ISCO
Wróciłem z Azji i poprosiłem trenera
o jeden dzień wolnego, bym mógł odwiedzić dzieciaki oraz żonę.
David Moyes oraz Ryan Giggs, jego asystent zgodzili się od razu,
więc byłem zadowolony. Spakowałem prezenty, które im kupiłem i
pojechałem prosto na lotnisko. Po kilku godzinach byłem już w
Barcelonie. Kupiłem bukiet słoneczników, ponieważ są to ulubione
kwiaty Loli i taksówką podjechałem pod ich mieszkanie.
Podczas pre sezonu wiele przemyślałem
i zdałem sobie sprawę, że chce i muszę walczyć. Muszę pokazać
Loli jak wiele dla mnie znaczy. Przyjechałem tutaj, by błagać ją
o wybaczenie i powrót do domu, do mnie. Wiem, że minęło trochę
czasu i mało ze sobą rozmawialiśmy, ale miałem nadzieje, że
zmieni zdanie. Że zatęskniła i wróci.
Zadzwoniłem dzwonkiem i poczekałem,
aż ktoś mi otworzy. Po chwili zrobił to Mario z szerokim uśmiechem
na ustach.. Już podniosło mi to ciśnienie, a na dodatek był bez
koszulki. W głowie miałem już najgorsze scenariusze.
- Kto to? - usłyszałem głos swojej
żony.- To ja. - mruknąłem, gdy ona pojawiła się za aktorem.
- Wejdź do środka - otwarła szerzej
drzwi. - Nie spodziewałam się ciebie.
- Właśnie zauważyłem - warknąłem,
patrząc na Casasa.
- Mario naprawia kran, jeśli to masz
na myśli - przewróciła oczami i zabrała ode mnie kwiaty. -
Wstawię do wazonu.
- Tata! - usłyszałem pisk Alvaro,
który właśnie przydreptał do korytarza.
- Cześć, skarbie! - zawołałem i
zabrałem go na ręce. - A gdzie masz siostrzyczki? - połaskotałem
go po brzuszku.
- Tam! - wskazał na duży pokój i
wpakował palec do buźki. Skierowałem tam swoje kroki i zobaczyłam
siedzącą Marię przed telewizorem oraz Franciscnę, która gryzła
swój gryzak.
- Co takiego oglądasz, że nie
zauważyłaś, że macie gościa? - zapytałem, a ona aż
podskoczyła. Szybko do mnie podbiegła.
- Tatuś!
- Co to ciekawego oglądasz, hmm? -
zapytałem i usiadłem na podłodze, tam gdzie przed chwilą
siedziała Maria. Zaraz pojawił się tam też Alvaro, który wdrapał
się na moje kolana.
- Bajki - odpowiedziała i usiadła
obok mnie, wtulając się w moje ramię. - To moja ulubiona -
wskazała na ekran.
- Wiem, kotku. Syrenka - pogłaskałem
ją po główce.
- I ona za chwilę będzie miała nogi,
wiesz?
- To też wiem - zaśmiałem się. -
Mam coś dla was, ale to później.
- Co takiego? - wyszczerzyła się
Maria.
- A byłaś grzeczna?
- Tak! Bardzo, bardzo! - pisnęła.
- A Alvaro i Fran też? - spojrzałem na synka.
- A Alvaro i Fran też? - spojrzałem na synka.
- Tak! - pokiwał główką.
- A mama? - westchnąłem i spojrzałem w stronę drzwi.
- A mama? - westchnąłem i spojrzałem w stronę drzwi.
- A możemy dostać prezenty? -
wtrąciła Maria.
- Oczywiście! - wstałem z podłogi i
podszedłem do torby. Wyciągnąłem z nich prezenty i rozdałem
swoich pociechom. Zabrały się za ich rozpakowywanie, a ja wyszedłem
do korytarza. Nie było już tam Loli, więc zajrzałem do kuchni.
- Napijesz się czegoś? - zapytała.
Siedziała przy stole z kubkiem w ręce.
- Nie, dzięki - mruknąłem i oparłem
się o blat kredensu, wbijając wzrok w Lolę.
