spokoju. - zacząłem się śmiać. 
   - No ale jak? To chyba już wszyscy nasi znajomi widzieli! - jęknęła.
   - Ciesz się, że Antonio nie widział!
   - No i mam nadzieję, że nie zobaczy. - mruknęła i spojrzała na mnie podejrzliwie. 
   - Ja mu na pewno nie pokażę - uśmiechnąłem się szeroko i po chwili wpiłem się w jej usta. Nasze języki połączyły się w tańcu i nie mogliśmy się od siebie oderwać.
   - Fuuuuuuj! - usłyszeliśmy krzyk naszej córki.
   - No widzisz tatusiu? Fuj! - zaśmiała się Lola. - Czyli jeszcze nie swataj ją z nikim. - pokazała mi język. 
   - Bo ona nie wie co dobre - zaśmiałem się.        
   - Kiedyś się przekona. - wyszczerzyła się i teraz ona wpiła się w moje usta. - Byle nie za wcześnie, bo jeżeli Rafa wdał się Rafe to trzeba będzie jej pilnować. - śmiała się. 
   - Już ja się tym zajmę. Będę pilnował i ją i Franciscę - wypiąłem dumnie pierś. 
   - Typowy tatuś. - przewróciła oczami. 
   - To normalne, że martwię się o swoje dziewczyny. Gorzej jak będę miał jeszcze jedną córką, bo wtedy nie dam rady z ich pilnowaniem - zaśmiałem się cicho, a ona zmroziła mnie wzrokiem.
   - I nie będziesz miał więcej! Synów też. - syknęła. - Trójka wystarczy. - kiwnęła głowa. 
   - No ale jak to? Tylko trójka dzieci? - zapytałem.
   - Tylko? - prychnęła. - To dużo!
   - Eeee, wcale nie. - droczyłem się z nią.
   - Isco, nawet nie próbuj nic kombinować, okay? 
   - Nie chcesz mieć już ze mną dzieci? - zrobiłem smutną minkę i przytuliłem ją.
   - To nie o to chodzi, ale mamy już ich trójkę. 
   - No ale jak się zdarzy no to nic nie zrobimy - westchnąłem ramionami.
   - Od dziś masz szlaban na seks! 
   - I tak będę miał! - mruknąłem. 
   - Na pewno nie ze mną - pokazała mi język.
   - Ranisz! - prychnąłem. - Przecież nie znajdę sobie tam jakiejś dziewczyny, nie? 
   - Obyś był grzeczny, bo chce mieć gdzie wracać - wyszeptała i spojrzała w moje oczy. - Nie przeżyłabym twojej zdrady - powiedziała całkiem serio.
   - Nie masz się o co martwić. - usiedliśmy, a ja złapałem jej dłoń. - Zawsze będzie dobrze. - pocałowałem jej wierzch, patrząc w jej niebieskie tęczówki. 
   - Cieszy mnie to - uśmiechnęła się szeroko. - Mam cudownego męża i trójkę wspaniałych dzieci. Czego chcieć więcej?
   - Może więcej seksu - mruknąłem jej do ucha za co oberwałem w głowę.                       
   - Chyba nawet lepiej, że ja tu zostaję, a ty wracasz do Anglii. - powiedziała pewnie. 
   - Hej, ale mogę zostać na noc. Mogłabyś mi pogratulować wygrania Euro - uśmiechnąłem się cwanie.
   - Już to zrobiłam. Mało ci?
   - Jak zawsze! - cmoknąłem ją w nos.
   - Ale jeśli chcesz to możesz zostać na noc. Uwielbiam zasypiać w twoich ramionach - pogłaskała mój zarośnięty policzek i potarłam swoim nosem o mój. 
   - Jeszcze się pytasz? - zaśmiałem się. - Oczywiście, że zostanę. 
   - To cudownie. Dzieci się ucieszą - powiedziała i spojrzała w stronę Marii, która zjeżdżała na ślizgawce. Spojrzała się w naszą stronę i pokiwała nam.
   - I muszę się z nimi wybawić jak najdłużej, bo później będę bardzo, bardzo tęsknił! 
   - Alvaro zabierasz ze sobą - mruknęła cicho.
   - Tak. Ale później dolecicie do nas, prawda?
   - Oczywiście - odparła i wtuliła się w moje ramię.
Na placu spędziliśmy jeszcze kilka minut i wróciliśmy na plan. Dziewczyny sobie świetnie radziły, co mnie bardzo ucieszyło. Chciałem, by im wyszło i by były z tego zadowolone.  

CRISTINA
  Wczoraj tak nagle dostaliśmy telefon od Thaisy, że mamy się wstawić na niedzielny obiad, bo przy okazji ma przedstawić wszystkim jakiegoś swojego chłopaka. Thiago od razu zaczął się zastanawiać co to może być za chłopak, bo w końcu był tym starszym bratem. 
