niedziela, 8 czerwca 2014

Czterdziesty czwarty: Nie kochanie, to wina krasnoludków!

LOLA

  Stałam w kuchni i przygotowywałam śniadanie dla całej rodziny. Wszyscy oprócz mnie i Francicisci jeszcze spali, więc miałam trochę spokoju. Dla mnie oraz Isco przygotowałam aromatyczną kawę oraz dwa jogurty i musli, a dla dzieci szklankę mleka i kanapki. Nie minęło kilka minut, kiedy poczułam na swojej talii męskie dłonie.
   - Hej, zabieraj te łapy - zaśmiałam się cicho. Nie mogłam w tym momencie nic zrobić, bo właśnie zalewałam kawę wrzątkiem.
   - Wybacz. - zaśmiał się i przeniósł wszystko do stołu, a po chwili stanął obok mnie. 
   - I ubierz się - spojrzałam na niego. Był w samych majtkach.  
   - Myślałem, że podoba ci się taki widok. - wyszczerzył się i sięgnął po swoje dresy, które wcześniej przewiesił przez oparcie krzesła.  
   - Podoba, ale zaraz ma wpaść Cris - powiedziałam i ucałowałam go w policzek. - Usiądź i zjedz w spokoju śniadanie zanim dzieci wstaną.
   - Mówisz jakby nigdy gołego faceta nie widziała. - zaśmiał się i ubrał spodnie. Usiadł do stołu i sięgnął po jogurt. 
   - Domyślam się, że widziała - wyszczerzyłam się. - Ale nie chce by widziała mojego - usiadłam obok niego. 
   - No tak. - pokręcił głową roześmiany i spojrzał na przenośne łóżeczko, w którym spała już pojedzona Fran. - Po kim ona jest taka grzeczna? - zapytał i przeniósł swój wzrok na mnie. - Po mamusi na pewno nie - dodał, kiedy już otwierałam usta.
   - Głupek - walnęłam go w ramię i upiłam łyka kawy. - Wczoraj zapomniałam ci podziękować za kolację i spacer, a było cudownie - uśmiechnęłam się lekko.
   - Nie musisz. - wyszczerzył się. - Ważne, że jesteś. - dodał, a nagle usłyszeliśmy tupot Marii, która po chwili znalazła się przy nas.  
   - Dzień Dobry, słoneczko - powiedziałam do niej. - Siadaj do stołu - dodałam po chwili.
   - Dzień dobry. - powiedziała i odsunęła sobie krzesło obok Isco. 
   - Głodna? - zapytał ją i podsunął jej szklankę z mlekiem oraz talerzyk z kanapkami.
   - Yhym - wymruczała, pocierając oczka rączkami.
   - Ona chyba jeszcze śpi - dodałam ze śmiechem.
   - To trzeba obudzić tą małą, śpiącą królewnę. - wyszczerzył się Isco i zaczął ją łaskotać.   
   - Tato, przestań - zaczęła się śmiać i w tym samym czasie rozbrzmiał dźwięk dzwonka.
   - Pójdę otworzyć - powiedziałam szybko i wstałam od stołu, kierując się do drzwi.
   - Nie przestanę, jestem łaskotkowym potworem, który budzi małe dziewczynki. - słyszałam i sama zaśmiałam się pod nosem. Otworzyłam drzwi i w progu zobaczyłam swoją przyjaciółkę, więc szeroko się uśmiechnęłam, zapraszając ją do środka. 
   - Hej, nie przeszkadzam? - ucałowała mnie w policzek i uśmiechnęłam się lekko.
   - Oczywiście, że nie - oparłam szybko i zaprowadziłam ją do salonu, który był połączony z jadalnią.
   - Cześć wam. - uśmiechnęła się lekko i najpierw przywitała się z małą, a później ucałowała policzek mojego męża. Następnie podeszła do łóżeczka i szeroko uśmiechnęła się do Fran, która właśnie otworzyła oczka. 
   - Nie ma Ros i Rafy? - zapytała Maria ze smutną minką. 
   - Dziś zostali w domku, ale następnym razem ich przyprowadzę. - uśmiechnęła się do niej. 
   - Chciałaś pogadać? - spojrzałam na przyjaciółkę, a ta skinęła głową. - To chodźmy do sypialni - dodałam.
   - Tylko się nie przestraszcie - zaśmiał się cicho Isco.
   - Nie tylko ty zostawiasz bałagan w sypialni. - Cris pokazała mu język i poszła za mną. 
   - Ale chyba nie taki - jęknęłam i zaczęłam zbierać nasze ubrania z połogi. - Wybacz - wyszczerzyłam się do niej.
   - Nic się nie stało. - uśmiechnęła się lekko i usiadła na rogu łóżka. 
   - To o czym chciałaś pogadać? - spojrzałam na nią.
   - No, bo... - mruknęła i spuściła głowę. - Przespałam się z Thiago, co nie powinno mieć miejsca. 
   - CO?! - z tego wrażenia wszystkie rzeczy wyleciały mi z ręki. Szybko usiadłam obok niej i zrobiłam szerokie oczy. - Powiedz, że to jakiś żart.
   - Nie. - jęknęła i oparła głowę o moje ramię. - To nie powinno się stać, Lola. 
   - Racja. Nie powinno, ale się stało - mruknęłam cicho i pogłaskałam ją po głowie. - Jak w ogóle do tego doszło?          
   - Wypiłam za dużo wina, ale byłam świadoma. Oglądaliśmy film, a na końcu poleciała moja ulubiona piosenka, więc Thiago zaprosił mnie do tańca, a ja go później pocałowałam. - schowała twarz w dłoniach. 
   - Cris, nie wiem co ci teraz powiedzieć - westchnęłam cicho. - Rozmawiałaś już z nim o tym?
   - Tak. - skinęła głową. - Powiedziałam, że nic to nie zmieniło. Ja się z tym wszystkim tak okropnie czuję. 
   - To on powinien się okropnie czuć. Ty spałaś z własnym mężem, a on z inną kobietą.           
   - No tak, i właśnie dlatego się tak czuje. Był z inną, a później jakby nigdy nic wracał do mnie, jeszcze przed Euro. I skąd mam wiedzieć czy nadal się z nią nie spotyka?!  
   - Cristina, uspokój się - spojrzałam na nią. - Gdyby się z nią spotykał to nie dostałabyś tych zdjęć.
   - Ja już nic nie wiem. - mruknęła. - Wszystko mi się miesza po tej nocy, a najlepsze jest to, że ja go nadal kocham. 
   - To normalne, że go kochasz. Może powinnaś spróbować mu ponownie zaufać?
   - Mówił, że chce tego. - powiedziała. - Ale ja nie wiem czy potrafię. 
   - Spróbować jednak możesz - posłałam jej lekki uśmiech.
   - Masz rację. - skinęła głową. - Nie chcę go przekreślać. 
   - Cieszę się. Zasługujecie na szczęście - pocałowałam ją w czoło. W tej samej chwili o sypialni wszedł Isco z Alvaro na rękach.
   - Nie uznam to jako zdrady - pokazał nam język.
   - Bardzo zabawne. - wykrzywiłam mu się. - A kto to wstał? - uśmiechnęłam się szeroko do synka. 
   - Właśnie. Wstał i ma dla ciebie prezent - uśmiechnął się szeroko i spojrzał na jego spodenki od piżamy.
   - Cristina, ani mi się waż na Ibizie go w tym wyręczać! - powiedziałam do niej i wstałam, biorąc Alvaro za ręce. 
   - Hej, przecież bym to zrobił, ale karmię naszą śpiącą królewnę - uśmiechnął się lekko i pochylił, wpijając się w moje usta. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie przerodziło się to w coraz bardziej namiętny pocałunek. Usłyszeliśmy chrząknięcie Cris. 
   - Wybacz. - mruknęłam lekko zawstydzona. - A ty jak ją karmisz to wracaj. - spojrzałam na Isco i pokazałam mu język.  
   - No dobra, dobra - mruknął smutno i zostawił nas same.
   - Widzisz co ja z nim mam? - spojrzałam na nią i zabrałam się za przebieranie Alvaro.
