ISCO
Właśnie śniło mi się, że strzelam
bramkę w finale Ligi Mistrzów, kiedy poczułem na swoim ramieniu
dłoń. Strzepnąłem ją i dalej pogrążałem się we śnie. Była
70 minuta a moja drużyna prowadziła jedną bramką. Właśnie moją,
bo udało mi się pokonać bramkarza przeciwnej drużyny. Biegłem do
trybuny, gdzie znajdowała się moja żona z dziećmi.
- Isco! Isco! - ktoś krzyczał i znów poczułem dłoń na ramieniu. Chcąc czy nie musiałem otworzyć oczy i zbadać sytuację.
- Co jest? - przetarłem oczy i spojrzałam w stronę Loli.
- Chyba już czas, rodzę! - powiedziała, trzymając się za swój brzuch.
- Ale teraz? Lola, jest noc!
- Więc wytłumacz to swojemu dziecku! - mruknęła z wyrzutem.
- Kochanie, ale ty tak na serio? - zapytałem i wyskoczyłem z łożka.
- Nie Isco, robię ci nocny kawał!
- No już, już. Tylko się nie denerwuj, proszę - jęknąłem i sięgnąłem po swoje rzeczy, w które szybko się ubrałem.
- Zadzwoń do sąsiadki. Umówiłam się z nią, ze jak zacznę rodzić to przyjdzie do dzieci.
- Tak, jasne! - biegałem w kółko, wyciągając już spakowaną torbę Loli. Oboje się ubraliśmy, sąsiadka przyszła, a my wyszliśmy z naszego domu do samochodu.
- Isco! Jedź szybciej, bo urodzę w samochodzie! - Lola zaczęła krzyczeć.
Nacisnąłem pedał gazu i przemknąłem przez czerwone światło, przez i tak puste skrzyżowanie. Po chwili usłyszałem syreny policyjne i spojrzałem w tylne lusterko. Jechali za mną.
- Cholera! - zakląłem.
- Świetnie! Jeszcze tego mi było trzeba - westchnęła moja żona, trzymając się za brzuch. Ja zatrzymałem samochód i uchyliłem szybę.
- A gdzie się panu tak śpieszy w nocy? - od razu zapytał policjant.
- Moja żona rodzi! - powiedziałem spanikowany i wskazałem na nią.
- To rozumiemy. Eksportujemy państwa do szpitala - odparł zadowolony.
- Róbcie co chcecie, tylko pozwólcie mu już jechać! - krzyknęła blondynka.
Policjant powiedział żeby jechać za nimi, a poprowadzą nas na najbliższy oddział. Jechałem za policją na sygnale! To się nie działo!
- Kochanie, wytrzymaj jeszcze chwilkę. Zaraz będziemy - złapałem ją za dłoń i posłałem lekki uśmiech.
- Ty lepiej patrz na drogę! - syknęła i krzyknęła z bólu.
- No ale już jesteśmy! - zawołałem, bo policja się zatrzymała. I my też. Wyszedłem z samochodu i szybko obszedłem go na około i otwarłem drzwi od strony Loli.
Jeden z policjantów pomógł mi zaprowadzić żonę do izby przyjęć. Pracownicy od razu wpakowali ją na wózek i zabrali na porodówkę, a funkcjonariusz wtedy poprosił o autograf dla syna.
Szybko napisałem dedykację i się podpisałem na małej karteczce i pobiegłem do żony, która leżała już na łóżku.
- Pan jest ojcem dziecka? - zapytała jedna z pielęgniarek.
- Tak - pokiwałem głową i szybko podszedłem do żony.
- Mam do ciebie prośbę Isco! - złapała moją dłoń i zacisnęła mocno zęby.
- Kochanie, dla ciebie wszystko! - ucałowałem wierzch jej dłoni.
- Błagam cię, nie rób mi wstydu i nie mdlej!
- Obiecuje. Przynajmniej postaram się - zaśmiałem się cicho. Nie wiem dlaczego, ale przy porodzie Fran tak mnie wcięło, że zemdlałem. Przy narodzinach Marii wszystko było okej, a podczas porodu Alvaro grałem mecz i dotarłem dopiero na końcówkę.
Po sali zaczęli chodzić pielęgniarze i lekarze, przygotowując wszystko do pomocy w przyjściu na świat mojemu dziecku. Lola dostała jakieś leki przez kroplówkę, ale i tak zwijała się z bólu.
- Isco, obiecuje ci, że już nigdy więcej ci nie dam! - krzyczała głośno.
- Lola spokojnie! - powiedziałem. - I nie mów tak! - dodałem szybko, szeroko otwierając oczy.
- Ja ci dam spokojnie! Boże, jak ja cię nienawidzę!
- Proszę tego nie brać do siebie. Nie wie co krzyczy - powiedziała ze śmiechem pielęgniarka.
- Tak, pamiętam! To moje czwarte dziecko. - odpowiedziałem jej.
- I ostatnie! - zawyła Lola.
- Tak, już nie pierwszy raz mi to powtarzasz!
- Ale teraz to już tak naprawdę! I pomóż mi, bo inaczej to dziecko nigdy ze mnie nie wyjdzie!
- Kochanie, z tego co pamiętam to masz przeć. - powiedziałem poważnie. - O i oddychać!
- Jesteś kompletnie bezużyteczny! - westchnęła i zaczęła słuchać poleceń lekarza. Ja tak sobie stałem i obserwowałem. To było dla mnie okropne.. Nie mogłem patrzeć jak ona się męczy.
Ściskałem ją za rękę i słuchałem jej krzyków oraz głosu lekarza. To wszystko zaczęło mi się już plątać.
- Wszystko w porządku? - zapytała mnie ta sama pielęgniarka, która kilka minut temu do mnie zagadała.
- Tak, tak - odparłem szybko.
- Jakoś pan niewyraźnie wygląda. - mruknęła, a ja zobaczyłem nożyczki do odcinania pępowiny, które pielęgniarz położył na stoliku obok lekarza odbierającego moje dziecko.
- Isco! Nie możesz teraz odlecieć! - Lola mocno mnie szturchnęła.
- Akurat teraz nie. Jeszcze chwilkę i będzie mógł pan odciąć pępowinę - poinformował mnie lekarz i dopiero wtedy się przeraziłem.
- Nie, może jednak nie - zaśmiałem się nerwowo.
- Jeszcze trochę i zaraz będziemy mieli główkę - lekarz tym razem zwrócił się do mojej żony, która mocniej ścisnęła moją dłoń.
- Isco! Isco! - ktoś krzyczał i znów poczułem dłoń na ramieniu. Chcąc czy nie musiałem otworzyć oczy i zbadać sytuację.
- Co jest? - przetarłem oczy i spojrzałam w stronę Loli.
- Chyba już czas, rodzę! - powiedziała, trzymając się za swój brzuch.
- Ale teraz? Lola, jest noc!
- Więc wytłumacz to swojemu dziecku! - mruknęła z wyrzutem.
- Kochanie, ale ty tak na serio? - zapytałem i wyskoczyłem z łożka.
- Nie Isco, robię ci nocny kawał!
- No już, już. Tylko się nie denerwuj, proszę - jęknąłem i sięgnąłem po swoje rzeczy, w które szybko się ubrałem.
- Zadzwoń do sąsiadki. Umówiłam się z nią, ze jak zacznę rodzić to przyjdzie do dzieci.
- Tak, jasne! - biegałem w kółko, wyciągając już spakowaną torbę Loli. Oboje się ubraliśmy, sąsiadka przyszła, a my wyszliśmy z naszego domu do samochodu.
- Isco! Jedź szybciej, bo urodzę w samochodzie! - Lola zaczęła krzyczeć.
Nacisnąłem pedał gazu i przemknąłem przez czerwone światło, przez i tak puste skrzyżowanie. Po chwili usłyszałem syreny policyjne i spojrzałem w tylne lusterko. Jechali za mną.