 Nie lubiłam się stroić, ale przy tej okazji chyba trzeba było. Wybrałam czarną sukienkę z czerwonym paskiem i do tego czerwone szpilki. Zajrzałam jeszcze do dzieciaków, które także już wystrojone czekały na nas w swoim pokoju. Rosario miała na sobie białą sukienkę, a Rafael jasną koszulę i jeansy. W torbie i tak miałam dla nich luźniejsze ubrania, bo wiadomo jak to z dziećmi. Wyszliśmy z ich pokoju i akurat natchnęliśmy się na Thiago, który wychodził z naszej sypialni. Był ubrany w ciemne jeansy i czarną koszulę z podwiniętymi rękawami. 
   - Ulala, jak wy wszyscy pięknie wyglądacie. - zaśmiał się. - Czyli możemy już jechać? - zapytał.    
   - Tak. Już możemy - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. Skierowaliśmy się wszyscy do samochodu. Dzieciaki usiadły z tyłu, przypięte pasami, a ja zajęłam miejsce obok kierowcy. Po niedługim czasie Thiago parkował już samochód pod domem jego matki, gdzie auta mojego teścia i Rafaela już były na podjeździe. Weszliśmy do domu i przywitaliśmy się ze wszystkimi. Tylko jeszcze właśnie nie zarejestrowaliśmy obecności Thaisy i tego jej domniemanego chłopaka.
   - Fajnie, że już jesteście. - uśmiechała się Valeria. - Thaisa dzwoniła przed chwilą i mówiła, że będą za jakieś dwadzieścia minut. 
   - A o co chodzi z tym całym obiadkiem? - zapytał Rafael i usiadł razem z ciężarną narzeczoną przy stole.
   - Twoja siostra go wymyśliła, bo chciała nam wszystkim przedstawić tego chłopaka przy okazji innej uroczystości, nie? - Joan spojrzał na najstarszego syna swojej żony. Wiedziałam, że dziś jest nasza rocznica ślubu, ale od rana ani ja, ani Thiago nic o tym nie wspominaliśmy. Dwa dni temu zasnął u dzieci, a wczoraj spał w drugim pokoju. Z rana przybiegła do mnie Rosario i zapytała, czemu tata nie spał ze mną. On szybko odpowiedział, że oglądał telewizje do późna i nie chciał mnie obudzić, więc położył się w gościnnym. To wszystko było chore, ale później powiedziałam mężowi, żeby normalnie spał w sypialni. Tak jak wtedy w hotelu w Warszawie. 
   - Prawda - mruknął Thiago i spojrzał się na mnie. - Ale my będziemy świętować w domu, prawda?
   - Tak - uśmiechnęłam się szeroko.  
   - A to nie wnikamy. - wyszczerzył się Raf, a Kat tylko pokręciła głową. 
   - Jestem! - usłyszeliśmy głos siostry mojego męża, która po chwili pojawiła się w jadalni z wysokim brunetem.
   - Dzień dobry. - powiedział niepewnie jej towarzysz, trzymając w dłoni bukiet kwiatów.
   - To jest Roque. - oznajmiła Thaisa, a pierwsza do nich podeszła Valeria. - To właśnie moja mama. - powiedziała, a on najpierw ucałował wierzch jej dłoni, a później podarował bukiet. Później wstał do nich Mazinho i dalej poszło jak z płatka, po kolei.
   - Szarmancki. - zaśmiałam się do szwagierki, gdy ten każdej z obecnych dziewczyn ucałował dłoń, nawet mojej Rosario. 
   - Wiedziałam kogo brałam - zaśmiała się cicho i wszyscy zasiedli przy stole.
   - Tak, więc Roque, uczysz się jeszcze czy może pracujesz? - zaczął teść.
   - Tato, daj mu spokój. - zaśmiał się Thiago.
   - No co? Ciekawy jestem, bo w końcu chłopak jest z moją córką. - odparł od razu. 
   - Pracuje w kancelarii ojca. Niedawno skończyłem prawo - odpowiedział spokojnie brunet.
   - Dziewczyno, gdzieś ty takiego wytrzasnęła? - zaśmiał się Rafael, spoglądając na młodszą siostrę.
   - Właśnie, jak się poznaliście?
   - Na meczu, okazało się, że moja kuzynka gra w drużynie razem z Thaisą. - uśmiechnął się chłopak. 
   - Lubisz sport? - zapytał go od razu mój mąż. Roque skinął głową na znak potwierdzenia i zaczęli temat piłki nożnej. On, Thiago, Rafa i Mazinho oraz Joan nie mogli przestać nadawać o FC Barcelonie.