   - Widzę, widzę. - pokręciła głową i zaczęła uśmiechać się do Alvaro. - Jeny, kiedy moje dzieci były takie małe?! Już nie mówiąc o takich jak Francisca! 
   - Ciesz się! To wcale nie jest takie fajne - uśmiechnęłam się lekko.
   - Oj przesadzasz. - zaśmiała się. 
   - Chcesz się zamienić na kilka dni? Od razu ostrzegam, że Isco nie gotuje ani nie pomaga przy dzieciach! 
   - Może nie. - wyszczerzyła się. - No to ja chyba mam lepiej. - dodała, bawiąc się z Alvaro. 
   - Ale i tak jest wspaniały. Wczoraj byliśmy na kolacji i czułam się jakbyśmy dopiero co się poznali - zaśmiałam się cicho.
   - Ohohooo. - zawołała i wzięła na kolana przewiniętego już Alvaro. - I bardzo dobrze. 
   - Każdego dnia kocham go coraz mocniej, chociaż nie wiem czy to jest możliwe - uśmiechnęłam się szeroko i spojrzałam na obrączkę, którą miałam na palcu.
   - Pomimo takich kłótni wy nadal jesteście genialną parą. 
   - Uwierz, że czasem w Manchesterze jest gorzej. Chociaż po tej naszej pierwszy kłótni nigdy więcej nie myśleliśmy o rozwodzie - mruknęłam cicho. 
   - I dlatego mówię, że jesteście genialni. - uśmiechnęła się lekko. 
   - Genialny to on jest, ale w łóżku - zachichotałam.
   - No proszę. - zagwizdała. - Czyli nie narzekasz. - zaśmiała się. 
   - Nie, na to akurat nie - pokręciłam głową ze śmiechem.
   - Rozumiem, że wasza rocznica była owocna - puściłam do niej oczko.
   - Okay, nie zaprzeczę. - przymknęła oczy i cicho się zaśmiała.  
   - A to niby my jesteśmy świntuchami - usłyszałyśmy głośny śmiech Isco.
   - Nie podsłuchuj! - zawołałam.
   - Co nie podsłuchuj? - zaśmiał się. - Przechodziłem i usłyszałem przypadkiem! 
   - Ty wszystko robisz przypadkiem - krzyknęłam i zabrałam Alvaro od Cris. - Chodź, napijemy się kawy - powiedziałam i obie ruszyłyśmy do kuchni.

CRISTINA

  Na Ibizie byliśmy już od kilku dni. Nasza czwórka, Isco z Alvaro, Rafael z Kat, Marc z Violą i małym Danielem oraz Alvaro z Lisą. Miło spędzaliśmy wszyscy czas, siedząc na plaży czy gdzieś po prostu chodząc. 
 Dziś wybraliśmy tą pierwszą opcję, czyli plaża. Katina i Viola leżały w cieniu parasola z małym Danielem, a cała nasza reszta wybrała miejsce ze słońcem obok. 
   - Mamo, idziemy do wody? - zawołała Ros, ciągnąc mnie za rękę. 
   - Tata też! - dorzucił mały Raf i również go pociągnął. Wstaliśmy i we czwórkę poszliśmy w stronę wody, a bliźniaki od razu zaczęły się chlapać. 
   - Tylko nie chlapcie mamy, bo tego nie lubi - pogroził im palcem i posłał mi lekki uśmiech.
   - Ale za to tata uwielbia. - zaśmiałam się i sama zabrałam wody, chlapiąc go.  
   - Hej, przestań! - zaśmiał się i złapał mnie w pasie. - Nie wolno tak robić! 
   - Nikt mi nie zabroni. - zapiszczałam i wtedy dzieci zaczęły mnie chlapać. 
   - Widzisz jak bronią tatusia? - na twarzy Thiago pojawił się szeroki uśmiech. 
   - To od dzisiaj tylko tatuś opowiada im bajki i daje buziaka na dobranoc! - zawołałam. 
   - Nie! - dzieci od razu zaprzeczyły i przestały chlapać. - My kochamy mamusie! - zawołał Rafa.
   - O wy zdrajcy! - Thiago pokręcił głową i mnie puścił, zaczął ich lekko chlapać. 
