niedziela, 8 czerwca 2014

Pięćdziesiąty ósmy: Nie rób mi wstydu i nie mdlej!

ISCO

  Właśnie śniło mi się, że strzelam bramkę w finale Ligi Mistrzów, kiedy poczułem na swoim ramieniu dłoń. Strzepnąłem ją i dalej pogrążałem się we śnie. Była 70 minuta a moja drużyna prowadziła jedną bramką. Właśnie moją, bo udało mi się pokonać bramkarza przeciwnej drużyny. Biegłem do trybuny, gdzie znajdowała się moja żona z dziećmi.
   - Isco! Isco! - ktoś krzyczał i znów poczułem dłoń na ramieniu. Chcąc czy nie musiałem otworzyć oczy i zbadać sytuację.
   - Co jest? - przetarłem oczy i spojrzałam w stronę Loli.
   - Chyba już czas, rodzę! - powiedziała, trzymając się za swój brzuch.
   - Ale teraz? Lola, jest noc!
   - Więc wytłumacz to swojemu dziecku! - mruknęła z wyrzutem.
   - Kochanie, ale ty tak na serio? - zapytałem i wyskoczyłem z łożka.
   - Nie Isco, robię ci nocny kawał!
   - No już, już. Tylko się nie denerwuj, proszę - jęknąłem i sięgnąłem po swoje rzeczy, w które szybko się ubrałem.
   - Zadzwoń do sąsiadki. Umówiłam się z nią, ze jak zacznę rodzić to przyjdzie do dzieci.
   - Tak, jasne! - biegałem w kółko, wyciągając już spakowaną torbę Loli. Oboje się ubraliśmy, sąsiadka przyszła, a my wyszliśmy z naszego domu do samochodu.
   - Isco! Jedź szybciej, bo urodzę w samochodzie! - Lola zaczęła krzyczeć.
Nacisnąłem pedał gazu i przemknąłem przez czerwone światło, przez i tak puste skrzyżowanie. Po chwili usłyszałem syreny policyjne i spojrzałem w tylne lusterko. Jechali za mną.
   - Cholera! - zakląłem.
   - Świetnie! Jeszcze tego mi było trzeba - westchnęła moja żona, trzymając się za brzuch. Ja zatrzymałem samochód i uchyliłem szybę.
   - A gdzie się panu tak śpieszy w nocy? - od razu zapytał policjant.
   - Moja żona rodzi! - powiedziałem spanikowany i wskazałem na nią.
   - To rozumiemy. Eksportujemy państwa do szpitala - odparł zadowolony.
   - Róbcie co chcecie, tylko pozwólcie mu już jechać! - krzyknęła blondynka.
Policjant powiedział żeby jechać za nimi, a poprowadzą nas na najbliższy oddział. Jechałem za policją na sygnale! To się nie działo!
   - Kochanie, wytrzymaj jeszcze chwilkę. Zaraz będziemy - złapałem ją za dłoń i posłałem lekki uśmiech.
   - Ty lepiej patrz na drogę! - syknęła i krzyknęła z bólu.
   - No ale już jesteśmy! - zawołałem, bo policja się zatrzymała. I my też. Wyszedłem z samochodu i szybko obszedłem go na około i otwarłem drzwi od strony Loli.
Jeden z policjantów pomógł mi zaprowadzić żonę do izby przyjęć. Pracownicy od razu wpakowali ją na wózek i zabrali na porodówkę, a funkcjonariusz wtedy poprosił o autograf dla syna.
Szybko napisałem dedykację i się podpisałem na małej karteczce i pobiegłem do żony, która leżała już na łóżku.
   - Pan jest ojcem dziecka? - zapytała jedna z pielęgniarek.
   - Tak - pokiwałem głową i szybko podszedłem do żony.
   - Mam do ciebie prośbę Isco! - złapała moją dłoń i zacisnęła mocno zęby.
   - Kochanie, dla ciebie wszystko! - ucałowałem wierzch jej dłoni.
   - Błagam cię, nie rób mi wstydu i nie mdlej!
   - Obiecuje. Przynajmniej postaram się - zaśmiałem się cicho. Nie wiem dlaczego, ale przy porodzie Fran tak mnie wcięło, że zemdlałem. Przy narodzinach Marii wszystko było okej, a podczas porodu Alvaro grałem mecz i dotarłem dopiero na końcówkę.
Po sali zaczęli chodzić pielęgniarze i lekarze, przygotowując wszystko do pomocy w przyjściu na świat mojemu dziecku. Lola dostała jakieś leki przez kroplówkę, ale i tak zwijała się z bólu.
   - Isco, obiecuje ci, że już nigdy więcej ci nie dam! - krzyczała głośno.
   - Lola spokojnie! - powiedziałem. - I nie mów tak! - dodałem szybko, szeroko otwierając oczy.
   - Ja ci dam spokojnie! Boże, jak ja cię nienawidzę!
   - Proszę tego nie brać do siebie. Nie wie co krzyczy - powiedziała ze śmiechem pielęgniarka.
   - Tak, pamiętam! To moje czwarte dziecko. - odpowiedziałem jej.
   - I ostatnie! - zawyła Lola.
   - Tak, już nie pierwszy raz mi to powtarzasz!
   - Ale teraz to już tak naprawdę! I pomóż mi, bo inaczej to dziecko nigdy ze mnie nie wyjdzie!
   - Kochanie, z tego co pamiętam to masz przeć. - powiedziałem poważnie. - O i oddychać!
   - Jesteś kompletnie bezużyteczny! - westchnęła i zaczęła słuchać poleceń lekarza. Ja tak sobie stałem i obserwowałem. To było dla mnie okropne.. Nie mogłem patrzeć jak ona się męczy.
Ściskałem ją za rękę i słuchałem jej krzyków oraz głosu lekarza. To wszystko zaczęło mi się już plątać.
   - Wszystko w porządku? - zapytała mnie ta sama pielęgniarka, która kilka minut temu do mnie zagadała.
   - Tak, tak - odparłem szybko.
   - Jakoś pan niewyraźnie wygląda. - mruknęła, a ja zobaczyłem nożyczki do odcinania pępowiny, które pielęgniarz położył na stoliku obok lekarza odbierającego moje dziecko.
   - Isco! Nie możesz teraz odlecieć! - Lola mocno mnie szturchnęła.
   - Akurat teraz nie. Jeszcze chwilkę i będzie mógł pan odciąć pępowinę - poinformował mnie lekarz i dopiero wtedy się przeraziłem.
   - Nie, może jednak nie - zaśmiałem się nerwowo.
   - Jeszcze trochę i zaraz będziemy mieli główkę - lekarz tym razem zwrócił się do mojej żony, która mocniej ścisnęła moją dłoń.
   - Już?! - spanikowałem. - Lola, kochanie jeszcze chwileczkę! - spojrzałem na blondynkę.  
   - Tylko nie mdlej - jęknęła.
   - Tak, tak! - pokiwałem szybko głową. Kilka minut później usłyszeliśmy płacz dziecka. To nie był płacz, to był taki ryk, że o mało mi głowa nie pękła. Ale byłem dumny, bo Lola dała radę!   
   - Udało się. Syn - powiedział lekarz.  
   - Lola! Słyszałaś?! Mamy syna! - powiedziałem uradowany, a ona się tylko uśmiechnęła. Była wykończona, co wcale mnie dziwiło. Ja pewnie już bym padł. Po chwili pielęgniarka podała Loli na ręce małe zawiniątko w kocyku. Miał czarne, maleńkie włoski na główce. Przybliżyłem się i ucałowałem go w nią, a po chwili Lolę w policzek.
   - Teraz możesz mdleć. - zaśmiała się.  
   - Nie. Teraz już nie - uśmiechnąłem się szeroko i złapałem go za rączkę. - Cześć, Tulio.
   - Mały dzielny chłopiec i to o tak ładnym imieniu - zaśmiał się lekarz, podchodząc do nas. 
Mały otworzył oczka i od razu się rozpłakał, kiedy nas zobaczył. Z dumą musiałem przyznać, że był podobny do mnie. Nawet bardzo.
   - Pańska żona musi odpocząć - powiedziała pielęgniarka i zabrała od niej Tulio. - Przewieziemy ją do jej sali i będzie mógł pan się z nią zobaczyć - dodała po chwili.
   - Dobrze - skinąłem głową i pomachałem żonie, wychodząc na korytarz. Musiałem ochłonąć po tym wszystkim. 

LOLA

  Przenieśli mnie do sali i kazali odpoczywać. Nie musieli mi wszystkiego tłumaczyć, bo o wszystkim wiedziałam. W końcu to już mój czwarty poród i jestem pewna, że ostatni. Na szczęście Isco udało się ogarnąć i trwał przy mnie przez cały poród, ale było widać, że ledwo się trzyma. Tulio był prześliczny. Oczy i nos miał Isco.. W sumie to wszystko miał po nim. To jego mała kopia.
Po kilku minutach pielęgniarka przyniosła mi go już umytego i ubranego w śpioszki. Zabrałam go na ręce i głaskałam po małej główce. Pięć minut później do sali wszedł Isco.
   - Jestem już - szepnął i przysunął sobie krzesło, na którym usiadł.     
   - To dobrze - uśmiechnęłam się, nie spuszczając wzroku z synka. 
   - Mogę? - zapytał niepewnie i wskazał na naszego synka.
   - Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem i podałam mu go.
   - Cholera, mam drugiego syna! - wyszczerzył się, przeżywając. 
   - Musimy później zadzwonić do rodziców i do Cris!
   - Nie martw się tym. Ja już do rodziców zadzwoniłem - odparł ze śmiechem.   
   - Szybki jesteś - zaśmiałam się. - I jak? - patrzyłam na nich. 
   - Niedługo przylecą. Twoi troszkę później, bo lot dłużej trwa, ale przylecą - mruknął i oddał mi go. - Jest taki malutki, że boję się go dłużej trzymać.
   - Głuptas - pokręciłam głową i wzięłam go delikatnie z powrotem. - Przecież już trzymałeś taką Marię, Alvaro i Franciscę.      
   - Wiem, ale wolę być ostrożny. A może ty powinnaś się położyć, co? Jesteś wykończona - zauważył i przysunął do mnie łóżeczko, które było na kółkach. - Położymy tutaj Tulio i ja będę miał go na oku.
   - Masz rację - uśmiechnęłam się lekko. - Z chęcią się chwilę zdrzemnę. 
   - No to dobranoc - ucałował mnie w czoło i przeniósł naszego synka do łóżeczka. Wystarczyło kilka minut a ja spałam w najlepsze.
Kiedy się obudziłam usłyszałam kilka głosów. Przestraszyłam się, bo żaden z nich nie należał do mojego męża. Otwarłam więc szybko oczy i pierwsze co sprawdziłam to czy Tulio jest w łóżeczku. Na szczęście był i słodko spał.
   - Cześć, Lola - do mojego łóżka poszedł Antonio z swoim ojcem. - Jak się czujesz?    
   - W porządku. Dziękuję. - skinęłam głową. - Isco pojechał do domu? - zapytałam. 
   - Tak. Musiał jechać się przebrać i takie tam - odparł mój teść i usiadł na krześle. - Kazał nam was pilnować - zaśmiał się.
   - Bo pewnie uciekniemy - przewróciłam oczami ze śmiechem. - Czasem jest nadopiekuńczy. 
   - Mocno was kocha i to dlatego. Jak wczoraj do nas zadzwonił to myślałem, że zaraz padnie. Był taki przejęty - Paco pokręcił głową.
   - Jak zwykle - uśmiechnęłam się. - Niech on lepiej się zajmie dziećmi w domu. 
   - I ma cię tutaj samą zostawić? W życiu się na to nie zgodzi - odparł Antonio. Kilka sekund później do sali wszedł z Isco z Alvaro na rękach. Obok niego kroczyła nasza najstarsza córka. - O wilku mowa - dodał jego brat.
   - Już się tu mnie obgaduje? - zaśmiał się i odstawił chłopca na podłogę. 
   - Mamusia! - zawołała Maria i podeszła do mnie do łóżka. Przytuliłam ją mocno i ucałowałam w główkę.
   - Chcesz zobaczyć braciszka? - zapytałam, a ta pokiwała twierdząco głową.
   - Jest podobny do tatusia, uprzedzam od razu - odezwał się dumnie Isco. Pokręciłam tylko głową i zabrałam Tulio na ręce. Maria nie mogła przestań na niego patrzeć, ciągle się uśmiechając.
   - Jest śliczny. Mój kochany braciszek - odparła po chwili i ucałowała jego dłoń.         
   - Drugi kochany - odezwał się natychmiastowo Alvaro. 
   - No pewnie, słońce - uśmiechnęłam się do niego i pogłaskałam go po włoskach, bo właśnie do nas podszedł. Był o wiele mniejszy od Marii, więc nie widział swojego młodszego brata. 
   - A ja też chcę go zobaczyć - mruknął, a wtedy Isco wziął go na ręce i usiadł z nim na krześle obok łóżka.
   - Teraz widzisz? - uśmiechnął się jego ojciec. 
   - Tak - pokiwał twierdząco głową.
   - No to super - uśmiechnęłam się i rozejrzałam. - A gdzie Fran? 
   - Została w domu. Podobno w nocy się obudziła i nie mogła spać, więc robi to teraz. - odparł od razu mój mąż. 
   - No to dobrze. A wy bądźcie grzeczni kiedy mama będzie w szpitalu - spojrzałam na Marię i Alvaro. Pokiwali główkami ze zrozumieniem.
   - To my może zabierzemy dzieciaki do domu, a Isco z tobą zostanie - odezwał się najstarszy Alarcon.      
   - Tylko uważajcie na moje dzieci - opowiedział od razu Isco. 
   - Wychowałem ciebie i Antonio. Nie martw się - odpowiedział mu i razem ze swoim starszym synem zabrali dzieci. W końcu miałam spokój i mogłam coś zjeść.
   - Pielęgniarki rano karmiły Tulio? - zapytałam go, a on skinął głową na znak potwierdzenia.
   - A jak się czujecie? - odezwał się po chwili. - Wszystko dobrze?
   - Tak. Tylko nadal mnie wszystko boli - skrzywiłam się.
   - Niedługo ci przejdzie i wrócimy wszyscy do domu. 
   - Wiem, kotku. A dzwoniłeś już do Alcantarów? 
   - Myślałem, że jak przyjadę to zadzwonimy razem - uśmiechnął się. 
   - No to dzwoń! - pośpieszyłam go. Wyjął swój telefon i wybrał numer Cristiny, włączając na głośnomówiący. Po trzech sygnałach usłyszeliśmy głos mojej przyjaciółki.
   - No cześć Isco, co tam? 
   - Cześć! Dzwonię, aby wam powiedzieć, że Tulio jest już z nami - odparł z szerokim uśmiechem.
   - Jednak syn? - zaśmiała się. - To świetnie! Jak Lola? Wszystko dobrze z nią? 
   - Tak. Wszystko dobrze - odezwałam się.
   - No to super - zaśmiała się. - Tatuś pewnie dumny, a dzieci uradowane. 
   - Oczywiście. Tulio to kopia Isco, więc jest dumny podwójnie - zachichotałam i spojrzałam na męża. Wpatrywał się w nowo narodzonego synka.
   - To już dosyć? Thiago dorobił się swojej kopii, a Isco swojej. 
   - Oczywiście! Koniec z seksem - uśmiechnęłam się.
   - Lola! - jęknął Isco. 
   - Znajdziemy mi jakieś zastępstwo - zaśmiałam się cicho.
   - Lola, jesteś dla niego okropna! Chłopak tyle się starał by mieć cię z powrotem, a ty mu teraz z takim czymś wyjeżdżasz. - w tle usłyszeliśmy głos Thiago. - A i gratuluję nowego potomka. 
   - Dzięki, stary. Na ciebie zawsze mogę liczyć - odpowiedział mu Francisco i zaśmiał się.          
   - Ależ proszę bardzo - zaśmiał się Alcantara.
   - My już będziemy kończyć, bo Tulio się właśnie obudził. Zadzwonię później. Ucałujcie dzieci! - pożegnałam się, a Isco zakończył połączenie i schował telefon do kieszeni.
Kilka dni później mogłam już opuścić szpital. Isco zaraz po treningu odebrał mnie i zawiózł do domu, gdzie czekała na mnie moja mama razem z Alvaro i Franciscią. Maria była w szkole, a mój tato wrócił już do Nowego Jorku. 
   - Jest moja córeczka i wnuczek! - tak przywitała nas moja mama. 
   - No cześć, mamo - uśmiechnęłam się lekko i powoli usiadłam na kanapie w salonie. Nadal byłam obolała, ale wiedziałam, że to przejdzie. Od razu przybiegły do mnie Fran z Alvaro i przytuliły, a później zaczęły oglądać Tulio, który spał sobie grzecznie w nosidełku. 
   - Tulio - zawołał radośnie Alvaro, a jego młodsza siostrzyczka się roześmiała. Ja siedziałam i obserwowałam ich wszystkich. Jak ja sobie dam z nimi wszystkimi radę?
   - Jest cudny - słodziła mama i usiadła obok mnie, a Isco po drugiej stronie. 
   - W końcu ma moje geny - powiedział dumnie mój mąż i objął mnie ramieniem. - Kochanie, nad czym tak dumasz? - zapytał.
   - Nad tym jak ja sobie dam radę z tą gromadką - uśmiechnęłam się lekko.
   - No przecież, będę ci pomagał, prawda?
   - Tak, ale gdy wyjeżdżasz na mecze to zostaje sama. - przewróciłam oczami. 
   - Zatrudnimy kogoś do pomocy. Jeśli będzie potrzeba to ściągniemy moją mamę - pogłaskał mnie po policzku. - Niczym się nie martw.
   - Ja też mogę często wpadać i wam pomagać - odezwała się moja rodzicielka. 
   - No widzisz. Będzie dobrze - wstał i zabrał mnie na ręce. - Pokażę ci pokoik Tulio - puścił do mnie oczko i skierował się w stronę schodów.
   - Tylko nie mów, że sam go wykończyłeś? - zaśmiałam się. 
   - No a kto? Musiałem to zrobić, aby miał gdzie spać jak przyjedzie do swojego domu - odparł całkiem poważnie i wszedł na górę. Wszedł do małego pokoju, który znajdował si tuż obok naszej sypialni. Zawsze były tam zabawki dzieci, ale teraz musieliśmy go przerobić na pokój dla najmłodszego syna.
   - No tak. - uśmiechnęłam się i weszliśmy do środka. Cały był niebieski z białymi wstawkami. - Jej, Isco! Jest świetny! - mocno go przytuliłam. 
   - Myślisz, że mu się spodoba? - zapytał, odstawiając mnie na ziemię.
   - Na pewno! Będzie mu się tu dobrze spało - uśmiechnęłam się szeroko.
   - No to bardzo się cieszę - odparł i objął mnie w talii. - Zawsze chciałem mieć wspaniałą rodzinę i takiej się dorobiłem.  
   - Ja też, Isco. Cieszę się, że was mam - wyszeptałam cicho i pocałowałam go lekko w usta.  

1 komentarz: