niedziela, 8 czerwca 2014

Pięćdziesiąty: To koniec, Isco.

ISCO

  Wróciłem z Azji i poprosiłem trenera o jeden dzień wolnego, bym mógł odwiedzić dzieciaki oraz żonę. David Moyes oraz Ryan Giggs, jego asystent zgodzili się od razu, więc byłem zadowolony. Spakowałem prezenty, które im kupiłem i pojechałem prosto na lotnisko. Po kilku godzinach byłem już w Barcelonie. Kupiłem bukiet słoneczników, ponieważ są to ulubione kwiaty Loli i taksówką podjechałem pod ich mieszkanie.
Podczas pre sezonu wiele przemyślałem i zdałem sobie sprawę, że chce i muszę walczyć. Muszę pokazać Loli jak wiele dla mnie znaczy. Przyjechałem tutaj, by błagać ją o wybaczenie i powrót do domu, do mnie. Wiem, że minęło trochę czasu i mało ze sobą rozmawialiśmy, ale miałem nadzieje, że zmieni zdanie. Że zatęskniła i wróci.
Zadzwoniłem dzwonkiem i poczekałem, aż ktoś mi otworzy. Po chwili zrobił to Mario z szerokim uśmiechem na ustach.. Już podniosło mi to ciśnienie, a na dodatek był bez koszulki. W głowie miałem już najgorsze scenariusze.
   - Kto to? - usłyszałem głos swojej żony.- To ja. - mruknąłem, gdy ona pojawiła się za aktorem.
   - Wejdź do środka - otwarła szerzej drzwi. - Nie spodziewałam się ciebie.
   - Właśnie zauważyłem - warknąłem, patrząc na Casasa.
   - Mario naprawia kran, jeśli to masz na myśli - przewróciła oczami i zabrała ode mnie kwiaty. - Wstawię do wazonu.        
   - Tata! - usłyszałem pisk Alvaro, który właśnie przydreptał do korytarza.
   - Cześć, skarbie! - zawołałem i zabrałem go na ręce. - A gdzie masz siostrzyczki? - połaskotałem go po brzuszku.
   - Tam! - wskazał na duży pokój i wpakował palec do buźki. Skierowałem tam swoje kroki i zobaczyłam siedzącą Marię przed telewizorem oraz Franciscnę, która gryzła swój gryzak.
   - Co takiego oglądasz, że nie zauważyłaś, że macie gościa? - zapytałem, a ona aż podskoczyła. Szybko do mnie podbiegła.
   - Tatuś!   
   - Co to ciekawego oglądasz, hmm? - zapytałem i usiadłem na podłodze, tam gdzie przed chwilą siedziała Maria. Zaraz pojawił się tam też Alvaro, który wdrapał się na moje kolana.
   - Bajki - odpowiedziała i usiadła obok mnie, wtulając się w moje ramię. - To moja ulubiona - wskazała na ekran.
   - Wiem, kotku. Syrenka - pogłaskałem ją po główce.
   - I ona za chwilę będzie miała nogi, wiesz? 
   - To też wiem - zaśmiałem się. - Mam coś dla was, ale to później. 
   - Co takiego? - wyszczerzyła się Maria. 
   - A byłaś grzeczna?
   - Tak! Bardzo, bardzo! - pisnęła.
   - A Alvaro i Fran też? - spojrzałem na synka. 
   - Tak! - pokiwał główką.
   - A mama? - westchnąłem i spojrzałem w stronę drzwi. 
   - A możemy dostać prezenty? - wtrąciła Maria. 
   - Oczywiście! - wstałem z podłogi i podszedłem do torby. Wyciągnąłem z nich prezenty i rozdałem swoich pociechom. Zabrały się za ich rozpakowywanie, a ja wyszedłem do korytarza. Nie było już tam Loli, więc zajrzałem do kuchni.
   - Napijesz się czegoś? - zapytała. Siedziała przy stole z kubkiem w ręce.
   - Nie, dzięki - mruknąłem i oparłem się o blat kredensu, wbijając wzrok w Lolę.
   - Mogłeś mnie uprzedzić, że przyjedziesz. Zaplanowałabym coś.
