niedziela, 8 czerwca 2014

Pięćdziesiąty czwarty: Ty zawsze wiesz jak pocieszyć!

ISCO

   Przyleciałem do Barcelony na sprawę rozwodową i przy okazji urodziny bliźniaków Cris i Thiago. Zatrzymałem się w mieszkaniu Loli, która stwierdziła, że nie przeszkadza jej moja obecność. Wspominała jeszcze coś o tym, że dzieci chcą spędzić ze mną swój czas. Blondynka szykowała się na przyjęcie w sypialni, a ja stroiłem dzieci w pokoju. Maria miała na sobie prześliczną sukienkę, w której wyglądała jak prawdziwa księżniczka. Na głowi miała dwie kitki, które dodawały jej uroku. Ja i Alvaro byliśmy tak samo ubrani - koszula i jeansy, a nasza najmłodsza pociecha również miała na sobie sukienkę. Usiedliśmy wszyscy na kanapie i czekaliśmy na Lolę, która nadal siedziała w sypialni.
  - Już jestem! Przepraszam, że tak długo, ale zamek od sukienki mi się zaciął - po kilku minutach usłyszeliśmy jej głos. Podeszła do nas i uśmiechnęła się szeroko. Mnie aż zatkało. Wyglądała cudownie w idealnie przylegającej do jej ciała sukience, która podkreślała jej lekko zaokrąglony brzuch. Na nogach miała sandałki na szpilce, a przez ramię przewieszoną torebeczkę. Włosy spięła w wysokiego koka, więc dało się zauważyć wiszące kolczyki.
   - Nie, nie. Nic się nie stało - skinąłem po woli głową, wstając ze swojego miejsca.  
   - To super. Możemy już iść - wzięła na ręce półroczną Franciscę i chwyciła za dłoń Marię. - Zabierzesz Alvaro? - zwróciła się do mnie.
   - Pewnie - uśmiechnąłem się. - Chodź smyku - wziąłem syna na ręce i wyszliśmy wszyscy z mieszkania. 
   - Mamo, a ja zrobiłam laurkę dla Rosie i Rafy - uśmiechnęła się Maria, kiedy wsiadaliśmy do samochodu.
   - Na pewno się ucieszą. Zwłaszcza Rafa - Lola puściła do niej oczko, a ja cicho się zaśmiałem.
   - I będziemy się bawić z innymi dziećmi z ich szkoły! - dorzuciła nasza córka.
   - No to super. Ty od przyszłego tygodnia też już będziesz chodziła do szkoły.
   - Tak? Nic nie mówiłaś - zdziwiłem się.
   - Tak postanowiłam, bo chcę żeby Maria normalnie uczyła się z innymi dziećmi. Zapisałam ją do klasy z Alcantarami. 
   - No to dobrze. Czyli już skończyliście film? - spojrzałem na nią.
   - Tak. Przedwczoraj - uśmiechnęła się lekko.
   - To dobrze, bo macie już wolne i ty sama odpoczniesz. 
   - Teraz będę odpoczywać do samego porodu. Możesz być zadowolony - mruknęła cicho.
   - Byłbym, gdybyście wrócili.         
   - Znów zaczynasz ten temat? - szepnęła. 
   - A to takie dziwne? Chce mieć was blisko - niepewnie położyłem dłoń na jej kolanie.
   - Isco, my się rozwodzimy. Mam prawo mieszkać gdzie chcę. - powiedziała cicho i spojrzała na mnie. 
   - Taaa. Ten cały rozwód to chora sprawa - przewróciłem oczami i zaparkowałem pod domem naszych przyjaciół. Lola już nic nie odpowiedziała tylko wysiadła z samochodu, zabierając się za odpinanie dziewczyn, a ja zabrałem z samochodu Alvaro. Od razu ruszyliśmy w stronę ogrodu, gdzie miało być przyjęcie. Przy małym placu zabaw bliźniaków biegał już Rafa z dwoma kolegami i Bruno, a Rosario siedziała przy małym domku z dwiema koleżankami, do których Maria pobiegła od razu. Na tarasie siedzieli dorośli, czyli rodzice Cristiny, pan do Nascimiento oraz matka Thiago razem ze swoim mężem, a prócz nich gospodarze, Rafa z Katiną, Thaisa ze swoim chłopakiem, który był prawnikiem mojej żony, Viola i Marc, który stał przy nich mając na rękach swojego syna.    - Cześć wam - zaświergotała Lola, kiedy do nich podeszliśmy. 
   - Hej, fajnie że już jesteście - uśmiechnął się Thiago, wstając i robiąc miejsce Loli, która miała na rękach Franciscę. 
   - Dzięki - uśmiechnęła się do niego lekko i usiadła.
   - A wy razem? - zdziwił się Roque. - Czy ja o czymś nie wiem?
   - Nie, Isco przyjechał wcześniej do dzieci - odpowiedziała cicho blondynka, a Thiago przysunął bliżej ławkę, która wcześniej stałą przy ścianie. Usiedliśmy na niej, on, Marc z Danielem i ja z Alvaro. 
   - Czyli jutro znów się zobaczymy - uśmiechnął się lekko.
   - W nieco innych okolicznościach, ale tak - warknąłem cicho i pogłaskałem po głowie Alvaro.
   - A może dziś nie mówmy to twojej pracy, co? - Thaisa uśmiechnęła się do Roque. 
   - Dla ciebie wszystko, kochanie - ucałował ją w dłoń.
   - A tak poza tym, to wszystko u wszystkich w porządku? - uśmiechnęła się Velma, mama Cristiny, a wtedy Alvaro zsunął się z moich kolan i pobiegł po trawie do dzieci. 
   - Jak najbardziej - opowiedziała jej Lola, uśmiechając się szeroko.
   - A u tych naszych gołąbków? - wtedy Rafinha dziwnie spojrzał w kierunku swojego starszego brata.          
   - Z nami wszystko okej - odparła Cristina i posłała uśmiech swojemu mężowi.
   - Jak najbardziej - dorzucił i spojrzał na nią, a i sam Rafa zaczął się uśmiechać pod nosem. 
   - No to super. Bardzo mnie to cieszy - uśmiechnęła się.
   - Musi być super, bo w końcu oczekujemy kolejnego wnuka albo wnuczki, a ja nawet dwójki. - zaśmiała się Valeria i spojrzała na swoich synów. 
   - Właśnie, Katina. Kiedy poród? - Lola spojrzała na nią.
   - Mój mąż wymyślił sobie, że urodzę w sylwestra - zaczęła się śmiać i pocałowała Rafę w policzek. 
   - Niezapomniany sylwester - zaśmiała się cicho i spojrzała na mnie. - Nas też czeka poród. Kolejny.
   - Czwarty - uśmiechnąłem się pod nosem. 
   - Tylko proszę cię, nie panikuj tak jak przy Fran.
   - Isco chciał mdleć? - wyszczerzyła się Thaisa.
   - Nie! Byłem odważny! - odparłem nie czekając.
   - Przy Marii nie mdlałeś, z tego słyszałem, a przy trzecim dziecku tak? - śmiał się Thiago. 
   - A może jednak zemdlałeś, a nie chcesz się przyznać? - zapytał mnie Marc, a Lola cicho się zaśmiała. - Ha! Wiedziałem, że zamiast pomóc żonie, to tylko narobiłeś problemów!
   - Jak Thiago nie zemdlał przy bliźniakach to ja też nie zemdleję! - odezwał się Rafa. - Isco, spróbuj teraz zemdleć! Nie kompromituj naszego męskiego rodu! 
   - Isco jest dzielny. Zawsze mnie wspiera i pomaga - broniła mnie moja żona. Cieszyły mnie jej słowa, ale widziałem też jak Roque patrzy niepewnie na Lolę, tak samo jej przyjaciółka. Ja wcale nie chcę tego rozwodu, ale jeżeli Lola chce... Kocham ją i nie chcę się z nią kłócić.
   - Czy tylko dla mnie jest to niezręczna sytuacja? - zapytał Bartra i spojrzał na mnie oraz Lolę.
   - To ja może pójdę dokroić ciasta? - odchrząknęła Cristina i wstał, biorąc jeden z talerzy.
   - Pomogę ci - Thiago również wstał i pomógł swojej żonie. Nagle cała reszta również gdzieś się rozeszła.
   - Lola... - szepnąłem i usiadłem na krześle obok niej, patrząc jak Marc, Rafa, Viola i Katina stoją z boku i o czymś rozmawiają, a dziadkowie razem z Thaisą i Roque podeszli do bawiących się dzieci.
   - Tak? - spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko. Chciała mnie pogłaskać po policzku, ale rozmyśliła się i cofnęła dłoń.
   - To faktycznie musi tak wyglądać? - mruknąłem i pogłaskałem po główce Franciscę, która praktycznie teraz już rosła jak na drożdżach.
   - Przecież to normalnie wygląda. Nie wiem o co ci chodzi - wzruszyła ramionami. - Isco, nie komplikuj tego jeszcze bardziej - dodała po chwili.
   - Lola, to się wszystko samo komplikuje. Ja nie chcę się rozwodzić.
   - Ale ja chce. Kiedy to w końcu zrozumiesz?
   - Pewnie nigdy - westchnąłem.
   - Chyba nie chcesz, abym cię odseparowała od dzieci, prawda? - spojrzała na mnie, a ja skinąłem głową. - Więc zachowuj się normalnie. I nawet nie próbuj swoich sztuczek z tym swoim uśmiechem, przez który miękną mi kolana.         
   - Czyli nadal działam tak na ciebie jak wcześniej? - zapytałem z trudem powstrzymując się od uśmiechnięcia się tak, jak ona zasugerowała.
   - Nie. Oczywiście, że nie - pokręciła przecząco głową.
   - Czyli jeżeli teraz bym cię pocałował, to nic byś nie poczuła?
   - Nic, a nic. Zero - powiedziała nerwowo, a ja pochyliłem się w jej stronę.
   - A mogę się przekonać? - szepnąłem.
   - Isco, dzieci tu są. Nie chce, by widziały takie rzeczy - mruknęła cicho, ale się nie odsunęła.
   - To tylko mały buziak, którego nasze dzieci były świadkami nie raz, a jak to powiedziałaś, nic dla ciebie nie będzie znaczył.
   - Ale dla nich będzie znaczył. Isco, nie rób tego - powiedziała drżącym głosem. Nie posłuchałem jej, tylko przybliżyłem się jeszcze bardziej i złapałem delikatnie za jej podbródek i w jej usta, wtopiłem swoje. Nie wyglądało na to, aby nic dla niej nie znaczył, bo rozchyliła lekko usta i pozwoliła, bym wsunął swój język w jej wargi. Po chwili usłyszeliśmy cichy pisk Francisci, którą Lola miała na kolanach. Niechętnie się od niej odsunąłem i pocałowałem córkę w główkę, po czym spojrzałem żonie w oczy.       
   - Mówiłam, że nic dla mnie nie znaczył - mruknęła cicho.
   - Więc niech zostanie tak jak było. Rozwiedziemy się i nie będziesz tego żałować. - powiedziałem dobitnie.
   - Dokładnie - pokiwała głową.
   - Sama w to nie wierzysz, Lola.  
   - A niby skąd to ty wiesz? - prychnęła lekko poddenerwowana.
   - Bo cię znam.
   - Ale ja znam lepiej sobie. Isco, to koniec i musisz się z tym pogodzić - mruknęła, wstając z krzesła i kierując się do grupki naszych przyjaciół. Gdzieś w głębi wiedziałem, że ona ma wątpliwości co do tego rozwodu, że mnie kocha i nadal możemy być idealną rodziną, jak było jeszcze przed Euro. Nie miałem dużo czasu, a tym bardziej taktyki ani pomysłów, co mógłbym jeszcze zrobić, by naprawić swoje błędy.  

THIAGO

   Ruszyłem za Cristiną w głąb domu, a mianowicie do kuchni. Dawała mi wielką nadzieję tym, że chciała iść ze mną do kina i dzisiejszą odpowiedzią, że wszystko gra, a przy okazji obdarowała mnie jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Odłożyła talerz na blat i sięgnęła po nóż, by dokroić sernik, a mnie podkusiło i stanąłem za nią, obejmując ją w pasie i kładąc głowę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się lekko, co mnie uradowało.
   - Naprawdę, wszystko gra? - zapytałem z uśmiechem na twarzy.
   - Tak - pokiwała głową i szeroko się uśmiechnęła. - Wszystko gra.
   - Kocham cię - zaśmiałem się i pocałowałem ją w policzek, a ona odwróciła się do mnie przodem i oplotła rękami szyję.
   - Thiago, tylko musisz obiecać mi jedno... - mruknęła, patrząc mi głęboko w oczy.
   - Co tylko chcesz - szepnąłem.
   - Obiecaj mi, że będziesz mi mówił o wszystkim. Nawet jeżeli kolejna głupia dziewczyna będzie cię chciała zaciągnąć do łóżka i później będzie nam grozić, dobrze? - mruknęła i mocno mnie przytuliła, a ja szczerze powiedziawszy byłem zaskoczony, że o tym wie.
  - Obiecuje, ale skąd o tym wiesz?
   - Nieważne, Thiago - uśmiechnęła się i delikatnie wsunęła palce w moje włosy.
   - Przepraszam, że ci nie powiedziałem. Obiecuje, że to już nigdy więcej się nie powtórzy - uśmiechnąłem się lekko i oparłem swoje czoło o jej.
   - Wiem - szepnęła. - Ufam ci, bo jesteś moim mężem i cię kocham, a tak właściwiej to kochamy. - zaśmiała się perliście.
   - Właśnie - zjechałem dłońmi do jej brzucha. - Teraz już jest nas piątka.
   - Bardzo szczęśliwa rodzina - pocałowała mnie w policzek. - Teraz chcę żeby było jak dawniej. Że razem zasypiamy, budzimy się, śmiejemy, cieszymy razem z naszymi dziećmi i bawimy się razem z nimi.
   - I tak będzie! Zrobię wszystko, aby tak było.
   - To też wiem - wyszczerzyła się i skradła mi szybkiego całusa. - Dzieci chyba nie mogą doczekać się na tort, jak myślisz? 
   - Myślę, że tak - pokiwałem głową i pomogłem jej wbić świeczki w tort.
   - Sześć świeczek... Kiedy to wszystko zleciało? - zaśmiała się, kręcąc głową. 
   - Sam nie wiem - pokręciłem głową.
   - Wracajmy już do nich - uśmiechnęła się lekko. Ja wziąłem talerz z ciastem, a Cris z tortem. Wyszliśmy na zewnątrz, a na tarasie siedział sam Isco. Reszta była rozproszona po całym ogrodzie. - Co tam samotniku? - zaśmiała się do niego Cris.
   - Wszyscy mnie zostawili. Czy ja jestem taki straszny? - zapytał ze śmiechem.
   - Tak Isco, jesteś potworem! - pokazałem mu język.
   - Dzięki. Ty zawsze wiesz jak pocieszyć - puścił do mnie oczko.   
   - Do usług - zaśmiałem się. - Ktoś chyba tu dziś zasłużył na tort! - krzyknąłem w stronę dzieci, na które nie trzeba było długo czekać. Rose i Rafa stanęli po naszej stronie i czekali na znak, kiedy będą mogli zdmuchnąć świeczki. Reszta gości stała naokoło stołu i biła im brawo.
   - Wszystkiego najlepszego! - pierwsi oczywiście nasze dzieci musieli wyściskać ich dziadkowie. Później dopadł ich Rafinha z Katiną, Marc z Violą oraz małym Danielem i Alarconowie. Cristina rozkroiła tort, by każdy dostał po kawałku. Dzieci się rozbiegły do zabawy, a my jeszcze posiedzieliśmy. Wieczorem poprzyjeżdżali rodzice po kolegów naszych dzieci, później pierwsi zmyli się Bartrowie, poprzez Daniela, który usypiał im na rękach, a później po kolei wszyscy. Nawet zdziwiło nas to, że państwo Malave zabrali się z moją mamą. Razem z Cris stwierdziliśmy, że nasze matki coś tam sobie kombinują... Wieczorem wszystko posprzątaliśmy, wykąpaliśmy dzieci i wtedy dopiero dopadły swoje paczki z prezentami. Cris poszła do sypialni, a ja siedziałem u dzieci i czekałem aż zmorzy ich sen i odłożą swoje nowe zabawki. Po jakichś trzydziestu minutach dzieci w końcu się położyły, dostały buziaki na dobranoc i zasnęły, a ja ciężko westchnąłem i wróciłem do sypialni, gdzie na łóżku leżała Cris i przeglądała coś na laptopie. 
   - W końcu! - mruknąłem, kładąc się obok niej. - Nasze dzieci za bardzo wszystko przeżywają i potem nie chcą spać. 
   - Dziwisz im się? - zaśmiała si cicho i odłożyła laptop na bok.
   - W sumie to nie, bo jak byliśmy mali z Rafą to robiliśmy w konia naszych rodziców, wstawialiśmy i bawiliśmy się do rana. - zaśmiałem się.  
   - Myślisz, że oni zrobią tak samo? - zapytała, spoglądając na mnie.
   - Mam nadzieję, że nie! - pokręciłem głową i przysunąłem się do niej. 
   - Ciekawe dlaczego - uśmiechnęła się szeroko i potarła swój nos o mój.
   - Bo tacie się już nie chce tam z nimi czuwać - uśmiechnąłem się i złożyłem delikatny pocałunek na jej ustach. 
   - A co by tatuś chciał? - zapytała szeptem.
   - Tatuś musiałby pomyśleć - mruknąłem cicho do jej ucha. 
   - A może zamiast myśleć to może by po prostu zaczął działać? - spojrzała na mnie i przygryzła dolną wargę.     
   - I chyba tak zrobi - szepnąłem i zacząłem obdarowywać jej szyję pocałunkami. Odchyliła głowę i zaczęła chichotać, poprzez swoje łaskotki, które były czulsze w jej stanie.
   - Bardzo mnie to cieszy - mruknęła cicho i powoli zaczęła odpinać guziczki od mojej koszuli.
   - Wiesz, że bardzo się stęskniłem za tobą? - uśmiechnąłem się i poruszyłem brwią. Dłonią przejechałem wzdłuż linii jej kręgosłupa, po czym szeroko się uśmiechnęła. 
   - Ja za tobą jeszcze bardziej - powiedziała i pozbyła się mojej koszuli. Schyliła głowę i zaczęła całować mój tors. Wsunąłem dłonie pod jej bluzkę i po woli zacząłem podwijać do góry, aż sama pomogła mi się jej pozbyć, po czym wpiłem się w jej usta, wodząc opuszkami palców po jej plechach. Cris pchnęła mnie na łóżko i sama z niego wstała, uśmiechając się cwaniacko. Rozpięła guzik od swoich spodni i pozbyła się ich.  
   - Wyglądasz przepięknie - wyszczerzyłem się i wyciągnąłem dłoń w jej stronę. 
   - Podoba ci się? - znów przygryzła swoją wargę i złapała moją dłoń.
   - Bardzo - uśmiechnąłem się i przyciągnąłem ją do siebie. Była blisko. Po raz pierwszy od dłuższego czasu. Czuliśmy na sobie swoje oddechy. Delikatnie przesunęła swoimi ustami po moich.
   - To się cieszę, ale teraz lepiej nic nie mówmy - wyszeptała i zjechała dłonią do mojego rozporka. Odpięła guzik i z szerokim uśmiechem zsunęła je.
   - Pani to chyba dzisiaj jest niecierpliwa - pokręciłem głową i zsunąłem jedno ramiączko jej stanika, a po chwili i drugie, ciągle patrząc w jej brązowe oczy. Po chwili podążyłem dłonią do jego zapięcia.
   - To przez te hormony - uśmiechnęła się słodko i wpiła w moje usta.
   - Masz jakieś wytłumaczenie przynajmniej - zaśmiałem się i zakreśliłem dłonią kształt jej piersi i talii, zatrzymując dłoń na pośladku.
   - Mam ci przypomnieć jak duży miałeś w tym wkład? - spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się szeroko i położyłem ją delikatnie na łóżku. Zbliżyłem się do łóżka i wyszeptałem.
   - Nie musisz.
Jej dłoń przesunęła się po moich plecach do bokserek, gdy ja całowałem miejsce jej obojczyka. Po woli zaczęła je ze mnie zsuwać, a ja wpiłem się w jej usta z lekkim uśmiechem.
   - Jesteś bardzo niegrzeczna - mruknąłem pomiędzy pocałunkami, a ona cicho się zaśmiała. Rzuciła moje bokserki w kąt i pocałowała namiętnie.
   - Ciesz się, że teraz, a nie przedtem w kuchni - zaśmiała się i pogłaskała po policzku. - Panie Alcantara, na co pan czeka? - widziałem w jej oczach dwa diabliki, które żarzyły się coraz jaśniej.
   - Na nic - odparłem cicho i wszedłem w nią delikatnie. Z jej ust wydobył się cichy jęk.
Chyba nie musiałem jej wspominać, że to zawsze było wyjątkowe, gdy nasze ciała łączyły się w jedno i tańczyły w tym samym rytmie. Później gdy oboje opadliśmy na łóżko, cały przytuliłem się do niej i okryłem nas kołdrą, składając pocałunek na jej odkrytym ramieniu.
   - Dobranoc, moja księżniczko - uśmiechnąłem się.
   - Dobranoc - odpowiedziała i przymknęła powieki.
Odgarnąłem jeszcze jej włosy i przybliżyłem się do jej karku, by czuć jej zapach i zasnąć na pościeli z jej włosów.

1 komentarz: