ISCO
Przyleciałem do Barcelony
na sprawę rozwodową i przy okazji urodziny bliźniaków Cris i
Thiago. Zatrzymałem się w mieszkaniu Loli, która stwierdziła, że
nie przeszkadza jej moja obecność. Wspominała jeszcze coś o tym,
że dzieci chcą spędzić ze mną swój czas. Blondynka szykowała
się na przyjęcie w sypialni, a ja stroiłem dzieci w pokoju. Maria
miała na sobie prześliczną sukienkę, w której wyglądała jak
prawdziwa księżniczka. Na głowi miała dwie kitki, które dodawały
jej uroku. Ja i Alvaro byliśmy tak samo ubrani - koszula i jeansy, a
nasza najmłodsza pociecha również miała na sobie sukienkę.
Usiedliśmy wszyscy na kanapie i czekaliśmy na Lolę, która nadal
siedziała w sypialni.
- Już jestem! Przepraszam, że tak
długo, ale zamek od sukienki mi się zaciął - po kilku minutach
usłyszeliśmy jej głos. Podeszła do nas i uśmiechnęła się
szeroko. Mnie aż zatkało. Wyglądała cudownie w idealnie
przylegającej do jej ciała sukience, która podkreślała jej lekko
zaokrąglony brzuch. Na nogach miała sandałki na szpilce, a przez
ramię przewieszoną torebeczkę. Włosy spięła w wysokiego koka,
więc dało się zauważyć wiszące kolczyki.
- Nie, nie. Nic się nie stało -
skinąłem po woli głową, wstając ze swojego miejsca.
- To super. Możemy już iść - wzięła
na ręce półroczną Franciscę i chwyciła za dłoń Marię. -
Zabierzesz Alvaro? - zwróciła się do mnie.
- Pewnie - uśmiechnąłem się. -
Chodź smyku - wziąłem syna na ręce i wyszliśmy wszyscy z
mieszkania.
- Mamo, a ja zrobiłam laurkę dla
Rosie i Rafy - uśmiechnęła się Maria, kiedy wsiadaliśmy do
samochodu.
- Na pewno się ucieszą. Zwłaszcza Rafa - Lola puściła do niej oczko, a ja cicho się zaśmiałem.
- Na pewno się ucieszą. Zwłaszcza Rafa - Lola puściła do niej oczko, a ja cicho się zaśmiałem.
- I będziemy się bawić z innymi
dziećmi z ich szkoły! - dorzuciła nasza córka.
- No to super. Ty od przyszłego
tygodnia też już będziesz chodziła do szkoły.
- Tak? Nic nie mówiłaś - zdziwiłem się.
- Tak? Nic nie mówiłaś - zdziwiłem się.
- Tak postanowiłam, bo chcę żeby
Maria normalnie uczyła się z innymi dziećmi. Zapisałam ją do
klasy z Alcantarami.
- No to dobrze. Czyli już
skończyliście film? - spojrzałem na nią.
- Tak. Przedwczoraj - uśmiechnęła się lekko.
- Tak. Przedwczoraj - uśmiechnęła się lekko.
- To dobrze, bo macie już wolne i ty
sama odpoczniesz.
- Teraz będę odpoczywać do samego
porodu. Możesz być zadowolony - mruknęła cicho.
- Byłbym, gdybyście wrócili.
- Byłbym, gdybyście wrócili.
- Znów zaczynasz ten temat? -
szepnęła.
- A to takie dziwne? Chce mieć was
blisko - niepewnie położyłem dłoń na jej kolanie.
- Isco, my się rozwodzimy. Mam prawo
mieszkać gdzie chcę. - powiedziała cicho i spojrzała na mnie.
- Taaa. Ten cały rozwód to chora
sprawa - przewróciłem oczami i zaparkowałem pod domem naszych
przyjaciół. Lola już nic nie odpowiedziała tylko wysiadła z
samochodu, zabierając się za odpinanie dziewczyn, a ja zabrałem z
samochodu Alvaro. Od razu ruszyliśmy w stronę ogrodu, gdzie miało
być przyjęcie. Przy małym placu zabaw bliźniaków biegał już
Rafa z dwoma kolegami i Bruno, a Rosario siedziała przy małym domku
z dwiema koleżankami, do których Maria pobiegła od razu. Na
tarasie siedzieli dorośli, czyli rodzice Cristiny, pan do
Nascimiento oraz matka Thiago razem ze swoim mężem, a prócz nich
gospodarze, Rafa z Katiną, Thaisa ze swoim chłopakiem, który był
prawnikiem mojej żony, Viola i Marc, który stał przy nich mając
na rękach swojego syna. - Cześć wam -
zaświergotała Lola, kiedy do nich podeszliśmy.
- Hej, fajnie że już jesteście -
uśmiechnął się Thiago, wstając i robiąc miejsce Loli, która
miała na rękach Franciscę.
- Dzięki - uśmiechnęła się do
niego lekko i usiadła.
- A wy razem? - zdziwił się Roque. - Czy ja o czymś nie wiem?
- A wy razem? - zdziwił się Roque. - Czy ja o czymś nie wiem?
- Nie, Isco przyjechał wcześniej do
dzieci - odpowiedziała cicho blondynka, a Thiago przysunął bliżej
ławkę, która wcześniej stałą przy ścianie. Usiedliśmy na
niej, on, Marc z Danielem i ja z Alvaro.
- Czyli jutro znów się zobaczymy -
uśmiechnął się lekko.
- W nieco innych okolicznościach, ale tak - warknąłem cicho i pogłaskałem po głowie Alvaro.
- W nieco innych okolicznościach, ale tak - warknąłem cicho i pogłaskałem po głowie Alvaro.
- A może dziś nie mówmy to twojej
pracy, co? - Thaisa uśmiechnęła się do Roque.
- Dla ciebie wszystko, kochanie -
ucałował ją w dłoń.
- A tak poza tym, to wszystko u
wszystkich w porządku? - uśmiechnęła się Velma, mama Cristiny, a
wtedy Alvaro zsunął się z moich kolan i pobiegł po trawie do
dzieci.
- Jak najbardziej - opowiedziała jej
Lola, uśmiechając się szeroko.
- A u tych naszych gołąbków? - wtedy
Rafinha dziwnie spojrzał w kierunku swojego starszego brata.
- Z nami wszystko okej - odparła
Cristina i posłała uśmiech swojemu mężowi.
- Jak najbardziej - dorzucił i
spojrzał na nią, a i sam Rafa zaczął się uśmiechać pod nosem.
- No to super. Bardzo mnie to cieszy -
uśmiechnęła się.
- Musi być super, bo w końcu
oczekujemy kolejnego wnuka albo wnuczki, a ja nawet dwójki. -
zaśmiała się Valeria i spojrzała na swoich synów.
- Właśnie, Katina. Kiedy poród? -
Lola spojrzała na nią.
- Mój mąż wymyślił sobie, że
urodzę w sylwestra - zaczęła się śmiać i pocałowała Rafę w
policzek.
- Niezapomniany sylwester - zaśmiała
się cicho i spojrzała na mnie. - Nas też czeka poród. Kolejny.
- Czwarty - uśmiechnąłem się pod
nosem.
- Tylko proszę cię, nie panikuj tak
jak przy Fran.
- Isco chciał mdleć? - wyszczerzyła
się Thaisa.
- Nie! Byłem odważny! - odparłem nie czekając.
- Przy Marii nie mdlałeś, z tego słyszałem, a przy trzecim dziecku tak? - śmiał się Thiago.
- Nie! Byłem odważny! - odparłem nie czekając.
- Przy Marii nie mdlałeś, z tego słyszałem, a przy trzecim dziecku tak? - śmiał się Thiago.
- A może jednak zemdlałeś, a nie
chcesz się przyznać? - zapytał mnie Marc, a Lola cicho się
zaśmiała. - Ha! Wiedziałem, że zamiast pomóc żonie, to tylko
narobiłeś problemów!
- Jak Thiago nie zemdlał przy
bliźniakach to ja też nie zemdleję! - odezwał się Rafa. - Isco,
spróbuj teraz zemdleć! Nie kompromituj naszego męskiego rodu!
- Isco jest dzielny. Zawsze mnie
wspiera i pomaga - broniła mnie moja żona. Cieszyły mnie jej
słowa, ale widziałem też jak Roque patrzy niepewnie na Lolę, tak
samo jej przyjaciółka. Ja wcale nie chcę tego rozwodu, ale jeżeli
Lola chce... Kocham ją i nie chcę się z nią kłócić.
- Czy tylko dla mnie jest to niezręczna
sytuacja? - zapytał Bartra i spojrzał na mnie oraz Lolę.
- To ja może pójdę dokroić ciasta?
- odchrząknęła Cristina i wstał, biorąc jeden z talerzy.
- Pomogę ci - Thiago również wstał
i pomógł swojej żonie. Nagle cała reszta również gdzieś się
rozeszła.
- Lola... - szepnąłem i usiadłem na
krześle obok niej, patrząc jak Marc, Rafa, Viola i Katina stoją z
boku i o czymś rozmawiają, a dziadkowie razem z Thaisą i Roque
podeszli do bawiących się dzieci.
- Tak? - spojrzała na mnie i
uśmiechnęła się lekko. Chciała mnie pogłaskać po policzku, ale
rozmyśliła się i cofnęła dłoń.
- To faktycznie musi tak wyglądać? -
mruknąłem i pogłaskałem po główce Franciscę, która
praktycznie teraz już rosła jak na drożdżach.
- Przecież to normalnie wygląda. Nie
wiem o co ci chodzi - wzruszyła ramionami. - Isco, nie komplikuj
tego jeszcze bardziej - dodała po chwili.
- Lola, to się wszystko samo
komplikuje. Ja nie chcę się rozwodzić.
- Ale ja chce. Kiedy to w końcu
zrozumiesz?
- Pewnie nigdy - westchnąłem.
- Chyba nie chcesz, abym cię
odseparowała od dzieci, prawda? - spojrzała na mnie, a ja skinąłem
głową. - Więc zachowuj się normalnie. I nawet nie próbuj swoich
sztuczek z tym swoim uśmiechem, przez który miękną mi
kolana.
- Czyli nadal działam tak na ciebie
jak wcześniej? - zapytałem z trudem powstrzymując się od
uśmiechnięcia się tak, jak ona zasugerowała.
- Nie. Oczywiście, że nie - pokręciła
przecząco głową.
- Czyli jeżeli teraz bym cię
pocałował, to nic byś nie poczuła?
- Nic, a nic. Zero - powiedziała
nerwowo, a ja pochyliłem się w jej stronę.
- A mogę się przekonać? - szepnąłem.
- Isco, dzieci tu są. Nie chce, by
widziały takie rzeczy - mruknęła cicho, ale się nie odsunęła.
- To tylko mały buziak, którego nasze
dzieci były świadkami nie raz, a jak to powiedziałaś, nic dla
ciebie nie będzie znaczył.
- Ale dla nich będzie znaczył. Isco,
nie rób tego - powiedziała drżącym głosem. Nie posłuchałem
jej, tylko przybliżyłem się jeszcze bardziej i złapałem
delikatnie za jej podbródek i w jej usta, wtopiłem swoje. Nie
wyglądało na to, aby nic dla niej nie znaczył, bo rozchyliła
lekko usta i pozwoliła, bym wsunął swój język w jej wargi. Po
chwili usłyszeliśmy cichy pisk Francisci, którą Lola miała na
kolanach. Niechętnie się od niej odsunąłem i pocałowałem córkę
w główkę, po czym spojrzałem żonie w oczy.
- Mówiłam, że nic dla mnie nie
znaczył - mruknęła cicho.
- Więc niech zostanie tak jak było.
Rozwiedziemy się i nie będziesz tego żałować. - powiedziałem
dobitnie.
- Dokładnie - pokiwała głową.
- Sama w to nie wierzysz, Lola.
- A niby skąd to ty wiesz? - prychnęła
lekko poddenerwowana.
- Bo cię znam.
- Ale ja znam lepiej sobie. Isco, to
koniec i musisz się z tym pogodzić - mruknęła, wstając z krzesła
i kierując się do grupki naszych przyjaciół. Gdzieś w głębi
wiedziałem, że ona ma wątpliwości co do tego rozwodu, że mnie
kocha i nadal możemy być idealną rodziną, jak było jeszcze przed
Euro. Nie miałem dużo czasu, a tym bardziej taktyki ani pomysłów,
co mógłbym jeszcze zrobić, by naprawić swoje błędy.
THIAGO
Ruszyłem za Cristiną w
głąb domu, a mianowicie do kuchni. Dawała mi wielką nadzieję
tym, że chciała iść ze mną do kina i dzisiejszą odpowiedzią,
że wszystko gra, a przy okazji obdarowała mnie jednym ze swoich
najpiękniejszych uśmiechów. Odłożyła talerz na blat i sięgnęła
po nóż, by dokroić sernik, a mnie podkusiło i stanąłem za nią,
obejmując ją w pasie i kładąc głowę na jej ramieniu.
Uśmiechnęła się lekko, co mnie uradowało.
- Naprawdę, wszystko gra? - zapytałem
z uśmiechem na twarzy.
- Tak - pokiwała głową i szeroko się
uśmiechnęła. - Wszystko gra.
- Kocham cię - zaśmiałem się i
pocałowałem ją w policzek, a ona odwróciła się do mnie przodem
i oplotła rękami szyję.
- Thiago, tylko musisz obiecać mi
jedno... - mruknęła, patrząc mi głęboko w oczy.
- Co tylko chcesz - szepnąłem.
- Obiecaj mi, że będziesz mi mówił
o wszystkim. Nawet jeżeli kolejna głupia dziewczyna będzie cię
chciała zaciągnąć do łóżka i później będzie nam grozić,
dobrze? - mruknęła i mocno mnie przytuliła, a ja szczerze
powiedziawszy byłem zaskoczony, że o tym wie.
- Obiecuje, ale skąd o tym wiesz?
- Nieważne, Thiago - uśmiechnęła
się i delikatnie wsunęła palce w moje włosy.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałem.
Obiecuje, że to już nigdy więcej się nie powtórzy - uśmiechnąłem
się lekko i oparłem swoje czoło o jej.
- Wiem - szepnęła. - Ufam ci, bo
jesteś moim mężem i cię kocham, a tak właściwiej to kochamy. -
zaśmiała się perliście.
- Właśnie - zjechałem dłońmi do
jej brzucha. - Teraz już jest nas piątka.
- Bardzo szczęśliwa rodzina -
pocałowała mnie w policzek. - Teraz chcę żeby było jak dawniej.
Że razem zasypiamy, budzimy się, śmiejemy, cieszymy razem z
naszymi dziećmi i bawimy się razem z nimi.
- I tak będzie! Zrobię wszystko, aby
tak było.
- To też wiem - wyszczerzyła się i
skradła mi szybkiego całusa. - Dzieci chyba nie mogą doczekać się
na tort, jak myślisz?
- Myślę, że tak - pokiwałem głową
i pomogłem jej wbić świeczki w tort.
- Sześć świeczek... Kiedy to
wszystko zleciało? - zaśmiała się, kręcąc głową.
- Sam nie wiem - pokręciłem głową.
- Wracajmy już do nich - uśmiechnęła
się lekko. Ja wziąłem talerz z ciastem, a Cris z tortem. Wyszliśmy
na zewnątrz, a na tarasie siedział sam Isco. Reszta była
rozproszona po całym ogrodzie. - Co tam samotniku? - zaśmiała się
do niego Cris.
- Wszyscy mnie zostawili. Czy ja jestem
taki straszny? - zapytał ze śmiechem.
- Tak Isco, jesteś potworem! -
pokazałem mu język.
- Dzięki. Ty zawsze wiesz jak
pocieszyć - puścił do mnie oczko.
- Do usług - zaśmiałem się. - Ktoś
chyba tu dziś zasłużył na tort! - krzyknąłem w stronę dzieci,
na które nie trzeba było długo czekać. Rose i Rafa stanęli po
naszej stronie i czekali na znak, kiedy będą mogli zdmuchnąć
świeczki. Reszta gości stała naokoło stołu i biła im brawo.
- Wszystkiego najlepszego! - pierwsi
oczywiście nasze dzieci musieli wyściskać ich dziadkowie. Później
dopadł ich Rafinha z Katiną, Marc z Violą oraz małym Danielem i
Alarconowie. Cristina rozkroiła tort, by każdy dostał po kawałku.
Dzieci się rozbiegły do zabawy, a my jeszcze posiedzieliśmy.
Wieczorem poprzyjeżdżali rodzice po kolegów naszych dzieci,
później pierwsi zmyli się Bartrowie, poprzez Daniela, który
usypiał im na rękach, a później po kolei wszyscy. Nawet zdziwiło
nas to, że państwo Malave zabrali się z moją mamą. Razem z Cris
stwierdziliśmy, że nasze matki coś tam sobie kombinują...
Wieczorem wszystko posprzątaliśmy, wykąpaliśmy dzieci i wtedy
dopiero dopadły swoje paczki z prezentami. Cris poszła do sypialni,
a ja siedziałem u dzieci i czekałem aż zmorzy ich sen i odłożą
swoje nowe zabawki. Po jakichś trzydziestu minutach dzieci w końcu
się położyły, dostały buziaki na dobranoc i zasnęły, a ja
ciężko westchnąłem i wróciłem do sypialni, gdzie na łóżku
leżała Cris i przeglądała coś na laptopie.
- W końcu! - mruknąłem, kładąc się
obok niej. - Nasze dzieci za bardzo wszystko przeżywają i potem nie
chcą spać.
- Dziwisz im się? - zaśmiała si
cicho i odłożyła laptop na bok.
- W sumie to nie, bo jak byliśmy mali
z Rafą to robiliśmy w konia naszych rodziców, wstawialiśmy i
bawiliśmy się do rana. - zaśmiałem się.
- Myślisz, że oni zrobią tak samo? -
zapytała, spoglądając na mnie.
- Mam nadzieję, że nie! - pokręciłem
głową i przysunąłem się do niej.
- Ciekawe dlaczego - uśmiechnęła się
szeroko i potarła swój nos o mój.
- Bo tacie się już nie chce tam z
nimi czuwać - uśmiechnąłem się i złożyłem delikatny pocałunek
na jej ustach.
- A co by tatuś chciał? - zapytała
szeptem.
- Tatuś musiałby pomyśleć -
mruknąłem cicho do jej ucha.
- A może zamiast myśleć to może by
po prostu zaczął działać? - spojrzała na mnie i przygryzła
dolną wargę.
- I chyba tak zrobi - szepnąłem i zacząłem obdarowywać jej szyję pocałunkami. Odchyliła głowę i zaczęła chichotać, poprzez swoje łaskotki, które były czulsze w jej stanie.
- Bardzo mnie to cieszy - mruknęła cicho i powoli zaczęła odpinać guziczki od mojej koszuli.
- I chyba tak zrobi - szepnąłem i zacząłem obdarowywać jej szyję pocałunkami. Odchyliła głowę i zaczęła chichotać, poprzez swoje łaskotki, które były czulsze w jej stanie.
- Bardzo mnie to cieszy - mruknęła cicho i powoli zaczęła odpinać guziczki od mojej koszuli.
- Wiesz, że bardzo się stęskniłem
za tobą? - uśmiechnąłem się i poruszyłem brwią. Dłonią
przejechałem wzdłuż linii jej kręgosłupa, po czym szeroko się
uśmiechnęła.
- Ja za tobą jeszcze bardziej -
powiedziała i pozbyła się mojej koszuli. Schyliła głowę i
zaczęła całować mój tors. Wsunąłem dłonie pod jej bluzkę i
po woli zacząłem podwijać do góry, aż sama pomogła mi się jej
pozbyć, po czym wpiłem się w jej usta, wodząc opuszkami palców
po jej plechach. Cris pchnęła mnie na łóżko i sama z niego
wstała, uśmiechając się cwaniacko. Rozpięła guzik od swoich
spodni i pozbyła się ich.
- Wyglądasz przepięknie -
wyszczerzyłem się i wyciągnąłem dłoń w jej stronę.
- Podoba ci się? - znów przygryzła
swoją wargę i złapała moją dłoń.
- Bardzo - uśmiechnąłem się i
przyciągnąłem ją do siebie. Była blisko. Po raz pierwszy od
dłuższego czasu. Czuliśmy na sobie swoje oddechy. Delikatnie
przesunęła swoimi ustami po moich.
- To się cieszę, ale teraz lepiej nic nie mówmy - wyszeptała i zjechała dłonią do mojego rozporka. Odpięła guzik i z szerokim uśmiechem zsunęła je.
- Pani to chyba dzisiaj jest niecierpliwa - pokręciłem głową i zsunąłem jedno ramiączko jej stanika, a po chwili i drugie, ciągle patrząc w jej brązowe oczy. Po chwili podążyłem dłonią do jego zapięcia.
- To przez te hormony - uśmiechnęła się słodko i wpiła w moje usta.
- Masz jakieś wytłumaczenie przynajmniej - zaśmiałem się i zakreśliłem dłonią kształt jej piersi i talii, zatrzymując dłoń na pośladku.
- Mam ci przypomnieć jak duży miałeś w tym wkład? - spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się szeroko i położyłem ją delikatnie na łóżku. Zbliżyłem się do łóżka i wyszeptałem.
- Nie musisz.
Jej dłoń przesunęła się po moich plecach do bokserek, gdy ja całowałem miejsce jej obojczyka. Po woli zaczęła je ze mnie zsuwać, a ja wpiłem się w jej usta z lekkim uśmiechem.
- Jesteś bardzo niegrzeczna - mruknąłem pomiędzy pocałunkami, a ona cicho się zaśmiała. Rzuciła moje bokserki w kąt i pocałowała namiętnie.
- Ciesz się, że teraz, a nie przedtem w kuchni - zaśmiała się i pogłaskała po policzku. - Panie Alcantara, na co pan czeka? - widziałem w jej oczach dwa diabliki, które żarzyły się coraz jaśniej.
- Na nic - odparłem cicho i wszedłem w nią delikatnie. Z jej ust wydobył się cichy jęk.
Chyba nie musiałem jej wspominać, że to zawsze było wyjątkowe, gdy nasze ciała łączyły się w jedno i tańczyły w tym samym rytmie. Później gdy oboje opadliśmy na łóżko, cały przytuliłem się do niej i okryłem nas kołdrą, składając pocałunek na jej odkrytym ramieniu.
- Dobranoc, moja księżniczko - uśmiechnąłem się.
- Dobranoc - odpowiedziała i przymknęła powieki.
Odgarnąłem jeszcze jej włosy i przybliżyłem się do jej karku, by czuć jej zapach i zasnąć na pościeli z jej włosów.
- To się cieszę, ale teraz lepiej nic nie mówmy - wyszeptała i zjechała dłonią do mojego rozporka. Odpięła guzik i z szerokim uśmiechem zsunęła je.
- Pani to chyba dzisiaj jest niecierpliwa - pokręciłem głową i zsunąłem jedno ramiączko jej stanika, a po chwili i drugie, ciągle patrząc w jej brązowe oczy. Po chwili podążyłem dłonią do jego zapięcia.
- To przez te hormony - uśmiechnęła się słodko i wpiła w moje usta.
- Masz jakieś wytłumaczenie przynajmniej - zaśmiałem się i zakreśliłem dłonią kształt jej piersi i talii, zatrzymując dłoń na pośladku.
- Mam ci przypomnieć jak duży miałeś w tym wkład? - spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się szeroko i położyłem ją delikatnie na łóżku. Zbliżyłem się do łóżka i wyszeptałem.
- Nie musisz.
Jej dłoń przesunęła się po moich plecach do bokserek, gdy ja całowałem miejsce jej obojczyka. Po woli zaczęła je ze mnie zsuwać, a ja wpiłem się w jej usta z lekkim uśmiechem.
- Jesteś bardzo niegrzeczna - mruknąłem pomiędzy pocałunkami, a ona cicho się zaśmiała. Rzuciła moje bokserki w kąt i pocałowała namiętnie.
- Ciesz się, że teraz, a nie przedtem w kuchni - zaśmiała się i pogłaskała po policzku. - Panie Alcantara, na co pan czeka? - widziałem w jej oczach dwa diabliki, które żarzyły się coraz jaśniej.
- Na nic - odparłem cicho i wszedłem w nią delikatnie. Z jej ust wydobył się cichy jęk.
Chyba nie musiałem jej wspominać, że to zawsze było wyjątkowe, gdy nasze ciała łączyły się w jedno i tańczyły w tym samym rytmie. Później gdy oboje opadliśmy na łóżko, cały przytuliłem się do niej i okryłem nas kołdrą, składając pocałunek na jej odkrytym ramieniu.
- Dobranoc, moja księżniczko - uśmiechnąłem się.
- Dobranoc - odpowiedziała i przymknęła powieki.
Odgarnąłem jeszcze jej włosy i przybliżyłem się do jej karku, by czuć jej zapach i zasnąć na pościeli z jej włosów.
Końcowa scena taka słodka <3
OdpowiedzUsuń