   - Może wcześniej pozbyłabyś się Casasa?
   - Przestań! Po to tutaj przyjechałeś? Po kolejną kłótnię? - zapytała, odstawiając kubek na stół.
   - Wręcz przeciwnie, wiesz? Tylko, że jakoś mi się dziwnie zrobiło na widok półnagiego Mario, chodzącego sobie tak beztrosko przy tobie i dzieciakach!
   - Naprawiał kran i zmoczył koszulkę. Nic więcej - wzruszyła ramionami.
   - Mało to specjalistów od tego? Nie, bo oczywiście musiał to zrobić twój dobry kolega!
   - Nie krzycz, dobrze? Możemy to załatwić między sobą - posłała mi srogie spojrzenie. - Poprosiłam go o pomoc, więc się zgodził.
   - No to oczywiste, bo gdzieżby odmówił!
   - Tylko mi pomógł! Isco, kiedy w końcu zrozumiesz, że cię nie zdradzam?
   - To może powiedz mi, dlaczego za każdym razem muszę mieć podstawę żeby tak myśleć?!
   - Nigdy bym ci tego nie zrobiła! - poniosła głos i wstała z krzesła. - A wiesz dlaczego? - podeszła do mnie.
   - No powiedz - spojrzałem jej prosto w oczy.
   - Bo cię kocham - wyszeptała. - Kocham ci tak mocno, że mnie skręca od środka, kiedy sobie pomyślę, że nigdy więcej nie będę mogła całować twoich ust albo budzić się wtulona w twoje ramię!
   - Ja też cię kocham! Ale mam dosyć, gdy widzę cię w towarzystwie Mario czy kogoś innego!
   - A ja mam dosyć ciągłych kłótni i wmawiania sobie, że będzie dobrze - zaczęła płakać.
   - Więc jakoś to trzeba zmienić! - krzyknąłem.
   - Zgadza się. To koniec, Isco - powiedziała, patrząc mi w oczy.
   - Ale ja nie chcę żeby to był koniec, Lola! - jęknąłem.     
   - Ty się nie zmienisz, a ja dłużej tego nie wytrzymam. Długo zwlekałam z tą decyzją, ale uprzedzam cię, że dostaniesz papiery rozwodowe.
   - Lola, nie możesz! - właśnie dobiegł mnie sens jej słów. Ona naprawdę chciała się rozwieść!
   - Mogę i to zrobię - pokiwała twierdząco głową. - Chce tutaj zamieszkać na stałe, więc będziemy musieli uzgodnić kiedy będziesz mógł się widywać z dziećmi.
   - Błagam cię, przemyśl to jeszcze. Chcę żebyście wrócili wszyscy do Manchesteru!
   - A kiedy w końcu weźmiesz pod uwagę to, czego ja chcę? - zapytała mnie z wyrzutem w głosie.
   - Więc powiedz, czego chcesz?
   - Rozwodu - powiedziała pewnie.
   - Czyli gadanie, że mnie kochasz, to tylko puste słowa? - prychnąłem i zakryłem twarz w dłoniach. Z tej bezsilności chciało mi się ryczeć.      
   - Ja naprawdę cię kocham, ale nie potrafię się ciągle kłócić!
   - Lola, jeszcze trzy miesiące temu byliśmy wspaniałym małżeństwem! Nie potrafiliśmy bez siebie żyć - podszedłem do niej. Postanowiłem zawalczyć jeszcze raz.
   - No właśnie, Isco! Byliśmy i potrafiliśmy, czas przeszły! Teraz wszystko się zmieniło, powinieneś to zauważyć - zawołała i wtedy usłyszeliśmy płacz Francisci. - Powinieneś już iść. - warknęła i pognała do dużego pokoju.
   - Wyganiasz mnie? - poszedłem za nią.
   - To moje mieszkanie, więc mogę robić to mi się rzewnie podoba! - dorzuciła i wzięła Fran na ręce. - Pożegnajcie się z tatą, bo wychodzi - zwróciła się do Marii i Alvaro, siedzących obok.
   - Ale chciałam się pobawić z tatą - zaprotestowała nasza córka.
   - Tata musi już wracać o ukochanego Manchesteru - opowiedziała im i wyszła z pokoju z naszą najmłodszą córką na rękach. Uklęknąłem przy pozostałem dwójce i mocno je przytuliłem.
   - Niedługo się zobaczymy, obiecuje. Obiecuje, że znów będziemy razem. Tylko wy i ja - ucałowałem je w główki.
   - I wtedy się pobawimy? - zapytała z nadzieją.
   - No jasne, że tak. - uśmiechnąłem się i wstałem. - Idę się jeszcze pożegnać z Fran i uciekam. - pogłaskałem je jeszcze po główkach i wyszedłem za Lolą.
Wyciągnąłem z kieszeni małe pudełeczko i zostawiłem je na stole w kuchni. Był to mój prezent dla Loli, chociaż teraz ona zapewne i tak go wyrzuci.
   - Chciałem się jeszcze z nią pożegnać - wskazałem na Franciscię i podszedłem do nich. - Do zobaczenia, skarbie. Będę tęsknił - pocałowałem ją w główką i chwyciłem malutką rączkę.
   - Idź już - powiedziała i kątem oka zerknęła na pudełeczko. 
   - Jeśli zmienisz zdanie, to daj znać. Zawsze będę cię kochać - spojrzałem na nią i skierowałem się w stronę wyjścia.

THIAGO

  Właśnie zaparkowałem na podjeździe swojego domu i wyjąłem z samochodu swoją torbę. Po woli ruszyłem w stronę wejścia. Po tym przedsezonowym tourne, miałem tylko ochotę wrócić do domu, usiąść, odpocząć, zobaczyć swoje dzieci i żonę, która i tak mało się do mnie odzywa, ale ważne, że jest. Wszedłem do domu i odstawiłem torbę w kąt korytarza. 
   - O, idealny mężuś wrócił. - usłyszałem znajomy, męski głos. Odwróciłem się i zobaczyłem Tylera, co mnie nieco zdziwiło. 
   - Ciebie też dobrze widzieć, Tyler - rzuciłem w jego stronę.      
   - Nie wiem czy pamiętasz, ale chyba mieliśmy pewną umowę, nie? - patrzył na mnie ze złością w oczach. 
  - Tak, pamiętam. Ale nie przypominam sobie, bym pozwalał ci przychodzić do mojego domu - syknąłem.
   - Na szczęście ty jedyny o tym tu nie decydujesz - podszedł bliżej. 
   - Gdzie Cris? - zapytałem i rozejrzałam się po salonie. - I moje dzieci?
   - Cris jest na górze, ale chyba dzieci to nawet lepiej żeby tu teraz nie było - warknął i zamachnął swoją mocno zaciśniętą pięść. Niestety nie udało mi się schylić i dostałem prosto w szczękę. Od razu poczułem w ustach smak krwi.
   - Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknął i rzuciłem się na niego.  
   - Co tu się... - usłyszałem głos swojej żony. - Przestańcie! - wpadła pomiędzy nas. - Zgłupieliście do reszty?!
   - Cristina, zostaw nas samych! - zawołał Tyler. - On musi dostać nauczkę.
   - Ale ja nie chcę żeby cokolwiek tu się odbywało! Nie chcę żebyście zrobili sobie czegoś nawzajem! - spojrzała na nas oboje. 
   - Wracaj na górę - rozkazałem, ale nie posłuchała. W sumie to wcale mnie to nie zdziwiło. Złapała mnie za ramię i odciągnęła na bok.
Za nami poszedł Tyler, a na jego twarzy nadal była wymalowania furia.
   - Mam ochotę go rozszarpać za to co ci zrobił. - wskazał na mnie i znów dostałem.
   - Tyler wyjdź! - wykrzyczała Cristina, a ja po prostu ruszyłem w stronę kuchni i usiadłem na krześle przy stole. Po chwili pojawiła się tam i ona. Przykucnęła obok.
   - Wszystko w porządku? - szepnęła.
   - Ta - mruknąłem. - Należało mi się. 
   - Może i tak, ale przesadził. Nie powinien cię tak urządzać - chwyciła mnie za podbródek i obejrzała moje usta oraz zakrwawiony nos.
   - Gdzie są dzieci? - zapytałem, patrząc jak wstaje i podchodzi do szafki, gdzie jest apteczka.
   - Thaisa i Roque zabrali je na plac zabaw - odparła i po drodze zabrała mrożonki z zamrażalki. 
   - Nie musisz tego robić - mruknąłem cicho, kiedy przyłożyła mi je do ust.
   - Przestań - pokręciła głową. - I nie ruszaj, bo cię będzie bardziej boleć. 
   - Już bardziej chyba nie może - jęknąłem, bo właśnie polała mi je wodą utlenioną.
   - Już nawet twój syn czasem jest odważniejszy, gdy rozwali kolano. 
   - Usta są bardziej delikatniejsze - próbowałem się lekko uśmiechnąć.
   - Trzeba było myśleć co się robi, a nie potem za to obrywać - mruknęła pod nosem i zakręciła buteleczkę. 
   - Będę tego żałował do końca życia - spojrzałem jej w oczy. 
   - Thiago, ja już to słyszałam.
   - Nie zaszkodzi, jeśli usłyszysz jeszcze raz, prawda? Cris, musimy postanowić co dalej z nami będzie.
   - Zacznijmy może od tego, że ja sama nie wiem. - spojrzała na mnie.
   - Dam ci tyle czasu, ile będziesz potrzebować. 
   - Czasu do czego, Thiago? Stoimy w tym wszystkim tak jak staliśmy, nic nie wiemy. To wszystko trzyma się na cienkiej linii, bo mamy Rosario i Rafaela, a w drodze kolejne dziecko. - w jej oczach pojawiły się łzy. 
   - Wiem - pokiwałem głową. - I nie chce was stracić. Nie mogę - dodałem, łapiąc ją za dłoń.                  
   - Trzeba było o tym pomyśleć zanim wskoczyłeś tej dziewczynie do łóżka! - krzyknęła. Chciała odejść, ale mocniej ścisnąłem jej dłoń, zatrzymując ją. 
   - Cris, przecież mówiłem ci już, że to skończony rozdział! Nie zabrałem jej wtedy na Ibizę!
   - Tylko, że ona jakoś nie wyglądała na taką, jakbyś ją już porzucił! 
   - Ile razy mam powtarzać, że zrobiła to specjalnie?!
   - I dlaczego miałaby to robić? Bawi się z tobą w coś, czy co?!
   - Jest zła, bo postanowiłem to zakończyć! Teraz chce się zemścić.
   - Wymyśliłbyś lepszą bajeczkę - syknęła, ale zobaczyłem w jej oczach jakby niepewność tego co mówi. Może mi wierzyła, ale nie chciała tego pokazać?
   - Mówię prawdę. Kocham tylko ciebie - chciałem ją przytulić, ale nie pozwoliła mnie na to.  
   - Jesteśmy! - usłyszałem głos swojej młodszej siostry i za chwilę tupot małych nóżek dzieci. Cristina od razu odwróciła się do okna i zaczęła wycierać łzy. 
   - Tata! - krzyknęły bliźniaki i przybiegły do mnie. - A co ci się stało? - zapytała Ros i wskazała na moją twarz.
   - Tata okazał się być niezdarą i potknął się o schodek. - ucałowałem ją w czoło. - Dlatego zawsze się wam powtarza, żeby nie biegać po schodach. - pogłaskałem wtedy Rafe po główce, a do kuchni weszli Thaisa ze swoim chłopakiem. 
   - Cześć, braciszku - przywitała się i zrobiła dziwną minę. - Tak, od zawsze byłeś niezdarą - dodała ze śmiechem.
   - Co ty jeszcze ciekawego nie powiesz? - spojrzałem na nią.  
   - No co? Pamiętam to - puściła do mnie oczko i usiadła przy stole z Roque.
   - Cris, zostawiam ci moją wizytówkę dla twojej przyjaciółki - odezwał się.
   - A tak, dzięki - wzięła ją. - Pewnie za niedługo się z tobą skontaktuje.
   - Super - uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie. - Jak pre sezon?
   - Dobrze - kiwnąłem głową. - Oczywiście każdy mecz wygrany. - dorzuciłem, a wtedy dzieci wybiegły z kuchni. 
   - To wiadome. Musicie pokazać Realowi gdzie ich miejsce - zachichotała moja siostra.
   - No w tym sezonie czas zacząć. Oby był dobry. - zaśmiałem się, ale po chwili skrzywiłem, bo zapiekła mnie warga. 
   - Ale się urządziłeś - zaśmiał się chłopak Thaisy.
   - Sam się nie urządził - mruknęła cicho Cris.
   - No właśnie widzę, że coś jest nie tak... - przerwała dziewczyna i obejrzała się, czy nie ma dzieci w pobliżu. - Bo ty płakałaś - wskazała na Cristinę. 
   - Ale to nic takiego - machnęła ręką.
   - Zaraz mi powiesz, że kroiłaś cebulę?  
   - Nie.. Ja po prostu nie chce o tym rozmawiać - mruknęła i pędem ruszyła na górę.
   - To może ty nam to wyjaśnisz?
   - I tylko nie mów, że ani tata, ani Rafael nie puścili farby? - przewróciłem oczami.  
   - Dobra, mówili nam - spojrzała na mnie. - Jak mogłeś?!
   - Żałuję, okej? - oparłem się o tył krzesła. - Chcę to zmienić, żeby wszystko znów było dobrze, żeby dzieci wychowywały się w normalniej atmosferze. 
   - To musisz się bardzo postarać, bo Cris nie może się teraz denerwować!
   - I to też zdążyli już ci powiedzieć? A mama wie? - zapytałem, a ona pokręciła głową. - No tak, zaraz by do mnie dzwoniła. - dodałem. 
   - Lepiej szybko to napraw, aby nie musiała się dowiadywać.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo tego chcę, Thaisa.
   - Więc działaj braciszku. - mruknęła i spojrzała na zegarek. - My się już chyba musimy zbierać. 
   - Właśnie. Trzymaj się - powiedział Roque i uścisnął moją dłoń. Odprowadziłem ich do wyjścia i sam skierowałem się na górę. Zajrzałem do pokoju bliźniaków, które bawiły się figurkami zwierząt. Zajrzałem do pokoju obok, naszej sypialni. Było ciemno, poprzez zasłonięte rolety, a na łóżku leżała skulona Cristian, tyłem do drzwi.
   - Cris.. - szepnąłem i wszedłem.         
   - Zostaw mnie - usłyszałem jej głos.
   - Ale zrozum, że ja nie chcę cię zostawiać - powiedziałem i usiadłem na brzegu łóżka. 
   - Thiago, to wszystko jest dla mnie zbyt trudne. Ja nie wiem co robić - mruknęła cicho. Było słychać, że płakała.
   - Ja chcę po prostu, żebyś była, ale też zaakceptuję każdą twoją decyzję, bo cię kocham. 
   - Chcę jak najlepiej dla dzieci. Na razie udawajmy, że wszystko jest dobrze, a później się coś wymyśli.    
   - Czyli tak jak było wcześniej? - zapytałem. - A co z dzieckiem? - spojrzałem na jej brzuch.
   - Za niedługo mam mieć pierwsze USG - szepnęła. 
   - Będę mógł się wybrać z tobą? - wyszeptałem.
   - Chyba tak - mruknęła. 
   - Dziękuję - uśmiechnąłem się lekko. - To wiele dla mnie znaczy.
   - W końcu jesteś ojcem, więc nie powinnam ci zabronić. 
   - Ale decyzja i tak należy do ciebie - powiedziałem cicho.
   - Wiem i już ją podjęłam. - spojrzała na mnie. - Muszę też powiedzieć w końcu moim rodzicom o ciąży.    
   - No tak - skinąłem głową. - Możesz ich zaprosić na kilka dni, jeśli chcesz.
   - Pomyślę. Chciałabym zostać chwilę sama. - szepnęła. 
   - Dobrze - odparłem i wstałem z łóżka. - Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to daj znać.
   - Ok. - odparła, a ja wyszedłem, przymykając za sobą drzwi. Wróciłem do pomieszczenia obok i dołączyłem do dzieci. Dawno ich nie widziałem i się stęskniłem.  

ISCO

  Nie wiedziałem co robić. Nie chciałam wracać do domu, bo tam wszystko przypominałoby mi Lolę i dzieci. Zwłaszcza blondynkę, z którą spędziłem ostatnie kilka lat. Od zawsze mieliśmy małe sprzeczki, ale nigdy nie dochodziło do czegoś takiego jak teraz. Lola chciała rozwodu i to bolało. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że może nam się coś takiego przytrafić, a wszystko przez moją głupotę.
  Skierowałem się z walizką do hotelu, by spędzić tutaj dzisiejszą noc i rano wrócić do Manchesteru. Miałem nadzieje, że będę mógł to zrobić z dziećmi, ale myliłem się. Lola znalazła im już nowego tatusia - Casasa. Byłem pewien, że to przez niego chce rozwodu.
Zabrałem klucz oraz kartę pobytu od recepcjonisty i udałem się w stronę windy. Poczekałem aż drzwi się otworzą i wszedłem do środka. Nie rozglądałem się za bardzo, tylko wcisnąłem guzik prowadzący na moje piętro i przystanąłem.
   - Isco? - usłyszałem po chwili kobiecy głos. Odwróciłem się do tyłu i zobaczyłem Monicę. Tą samą, z którą byłem kilka lat temu.        
   - Monica - odpowiedziałem lekko zdziwiony.
   - Czyli jednak mnie poznałeś - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko. - Co tutaj robisz? 
   - Zapewne to samo co ty, wynajmuję pokój. - oparłem od razu, wzruszając ramionami.  
   - Nie wynajmuje tutaj pokoju. Jestem managerem hotelu - mruknęła i poklepała mnie po ramieniu. - Mieszkam już trochę tutaj i wiem, że twoja żona ma mieszkanie w Barcelonie, więc może zapytam jeszcze raz. Co tutaj robisz? 
   - Po prostu, wynajmuję pokój - powtórzyłem się. - Bo w mieszkaniu żony niekoniecznie jestem mile widziany. 
   - Nie byłabym sobą, gdybym powiedziała, że się nie cieszę - zaśmiała się cicho i wyszła z windy, bo właśnie się zatrzymała. - Chodź na kawę, pogadamy sobie.
   - No dobra - skinąłem głową. - Ale najpierw zaniosę walizkę do pokoju, co? 
   - Czekam w gabinecie - wskazała na drzwi, które znajdywały się niedaleko windy i ruszyła w ich stronę poruszając swoimi biodrami. Skierowałem się do drzwi, za którymi znajdował się mój dzisiejszy pokój i otworzyłem je kartą-kluczem. Wszedłem do środka i odłożyłem walizkę tuż obok łóżka. Rozejrzałem się i przejechałem dłonią po twarzy. Bo to nie tak miało być, miałem się pogodzić z Lolą i być z nimi w mieszkaniu. Ale musiałem się cieszyć tym, co mam, więc zamknąłem pokój i skierował się w stronę gabinetu modliszki. Dobra, ma na imię Monica i tego powinienem się trzymać. Zapukałem cicho i wszedłem do środka.
   - Siadaj, nie krępuj się - powiedziała, uśmiechając się. - Zamówiłam już nam kawę.
   - Dzięki - odpowiedziałem i usiadłem, a faktycznie po chwili do gabinetu weszła dziewczyna, która przyniosła nam kawę. - Co u ciebie? - zapytałem.  
   - Jestem wolna, jeśli o to pytasz - puściła do mnie oczko. - Pracuje tutaj od dwóch lat. Ten hotel to praktycznie całe moje życie. 
   - No proszę - skinąłem głową. - A ja nadal gram w United i mam trójkę dzieci. 
   - Wiem. Maria, Alvaro i Francisca, prawda? - spojrzała na mnie.
   - Tak - uśmiechnąłem się lekko.
   - Isco, mam gazety i telewizję - wzięła do ręki filiżankę z kawą. - Ostatnio widziałam ciekawe zdjęcia Loli z Mario. Mają romans?
   - Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Wiem tylko, że spędzają razem często czas.
   - Rozumiem. - uśmiechnęła się pod nosem. - Ostatnio też zauważyłam, że mój kuzyn częściej widuje się z Cristiną. 
   - Z tego co wiem, to zostali przyjaciółmi, więc wcale mnie to nie dziwi. 
   - A mnie dziwi fakt, że ten jej mąż jakoś nie ma nic przeciwko... No chyba, że nie wie? 
   - Nie mam pojęcia. Martwi mnie moje małżeństwo.
   - Isco, co się dzieje? - pochyliła się i złapała za moją dłoń. 
   - Rozwodzę się - szepnąłem i spojrzałem na nią. - Lola chce rozwodu.
   - Jak to chce rozwodu? Ona faktycznie jest z tym Casasem? To przez niego? 
   - Nie wiem, Monica. Podejrzewam, że ma z nim romans, ale pewien nie jestem - westchnąłem cicho. - Ostatnio nam się nie układa i zdecydowała się na rozwód.
   - Wow - wydusiła. - A według mediów uchodziliście za idealną parę. 
   - Bo tak było, ale do czasu. Spieprzyłem sprawę i teraz nie tylko strawiłem Loli, ale także i dzieci.
   - Przecież możesz się starać o opiekę nad nimi - powiedziała, patrząc na mnie.
   - Mnie nie ma często w domu. Kto się będzie niby zajmował?            
   - No jeżeli Lola chce rozwodu, to chyba też powinieneś sobie znaleźć kogoś i ułożyć życie, co? 
   - Ale ja ją kocham - jęknąłem.
   - Isco, proszę cię. Ja od razu wiedziałam, że to nie wypali. To głupia blondynka - warknęła i wstała z krzesła, podchodząc do mnie.
   - Monica nie mów tak, bo to moja żona.  
   - Która chce rozwodu - przypomniała i stanęłam tuż za moim krzesłem. Położyła dłonie na moich ramionach i schyliła się. - Skoro ona pozwoliła sobie na romans, to dlaczego ty tego nie zrobisz? - wyszeptała do mojego ucha.
   - Monica - mruknąłem i chciałem zabrać jej dłoń z mojego ramienia.
   - No przecież było nam ze sobą dobrze - szepnęła mi do ucha i po chwili poczułem jej usta na mojej szyi. 
   - Było, ale..
   - Ale co? Francisco, nie bądź głupi. Mogę ci pomóc przy rozwodzie i dzieciach. Znam dobrych prawników, więc lepiej siedź cicho i bądź grzeczny - syknęła i wpiła się w moje usta.
   - Monica, poczekaj...
   - Na co mam czekać? - zaśmiała się i usiadła na moich kolanach, przodem do mnie, biorąc moje dłonie i kładąc je na swojej talii.
   - Ja po prostu nie mogę.. Mam żonę.
   - Tak, już to słyszałam - uśmiechnęła się cwaniacko. - Znam cię i wiem, że jesteś spragniony, więc pozwól mi sobie pomóc - mówiła, odpinając guziczki od mojej koszuli.
   - Pomóc? - mruknąłem, a ona wpiła się w moje usta, a moje dłonie automatycznie zjechały na jej pośladki i później uda. 
   - Pojedziemy do mojego mieszkania. Nie chce, by pracownicy później gadali - wyszeptała i wstała. - Zabierz swoją walizkę i widzimy się na dole - musnęła swoimi ustami mój policzek i uśmiechnęła się szeroko. Również wstałem i zapiąłem swoją koszulę. Dopiłem swoją kawę i bez słowa wyszedłem z gabinetu Monici, kierując się do pokoju. Wiedziałem, że jeśli pojadę z Monicą to będzie to definitywny koniec mojego małżeństwa, ale musiałem się na to zgodzić. Może jeśli znajdę sobie inną kobietę, to dzieci będą mogłyby zamieszkać u mnie. Tylko to się liczyło.

1 komentarz:

  1. Definitywnie stwierdzam, że Isco to skończony kretyn -.- Ale ten półnagi Mario to wcale nie lepsze.. Szkoda mi tylko trzech maluchów :(

    OdpowiedzUsuń