   - Ale tatusia też kochamy! - zawołała Ros.
   - Moja córeczka. - zaśmiał się i wziął ją na ręce.
   - A Rafa jest mamy! - zawołała i wyszczerzyła się, przytulając do Thiago. Szczerze przyznam, że posłuchałam Loli i jakoś odpuściłam z lekka. Nie jest tak jak było, ale jestem milsza dla męża i on sam to widzi. 
   - Ale wam teraz zazdroszczę - usłyszeliśmy Isco, który wszedł do wody z małym Alvaro.
   - Czego nam zazdrościsz? - zaśmiałam się. - W tym momencie akurat przekupujemy nasze dzieci. - dodałam. 
   - Przynajmniej możecie to robić wspólnie - mruknął smutno i zamoczył trochę Alvaro w wodzie. - Lola chyba nie dostanie wolnego - dodał po chwili.
   - Jak to nie dostanie? Miała przyjechać przecież. - odezwałam się i spojrzałam jak teraz oboje, i Raf i Ros bawią się w wodzie z Thiago.
   - Ale ten Hektor jest powalony! - przewrócił oczami. Wiedziałam, że Lola go wkręca, bo chciała mu zrobić niespodziankę. - A ja zarezerwowałem dla nas jacht.        
   - Głupek! - pokręciłam głową. - Najwyżej odstąpisz go komuś. - wskazałam na pozostałe pary na plaży. 
   - Może wam? - zaśmiał się cicho.
   - Isco! - spojrzałam na niego. 
   - No co? 
   - No to, że zajmij się sobą, a po drugie się odwróć, bo twoja żona zrobiła cię w konia!
   - Co? Jak to? - zmarszczył czoło i szybko się odwrócił. - Lola! - krzyknął głośno. 
   - Leć do niej - pokręciłam głową i wzięłam na ręce ich syna.            
   - Isco jest niemożliwy - Thiago pokręcił głową i patrzył jak jego przyjaciel podbiega do blondynki i okręca ją wokół własnej osi.
   - Isco, Isco! - powtórzył radośnie Alvaro.
   - No Isco, ale on pewnie wolałby tatuś. - zaśmiałam się do małego i pocałowałam w czubek głowy, a Thiago w tym czasie złapał go za małą rączkę. Nasze bliźniaki od razu wypadły z wody i pobiegły przywitać się z Marią. 
   - Zobacz jak Rafa pomyka do ukochanej - Thiago wskazał na naszego syna.    
   - Wcześniej tylko się śmialiśmy, ale to na prawdę coś poważnego. - zaśmiałam się i wtedy Alvaro zrobił to samo. - A ciebie misiaczku co tak bawi? - spojrzałam na niego. 
   - Isco! - odpowiedział od razu.
   - Chyba nauczył się nowego słowa - zwróciłam się do męża.
   - Lola będzie zachwycona. - odparł Thiago, a wtedy mały wyciągnął do niego ręce. 
   - Chyba chce do wujka - zaśmiałam się i przekazałam mu go.
   - No to chodź mały szkrabie. - uśmiechnął się i wziął go na ręce, a ten zrobił zadowoloną minę. - No widać, że wie gdzie najlepiej, nie? 
   - Chciałbyś - puściłam do niego oczko.
   - A nie? Najpierw wyuczyłem się przy małym Bruno, potem przy bliźniakach miałem już wszystko w małym paluszku! - zaśmiał się.
   - Oczywiście, powiedz jeszcze, że wykarmiłeś je własną piersią. - wyszczerzyłam się. 
   - Nie no, piersią nie, ale było blisko!
   - Blisko do czego? - spojrzałam na niego roześmiana. 
   - No karmienia piersią, bo robiłem to butelką - wyszczerzył się.
  - Oj Thiago, Thiago. - pokręciłam głową. - Byłaby z ciebie dobra matka. - poklepałam go po ramieniu, a Alvaro tak jakby zrozumiał, zaczął się śmiać. 
   - Zobacz jaki on rozumny - zauważył mój mąż. - Ale to chyba nie po Isco, co? - dodał, a ja wybuchłam śmiechem.
   - Dobrze, że on w tym momencie tego nie słyszy.
   - Isco! - zawołał chłopiec. 
   - Zobaczysz, że zaraz tu przyjdzie jak Alvaro będzie krzyczał - roześmiał się.
   - A moja wina, że się nauczył tak mówić? - wyszczerzyłam się.
   - Nie kochanie, krasnoludków - zakpił i jakby się na chwilę zaciął, ale zauważył, że nijak nie zaprotestowałam temu jak mnie nazwał. 
   - A czy mój synek wołał tatusia? - podeszła do nas Lola i przywitała się z nami.
   - To Cristina go nauczyła. - zwalił to na mnie i podał Alvaro blondynce. 
   - No i bardzo dobrze! - roześmiała się.
   - Jakie dobrze? Ja jestem tatuś, a nie Isco! - tuż obok nas pojawił się również i Alarcon.
   - A mówiłam, że będzie wolał tatusia, a nie Isco. - pokręciłam głową i spojrzałam z triumfem na męża. 
   - Ale Isco to też ładnie! - oburzył się.
   - Ej, bo zaraz wyszkolę twoje bliźniaki! - wyszczerzył się Alarcon. 
   - Ty lepiej je zostaw w spokoju!
   - No wiesz, możliwe, że nasz syn będzie jego zięciem. - dodałam i spojrzałam Thiago. 
   - Właśnie - zaśmiała się Lola.
   - To będzie miał dobrego teścia - puścił do niego oczko Thiago.
   - Ale ej! Jak tylko ją zrani to pamiętaj - wtrącił się Isco.
   - Wtedy rozliczaj się z nim.
   - Ale wiecie, geny i historia lubią się powtarzać, nie? - wypalił Isco i nagle zapadła cisza, a on skumał sens słów dopiero po miażdżącym wzroku Loli. 
   - No co? Powiedziałem coś złego? - zapytał głupkowato.
   - Tak jakby. - mruknęłam i wolnym krokiem skierowałam się w stronę plaży. 
   - Nie wiem o co wam chodzi - wzruszył ramionami i objął w pasie Lolę. Ruszyli tuż za mną.
   - Czasem po prostu siedź cicho, dobrze? - usłyszałam głos przyjaciółki.
   - No, ale... - zaczął.
   - Potem pogadamy, dobrze? - uciszyła go, a ja szłam przed nimi. Usiadłam na piasku przy Lisie i Alvaro. 
   - Co tam? - zagadał wesoło Alvaro.
   - Dobrze. - uśmiechnęłam się lekko i wtedy podeszła i Katina, gryząc jabłko.
   - Dziewczyno, ty ciągle coś jesz! - zaśmiała się Lisa. 
   - Zobaczysz jak to jest, gdy zajdziesz w ciążę! 
   - Będziesz wtedy pożerać wszystko! - zaśmiałam się. 
   - I to wcale nie jest fajne - dodała Lola, która usiadła obok mnie.
   - My lubimy jeść, nie? - wyszczerzył się Alvaro i objął Lisę. 
   - Szczególnie ty - zaśmiała się i dała mu pstryczka w nos.
   - Oj no! A kto mi kiedyś w nocy zjadł całą pizze, co?! - obruszył się.
   - Emmmm, Woody? - wzruszyła zabawnie ramionami. 
   - Nie, bo on jest kochany i nie podjada! - pokazał jej język.
   - Oj, Alvaro.. - Lisa pokręciła głową i uśmiechnęła się szeroko.
   - A o czym tu sobie gawędzicie? - podszedł do nas Isco z najmłodszą pociechą na rękach.
   - O jedzeniu podczas ciąży - odpowiedziała mu żona.
   - Co? Jesteś w ciąży? Okres ci się spóźnia? - zrobił wielkie oczy i zaczął zadawać milion pytań.
   - Nie głupku! - Lola pokręciła głową.
   - Lisa? - Alvaro spojrzał na nią podejrzliwie.