   - Panowie, nie macie innych tematów? - Valeria przewróciła oczami, wstając i zaczynając zbierać talerze.
   - Mamo, nie narzekaj - jęknął Rafa.
   - Po prostu wybyliście wszyscy z domu to nie ma kto nawijać, więc się odzwyczaiłam. - pokręciła głową. 
   - Niech sobie porozmawiają, a my sprzątniemy - mruknęłam i zaczęłam jej pomagać.
   - My zajmiemy się sobą. - zaśmiała się Katina i również wstała.
   - Niech sobie gadają, a my idziemy na deser. - dodała teściowa. 
   - O tak. Deser - wyszczerzyła się ciężarna i pognała do kuchni.
   - Co ty ją w domu głodzisz? - zaśmiałam się do Rafaela i zabrałam jego talerz. 
   - Nie! Ona tyle je - wyszczerzył się i puścił do mnie oczko. - Chyba pamiętasz jak to jest podczas ciąży?
   - Pomimo tego, że to było sześć lat temu, to uwierz, pamiętam. - pokazałam mu język i ruszyłam z talerzami do kuchni. 
   - Cris, chodź, bo teściowa zrobiła przepyszny deser! - usłyszałam głos Katiny.
   - Co wy tu macie dobrego? - odłożyłam talerze i podeszłam do nich.
   - Właśnie! Ja też się zastanawiam! - do kuchni weszła Thaisa w obecności najmłodszego brata i swoich bratanków. 
   - Szarlotkę - uśmiechnęła się szeroko Valeria.
   - Mniam! - zapiszczały dzieciaki.
   - No widzicie, jak dbam o swoje kochane wnuki? - pogłaskała je po główkach. 
   - Babcia lubi je rozpieszczać - roześmiałam się cicho.
   - A od czego innego ma się babcie? - pokręciła głową i zaczęła nakładać ciasto na duży talerz. - Lepiej biegnijcie i zapytajcie czy tamci zasłużyli na to ciasto. - zaśmiała się.  
   - Tak! Tata uwielbia szarlotkę - powiedziała Ros i pobiegła w stronę jadalni. 
   - Lubi, lubi... Wszyscy jedli by ją na kilogramami. - śmiała się.
   - Mamuś, bo jesteś mistrzynią w jej pieczeniu. - Thaisa pocałowała ją w policzek. 
   - I dlatego musi nas jej nauczyć! - powiedziała Katina, która tylko na chwilę oderwała się od jedzenia.   
   - Oj dziewczyny, dziewczyny. - pokręciła głową. - Ja się muszę nad tym poważnie zastanowić. - zaśmiała się i ruszyła w stronę jadalni, a my za nią. Faceci siedzieli na swoich miejscach, a Thiago trzymał na kolanach naszą córkę, mały Raf wpadł do swojego dziadka. 
   - Koniec tej piłki. Ile można? - zapytałam i usiadłam na krześle obok Thiago.
   - Zawsze i wszędzie. - uśmiechnął się szeroko.
   - A ja chyba później zabiorę dziewczyny do ogrodu, bo z wami będzie kiepsko wytrzymać. - odpowiedziała Valeria. 
   - To jest świetny pomysł - uśmiechnęłam się.
   - Zjemy ciasto i ich tu zostawiamy. - odezwała się Katina. 
   - Jedz, kochanie. Na zdrowie - Rafa na chwilę oderwał się od rozmowy i pocałował ją w policzek.
   - Fuuu! Wujek też całuje ciocie! - zawołał mały Raf, zakrywając oczy. 
   - A ty nie całujesz Marii? - zaśmiał się Thiago i spojrzał na niego.
   - Nie! - zawołał i zrobił zawstydzoną minę.
   - Eee, rośnie nam tu mały casanova widzę. - wyszczerzył się Rafinha. 
   - Ciekawe po kim - mruknęłam z szerokim uśmiechem i spojrzałam na szwagra.
   - Ja chyba powinnam poważnie z kimś porozmawiać na temat twoich byłych. - powiedziała poważnie Katina. 
   - Fuj! - teraz zawołała Ros i wtuliła się w Thiago.
   - Ja tam wiem o każdej. - zaśmiał się i pocałował w czoło córkę. Rafael tylko zmroził go spojrzeniem. 
   - Wiecie, może lepiej będzie jak pójdziemy sobie od tych facetów - mruknęła moja teściowa.
   - Bo jeszcze ktoś tu nam się pokłóci i będzie źle. - zaśmiał się Mazinho, a my wszystkie wstałyśmy. Skierowałyśmy się na taras, a po chwili Valeria przyniosła sok oraz wino. Sok wiadomo, że dla Katiny. 
               

1 komentarz: