niedziela, 8 czerwca 2014

Sześćdziesiąt: Ale z ciebie zazdrośnik!

LOLA

   W Katarze byliśmy już ponad tydzień. Hiszpanie właśnie przeszli do finału, wygrywając z mocną Anglią. Było ciężko, nawet bardzo, ale jedyną bramkę na wagę awansu strzelił Tello. Llorena normalnie wariowała na trybunach, ale dałyśmy radę ją uspokoić. Po meczu piłkarze zdołali uprosić trenera, którym jest Xavi, o małą imprezę w hotelu. Dzieci miały iść spać pod opieką opiekunek, a my zejść na dół i dobrze się bawić.
  Przebrałam się w sukienkę, dobrałam do tego dodatki i spięłam włosy w koka. Stałam przed lustrem i głaskałam delikatnie mój brzuch, który był już dość spory. Po kilku minutach z łazienki wyszedł Isco ubrany w jeansy i białą koszulkę z kolorowymi napisami.
   - Możemy iść - uśmiechnął się szeroko i złapał mnie za dłoń.
   - A no możemy - odparłam i wyszliśmy z pokoju. Zeszliśmy na dół, gdzie zbierali się już wszyscy.  
   - Ale się dziś zabawimy - mruknął i skierował swoje kroki w stronę stolika z drinkami. Zabrał jednego, a mnie podał szklankę z samym sokiem. 
   - Ty się skarbie zabawisz - pokazałam mu język i zaczęłam wzrokiem szukać dziewczyn. 
   - Przecież ty też! Potańczymy sobie trochę - puścił do mnie oczko i wskazał palcem na dziewczyny.
   - No dobra - uśmiechnęłam się do niego i ruszyłam z nim na parkiet. Aktualnie były tam też dziewczyny ze swoimi piłkarzami. Isco dopił swojego drinka i odstawił moją oraz swoją szklankę na stolik. Chwycił mnie za dłoń i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Zawsze, kiedy chodziliśmy na takie imprezy schodziliśmy z parkietu ostatni. Isco uwielbiał tańczyć, ale nie jest to równoznaczne z tym, że potrafi to robić.      
   - Jak myślisz, uda nam się w finale tym razem? - zapytał cicho. 
   - Jeśli zagrasz to na pewno - pokiwałam twierdząco głową.
   - Bardzo się cieszę, że moja żona we mnie wierzy - cmoknął mój policzek. 
   - Chociaż do najmłodszych już nie należysz - zaśmiałam się cicho.
   - No dzięki! - spojrzał na mnie. - Ale czuję się jakbym nadal miał te dwadzieścia jeden lat, gdy cię poznałem. 
   - Nadal to pamiętasz? - zapytałam, lekko się uśmiechając.
   - No to pewnie! - wyszczerzył się. - Jak to Marc przywalił piłką Cristinie, a ty potem napisałaś mi swój numer na ręce. 
   - Bo sam chciałeś. Miałam się tam nie spotykać z żadnym chłopakiem! - wbiłam swój palec w jego klatkę piersiową.
   - Troszeczkę ci to nie wyszło - zaśmiał się. 
   - Bo to twoja wina. Jakbyś mnie zostawił w spokoju to nic by się nie stało!
   - Oj nie mów tak - przewrócił oczami. - Tak łatwo bym nie odpuścił, a poza tym nie miałabyś wtedy tak wspaniałego życia jakie masz ze swoim ukochanym mężem. 
   - A może miałabym lepsze? - rzuciłam zadziornie i uśmiechnęłam się szeroko.
   - No skarbie, nie można mieć lepszego - poruszył brwiami i obrócił mnie wokół mojej własnej osi.  
   - Mieszkałabym w Nowym Jorku. Z Noelem i może mielibyśmy dziecko albo i nie - droczyłam się z nim.
   - I tak jestem lepszy. Ze mną będziesz miała już szóstkę, a nim chcesz jedno... 