- Cholera! - zakląłem.
- Świetnie! Jeszcze tego mi było trzeba - westchnęła moja żona, trzymając się za brzuch. Ja zatrzymałem samochód i uchyliłem szybę.
- A gdzie się panu tak śpieszy w nocy? - od razu zapytał policjant.
- Moja żona rodzi! - powiedziałem spanikowany i wskazałem na nią.
- To rozumiemy. Eksportujemy państwa do szpitala - odparł zadowolony.
- Róbcie co chcecie, tylko pozwólcie mu już jechać! - krzyknęła blondynka.
Policjant powiedział żeby jechać za nimi, a poprowadzą nas na najbliższy oddział. Jechałem za policją na sygnale! To się nie działo!
- Kochanie, wytrzymaj jeszcze chwilkę. Zaraz będziemy - złapałem ją za dłoń i posłałem lekki uśmiech.
- Ty lepiej patrz na drogę! - syknęła i krzyknęła z bólu.
- No ale już jesteśmy! - zawołałem, bo policja się zatrzymała. I my też. Wyszedłem z samochodu i szybko obszedłem go na około i otwarłem drzwi od strony Loli.
Jeden z policjantów pomógł mi zaprowadzić żonę do izby przyjęć. Pracownicy od razu wpakowali ją na wózek i zabrali na porodówkę, a funkcjonariusz wtedy poprosił o autograf dla syna.
Szybko napisałem dedykację i się podpisałem na małej karteczce i pobiegłem do żony, która leżała już na łóżku.
- Pan jest ojcem dziecka? - zapytała jedna z pielęgniarek.
- Tak - pokiwałem głową i szybko podszedłem do żony.
- Mam do ciebie prośbę Isco! - złapała moją dłoń i zacisnęła mocno zęby.
- Kochanie, dla ciebie wszystko! - ucałowałem wierzch jej dłoni.
- Błagam cię, nie rób mi wstydu i nie mdlej!
- Obiecuje. Przynajmniej postaram się - zaśmiałem się cicho. Nie wiem dlaczego, ale przy porodzie Fran tak mnie wcięło, że zemdlałem. Przy narodzinach Marii wszystko było okej, a podczas porodu Alvaro grałem mecz i dotarłem dopiero na końcówkę.
Po sali zaczęli chodzić pielęgniarze i lekarze, przygotowując wszystko do pomocy w przyjściu na świat mojemu dziecku. Lola dostała jakieś leki przez kroplówkę, ale i tak zwijała się z bólu.
- Isco, obiecuje ci, że już nigdy więcej ci nie dam! - krzyczała głośno.
- Lola spokojnie! - powiedziałem. - I nie mów tak! - dodałem szybko, szeroko otwierając oczy.
- Ja ci dam spokojnie! Boże, jak ja cię nienawidzę!
- Proszę tego nie brać do siebie. Nie wie co krzyczy - powiedziała ze śmiechem pielęgniarka.
- Tak, pamiętam! To moje czwarte dziecko. - odpowiedziałem jej.
- I ostatnie! - zawyła Lola.
- Tak, już nie pierwszy raz mi to powtarzasz!
- Ale teraz to już tak naprawdę! I pomóż mi, bo inaczej to dziecko nigdy ze mnie nie wyjdzie!
- Kochanie, z tego co pamiętam to masz przeć. - powiedziałem poważnie. - O i oddychać!
- Jesteś kompletnie bezużyteczny! - westchnęła i zaczęła słuchać poleceń lekarza. Ja tak sobie stałem i obserwowałem. To było dla mnie okropne.. Nie mogłem patrzeć jak ona się męczy.
Ściskałem ją za rękę i słuchałem jej krzyków oraz głosu lekarza. To wszystko zaczęło mi się już plątać.
- Wszystko w porządku? - zapytała mnie ta sama pielęgniarka, która kilka minut temu do mnie zagadała.
- Tak, tak - odparłem szybko.