   - Ej, no ja też nie! - odparła. - Ta tu tylko siedzi z brzuszkiem! - zaśmiała się i wskazała na moją Katinę. - Żaden okres mi się nie spóźnia! - dodała dobitnie, gdy ten nie spuszczał z niej wzroku. Zaraz... Dzisiaj jest... Wbiłam wzrok w horyzont morza. Trzy dni... Spokojnie, przecież czasem zdarza się mała obsuwka! 
   - Kamień mi z serca spadł - powiedział Isco i pocałował córeczkę w główkę.
   - A co? Myślisz, że już zmajstrowałbyś kolejne? - zaśmiał się Vazquez.  
   - To nie jest możliwe. Żona wszystkiego pilnuje - wtrąciła się Lola.
   - I dlaczego to zawsze my musimy pamiętać żeby gumka była w szufladzie albo żeby połknąć tabletkę? - wyszczerzyła się Lisa.
   - Kat ten jeden raz zapomniała. - zaśmiał się Isco.
   - No chyba, że zrobiła to naumyślnie. - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej. 
   - Hej, wy się lepiej interesujcie ile razy Lola zapomniała - pokazała nam język. 
   - Albo ile razy ty jeszcze zapomnisz. - blondynka pokazała jej język.
   - Dobra, nie kłóćcie się o głupoty - powiedział Isco i wyciągnął dłoń w stronę Loli. - Chodź, kochanie. Opowiem ci o naszych planach na wieczór.
   - No chyba nie mam wyjścia. - zaśmiała się Lola i wstała razem z Isco. Lisa o czymś rozmawiała z Katiną, a ja zaczęłam myśleć o jednym. Co by faktycznie było, gdybym... Przecież to i tak nie może być możliwe!       

LOLA

  Wystroiłam się na wspólny wieczór z Isco i czekałam na niego z dziećmi przy wyjściu od naszego apartamentowca. Miałam na sobie czarną sukienkę, bieliznę oraz jego ulubioną część damskiej garderoby - pończochy. Dobrałam do tego czarne szpilki oraz bransoletkę, a na palcu u dłoni standardowo miałam obrączkę i pierścionek zaręczynowy.
   - Tata - powiedziała po chwili Maria i spojrzała w stronę drzwi od łazienki. Ja również tam spojrzałam. - Ale ładnie wyglądasz! - dodała po chwili. Francisco był ubrany w ciemne jeansy oraz granatową koszulę. Musiałam przyznać, że wyglądał bardzo seksownie.
   - Dziękuje, kochanie - pocałował ją w czoło i zabrał ode mnie Alvaro. - Możemy już iść - zakomunikował.      
   - Możemy. - uśmiechnęłam się lekko i sięgnęłam po swoją torbę i pchnęłam wózek z Fran. Wyszliśmy z pomieszczenia
   - Dobrze, że Cris i Thiago zgodzili się robić za niańki - wyszczerzył się po chwili.
   - No ale przecież mogliśmy świętować z dziećmi - powiedziałam.       
   - Po pierwsze, myślę, że nie bardzo, a po drugie, myślę, że i tak Alcantarownie nie mają nic innego do roboty, a i tak mówili, że pewnie będą u nich też wieczorem Raf z Katiną, więc dadzą sobie radę z takim przedszkolem. 
   - Ty i myślenie - zachichotałam cicho i dostałam za to pstryczka w nos od męża.
   - O to się nie martw. - obruszył się. - Myślę i to bardzo dobrze. 
   - Och, serio? To dlaczego gadałeś takie głupoty na plaży? - spojrzałam na niego.
   - Jakie znów głupoty? - skrzywił się.  
   - O tej Ibizie!
   - No przecież nic takiego nie powiedziałem!
   - Isco, nie załamuj mnie - zaśmiałam się cicho i stanęłam przed domkiem Alcantarów. Kupili go sobie dwa lata temu i teraz to właśnie w nim się zatrzymali. Mój mąż zapukał do drzwi i czekaliśmy aż nam otworzą.   
   - Hej, wchodźcie. - w progu pojawił się uśmiechnięty Thiago, a za nim tylko śmignął duży Rafa z małym Rafą na baranach. 
   - Rafa! - zawołała radośnie Maria i weszła do środka.
   - No tak, już się za nim stęskniła. - zaśmiał się Thiago i wpuścił nas do środka.
   - Oczywiście - odparłam i podałam mu torbę z potrzebnymi rzeczami dzieci. - Jesteście pewni, że dacie sobie z nimi radę?
   - Spokojnie, dziewczyny pewnie zajmą się Alvaro i Franciscą, a my z Rafą weźmiemy starsze pod swoją opiekę. 
   - No to dobrze - uśmiechnęłam się lekko. - Dziękujemy wam.
   - Nie ma sprawy. Bawcie się dobrze. - po chwili pojawiła się obok nas Cris. 
   - Na pewno będziemy - Isco puścił do niej oczko i objął mnie ramieniem.
   - Ale na pewno to nie jest kłopot z nimi? - zapytałam jeszcze, a Isco podał Alvaro Cristinie. 
   - Oczywiście, że nie - uśmiechnęła się szeroko.
   - No to chyba idziemy, Lola? - Isco spojrzał na mnie. 
   - Tak, tak - pokiwałam głową i pożegnałam się z dziećmi. - Wpadniemy po nie później.
   - Albo rano, nam to nie przeszkadza. - dorzuciła Cristina. 
   - Tak, zdecydowanie rano - odezwał się mój mąż i złapał moją dłoń. - Miłego wieczoru życzymy - dodał ze śmiechem
   - Pa! - usłyszeliśmy ich jeszcze i wyszliśmy z domku.
   - To co wykombinowałeś? - zaśmiałam się i spojrzałam podejrzliwie na niego.  
   - Zaraz sama zobaczysz - odpowiedział tajemniczo i pociągnął mnie w stronę plaży.
   - Mam się bać? - zaśmiałam się. - No powiedz mi. - jęknęłam. 
   - Kochanie, bądź cierpliwa - mruknął i na chwilę przystanął. - Muszę ci zawiązać oczy, bo inaczej będziesz podglądać - dodał i wyciągnął z kieszeni swój krawat.
   - No, no! Jaki przygotowany! - zaśmiałam się i dałam sobie zasłonić oczy.
   - Nic nie widzisz? - zapytał i znający życie pewnie machnął mi ręką przed oczami.
   - Nie, nic. - odparłam, a on złapał moją dłoń. 
   - No to możemy iść - powiedział i poczułam jak szpilki wbijają mi się w piach. - Isco - jęknęłam i wskazałam na moje buty.
   - Jeju, jeszcze cię nosić muszę - zabrał mnie na na ręce i pocałował w czoło.     
   - Bywa. - zaśmiałam się i po niedługim czasie postawił mnie znów na ziemię, tym razem już na czymś twardym.
   - Teraz po woli. - mruknął i złapał mnie za ręce, delikatnie pociągając. 
   - Hej, powiedz mi gdzie jesteśmy! - tupnęłam nogą. Stanął za mną i zsunął mi z oczu krawat. Z tego co zdążyłam zauważyć to byliśmy na jachcie.  
      - I jak się podoba? - zapytał uśmiechnięty. 
- Jest pięknie - spojrzałam na stolik, na którym było już nakryte do kolacji. Odwróciłam się do niego przodem i złożyłam na jego ustach pocałunek.  
   - Więc, bardzo się cieszę. - powiedział i zaprowadził mnie do stołu, odsuwając mi krzesło.  
   - Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś. Nie sądziłam, że wybierzesz to miejsce - zaśmiałam się cicho.
   - No w końcu z jachtu też mamy miłe wspomnienia, prawda? - wyszczerzył się i zabrał za otwieranie wina.
   - Czy ty zawsze musisz to wspominać? - zapytałam zawstydzona.
   - A czemu nie? - zaśmiał się i nalał czerwonego wina do mojego kieliszka. 
   - Bo ja tego nie lubię - pokazałam mu język.
   - Dobra, dobra - pokiwał głową. - Głodna?
   - Bardzo - odparłam, a Isco nałożył mi jedzenia.

1 komentarz:

  1. Ale genialny sposób na świętowanie z tym jachtem ;) i to jak Lola nabrała Isco :D

    OdpowiedzUsuń