- Mogłeś mnie uprzedzić, że
przyjedziesz. Zaplanowałabym coś.
- Może wcześniej pozbyłabyś się
Casasa?
- Przestań! Po to tutaj przyjechałeś?
Po kolejną kłótnię? - zapytała, odstawiając kubek na stół.
- Wręcz przeciwnie, wiesz? Tylko, że
jakoś mi się dziwnie zrobiło na widok półnagiego Mario,
chodzącego sobie tak beztrosko przy tobie i dzieciakach!
- Naprawiał kran i zmoczył koszulkę.
Nic więcej - wzruszyła ramionami.
- Mało to specjalistów od tego? Nie,
bo oczywiście musiał to zrobić twój dobry kolega!
- Nie krzycz, dobrze? Możemy to
załatwić między sobą - posłała mi srogie spojrzenie. -
Poprosiłam go o pomoc, więc się zgodził.
- No to oczywiste, bo gdzieżby
odmówił!
- Tylko mi pomógł! Isco, kiedy w
końcu zrozumiesz, że cię nie zdradzam?
- To może powiedz mi, dlaczego za
każdym razem muszę mieć podstawę żeby tak myśleć?!
- Nigdy bym ci tego nie zrobiła! -
poniosła głos i wstała z krzesła. - A wiesz dlaczego? - podeszła
do mnie.
- No powiedz - spojrzałem jej prosto w
oczy.
- Bo cię kocham - wyszeptała. -
Kocham ci tak mocno, że mnie skręca od środka, kiedy sobie
pomyślę, że nigdy więcej nie będę mogła całować twoich ust
albo budzić się wtulona w twoje ramię!
- Ja też cię kocham! Ale mam dosyć,
gdy widzę cię w towarzystwie Mario czy kogoś innego!
- A ja mam dosyć ciągłych kłótni i
wmawiania sobie, że będzie dobrze - zaczęła płakać.
- Więc jakoś to trzeba zmienić! -
krzyknąłem.
- Zgadza się. To koniec, Isco -
powiedziała, patrząc mi w oczy.
- Ale ja nie chcę żeby to był
koniec, Lola! - jęknąłem.
- Ty się nie zmienisz, a ja dłużej
tego nie wytrzymam. Długo zwlekałam z tą decyzją, ale uprzedzam
cię, że dostaniesz papiery rozwodowe.
- Lola, nie możesz! - właśnie
dobiegł mnie sens jej słów. Ona naprawdę chciała się rozwieść!
- Mogę i to zrobię - pokiwała
twierdząco głową. - Chce tutaj zamieszkać na stałe, więc
będziemy musieli uzgodnić kiedy będziesz mógł się widywać z
dziećmi.
- Błagam cię, przemyśl to jeszcze.
Chcę żebyście wrócili wszyscy do Manchesteru!
- A kiedy w końcu weźmiesz pod uwagę
to, czego ja chcę? - zapytała mnie z wyrzutem w głosie.
- Więc powiedz, czego chcesz?
- Rozwodu - powiedziała pewnie.
- Czyli gadanie, że mnie kochasz, to
tylko puste słowa? - prychnąłem i zakryłem twarz w dłoniach. Z
tej bezsilności chciało mi się ryczeć.
- Ja naprawdę cię kocham, ale nie
potrafię się ciągle kłócić!
- Lola, jeszcze trzy miesiące temu
byliśmy wspaniałym małżeństwem! Nie potrafiliśmy bez siebie żyć
- podszedłem do niej. Postanowiłem zawalczyć jeszcze raz.
- No właśnie, Isco! Byliśmy i
potrafiliśmy, czas przeszły! Teraz wszystko się zmieniło,
powinieneś to zauważyć - zawołała i wtedy usłyszeliśmy płacz
Francisci. - Powinieneś już iść. - warknęła i pognała do
dużego pokoju.
- Wyganiasz mnie? - poszedłem za nią.
- To moje mieszkanie, więc mogę robić
to mi się rzewnie podoba! - dorzuciła i wzięła Fran na ręce. -
Pożegnajcie się z tatą, bo wychodzi - zwróciła się do Marii i
Alvaro, siedzących obok.
- Ale chciałam się pobawić z tatą -
zaprotestowała nasza córka.
- Tata musi już wracać o ukochanego
Manchesteru - opowiedziała im i wyszła z pokoju z naszą najmłodszą
córką na rękach. Uklęknąłem przy pozostałem dwójce i mocno je
przytuliłem.
- Niedługo się zobaczymy, obiecuje.
Obiecuje, że znów będziemy razem. Tylko wy i ja - ucałowałem je
w główki.
- I wtedy się pobawimy? - zapytała z
nadzieją.
- No jasne, że tak. - uśmiechnąłem
się i wstałem. - Idę się jeszcze pożegnać z Fran i uciekam. -
pogłaskałem je jeszcze po główkach i wyszedłem za Lolą.
Wyciągnąłem z kieszeni małe
pudełeczko i zostawiłem je na stole w kuchni. Był to mój prezent
dla Loli, chociaż teraz ona zapewne i tak go wyrzuci.
- Chciałem się jeszcze z nią
pożegnać - wskazałem na Franciscię i podszedłem do nich. - Do
zobaczenia, skarbie. Będę tęsknił - pocałowałem ją w główką
i chwyciłem malutką rączkę.
- Idź już - powiedziała i kątem oka
zerknęła na pudełeczko.
- Jeśli zmienisz zdanie, to daj znać.
Zawsze będę cię kochać - spojrzałem na nią i skierowałem się
w stronę wyjścia.
THIAGO
Właśnie zaparkowałem na
podjeździe swojego domu i wyjąłem z samochodu swoją torbę. Po
woli ruszyłem w stronę wejścia. Po tym przedsezonowym tourne,
miałem tylko ochotę wrócić do domu, usiąść, odpocząć,
zobaczyć swoje dzieci i żonę, która i tak mało się do mnie
odzywa, ale ważne, że jest. Wszedłem do domu i odstawiłem torbę
w kąt korytarza.
- O, idealny mężuś wrócił. -
usłyszałem znajomy, męski głos. Odwróciłem się i zobaczyłem
Tylera, co mnie nieco zdziwiło.
- Ciebie też dobrze widzieć, Tyler -
rzuciłem w jego stronę.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale chyba
mieliśmy pewną umowę, nie? - patrzył na mnie ze złością w
oczach.
- Tak, pamiętam. Ale nie przypominam
sobie, bym pozwalał ci przychodzić do mojego domu - syknąłem.
- Na szczęście ty jedyny o tym tu nie
decydujesz - podszedł bliżej.
- Gdzie Cris? - zapytałem i
rozejrzałam się po salonie. - I moje dzieci?
- Cris jest na górze, ale chyba dzieci
to nawet lepiej żeby tu teraz nie było - warknął i zamachnął
swoją mocno zaciśniętą pięść. Niestety nie udało mi się
schylić i dostałem prosto w szczękę. Od razu poczułem w ustach
smak krwi.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknął i rzuciłem się na niego.
- Co ty sobie wyobrażasz?! - krzyknął i rzuciłem się na niego.
- Co tu się... - usłyszałem głos
swojej żony. - Przestańcie! - wpadła pomiędzy nas. -
Zgłupieliście do reszty?!
- Cristina, zostaw nas samych! -
zawołał Tyler. - On musi dostać nauczkę.
- Ale ja nie chcę żeby cokolwiek tu
się odbywało! Nie chcę żebyście zrobili sobie czegoś nawzajem!
- spojrzała na nas oboje.
- Wracaj na górę - rozkazałem, ale
nie posłuchała. W sumie to wcale mnie to nie zdziwiło. Złapała
mnie za ramię i odciągnęła na bok.
Za nami poszedł Tyler, a na jego
twarzy nadal była wymalowania furia.
- Mam ochotę go rozszarpać za to co ci zrobił. - wskazał na mnie i znów dostałem.