   - Ale ty się o niego wściekasz - zaśmiałam się cicho. - On ci nawet do pięt nie dorasta. Jesteś najlepszy! 
   - No ma się rozumieć! On był dupkiem! 
   - Może trochę, bo mnie zdradzał, ale tak to był całkiem w porządku. Pomagał mi zapomnieć o tobie.
   - I przez to go nie lubiłem - prychnął i mnie przytulił. 
   - Ale z ciebie zazdrośnik - pocałowałam go w usta. - Pójdę do dziewczyn - wskazałam głową na stolik, przy którym siedziały.
   - Okej, to ja idę do kolegów - cmoknął jeszcze mój policzek i rozeszliśmy się w dwie strony. 
   - Co tam, dziewczyny? - zapytałam i usiadłam obok Cris. - Jak się bawicie?
   - A w porządku. - odparła Cristina z uśmiechem.
   - Możemy sobie w końcu tak na luzie posiedzieć - zaśmiała się Lisa. 
   - Racja - skinęłam głową i spojrzałam w stronę parkietu. Teraz okupowała go sama młodzież.
   - My tak szaleliśmy kilka lat temu - wskazała tam Viola. 
   - Teraz nasi mężowie wolą pić - przewróciłam oczami.
   - Nie no, nie rób z nich takich znów pijaków - wyszczerzyła się Llorena. 
   - Ciekawe w jakim stanie wrócą do pokoi - wzruszyłam ramionami i spojrzałam w ich stronę.
   - Może nie będzie tak źle - powiedziała Maite z uśmiechem. 
   - Oby - pokiwałam głową. - Gdzie spędzacie wakacje? 
   - My jeszcze o tym nie myśleliśmy, tak szczerze mówiąc. Dzieciom marzy się Disneyland - zaśmiała się Cris. 
   - Thiago się ucieszy - wyszczerzyłam się.
   - Tak, dzisiaj go bliźniaki już oświeciły - pokiwała głową. 
   - No to ciekawie - uśmiechnęłam się lekko. - Mnie czeka przeprowadzka.
   - Lola, wracasz na stare śmieci - uśmiechnęła się Viola. 
   - I bardzo mnie to cieszy! Malaga to piękne miasto.
   - Potwierdzam, ale teraz chyba nie chciałabym się ruszać z Barcelony - uśmiechnęła się Cris. 
   - Mnie też było dobrze w Manchesterze, ale chyba oboje chcemy już wrócić do Hiszpanii - uśmiechnęłam się lekko.
Rozmawiałyśmy jeszcze tak z dobrą godzinę. Głównym tematem naszej rozmowy były dzieci, bo każda z nas miała już co najmniej jedno. Miałyśmy w planach też poplotkować o naszych mężczyznach, ale oni zaszczycili nas swoją obecnością. Każdy z nich usiadł obok swojej kobiety.
   - Jak mniemam, nasze kobiety nas obgadują - zaśmiał się Cristian. 
   - Nie, wcale nie - zaśmiała się cicho Llorena.
   - No tak, tak - pokręcił głową i pocałował ją w policzek. 
   - Może trochę - wyszczerzyła się Maite.
   - Czyli miałem rację! Ja ją zawsze mam! - wyszczerzył się Tello.
   - No oczywiście Cris - Cristina pokręciła głową ze śmiechem. 
   - Lola, kotku, chodźmy na górę - Isco wyszeptał mi do ucha i poczułam jak mnie przytula.
   - Chciałabym jeszcze zostać z nimi - odparłam i spojrzałam na niego. To było widoczne, że chyba przekroczył limit drinków. 
   - No ale Lola, jeszcze się nie nagadałyście? - uśmiechnął się cwanie.
   - Oj Isco, nie narzekaj - przewróciłam oczami. 
   - Kotku, nie daj się prosić - nie dawał za wygraną.
   - Co ty chcesz robić w tym pokoju, co? - zaśmiałam się. 
   - To chyba wiadome - spojrzał na mnie i wsunął dłoń pod moją sukienkę. - Pragnę cię - nachylił się i wyszeptał mi to do ucha.
   - Kochanie, nie jesteśmy sami - zaśmiałam się nerwowo i wysunęłam jego dłoń widząc, że Marc śmieje się pod nosem. 
   - Ale możemy być. Wystarczy stąd wyjść i iść do pokoju - wyszczerzył się.
   - Isco, a możesz się na razie uspokoić? 
   - A obiecujesz, że zaraz pójdziemy? - spojrzał na mnie, a ja skinęłam głową. I tak wiedziałam jak to się skończy. W drodze do pokoju nie będzie mógł się ode mnie odkleić, a jak tylko pójdę do łazienki pod głupim pretekstem to zaśnie na łóżku.   
   - Nie chce mi się już tu siedzieć - mruknął Montoya. - Te lata zabaw już chyba nam minęły - podrapał się po głowie. 
   - O tym samym mówiłem mojej żonie - wyszczerzył się do niego Isco. - My też już pójdziemy, prawda kochanie? 
   - Chyba nie mam już wyjścia, co? - zaśmiałam się i spojrzałam na przyjaciół. 
   - Idź, idź. Bawcie się dobrze - powiedział Marc i puścił do nas oczko.
   - Będziemy - wyszczerzył się Isco i oboje wstaliśmy z naszych miejsc.  - I co sobie oni teraz o nas myślą, co? - jęknęłam i chwyciłam jego dłoń. Całe szczęście, że jeszcze potrafił prosto iść.
   - Że jesteśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem - palną z szerokim uśmiechem, który nie schodził mu z twarzy.                           
   - Dzieci są w pokoju z opiekunką - uświadomiłam go, a on na chwilę przystanął i przyciągnął mnie do siebie.    - Nie szkodzi. Możemy iść do mojego pokoju - mruknął i zaczął mnie całować.
   - Oj Isco... - zaśmiałam się, gdy on przyparł mnie do ściany i zaczął całować moją szyję. Nagle drzwi z pokoju obok się otworzyły i wyszedł z niego sam Hernandez. Odepchnęłam Isco, a ten zrobił wielkie oczy na moją reakcję. Xavi tylko zaczął się śmiać i pokręcił głową. Ruszył w kierunku wind. 
   - Trener sam był na takich turniejach i wie jak to jest. Chodź, kochanie - złapał mnie za dłoń i zaprowadził do swojego pokoju. Gdy tylko przekroczyliśmy próg pokoju, Isco od razu zaczął mnie całować, a dłonie błądziły po moich plecach.
   - Isco, muszę do łazienki. - zaśmiałam się.        
   - Poczekam w łóżku - puścił do mnie oczko, a ja skierowałam się do pomieszczania obok. Teraz jedynie muszę tam troszkę dłużej zabawić, żeby Isco słodko zasnął, żebym mogła się na spokojnie położyć i zasnąć. 

CRISTINA

   Finałowy mecz w Katarze, który Hiszpanie rozgrywali przeciwko reprezentacji Argentyny był dosyć emocjonujący, bo pierwsze, to był ostatni mecz Lionela Messiego w biało-błękitnych barwach, a poza tym skończył się wynikiem 1-1, po bramkach Alvaro Vazqueza i właśnie Messiego. W dogrywce nie padł żaden gol, a to wszystko miały rozwiązać rzuty karne. Najpierw podszedł Alvaro Morata, który zdobył gol, później udało się również i Messiemu. Później Tello i Di Maria również zdobyli po bramce. W trzeciej turze nie udało się Roberto ani reprezentantowi Argentyny. Późnej był Isco, któremu się udało, słupek od Argentyny, a do piątej kolejki podchodził nie kto inny, jak mój ukochany mąż. Strzelił, nie dając już szans przeciwnikowi. Na boisku utworzyła się jedna bordowa grupka, czyli piłkarze, przytuleni do siebie, skaczący wysoko i cieszący się z wygranej. 
 Minęło trochę czasu, gdy rodziny mogły wejść na boisko i pogratulować czempionom czy po prostu potrzymać lub zrobić sobie zdjęcie z wygranym trofeum. Na naszym rodzinnym zdjęciu Victor został wpakowany do pucharu, a bliźniaki przykucnęły przy nas. Najlepszy moment był i tak, gdy Marc naśmiewał się Isco, ze oni to się już za chwilę w kadrze nie zmieszczą... 
 Później stanęliśmy wszyscy w grupce z szerokimi uśmiechami na twarzach, rozmawiając. 
   - Kurde, drużyna z nami w składzie to jednak jest niepokonana - zamyślił się Bartra.  
   - Tak, tak. Zgadzam się - pokiwał głową Thiago.
   - Ponieważ jesteście najlepsi - zaśmiałam się wtuliłam w jego bok.
   - W końcu wiedziałyśmy za kim się oglądać, nie? - wyszczerzyła się Llorena. 
   - Dokładnie. Dobra partia - Lola roześmiała się perliście.
   - Sławni, bogaci, uzdolnieni... Czego chcieć więcej? - powiedziała Viola, obserwując Daniela, który biegał za innymi dziećmi.
   - Ktoś tu chyba mówi o mnie - nagle za nami pojawił się Rafinha ze swoją córeczką na rękach i Katiną u boku. - Gratuluję panom, gratuluję szanownemu braciszkowi... Nam po prostu w tym roku się nie udało. - pokręcił głową. 
   - Rafa, proszę cię - zaśmiał się Isco i zabrał na ręce małego Tulio.
   - No co? To, że z wami przegraliśmy jednym golem to był wypadek przy pracy! I ten ciołek mnie sfaulował wtedy! - spojrzał groźne na swojego starszego brata, a Thiago się roześmiał. 
   - To taka zdrowa rywalizacja - westchnął Marc.
   - Racja, a ten jęczał przez pół wieczora, bo Thiago go troszeczkę poobijał. - śmiała się Katina.
   - Jest młodszy to może trochę oberwać - wyszczerzył się starszy Alcantara. 
   - Właśnie. Wy chyba już kończycie swoją przygodę z reprezentacją? - spojrzał na nich.
   - Ee, ja tam bym mógł do pięćdziesiątki grać - Bartra machnął ręką.
   - Zobaczymy jak długo będziemy powoływani - dorzucił Thiago. 
   - Takie zdolniachy jak my, to będą grały przez wiele, wiele lat - wyszczerzył się Isco.
   - Aha, dopóki nie będzie cię łypać w kręgosłupie, a już zaczyna - dobiła go Lola.  
   - Ty zawsze wiesz jak mnie pocieszyć, kochanie - mruknął i ucałował ją w policzek.
   - Reprezentacja reprezentacją, ale w klubach to nadal będą cudnie grać - uśmiechnęłam się i wzięłam na ręce Victora, który ciągle dreptał pomiędzy nami. 
   - Moja żona dobrze mówi - Thiago objął mnie ramieniem.
   - Bo pewnie jakbyś inaczej powiedział, to dostałbyś po głowie - zauważył Marc i sam dostał od Violi. - Tak jak ja przed chwilą - skrzywił się. 
   - Żeby baby nas biły. Do czego to doszło? - zapytał Isco i wtulił się w żonę.
   - E milusiński, jak będzie trzeba to ty też dostaniesz - wyszczerzyła się Rosales. 
   - Tak, tak. Też cię kocham - wpił się zachłannie w jej usta. 
   - Doszły mnie słuchy, że dzieci ciągnął was do Francji - wyszczerzył się do nas Rafa. - Myszka Miki, Mini, Donald i te sprawy. - ciągnął.
   - To ty lepiej poczekaj jak Alba urośnie - Thiago wskazał na swoją chrześnice. 
   - Mamo! My też chcemy! - zawołała Maria.
   - Dzięki, Rafa. Wielkie dzięki - syknął w jego stronę Alarcon. 
   - Nie martw się, ja cię zabiorę - wyrwał się nasz mały Rafael i pocałował Marię w policzek. Wszystkim dosłownie opadła koparka, a jedynie duży Rafa zaczął się szczerzyć.
   - O fuck, moja krew! - zawołał i schylił się, by zbić z chłopcem piątką. 
   - Chyba nie jestem jedynym facetem w jej życiu - mruknął smutno Francisco, a jego żona poklepała go po plecach.
   - No to kiedy planujemy im już wesele? - zaśmiał się Bartra. 
   - Żadnego wesela! Moja córeczka nie będzie miała faceta!
   - Tato, ale ja chcę mieć narzeczonego! - Maria tupnęła nóżką i spojrzała groźnie na swojego ojca. 
   - Ale to jak podrośniesz, dobrze? Za jakieś 30 lat - puścił do niej oczko.
   - Tato, ale ty masz trzydzieści lat - spojrzała na niego niepewnie. 
   - No i jak będziesz miała tyle lat to wtedy znajdziemy ci chłopaka - odparł spokojnie. 
   - Ale Maria już ma chłopaka, prawda? - odezwała się Rosario i spojrzała na swojego brata. 
   - Właśnie, tato! - powiedziała Maria i złapała za rączkę mojego syna.
   - Thiago, trzeba już myśleć nad wykładem o antykoncepcji dla Rafy - Marc pokręcił głową.
   - Tato, co to anty... anty... To co powiedział wujek! - mały spojrzał na Thiago. 
   - To jeszcze nie będzie wam potrzebne - mruknął Isco. Trochę już pobladł. 
   - Tobie też by się chyba taki przydał - Rafinha pokazał język Alarconowi. 
   - A może nie? Bo my chcemy mieć duża rodzinę! - odparł z szerokim uśmiechem.
   - Chyba ty chcesz - Lola spojrzała na niego.
   - Ja też chcę mieć dużą rodzinę! - zawołała ich córka. 
   - O Boże. Słabo mi - westchnął Isco.
   - Isco, nie mdlej jeszcze - Marc zaczął go wachlować dłonią.
   - No ale czy ty to słyszysz? - zapytał i zabrał Marię na ręce. - Kochanie, nie myśl jeszcze o chłopcach - pocałował ją w główkę.
   - Ale ja już mam chłopaka - popatrzyła na niego wielkimi oczkami i wypowiedziała to cienkim głosikiem. 
   - Lola, trzymaj mnie - jęknął w stronę żony, a ta się roześmiała.
   - Isco, uspokój się. To są przecież na razie jeszcze dzieci. Nie wiadomo co będzie za te dziesięć lat - uśmiechnęłam się do niego. 
   - Przypominam ci, że masz jeszcze jedną córkę - Lola wyszczerzyła się do niego.                         
   - O to też się nie martw! Zacznę od jutra wpajać jej żeby nie zakochiwała się w żadnym - i wtedy w szczególności spojrzał na synka Bartry.
   - Weź się odstosunkuj, co? - warknął do niego Marc. 
   - Panowie, bo zaraz się pokłócicie. Isco, daj spokój - Lola syknęła w jego stronę.
   - Idźcie pochodzić sobie z tym pucharem - powiedziała Lola. Wygoniłyśmy chłopaków żeby świętowali z resztą, zabrali swoje pociechy i praktycznie mieliśmy z dziewczynami luz. Jedynym mężczyzną, który z nami został był Rafinha, który i tak niańczył swoją córeczkę.

1 komentarz: