CRISTINA
Dwie godziny po tym jak wróciliśmy do
domu i w miarę szybko wypakowałam walizki, usłyszałam dzwonek do
drzwi. Schodząc na dół, usłyszałam, że dzieci już otworzyły
drzwi gościom i jak to się okazało, byli to moi rodzice.
Uśmiechnęłam się szeroko i podeszłam, przytulić ich.
- Fajnie was widzieć. - wyszczerzyłam
się i stanęłam pomiędzy bliźniakami.
- My też się cieszymy, że was
widzimy - powiedziała mama i wszystkich nas po kolei wyściskała.
- A i coś da was mamy. - zawołał mój
tato i wyjął z torby paczkę i podarował dzieciom, które szeroko
się uśmiechnęły.
- Co się mówi? - zwróciłam się do nich.
- Co się mówi? - zwróciłam się do nich.
- Dziękujemy! - krzyknęły równo i
pobiegły do salony, by rozpakować paczkę.
- Wejdźcie do środka - zwróciłam się do nich.
- Wejdźcie do środka - zwróciłam się do nich.
- Tak, tak. - powiedziała mama i we
trójkę udaliśmy się do salonu.
- Puzzle! - krzyczały moje dzieci i podbiegli do dziadków, mocno ich przytulając.
- Może się czegoś napijecie? - zaproponowałam z uśmiechem.
- Puzzle! - krzyczały moje dzieci i podbiegli do dziadków, mocno ich przytulając.
- Może się czegoś napijecie? - zaproponowałam z uśmiechem.
- Nie, nie trzeba - machnął ojciec
dłonią i usiadł na kanapie. - Cieszycie się? - zwrócił się do
dzieci.
- Bardzo - Ros pokiwała główką.
- Bardzo - Ros pokiwała główką.
- Ułożycie z nami? - zapytał Rafael
i spojrzał na swoich dziadków.
- To ja może i tak pójdę po sok. - uśmiechnęłam się.
- Poukładajcie z dziadkiem, a ja pójdę z mamusią. - powiedziała mama i ruszyła za mną.
- To ja może i tak pójdę po sok. - uśmiechnęłam się.
- Poukładajcie z dziadkiem, a ja pójdę z mamusią. - powiedziała mama i ruszyła za mną.
- Jak tam w Polsce? Widziałaś się z
Thiago? - zapytała.
- Dobrze. No pewnie, że się
widziałam. - uśmiechnęłam się lekko. - Dzieciaki były
szczęśliwe. - dodałam i wylałam sok z kartonu do dużego
dzbanka.
- Nie dziwie się. A co z jego nogą?
- Na początku była spuchnięta, ale
jest troszeczkę lepiej. Jest pod ciągłą obserwacją lekarzy ze
sztabu i ma nadzieję, że zagra w finale. Wszyscy mamy!
- No pewnie. Jak on zagra to na pewno
wygrają! - zaśmiała się cicho i położyła szklanki na tacę.
- Oczywiste! - wyjęłam z szafki
paczkę ciastek. - I tak przecież niektórzy praktycznie grają u
siebie. - uśmiechnęłam się.
- Ale różnie to bywa. Finał to
pewnie nie jest łatwy mecz - mówiła jak znawczyni.
- Mamuś! Ty i piłka? - zaśmiałam
się.
- Staram się dla zięcia - puściła
mi oczko.
- No tak. - powiedziałam w miarę
normalnie i nawet wysiliłam się na lekki uśmiech. - Na pewno to
docenia. - wyłożyłam ciastka na talerzyk.
- Doceni jak zobaczy nas na trybunach!
Kupiliśmy sobie już jego koszulki!
- No to na pewno zagra i da z siebie
wszystko. - roześmiana pokręciłam głową i wzięłam tacę,
wychodząc z kuchni.
- Mama cię zamęczała pytaniami o
Thiago? - usłyszałam głos ojca, kiedy tylko weszłam do pomieszczenia.
- No co, po prostu martwię się o
zięcia! - obruszyła się, kiedy skinęłam głową z szerokim
uśmiechem.
- I dlatego chciałaś poznać
wszystkie zasady piłki nożnej? - spojrzał na nią i zaśmiał się
cicho.
- Faceci! Języka za zębami nie
utrzymają, a to niby my plotkujemy i rozgadujemy! - wzruszyła
ramionami i usiadła przy bliźniakach.
- Ale mamo, to przecież nic złego -
wzruszyłam ramionami. - Thiago na pewno się ucieszy.
- Z czego się ucieszę? - usłyszeliśmy
radosny głos mojego męża, który właśnie pojawił się w progu
salonu. Wszedł i przywitał się z wszystkimi. Usiadł na oparciu
fotela, na którym siedziałam i pocałował mnie w czubek głowy, a
ja się uśmiechnęłam, bo w końcu muszę stwarzać pozory cudownej
rodzinki.
- A tak sobie rozmawiamy - wyszczerzyła
się mama.
- O tym, że twoja teściowa dla ciebie zaczęła interesować się piłką nożną - dodał ze śmiechem tata.
- O tym, że twoja teściowa dla ciebie zaczęła interesować się piłką nożną - dodał ze śmiechem tata.
- O, bardzo mnie to cieszy. - zaśmiał
się. - A co to wy tutaj macie? - pochylił się nad bliźniakami.
- Dostaliśmy puzzle od dziadków! - wyszczerzył się Rafael.
- Dostaliśmy puzzle od dziadków! - wyszczerzył się Rafael.
- Super. A podziękowaliście im? -
spojrzał na nich.
- Tak! - odparła szybko Rosario.
- No to dobrze. - pogłaskał ją po główce.
- Macie już jakieś plany na wakacje? - zapytał tata.
- Ibiza. - odpowiedział Thiago.
- Znowu? - zaśmiała się mama.
- No to dobrze. - pogłaskał ją po główce.
- Macie już jakieś plany na wakacje? - zapytał tata.
- Ibiza. - odpowiedział Thiago.
- Znowu? - zaśmiała się mama.
- Lubimy to miejsce - spojrzał na mnie
i lekko się uśmiechnął. - Zabieramy Isco z jego synkiem.
- No właśnie gdzieś czytałam, że
Lola ma zagrać w czymś z Marią, tak?
- Tak. W Barcelonie - odpowiedziałam z
uśmiechem.
- No to będziesz ją miała blisko. -
zaśmiała się.
- I dzieci będą blisko Marii, żeby się móc bawić. - dodałam.
- I dzieci będą blisko Marii, żeby się móc bawić. - dodałam.
- Raf na pewno się ucieszy -
wyszczerzył się mój mąż i spojrzał na syna.
- Czyżby podobała mu się córka
Loli? - zaśmiał się mój tato.
- Rośnie z niego taki podrywacz jak z wujka. - dorzucił Thiago.
- Rośnie z niego taki podrywacz jak z wujka. - dorzucił Thiago.
- Albo zakocha się na zabój jak tatuś
i Maria będzie tą jedyną - mama spojrzała na nas.
- Dokładnie. - uśmiechnął się
Thiago i położył dłoń na moim ramieniu. - Ale jakby nie patrzeć
to Rafael też w końcu znalazł Katinę.
- Kto tu kogo znalazł? - zaśmiałam się.
- No dobra, ona pierwsza uderzyła do niego! - pokręcił głową ze śmiechem.
- Kto tu kogo znalazł? - zaśmiałam się.
- No dobra, ona pierwsza uderzyła do niego! - pokręcił głową ze śmiechem.
- Najważniejsze, że są szczęśliwi
- mruknął tata.
- I już spodziewają się dziecka -
zauważyłam.
- To dobrze! Dzieci w związku są
bardzo ważne.
- Popieram mamę. Może byście sprawili bliźniakom jakieś rodzeństwo? - zapytał ze śmiechem tata.
- Popieram mamę. Może byście sprawili bliźniakom jakieś rodzeństwo? - zapytał ze śmiechem tata.
- Jak na razie jest dobrze z samymi
bliźniakami. - odpowiedziałam i pogłaskałam po główce Rafaela,
który siedział obok.
- Mamo, ale my chcemy braciszka! -
oburzył się.
- Nigdy o tym nie wspominaliście. -
zdziwił się Thiago.
- Ale chcemy, bo Maria też ma! -
dołączyła do nas Ros.
- To jak? - wyszczerzył się Raf. -
Będzie czy nie?
- To nie jest takie proste jak wam się
wydaje - zaśmiałam się nerwowo.
- Ale zobaczymy co da się zrobić - dodał szybko Thiago.
- Ale zobaczymy co da się zrobić - dodał szybko Thiago.
- No widzicie, dzieci już macie duże,
więc nie ma na co czekać. - uśmiechnęła się mama.
- Jak na razie nie chcemy - odparłam
spokojnie.
- Ale my chcemy! - zawołał Raf.
- Dzieci, to poważna sprawa - odezwał
się Thiago i spojrzał na mnie. - Jeśli mamusia teraz nie chce, to
musimy poczekać.
- No dobrze. - mruknęła Ros i oboje
wrócili do układania.
- Pomyślcie. - mama mrugnęła do nas.
- Pomyślcie. - mama mrugnęła do nas.
- Na pewno to zrobimy - Thiago lekko
się uśmiechnął.
- Dobra. - mruknęłam i wstałam. -
Pójdę przygotować wam pokój. - uśmiechnęłam się lekko do
rodziców.
- Dziękujemy - uśmiechnęła się
mama i zaczęła rozmowę z Thiago. Wyszłam na górę do gościnnego
pokoju i zaczęłam ubierać pościel w czyste poszewki. Cieszę się,
że przyjechali, bo dawno ich nie widziałam, a w końcu to moi
rodzice. Temat, który dziś poruszyli lekko mnie zdenerwował i
postawił w niezręcznej sytuacji. Nie wiedziałam jak mam reagować
i co odpowiadać.
THIAGO
Obudziłem się dość wcześnie. Dziś
ma być finał, a mój los nadal był niewiadomy. Wcześnie wstawiłem
się u sztabu medycznego. Opuchlizna całkowicie zeszła, boleć też
już nie bolało, a i normalnie chodziłem. Wszystko dlatego, że
miałem jakieś okłady, maści, ćwiczenia. Siedziałem w hotelowym
lobby i czekałem na lekarza, który miał wydać ostateczny głos w
sprawie - zagram czy nie. W końcu to finał i chcę tam być na
murawie, zagrać.
- Panie Alcantara. - usłyszałem.
Przede mną stał główny lekarz z jakimiś kartkami w ręce. Usiadł
obok. - Chyba mam dobre wieści. - uśmiechnął się. - Rozmawiałem
z pana trenerem i pozwoliłem na grę, ale na pewno nie na całe
dziewięćdziesiąt minut.
- Naprawdę?! To świetna wiadomość!
- ucieszyłem się.
- Tak. - zaśmiał się. - Może pan
dziś być na porannym treningu i potem grać. - dodał i wstał. -
Powodzenia. - wyciągnął do mnie dłoń, a ja ją uścisnąłem.
Cieszę się jak nigdy, naprawdę! Mogę zagrać dziś wieczorem z
Niemcami!
- A ty czego się szczerzysz? - po
chwili obok mnie pojawił się Isco.
- Bo zagram! - zacząłem się śmiać.
- O, to też się cieszę - wyszczerzył
się i usiadł obok mnie.
- Jest genialnie! Ale poczekaj... -
mruknąłem i wyjąłem telefon z kieszeni. - Muszę zadzwonić do
Cris i jej powiedzieć.
- No tak. Żonka najważniejsza -
przewrócił oczami.
- Ciągle jest. - uśmiechnąłem się
i wykręciłem numer.
- Halo. - usłyszałem jej zaspany głos.
- Pewnie cię obudziłem, ale chciałem wam powiedzieć, że zagram!
- Halo. - usłyszałem jej zaspany głos.
- Pewnie cię obudziłem, ale chciałem wam powiedzieć, że zagram!
- To wspaniale! - zapiszczała.
- Też się bardzo cieszę. - odparłem,
ciągle się uśmiechając, a Isco mi się przypatrywał.
- Dzieci będą zachwycone. Już nie
wspomnę o mojej mamie - zaśmiała się.
- Cris... - zacząłem. - Powiedz im,
że je kocham. I nie tylko ich. - szepnąłem. - Nie będę już
przeszkadzał. Śpij dalej. - dodałem.
- My też cię kochamy - wyszeptała.
- Wiem. - lekko się uśmiechnąłem. -
Do zobaczenia na stadionie.
- Do zobaczenia - mruknęła i
rozłączyła się.
- Czyli z wami nie jest tak źle czy mi
się tylko wydaje? - zapytał Alarcon.
- Niestety wydaje - westchnąłem. -
Przy kimś udajemy, że wszystko gra.
- Ale przynajmniej nie skaczecie sobie
do gardeł.
- No nie, bo mamy dzieci. I one są dla
nas najważniejsze - uśmiechnąłem się lekko.
- A przede wszystkim to chyba nigdy was
nie widziałem żebyście na siebie krzyczeli. Jesteście chyba
najspokojniejszą parą jaką znam. - mówił.
- W porównaniu do was to na pewno -
zaśmiałem się cicho.
- Oj no dobra. - machnął ręką. - Ja
po prostu czasem za głośno mówię. - pokręcił głową i wtedy
zauważyliśmy zbliżającego się do nas, zaspanego Bartrę. Rzucił
się na drugą kanapę.
- To takie dziwne, być w Barcelonie i nie spać w swoim własnym łóżku. - jęknął.
- To takie dziwne, być w Barcelonie i nie spać w swoim własnym łóżku. - jęknął.
- Zgadzam się - pokiwałem głową.
- I przy własnej żonce, w swoim
domku. - wyliczał. - Mogłoby być już po finale i po powrocie z
tej całej fiesty w Madrycie.
- Nie wiemy czy wygramy. - zaśmiał
się Isco.
- Musimy! Mój synek na to czeka -
wyszczerzył się Bartra.
- Twój synek ma kilka miesięcy - przypomniałem mu, a ten machnął ręką.
- Twój synek ma kilka miesięcy - przypomniałem mu, a ten machnął ręką.
- On bardziej na to czeka niż twoje
sześciolatki. - wskazał na mnie. - On ma tego piłkarskiego ducha
po mnie. - wyszczerzył się.
- Bartra, ty jesteś tak samo głupi
jak osiem lat temu - Isco pokazał mu język.
- On się w ogóle nie zmienił! Prócz
tego, że się ożenił i syna zmajstrował! - zaśmiałem się.
- Współczuje Violi i Danielowi -
powiedział Alarcon.
- Ej! Nie obgadujcie mnie! Jestem obok! - oburzył się Marc, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
- Ej! Nie obgadujcie mnie! Jestem obok! - oburzył się Marc, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
- I tak samo się obraża! -
dorzuciłem.
- Co wam tu tak wesoło? - obok pojawili się Alvaro i Cristian.
- Suń tyłek Marc, cała kanapa twoja?! - warknął na niego Vazquez.
- Co wam tu tak wesoło? - obok pojawili się Alvaro i Cristian.
- Suń tyłek Marc, cała kanapa twoja?! - warknął na niego Vazquez.
- Nawet poleżeć nie można -
westchnął teatralnie.
- A która to właściwie godzina? Muszę do rodzinki zadzwonić - zapytał Isco.
- A która to właściwie godzina? Muszę do rodzinki zadzwonić - zapytał Isco.
- Za pół godziny ma być śniadanie.
- odpowiedział Tello, a w tym momencie za nimi pojawił się Camacho
i Martin.
- Po drodze spotkaliśmy lekarza. Sprzedał nam dobrą nowinę! - wyszczerzył się Montoya i spojrzał na mnie.
- Po drodze spotkaliśmy lekarza. Sprzedał nam dobrą nowinę! - wyszczerzył się Montoya i spojrzał na mnie.
- Widzę, że wszyscy się cieszą z
mojego powrotu na boisko - odpowiedziałem im z szerokim uśmiechem.
- No oczywiście! - odpowiedział
Tello. - No ktoś mi musi podawać dobre piłki, nie? Wybacz Isco. -
zaśmiał się.
- Gdyby nie ja to by was w tym finale
nie było! - zaśmiał się cicho i wskazał na telefon. - Idę
zadzwonić.
- Przychwalaj sobie. - cmoknął do
niego Bartra. - I tak wiadomo, że to ja jestem najlepszy! - prychnął. - A i pozdrów Lole i dzieciaki! - dorzucił.
- Pewnie Marc, jesteś najlepszy -
zaśmiałem się.
- No tak! W końcu jestem kapitanem!
- No tak! W końcu jestem kapitanem!
- Chyba na swoim statku we śnie. -
Alvaro pokazał mu język.
- Spadaj, Alvaro - warknął w jego
stronę i zrobił obrażoną minę.
- Dobrze, dobrze. - wyszczerzył się
Vazquez.
- Dobra, zejdźcie już z niego. - pokręciłem głową.
- Dobra, zejdźcie już z niego. - pokręciłem głową.
- I tak idę już na śniadanie! -
powiedział i wstał z kanapy. Po chwili skierował się w stronę
hotelowej restauracji.
- Obraziłeś sobie go chyba. - zaśmiał
się Martin.
- I tak zaraz będzie już ze mną gadał. - Alvaro machnął ręką. - Ej, głodny jestem. - mruknął i złapał się za swój brzuch.
- I tak zaraz będzie już ze mną gadał. - Alvaro machnął ręką. - Ej, głodny jestem. - mruknął i złapał się za swój brzuch.
- No to idziemy coś zjeść - wszyscy
wstali i ruszyli za Bartrą.
LOLA
Nadszedł dzień finału Euro 2020,
który odbędzie się w Barcelonie. Zagra nim w Hiszpania oraz
Niemcy, którzy regularnie występują w finałach. Również
regularnie je przegrywają, ale akurat dla nas jest to mega pozytywna
sprawa. Wystroiłam dzieci oraz siebie w koszulki Isco i pojechałam
na Camp Nou. Na miejscu czekała na nas Cris z bliźniakami, Viola z
Danielem oraz reszta partnerek i żon piłkarzy. My rozsiadłyśmy
się wygodnie w loży a dzieci nie mogły usiedzieć na miejscu.
- Rafa na pewno będzie piłkarzem - zaśmiałam się cicho i wskazałam na synka moich przyjaciół.
- Rafa na pewno będzie piłkarzem - zaśmiałam się cicho i wskazałam na synka moich przyjaciół.
- No proszę cię! - odparła Cris. -
Teraz już wiem, kto tak porządnie kopał w brzuchu!
- Po tatusiu - zachichotałam i
zabrałam Alvaro na kolana. - U mnie cała trójka była dość
spokojna.
- No to miałaś szczęście. Thiago
już wtedy śmiał się, że dzieci będą piłkarzami. - lekko się
uśmiechnęła. - Moi rodzice ostatnio zaczęli mówić o kolejnym
wnuku. - mruknęła ciszej, bo niedaleko nas siedziało państwo
Malave wraz z matką Thiago i jej mężem oraz Mazinho.
- I jak z tego wybrnęłaś? -
zapytałam ciszej, spoglądając na Marię, która obserwowała
murawę. Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że to właśnie ona
pójdzie w ślady ojca.
- Powiedziałam, że na razie nie chcę
kolejnego dziecka. I Thiago był wtedy w domu, oboje byliśmy
zmieszani.
- Wcale mnie to nie dziwi. To musiała
być cholernie dziwna sytuacja.
- Jeszcze dzieci dorzuciły swoje trzy
grosze, że chcą małego braciszka. - zaśmiała się kpiąco.
- Skąd im to przyszło do głowy? -
zmarszczyłam brwi. - Przecież wcześniej nic nie wspominali.
- Sama nie wiem. - szepnęła i
spojrzała na murawę. - Wychodzą. - wskazała.
- O, to dobrze! Tak się stresuje! -
wyszczerzyłam się. - Ostatnio się tak stresowałam na finale Ligi
Mistrzów.
- Barcelonie się nie udało w
półfinale, ale za to Manchester dokopał Bayernowi. - wyszczerzyła
się. - Ale dziś też mamy zwycięzców przed sobą. - dodała.
- Manchester zawsze dokupuje swoim
przeciwnikom - puściłam do niej oczko. Isco spędził w United
kilka ładnych lat, więc wcale nie dziwiło mnie moje zaangażowanie
w kibicowanie im. Podobało mi się w Anglii i oboje nie chcieliśmy
zmieniać otoczenia. - Myślisz, że wygrają? - zapytałam szeptem.
- W końcu mają najlepszych kibiców
na świecie, nie? - wskazała na dzieciaki.
- Prawda - zaśmiałam się. W tym
momencie chłopaki stanęli do hymnów, a wszyscy kibice zrobili to
samo. Najpierw goście i ten ich okropny język, a później hymn
Hiszpanii. Uściśnięcie dłoni, wymiana proporczykami i wspólne
zdjęcie kapitanów z arbitrami. Wszyscy ustawili się na swoich
miejscach, więc połowa boiska była bordowa, a druga biała.
Gwizdek i piłka poszła w ruch.
- Patrz na dzieci - szepnęłam do
przyjaciółki i obie spojrzałysmy w ich stronę. Cała trójka
wpatrywała się jak zaczarowana w boisko i ani na sekundę nie
spuszczała wzroku z piłki.
- I to wszystko przez to, że Thiago i
Isco są piłkarzami, nie? - zaśmiała się, a wtedy podszedł do
nas najmłodszy brat Thiago, Bruno. Jedenastolatek ładnie się
przywitał i stanął przy naszych dzieciach. Wujek niewiele starszy
od dzieci swojego brata. Tak im się fajnie ułożyło.
- Rozumiem Rafaela, ale dziewczynki?!
Ja nie wiem co one w tym widzą - uśmiechnęłam się lekko.
- Ej, piłka jest fajna, co ty chcesz?
Pamiętasz z resztą, że jako jedna z niewielu dziewczynek w szkole
ją lubiłam.
- Ja zawsze byłam bardziej dziewczęca
- zaśmiałam się cicho i spojrzałam na boisko. Thiago niby był
kontuzjowany, a szalał jak na gwiazdę przystało.
- Loluniu! - usłyszałam za sobą radosny głos.
- Loluniu! - usłyszałam za sobą radosny głos.
- Ktoś musiał. - pokazała mi język.
- No cześć Antonio. - dorzuciła, a ten usiadł obok nas.
- Gdzie masz rodziców? - zapytałam i
spojrzałam na niego.
- Nie wiem. Ja miałem tylko ich tutaj dostarczyć - wzruszył ramionami i wyszczerzył się.
- Nie wiem. Ja miałem tylko ich tutaj dostarczyć - wzruszył ramionami i wyszczerzył się.
- Tak się o nich troszczysz? -
zaśmiała się Cris. - Ja swoich mam na widoku. - wskazała na
miejsce obok Alcantarów. - Tylko nie wiem gdzie wcięło Rafe z
Katiną, a o Thaisy już nie wspominając. - wzruszyła ramionami.
- Niech Isco się o nich troszczy -
machnął ręką i zabrał ode mnie małego. - W sumie to taki synek
by mi styknął - dodał ze śmiechem.
- No to na co czekasz? - wyszczerzyłam
się.
- Ech, sam nie wiem - mruknął cicho.
- Niby kocham tą Julie, ale nie jestem pewien czy to ta jedyna.
- Antonio, nie żeby coś, ale latka
lecą. - pokazałam mu język i poklepałam po ramieniu.
- Co ty chcesz ode mnie?!
- Isco ma 29 lat i trójkę dzieci, a ty co? - zapytała go Cristina.
- Isco ma 29 lat i trójkę dzieci, a ty co? - zapytała go Cristina.
- Ja mam czas! - wyszczerzył się.
- Tak! Ty masz zawsze czas! - pokręciłam głową.
- Tak! Ty masz zawsze czas! - pokręciłam głową.
- Patrzcie! Bramka! - zawołał, a my
spojrzałyśmy na boisko.
- Tata! - krzyczały bliźniaki, a ja
zauważyłam, jak Cris spogląda na murawę.
- Ktoś tu strzelił brameczkę dla
żoneczki - powiedział Antonio i puścił do niej oczko.
- To mój syn! - ktoś z tyłu
krzyknął, a my się odwróciliśmy. To był nie kto inny jak
wariujący Mazinho. Cris opowiadała, że często tak reaguje na
bramki Thiago i Rafinhy.
- Udało mu się. - powiedziała Cristina z lekkim uśmiechem.
- Udało mu się. - powiedziała Cristina z lekkim uśmiechem.
- Wcale nie udało. Bardzo dobrze gra -
mruknęłam do niej.
- Daje z siebie wszystko. - uśmiechnęła
się.
- Wymiata. - dorzucił Antonio.
- Wymiata. - dorzucił Antonio.
- Za to Isco gra jak.. - zamachałam
rękoma.
- Co narzekasz? W półfinale strzelił
dwie bramki! - obruszył się jego brat,
- Ale teraz mamy już finał! -
oburzyłam się. Nie lubiłam jak mu nie wyszło na boisku, bo wtedy
wracał do domu i był zły na wszystkich.
- Daj się innym wykazać - Cris
szturchnęła mnie ramieniem.
- Ona za wiele od niego wymaga. A
później ten do mnie dzwoni i się żali! - powiedział Antonio.
- Mój mąż ci się zali? - otworzyłam
szeroko oczy.
- Przecież to mój brat - odparł z
uśmiechem.
- Dobra! Patrz ty lepiej jak grają. -
pokręciłam głową.
- No dobra, dobra - powiedział i
przestaliśmy gadać. W skupieniu obejrzeliśmy końcówkę pierwszej
połowy. Piłkarze zeszli do szatni z prowadzeniem po golu Thiago. Od
wygranej dzieliło ich tylko 45 minut.
Thiago gra w finale i jeszcze strzelił bramke <3 Zobaczymy jak potoczy sie druga połowa :D no i ich dzieciaki są takie słodkie *...*
OdpowiedzUsuń