- Tyler wyjdź! - wykrzyczała Cristina, a ja po prostu ruszyłem w stronę kuchni i usiadłem na krześle przy stole. Po chwili pojawiła się tam i ona. Przykucnęła obok.
- Wszystko w porządku? - szepnęła.
- Ta - mruknąłem. - Należało mi się.
- Mam ochotę go rozszarpać za to co ci zrobił. - wskazał na mnie i znów dostałem.
- Tyler wyjdź! - wykrzyczała Cristina, a ja po prostu ruszyłem w stronę kuchni i usiadłem na krześle przy stole. Po chwili pojawiła się tam i ona. Przykucnęła obok.
- Wszystko w porządku? - szepnęła.
- Ta - mruknąłem. - Należało mi się.
- Może i tak, ale przesadził. Nie
powinien cię tak urządzać - chwyciła mnie za podbródek i
obejrzała moje usta oraz zakrwawiony nos.
- Gdzie są dzieci? - zapytałem,
patrząc jak wstaje i podchodzi do szafki, gdzie jest apteczka.
- Thaisa i Roque zabrali je na plac zabaw - odparła i po drodze zabrała mrożonki z zamrażalki.
- Thaisa i Roque zabrali je na plac zabaw - odparła i po drodze zabrała mrożonki z zamrażalki.
- Nie musisz tego robić - mruknąłem
cicho, kiedy przyłożyła mi je do ust.
- Przestań - pokręciła głową. - I
nie ruszaj, bo cię będzie bardziej boleć.
- Już bardziej chyba nie może -
jęknąłem, bo właśnie polała mi je wodą utlenioną.
- Już nawet twój syn czasem jest
odważniejszy, gdy rozwali kolano.
- Usta są bardziej delikatniejsze -
próbowałem się lekko uśmiechnąć.
- Trzeba było myśleć co się robi, a
nie potem za to obrywać - mruknęła pod nosem i zakręciła
buteleczkę.
- Będę tego żałował do końca
życia - spojrzałem jej w oczy.
- Thiago, ja już to słyszałam.
- Nie zaszkodzi, jeśli usłyszysz
jeszcze raz, prawda? Cris, musimy postanowić co dalej z nami będzie.
- Zacznijmy może od tego, że ja sama
nie wiem. - spojrzała na mnie.
- Dam ci tyle czasu, ile będziesz
potrzebować.
- Czasu do czego, Thiago? Stoimy w tym
wszystkim tak jak staliśmy, nic nie wiemy. To wszystko trzyma się
na cienkiej linii, bo mamy Rosario i Rafaela, a w drodze kolejne
dziecko. - w jej oczach pojawiły się łzy.
- Wiem - pokiwałem głową. - I nie
chce was stracić. Nie mogę - dodałem, łapiąc ją za
dłoń.
- Trzeba było o tym pomyśleć zanim
wskoczyłeś tej dziewczynie do łóżka! - krzyknęła. Chciała
odejść, ale mocniej ścisnąłem jej dłoń, zatrzymując ją.
- Cris, przecież mówiłem ci już, że
to skończony rozdział! Nie zabrałem jej wtedy na Ibizę!
- Tylko, że ona jakoś nie wyglądała
na taką, jakbyś ją już porzucił!
- Ile razy mam powtarzać, że zrobiła
to specjalnie?!
- I dlaczego miałaby to robić? Bawi
się z tobą w coś, czy co?!
- Jest zła, bo postanowiłem to
zakończyć! Teraz chce się zemścić.
- Wymyśliłbyś lepszą bajeczkę -
syknęła, ale zobaczyłem w jej oczach jakby niepewność tego co
mówi. Może mi wierzyła, ale nie chciała tego pokazać?
- Mówię prawdę. Kocham tylko ciebie
- chciałem ją przytulić, ale nie pozwoliła mnie na to.
- Jesteśmy! - usłyszałem głos
swojej młodszej siostry i za chwilę tupot małych nóżek dzieci.
Cristina od razu odwróciła się do okna i zaczęła wycierać łzy.
- Tata! - krzyknęły bliźniaki i
przybiegły do mnie. - A co ci się stało? - zapytała Ros i
wskazała na moją twarz.
- Tata okazał się być niezdarą i
potknął się o schodek. - ucałowałem ją w czoło. - Dlatego
zawsze się wam powtarza, żeby nie biegać po schodach. -
pogłaskałem wtedy Rafe po główce, a do kuchni weszli Thaisa ze
swoim chłopakiem.
- Cześć, braciszku - przywitała się
i zrobiła dziwną minę. - Tak, od zawsze byłeś niezdarą - dodała
ze śmiechem.
- Co ty jeszcze ciekawego nie powiesz?
- spojrzałem na nią.
- No co? Pamiętam to - puściła do
mnie oczko i usiadła przy stole z Roque.
- Cris, zostawiam ci moją wizytówkę dla twojej przyjaciółki - odezwał się.
- Cris, zostawiam ci moją wizytówkę dla twojej przyjaciółki - odezwał się.
- A tak, dzięki - wzięła ją. -
Pewnie za niedługo się z tobą skontaktuje.
- Super - uśmiechnął się lekko i
spojrzał na mnie. - Jak pre sezon?
- Dobrze - kiwnąłem głową. -
Oczywiście każdy mecz wygrany. - dorzuciłem, a wtedy dzieci
wybiegły z kuchni.
- To wiadome. Musicie pokazać Realowi
gdzie ich miejsce - zachichotała moja siostra.
- No w tym sezonie czas zacząć. Oby
był dobry. - zaśmiałem się, ale po chwili skrzywiłem, bo
zapiekła mnie warga.
- Ale się urządziłeś - zaśmiał
się chłopak Thaisy.
- Sam się nie urządził - mruknęła cicho Cris.
- Sam się nie urządził - mruknęła cicho Cris.
- No właśnie widzę, że coś jest
nie tak... - przerwała dziewczyna i obejrzała się, czy nie ma
dzieci w pobliżu. - Bo ty płakałaś - wskazała na Cristinę.
- Ale to nic takiego - machnęła ręką.
- Zaraz mi powiesz, że kroiłaś
cebulę?
- Nie.. Ja po prostu nie chce o tym
rozmawiać - mruknęła i pędem ruszyła na górę.
- To może ty nam to wyjaśnisz?
- To może ty nam to wyjaśnisz?
- I tylko nie mów, że ani tata, ani
Rafael nie puścili farby? - przewróciłem oczami.
- Dobra, mówili nam - spojrzała na
mnie. - Jak mogłeś?!
- Żałuję, okej? - oparłem się o
tył krzesła. - Chcę to zmienić, żeby wszystko znów było
dobrze, żeby dzieci wychowywały się w normalniej atmosferze.
- To musisz się bardzo postarać, bo
Cris nie może się teraz denerwować!
- I to też zdążyli już ci
powiedzieć? A mama wie? - zapytałem, a ona pokręciła głową. -
No tak, zaraz by do mnie dzwoniła. - dodałem.
- Lepiej szybko to napraw, aby nie
musiała się dowiadywać.
- Nawet nie wiesz jak bardzo tego chcę,
Thaisa.
- Więc działaj braciszku. - mruknęła i spojrzała na zegarek. - My się już chyba musimy zbierać.
- Więc działaj braciszku. - mruknęła i spojrzała na zegarek. - My się już chyba musimy zbierać.
- Właśnie. Trzymaj się - powiedział
Roque i uścisnął moją dłoń. Odprowadziłem ich do wyjścia i
sam skierowałem się na górę. Zajrzałem do pokoju bliźniaków,
które bawiły się figurkami zwierząt. Zajrzałem do pokoju obok,
naszej sypialni. Było ciemno, poprzez zasłonięte rolety, a na
łóżku leżała skulona Cristian, tyłem do drzwi.
- Cris.. - szepnąłem i wszedłem.
- Cris.. - szepnąłem i wszedłem.
- Zostaw mnie - usłyszałem jej głos.
- Ale zrozum, że ja nie chcę cię
zostawiać - powiedziałem i usiadłem na brzegu łóżka.
- Thiago, to wszystko jest dla mnie
zbyt trudne. Ja nie wiem co robić - mruknęła cicho. Było słychać,
że płakała.
- Ja chcę po prostu, żebyś była,
ale też zaakceptuję każdą twoją decyzję, bo cię kocham.
- Chcę jak najlepiej dla dzieci. Na
razie udawajmy, że wszystko jest dobrze, a później się coś
wymyśli.
- Czyli tak jak było wcześniej? -
zapytałem. - A co z dzieckiem? - spojrzałem na jej brzuch.
- Za niedługo mam mieć pierwsze USG - szepnęła.
- Za niedługo mam mieć pierwsze USG - szepnęła.
- Będę mógł się wybrać z tobą? -
wyszeptałem.
- Chyba tak - mruknęła.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się
lekko. - To wiele dla mnie znaczy.
- W końcu jesteś ojcem, więc nie
powinnam ci zabronić.
- Ale decyzja i tak należy do ciebie -
powiedziałem cicho.
- Wiem i już ją podjęłam. -
spojrzała na mnie. - Muszę też powiedzieć w końcu moim rodzicom
o ciąży.
- No tak - skinąłem głową. - Możesz
ich zaprosić na kilka dni, jeśli chcesz.
- Pomyślę. Chciałabym zostać chwilę
sama. - szepnęła.
- Dobrze - odparłem i wstałem z
łóżka. - Jeśli będziesz czegoś potrzebowała to daj znać.
- Ok. - odparła, a ja wyszedłem,
przymykając za sobą drzwi. Wróciłem do pomieszczenia obok i
dołączyłem do dzieci. Dawno ich nie widziałem i się
stęskniłem.
ISCO
Nie wiedziałem co robić. Nie chciałam
wracać do domu, bo tam wszystko przypominałoby mi Lolę i dzieci.
Zwłaszcza blondynkę, z którą spędziłem ostatnie kilka lat. Od
zawsze mieliśmy małe sprzeczki, ale nigdy nie dochodziło do czegoś
takiego jak teraz. Lola chciała rozwodu i to bolało. Nawet nie
zdawałem sobie sprawy, że może nam się coś takiego przytrafić,
a wszystko przez moją głupotę.
Skierowałem się z walizką do hotelu, by spędzić tutaj dzisiejszą noc i rano wrócić do Manchesteru. Miałem nadzieje, że będę mógł to zrobić z dziećmi, ale myliłem się. Lola znalazła im już nowego tatusia - Casasa. Byłem pewien, że to przez niego chce rozwodu.
Zabrałem klucz oraz kartę pobytu od recepcjonisty i udałem się w stronę windy. Poczekałem aż drzwi się otworzą i wszedłem do środka. Nie rozglądałem się za bardzo, tylko wcisnąłem guzik prowadzący na moje piętro i przystanąłem.
- Isco? - usłyszałem po chwili kobiecy głos. Odwróciłem się do tyłu i zobaczyłem Monicę. Tą samą, z którą byłem kilka lat temu.
Skierowałem się z walizką do hotelu, by spędzić tutaj dzisiejszą noc i rano wrócić do Manchesteru. Miałem nadzieje, że będę mógł to zrobić z dziećmi, ale myliłem się. Lola znalazła im już nowego tatusia - Casasa. Byłem pewien, że to przez niego chce rozwodu.
Zabrałem klucz oraz kartę pobytu od recepcjonisty i udałem się w stronę windy. Poczekałem aż drzwi się otworzą i wszedłem do środka. Nie rozglądałem się za bardzo, tylko wcisnąłem guzik prowadzący na moje piętro i przystanąłem.
- Isco? - usłyszałem po chwili kobiecy głos. Odwróciłem się do tyłu i zobaczyłem Monicę. Tą samą, z którą byłem kilka lat temu.
- Monica - odpowiedziałem lekko
zdziwiony.
- Czyli jednak mnie poznałeś -
odpowiedziała, uśmiechając się szeroko. - Co tutaj robisz?
- Zapewne to samo co ty, wynajmuję
pokój. - oparłem od razu, wzruszając ramionami.
- Nie wynajmuje tutaj pokoju. Jestem
managerem hotelu - mruknęła i poklepała mnie po ramieniu. -
Mieszkam już trochę tutaj i wiem, że twoja żona ma mieszkanie w
Barcelonie, więc może zapytam jeszcze raz. Co tutaj robisz?
- Po prostu, wynajmuję pokój -
powtórzyłem się. - Bo w mieszkaniu żony niekoniecznie jestem mile
widziany.
- Nie byłabym sobą, gdybym
powiedziała, że się nie cieszę - zaśmiała się cicho i wyszła
z windy, bo właśnie się zatrzymała. - Chodź na kawę, pogadamy
sobie.
- No dobra - skinąłem głową. - Ale
najpierw zaniosę walizkę do pokoju, co?
- Czekam w gabinecie - wskazała na
drzwi, które znajdywały się niedaleko windy i ruszyła w ich
stronę poruszając swoimi biodrami. Skierowałem się do drzwi, za
którymi znajdował się mój dzisiejszy pokój i otworzyłem je
kartą-kluczem. Wszedłem do środka i odłożyłem walizkę tuż
obok łóżka. Rozejrzałem się i przejechałem dłonią po twarzy.
Bo to nie tak miało być, miałem się pogodzić z Lolą i być z
nimi w mieszkaniu. Ale musiałem się cieszyć tym, co mam, więc
zamknąłem pokój i skierował się w stronę gabinetu modliszki.
Dobra, ma na imię Monica i tego powinienem się trzymać. Zapukałem
cicho i wszedłem do środka.
- Siadaj, nie krępuj się - powiedziała, uśmiechając się. - Zamówiłam już nam kawę.
- Siadaj, nie krępuj się - powiedziała, uśmiechając się. - Zamówiłam już nam kawę.
- Dzięki - odpowiedziałem i usiadłem,
a faktycznie po chwili do gabinetu weszła dziewczyna, która
przyniosła nam kawę. - Co u ciebie? - zapytałem.
- Jestem wolna, jeśli o to pytasz -
puściła do mnie oczko. - Pracuje tutaj od dwóch lat. Ten hotel to
praktycznie całe moje życie.
- No proszę - skinąłem głową. - A
ja nadal gram w United i mam trójkę dzieci.
- Wiem. Maria, Alvaro i Francisca,
prawda? - spojrzała na mnie.
- Tak - uśmiechnąłem się lekko.
- Isco, mam gazety i telewizję - wzięła do ręki filiżankę z kawą. - Ostatnio widziałam ciekawe zdjęcia Loli z Mario. Mają romans?
- Tak - uśmiechnąłem się lekko.
- Isco, mam gazety i telewizję - wzięła do ręki filiżankę z kawą. - Ostatnio widziałam ciekawe zdjęcia Loli z Mario. Mają romans?
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. -
Wiem tylko, że spędzają razem często czas.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się pod nosem. - Ostatnio też zauważyłam, że mój kuzyn częściej widuje się z Cristiną.
- Rozumiem. - uśmiechnęła się pod nosem. - Ostatnio też zauważyłam, że mój kuzyn częściej widuje się z Cristiną.
- Z tego co wiem, to zostali
przyjaciółmi, więc wcale mnie to nie dziwi.
- A mnie dziwi fakt, że ten jej mąż
jakoś nie ma nic przeciwko... No chyba, że nie wie?
- Nie mam pojęcia. Martwi mnie moje
małżeństwo.
- Isco, co się dzieje? - pochyliła
się i złapała za moją dłoń.
- Rozwodzę się - szepnąłem i
spojrzałem na nią. - Lola chce rozwodu.
- Jak to chce rozwodu? Ona faktycznie
jest z tym Casasem? To przez niego?
- Nie wiem, Monica. Podejrzewam, że ma
z nim romans, ale pewien nie jestem - westchnąłem cicho. - Ostatnio
nam się nie układa i zdecydowała się na rozwód.
- Wow - wydusiła. - A według mediów
uchodziliście za idealną parę.
- Bo tak było, ale do czasu.
Spieprzyłem sprawę i teraz nie tylko strawiłem Loli, ale także i
dzieci.
- Przecież możesz się starać o opiekę nad nimi - powiedziała, patrząc na mnie.
- Mnie nie ma często w domu. Kto się będzie niby zajmował?
- Przecież możesz się starać o opiekę nad nimi - powiedziała, patrząc na mnie.
- Mnie nie ma często w domu. Kto się będzie niby zajmował?
- No jeżeli Lola chce rozwodu, to
chyba też powinieneś sobie znaleźć kogoś i ułożyć życie,
co?
- Ale ja ją kocham - jęknąłem.
- Isco, proszę cię. Ja od razu wiedziałam, że to nie wypali. To głupia blondynka - warknęła i wstała z krzesła, podchodząc do mnie.
- Isco, proszę cię. Ja od razu wiedziałam, że to nie wypali. To głupia blondynka - warknęła i wstała z krzesła, podchodząc do mnie.
- Monica nie mów tak, bo to moja
żona.
- Która chce rozwodu - przypomniała i
stanęłam tuż za moim krzesłem. Położyła dłonie na moich
ramionach i schyliła się. - Skoro ona pozwoliła sobie na romans,
to dlaczego ty tego nie zrobisz? - wyszeptała do mojego ucha.
- Monica - mruknąłem i chciałem
zabrać jej dłoń z mojego ramienia.
- No przecież było nam ze sobą dobrze - szepnęła mi do ucha i po chwili poczułem jej usta na mojej szyi.
- No przecież było nam ze sobą dobrze - szepnęła mi do ucha i po chwili poczułem jej usta na mojej szyi.
- Było, ale..
- Ale co? Francisco, nie bądź głupi. Mogę ci pomóc przy rozwodzie i dzieciach. Znam dobrych prawników, więc lepiej siedź cicho i bądź grzeczny - syknęła i wpiła się w moje usta.
- Ale co? Francisco, nie bądź głupi. Mogę ci pomóc przy rozwodzie i dzieciach. Znam dobrych prawników, więc lepiej siedź cicho i bądź grzeczny - syknęła i wpiła się w moje usta.
- Monica, poczekaj...
- Na co mam czekać? - zaśmiała się i usiadła na moich kolanach, przodem do mnie, biorąc moje dłonie i kładąc je na swojej talii.
- Na co mam czekać? - zaśmiała się i usiadła na moich kolanach, przodem do mnie, biorąc moje dłonie i kładąc je na swojej talii.
- Ja po prostu nie mogę.. Mam żonę.
- Tak, już to słyszałam - uśmiechnęła się cwaniacko. - Znam cię i wiem, że jesteś spragniony, więc pozwól mi sobie pomóc - mówiła, odpinając guziczki od mojej koszuli.
- Tak, już to słyszałam - uśmiechnęła się cwaniacko. - Znam cię i wiem, że jesteś spragniony, więc pozwól mi sobie pomóc - mówiła, odpinając guziczki od mojej koszuli.
- Pomóc? - mruknąłem, a ona wpiła
się w moje usta, a moje dłonie automatycznie zjechały na jej
pośladki i później uda.
- Pojedziemy do mojego mieszkania. Nie
chce, by pracownicy później gadali - wyszeptała i wstała. -
Zabierz swoją walizkę i widzimy się na dole - musnęła swoimi
ustami mój policzek i uśmiechnęła się szeroko. Również wstałem
i zapiąłem swoją koszulę. Dopiłem swoją kawę i bez słowa
wyszedłem z gabinetu Monici, kierując się do pokoju. Wiedziałem,
że jeśli pojadę z Monicą to będzie to definitywny koniec mojego
małżeństwa, ale musiałem się na to zgodzić. Może jeśli znajdę
sobie inną kobietę, to dzieci będą mogłyby zamieszkać u mnie.
Tylko to się liczyło.
Definitywnie stwierdzam, że Isco to skończony kretyn -.- Ale ten półnagi Mario to wcale nie lepsze.. Szkoda mi tylko trzech maluchów :(
OdpowiedzUsuń