- Jakoś pan niewyraźnie wygląda. - mruknęła, a ja zobaczyłem nożyczki do odcinania pępowiny, które pielęgniarz położył na stoliku obok lekarza odbierającego moje dziecko.
- Isco! Nie możesz teraz odlecieć! - Lola mocno mnie szturchnęła.
- Akurat teraz nie. Jeszcze chwilkę i będzie mógł pan odciąć pępowinę - poinformował mnie lekarz i dopiero wtedy się przeraziłem.
- Nie, może jednak nie - zaśmiałem się nerwowo.
- Jeszcze trochę i zaraz będziemy mieli główkę - lekarz tym razem zwrócił się do mojej żony, która mocniej ścisnęła moją dłoń.
- Już?! - spanikowałem. - Lola,
kochanie jeszcze chwileczkę! - spojrzałem na blondynkę.
- Tylko nie mdlej - jęknęła.
- Tak, tak! - pokiwałem szybko głową.
Kilka minut później usłyszeliśmy płacz dziecka. To nie był
płacz, to był taki ryk, że o mało mi głowa nie pękła. Ale
byłem dumny, bo Lola dała radę!
- Udało się. Syn - powiedział
lekarz.
- Lola! Słyszałaś?! Mamy syna! -
powiedziałem uradowany, a ona się tylko uśmiechnęła. Była
wykończona, co wcale mnie dziwiło. Ja pewnie już bym padł. Po
chwili pielęgniarka podała Loli na ręce małe zawiniątko w
kocyku. Miał czarne, maleńkie włoski na główce. Przybliżyłem
się i ucałowałem go w nią, a po chwili Lolę w policzek.
- Teraz możesz mdleć. - zaśmiała się.
- Teraz możesz mdleć. - zaśmiała się.
- Nie. Teraz już nie - uśmiechnąłem
się szeroko i złapałem go za rączkę. - Cześć, Tulio.
- Mały dzielny chłopiec i to o tak
ładnym imieniu - zaśmiał się lekarz, podchodząc do nas.
Mały otworzył oczka i od razu się
rozpłakał, kiedy nas zobaczył. Z dumą musiałem przyznać, że
był podobny do mnie. Nawet bardzo.
- Pańska żona musi odpocząć - powiedziała pielęgniarka i zabrała od niej Tulio. - Przewieziemy ją do jej sali i będzie mógł pan się z nią zobaczyć - dodała po chwili.
- Pańska żona musi odpocząć - powiedziała pielęgniarka i zabrała od niej Tulio. - Przewieziemy ją do jej sali i będzie mógł pan się z nią zobaczyć - dodała po chwili.
- Dobrze - skinąłem głową i
pomachałem żonie, wychodząc na korytarz. Musiałem ochłonąć po
tym wszystkim.
LOLA
Przenieśli mnie do sali i kazali
odpoczywać. Nie musieli mi wszystkiego tłumaczyć, bo o wszystkim
wiedziałam. W końcu to już mój czwarty poród i jestem pewna, że
ostatni. Na szczęście Isco udało się ogarnąć i trwał przy mnie
przez cały poród, ale było widać, że ledwo się trzyma. Tulio
był prześliczny. Oczy i nos miał Isco.. W sumie to wszystko miał
po nim. To jego mała kopia.
Po kilku minutach pielęgniarka przyniosła mi go już umytego i ubranego w śpioszki. Zabrałam go na ręce i głaskałam po małej główce. Pięć minut później do sali wszedł Isco.
- Jestem już - szepnął i przysunął sobie krzesło, na którym usiadł.
Po kilku minutach pielęgniarka przyniosła mi go już umytego i ubranego w śpioszki. Zabrałam go na ręce i głaskałam po małej główce. Pięć minut później do sali wszedł Isco.
- Jestem już - szepnął i przysunął sobie krzesło, na którym usiadł.
- To dobrze - uśmiechnęłam się, nie
spuszczając wzroku z synka.
- Mogę? - zapytał niepewnie i wskazał
na naszego synka.
- Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem i podałam mu go.
- Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem i podałam mu go.
- Cholera, mam drugiego syna! -
wyszczerzył się, przeżywając.
- Musimy później zadzwonić do
rodziców i do Cris!
- Nie martw się tym. Ja już do rodziców zadzwoniłem - odparł ze śmiechem.
- Nie martw się tym. Ja już do rodziców zadzwoniłem - odparł ze śmiechem.
- Szybki jesteś - zaśmiałam się. -
I jak? - patrzyłam na nich.
- Niedługo przylecą. Twoi troszkę
później, bo lot dłużej trwa, ale przylecą - mruknął i oddał
mi go. - Jest taki malutki, że boję się go dłużej trzymać.
- Głuptas - pokręciłam głową i
wzięłam go delikatnie z powrotem. - Przecież już trzymałeś taką
Marię, Alvaro i Franciscę.
- Wiem, ale wolę być ostrożny. A
może ty powinnaś się położyć, co? Jesteś wykończona -
zauważył i przysunął do mnie łóżeczko, które było na
kółkach. - Położymy tutaj Tulio i ja będę miał go na oku.
- Masz rację - uśmiechnęłam się
lekko. - Z chęcią się chwilę zdrzemnę.
- No to dobranoc - ucałował mnie w
czoło i przeniósł naszego synka do łóżeczka. Wystarczyło kilka
minut a ja spałam w najlepsze.
Kiedy się obudziłam usłyszałam kilka głosów. Przestraszyłam się, bo żaden z nich nie należał do mojego męża. Otwarłam więc szybko oczy i pierwsze co sprawdziłam to czy Tulio jest w łóżeczku. Na szczęście był i słodko spał.
- Cześć, Lola - do mojego łóżka poszedł Antonio z swoim ojcem. - Jak się czujesz?
Kiedy się obudziłam usłyszałam kilka głosów. Przestraszyłam się, bo żaden z nich nie należał do mojego męża. Otwarłam więc szybko oczy i pierwsze co sprawdziłam to czy Tulio jest w łóżeczku. Na szczęście był i słodko spał.
- Cześć, Lola - do mojego łóżka poszedł Antonio z swoim ojcem. - Jak się czujesz?
- W porządku. Dziękuję. - skinęłam
głową. - Isco pojechał do domu? - zapytałam.
- Tak. Musiał jechać się przebrać i
takie tam - odparł mój teść i usiadł na krześle. - Kazał nam
was pilnować - zaśmiał się.
- Bo pewnie uciekniemy - przewróciłam
oczami ze śmiechem. - Czasem jest nadopiekuńczy.
- Mocno was kocha i to dlatego. Jak
wczoraj do nas zadzwonił to myślałem, że zaraz padnie. Był taki
przejęty - Paco pokręcił głową.
- Jak zwykle - uśmiechnęłam się. -
Niech on lepiej się zajmie dziećmi w domu.
- I ma cię tutaj samą zostawić? W
życiu się na to nie zgodzi - odparł Antonio. Kilka sekund później
do sali wszedł z Isco z Alvaro na rękach. Obok niego kroczyła
nasza najstarsza córka. - O wilku mowa - dodał jego brat.
- Już się tu mnie obgaduje? - zaśmiał
się i odstawił chłopca na podłogę.
- Mamusia! - zawołała Maria i
podeszła do mnie do łóżka. Przytuliłam ją mocno i ucałowałam
w główkę.
- Chcesz zobaczyć braciszka? - zapytałam, a ta pokiwała twierdząco głową.
- Chcesz zobaczyć braciszka? - zapytałam, a ta pokiwała twierdząco głową.
- Jest podobny do tatusia, uprzedzam od
razu - odezwał się dumnie Isco. Pokręciłam tylko głową i
zabrałam Tulio na ręce. Maria nie mogła przestań na niego
patrzeć, ciągle się uśmiechając.
- Jest śliczny. Mój kochany braciszek - odparła po chwili i ucałowała jego dłoń.
- Jest śliczny. Mój kochany braciszek - odparła po chwili i ucałowała jego dłoń.
- Drugi kochany - odezwał się
natychmiastowo Alvaro.
- No pewnie, słońce - uśmiechnęłam
się do niego i pogłaskałam go po włoskach, bo właśnie do nas
podszedł. Był o wiele mniejszy od Marii, więc nie widział swojego
młodszego brata.
- A ja też chcę go zobaczyć -
mruknął, a wtedy Isco wziął go na ręce i usiadł z nim na
krześle obok łóżka.
- Teraz widzisz? - uśmiechnął się jego ojciec.
- Teraz widzisz? - uśmiechnął się jego ojciec.
- Tak - pokiwał twierdząco głową.
- No to super - uśmiechnęłam się i rozejrzałam. - A gdzie Fran?
- No to super - uśmiechnęłam się i rozejrzałam. - A gdzie Fran?
- Została w domu. Podobno w nocy się
obudziła i nie mogła spać, więc robi to teraz. - odparł od razu
mój mąż.
- No to dobrze. A wy bądźcie grzeczni
kiedy mama będzie w szpitalu - spojrzałam na Marię i Alvaro.
Pokiwali główkami ze zrozumieniem.
- To my może zabierzemy dzieciaki do domu, a Isco z tobą zostanie - odezwał się najstarszy Alarcon.
- To my może zabierzemy dzieciaki do domu, a Isco z tobą zostanie - odezwał się najstarszy Alarcon.
- Tylko uważajcie na moje dzieci -
opowiedział od razu Isco.
- Wychowałem ciebie i Antonio. Nie
martw się - odpowiedział mu i razem ze swoim starszym synem zabrali
dzieci. W końcu miałam spokój i mogłam coś zjeść.
- Pielęgniarki rano karmiły Tulio? - zapytałam go, a on skinął głową na znak potwierdzenia.
- Pielęgniarki rano karmiły Tulio? - zapytałam go, a on skinął głową na znak potwierdzenia.
- A jak się czujecie? - odezwał się
po chwili. - Wszystko dobrze?
- Tak. Tylko nadal mnie wszystko boli -
skrzywiłam się.
- Niedługo ci przejdzie i wrócimy
wszyscy do domu.
- Wiem, kotku. A dzwoniłeś już do
Alcantarów?
- Myślałem, że jak przyjadę to
zadzwonimy razem - uśmiechnął się.
- No to dzwoń! - pośpieszyłam go.
Wyjął swój telefon i wybrał numer Cristiny, włączając na
głośnomówiący. Po trzech sygnałach usłyszeliśmy głos mojej
przyjaciółki.
- No cześć Isco, co tam?
- No cześć Isco, co tam?
- Cześć! Dzwonię, aby wam
powiedzieć, że Tulio jest już z nami - odparł z szerokim
uśmiechem.
- Jednak syn? - zaśmiała się. - To
świetnie! Jak Lola? Wszystko dobrze z nią?
- Tak. Wszystko dobrze - odezwałam
się.
- No to super - zaśmiała się. -
Tatuś pewnie dumny, a dzieci uradowane.
- Oczywiście. Tulio to kopia Isco,
więc jest dumny podwójnie - zachichotałam i spojrzałam na męża.
Wpatrywał się w nowo narodzonego synka.
- To już dosyć? Thiago dorobił się
swojej kopii, a Isco swojej.
- Oczywiście! Koniec z seksem -
uśmiechnęłam się.
- Lola! - jęknął Isco.
- Znajdziemy mi jakieś zastępstwo -
zaśmiałam się cicho.
- Lola, jesteś dla niego okropna!
Chłopak tyle się starał by mieć cię z powrotem, a ty mu teraz z
takim czymś wyjeżdżasz. - w tle usłyszeliśmy głos Thiago. - A i
gratuluję nowego potomka.
- Dzięki, stary. Na ciebie zawsze mogę
liczyć - odpowiedział mu Francisco i zaśmiał się.
- Ależ proszę bardzo - zaśmiał się
Alcantara.
- My już będziemy kończyć, bo Tulio
się właśnie obudził. Zadzwonię później. Ucałujcie dzieci! -
pożegnałam się, a Isco zakończył połączenie i schował telefon
do kieszeni.
Kilka dni później mogłam już opuścić szpital. Isco zaraz po treningu odebrał mnie i zawiózł do domu, gdzie czekała na mnie moja mama razem z Alvaro i Franciscią. Maria była w szkole, a mój tato wrócił już do Nowego Jorku.
Kilka dni później mogłam już opuścić szpital. Isco zaraz po treningu odebrał mnie i zawiózł do domu, gdzie czekała na mnie moja mama razem z Alvaro i Franciscią. Maria była w szkole, a mój tato wrócił już do Nowego Jorku.
- Jest moja córeczka i wnuczek! - tak
przywitała nas moja mama.
- No cześć, mamo - uśmiechnęłam
się lekko i powoli usiadłam na kanapie w salonie. Nadal byłam
obolała, ale wiedziałam, że to przejdzie. Od razu przybiegły do
mnie Fran z Alvaro i przytuliły, a później zaczęły oglądać
Tulio, który spał sobie grzecznie w nosidełku.
- Tulio - zawołał radośnie Alvaro, a
jego młodsza siostrzyczka się roześmiała. Ja siedziałam i
obserwowałam ich wszystkich. Jak ja sobie dam z nimi wszystkimi
radę?
- Jest cudny - słodziła mama i
usiadła obok mnie, a Isco po drugiej stronie.
- W końcu ma moje geny - powiedział
dumnie mój mąż i objął mnie ramieniem. - Kochanie, nad czym tak
dumasz? - zapytał.
- Nad tym jak ja sobie dam radę z tą gromadką - uśmiechnęłam się lekko.
- Nad tym jak ja sobie dam radę z tą gromadką - uśmiechnęłam się lekko.
- No przecież, będę ci pomagał,
prawda?
- Tak, ale gdy wyjeżdżasz na mecze to zostaje sama. - przewróciłam oczami.
- Tak, ale gdy wyjeżdżasz na mecze to zostaje sama. - przewróciłam oczami.
- Zatrudnimy kogoś do pomocy. Jeśli
będzie potrzeba to ściągniemy moją mamę - pogłaskał mnie po
policzku. - Niczym się nie martw.
- Ja też mogę często wpadać i wam
pomagać - odezwała się moja rodzicielka.
- No widzisz. Będzie dobrze - wstał i
zabrał mnie na ręce. - Pokażę ci pokoik Tulio - puścił do mnie
oczko i skierował się w stronę schodów.
- Tylko nie mów, że sam go
wykończyłeś? - zaśmiałam się.
- No a kto? Musiałem to zrobić, aby
miał gdzie spać jak przyjedzie do swojego domu - odparł całkiem
poważnie i wszedł na górę. Wszedł do małego pokoju, który
znajdował si tuż obok naszej sypialni. Zawsze były tam zabawki
dzieci, ale teraz musieliśmy go przerobić na pokój dla
najmłodszego syna.
- No tak. - uśmiechnęłam się i
weszliśmy do środka. Cały był niebieski z białymi wstawkami. -
Jej, Isco! Jest świetny! - mocno go przytuliłam.
- Myślisz, że mu się spodoba? -
zapytał, odstawiając mnie na ziemię.
- Na pewno! Będzie mu się tu dobrze spało - uśmiechnęłam się szeroko.
- Na pewno! Będzie mu się tu dobrze spało - uśmiechnęłam się szeroko.
- No to bardzo się cieszę - odparł i
objął mnie w talii. - Zawsze chciałem mieć wspaniałą rodzinę i
takiej się dorobiłem.
- Ja też, Isco. Cieszę się, że was
mam - wyszeptałam cicho i pocałowałam go lekko w usta.
Jest i mały Tulioo <3 Ale sie słodko zrobiło *...*
OdpowiedzUsuń